Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
655
BLOG

Duński łomot

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Piłka nożna Obserwuj temat Obserwuj notkę 65

        Triumfalny wrzask przeszedł przez media w marcu ubiegłego roku, informując nadwiślański lud, że jego piłkarska reprezentacja zbliża się w światowym rankingu do najlepszej dziesiątki. Po latach chudych, gdy oscylowaliśmy w tabeli w okolicach siedemdziesiątego miejsca, dwunaste wydawało się szczytem marzeń i strach było prosić o więcej. Ale nie z naszymi ambitnymi chłopakami od kopanej taka gadka, o nie! Rok później, w czerwcu bieżacego roku FIFA umieściła nas na dziesiątej pozycji. Tak wysoko nigdy nie zaszliśmy, ale jak to bywa apetyt rośnie w miarę jedzenia. I już w kolejnym miesiącu typowano nas na  miejscu szóstym, by wreszcie w sierpniu ustawić na piątym. Alleluja, bracia i siostry! Jesteśmy piłkarską potęgą i basta, a wszystko dzięki dziwnym kryteriom tworzenia  rankingowych tabel, no i oczywiście cudownej diecie pani Anny Lewandowskiej, której kulinarnej magii mąż zawdzięcza celnośc i siłę kopanej piłki, za co kochamy ich oboje w jednej marketingowej ofercie.

         Dlatego uśpiony sukcesami reprezentacji polski kibol, dla którego Powstanie Warszawskie jest równie ważne jak ligowa młócka, a ligowa młócka jak wybicie kastetem zębów innemu, obcemu kibolowi, oczekiwał zwyciestwa na kopenhaskim stadionie. Może nie zaraz olśniewającego, na przykład wynikiem 4:0, ale skromnego choćby, ot, jednym golem, tym bardziej że kilku czujnych reprezentantów przestrzegało przed nadmiernym optymizmem. To co w piątek stało się w Danii przeszło jednak nawet najczarniejsze przewidywania wiecznych malkontentów. Nie wygraliśmy, ale przegraliśmy 4:0, i to w stylu tak fatalnym, że wstyd wspominać. Większośc naszych zawodników poruszała się lekko i zwinnie, jakby grała w betonowych butach oferowanych przez włoską mafię, finezja taktyczna sięgała poziomu podwórkowych trampkarzy, zaś celność strzałów… Zaraz, jakich strzałów? Tych kilku, w tym dwóch w wykonaniu naszego prawego obrońcy? Prawdę mówiąc, wydawało się, że grającym przecież nie jakąś wybitną piłkę Duńczykom w ogóle nie był potrzebny w tym meczu bramkarz, skoro polskie akcje z reguły nie miały wykończenia strzałem. A jeśli już któryś z naszych zawodników doszedł do strzeleckiej pozycji, piłka wędrowała kilka metrów w bok od bramki lub na wysokość trzeciego piętra nad poprzeczką. Zresztą o przewadze Duńczyków zaświadcza statystyka: pod koniec drugiej połowy na ekranie pokazała się informacja, że byli w posiadaniu piłki aż przez 65 procent czasu gry. No cóż, nie mamy jakoś szczęścia do 1 września i tyle.

         Nie wiem jakie kryteria decydują o układaniu rankingów FIFA, niemniej pewne jest, że reprezentacje Portugalii, Chile, Kolumbii, Francji Hiszpanii, Włoch, Anglii, Chorwacji czy Urugwaju, które przecież wyprzedziliśmy, byłyby dla naszych piłkarzy przeciwnikami nie do ogrania. Choć z drugiej strony, może z trudem, jak rok temu na mistrzostwach Europy, pokonalibyśmy Szwajcarię, która nie wiedzieć czemu zajmuje czwarte miejsce na świecie, czyli jest szczebel przed nami. W każdym razie, nie odnosząc zwycięstw z żadnym z futbolowych potentatów, które uzasadniałyby nasz światowy awans, dobrnęliśmy do pierwszej piątki, wygrywając po drodze - choć przecież nie zawsze - z europejskimi maluchami i średniakami, do których to ostatnich sami się zaliczamy. I ani oczka wyżej. Zresztą trudno oczekiwać więcej, skoro w polskiej kadrze gra samotnie wybitny snajper i czterech bardzo dobrych piłkarzy, z których, niestety,  jeden nie może odnaleźć formy po złamaniu nogi, zaś drugi zbliża się do wieku uznawanego w piłce za emerytalny, a jego zawodową specjalnością były ciągłe kontuzje. Pozostali to rzemieślnicy, z których nie każdy opanował na przyzwoitym poziomie technikę. Jeśli więc nawet zakwalifikujemy się do mistrzostw, to nie róbmy sobie apetytu na medal ani nawet dobre miejsce. Po prostu Lewandowski nie pociągnie możliwości kolegów w górę, za to oni z łatwościa ściągną jego atuty w dół.

         Łomot jaki sprawili nam Duńczycy był potrzebny niczym kubeł zimnej wody na rozpalone kibolskie głowy. Lepiej, jeśli teraz pogodzimy się z myślą o niedostatku talentów własnej kadry, niż przy okazji równie kompromitującej klęski w Rosji. O ile w ogóle tam dotrzemy, bo wiadomo – piłka jest okrągła, jak mawiał pewien trenerski geniusz, przejawiający zacięcie do pseudofilozoficznych przypowiastek. Przy czym on wraz ze swoimi piłkarzami sprawił, że optymistyczne nadzieje i plany nie były bezpodstawne. Dziś natomiast nawet marzenia wydają się czymś dalece śmiesznym i w świetle faktów nieuprawnionym.

         To co, nic już nie ma w tym polskim futbolu oprócz Lewandowskiego, co by mogło napawać nas dumą? A owszem, jest - kibicujące dziewczyny w polskich barwach, jak te na zdjęciu, i na razie musi to wystarczyć.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport