Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
1315
BLOG

Niemieckie przetasowania

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Niemcy Obserwuj temat Obserwuj notkę 57

    Pytanie kluczowe do tego felietonu brzmi: czy idioci i nieuki - bo w wielu przypadkach to pierwsze pociąga za sobą drugie - mogą zarządzać państwem? Otóż nie mogą, to znaczy nie powinni, niemniej bywa często tak, że jednak im się udaje. Zresztą czemu nie mieliby sprawować zaszczytnych urzędów, skoro splendor ten przypada niekiedy w udziale złodziejom, notorycznym oszustom, czyli osobom przekraczającym miary kłamstwa zarezerwowane nawet dla polityków, różnym grandziarzom w odczuciu społecznym sprawiającym czasem wrażenie całkiem sympatycznych i wreszcie żądnym władzy i krwi szumowinom rodem z systemów totalitarnych. Ciekawe, że w zdecydowanej większości przypadków to my, wyborcy, zapewniamy im stanowiska, co wyraźnie wskazuje na podstawową chorobę demokracji, jaką jest przekazanie nieświadomym i łatwo socjotechnicznie urabianym masom podstawowego narzędzia ludowładztwa, czyli kartki wyborczej. I tu powiedzonko o małpie z brzytwą samo ciśnie się na usta.

     Dobrze, ale wracajmy do naszego pytania, które dziś dotyczy Angeli Merkel i tych elit politycznych Niemiec, które wsparły panią kanclerz stojącą twardo na gruncie polityki Willkommen wobec napływu imigrantów w roku 2015.

     Zacznijmy może od pytania podstawowego: jakie korzyści mogli zapewnić Niemcom tak zwani uchodźcy? Materialne? No nie, bo ponad milionowi ludzi należało zapewnić lokum, wikt, odzież, zaangażować fachowców od opieki, nauki języka, przyuczenia do zawodu, wzmocnić służby zajmujące się problemem bezpieczeństwa – jednym słowem ruszyć potężną państwową machinę, jaka miała sprostać problemowi. A żeby tę machinę ruszyć, należało przydzielić jej gigantyczne środki finansowe. No a jakie osiągnięto rezultaty? Mierne, bo na przykład z setek tysięcy przybyłych w pierwszym roku zaledwie 46 tysięcy z nich podjęło pracę. Jeśli zatem ,,Gazeta Wyborcza” głosiła kiedyś durną, propagandową tezę, że właśnie imigranci podtrzymują niemiecki system emerytalny, to nawet biorąc pod uwagę osiadłych tam od lat Turków i obywateli byłej Jugosławii, straty w kasie państwa spowodowane opieką nad przybyszami, odnotowane od roku 2015 do chwili obecnej, na pewno zmusiły fanów ubogacania Europy do zaprzestania snucia idiotycznych teorii.

     Czy zatem rząd Niemiec, czyli decyzyjny zespół składający się zawsze z wybitnych fachowców, a przy tym równie wybitnych polityków, urosłych na bazie prezentowanych kompetencji i kierujących się w swoich decyzjach wyłącznie dobrem kraju, czy ten rząd właśnie mógł popełnić tak kolosalną, negatywną skutkach pomyłkę? Bo przyznał się do niej, wstrzymując od tego roku przyjmowanie uchodźców i wypłacając im premie za opuszczenie Niemiec. Co mogło Angelę Merkel skłonić do takiego kroku? Tania siła robocza? Przecież Niemcy mają ją ze wschodu Unii a wystarczy gwizdnąć, ustalając przedtem z rządem Ukrainy roczne kwoty czasowych imigrantów zarobkowych, by zniwelować ten problem. Tym bardziej że chcąc stolarzy, dostaliby stolarzy, a jak chemików, to chemików, a nie wyłącznie muzułmanów. I nie trzeba by było przebierać w niewykształconych masach, by po odciskach dopiero poznawać, które z nich są od łopaty, które od strzelania z kałacha i majstrowania przy bombach, a które od dokonywanych gwałtów i rabunków, bo prawdę przecież rzadko kto wyjawi.

    No dobrze, może zatem wzbogacenie kulturowe przemawiało za przyjęciem często analfabetycznych gości? Wzbogacenie czym, chciałoby się zapytać? Co ci ludzie, których należy od podstaw uczyć obowiązujących w Europie przykazań higieny, żeby nie cuchnęli, zasad poruszania się w mieście i codziennego zachowania w cywilizowanym świecie, mieliby do zaoferowania? Cóż więcej poza barami z kebabem, które już tam są? Może burki jako strój kobiet, smętne zawodzenie muezzina z rzucającego obcy cień na panoramę miasta minaretu, czy atmosferę dzielnic nędzy na dożywotnich zasiłkach, typową już dla francuskich klimatów?

    Jest takie powiedzonko: jeśli chcesz się napić piwa, nie musisz od razu browaru kupować. I tak jak do wprowadzenia ryżu na swoje stoły Niemcy nie musieli zapraszać milionów gości z Azji, a do transferu prądów renesansu nie potrzebowali kolonizacji włoskiej, podobnie w przypadku instalacji kultury gwałtu i brutalnego traktowania kobiet nie trzeba było ściągać Syryjczyków, Afgańczyków, Sudańczyków czy Nigeryjczyków – wystarczyło sięgnąć po własne zasoby degeneratów i poluzować im nieco smycze.

    Czy zatem skutki polityki Angeli Merkel, które rząd tej samej kanclerz zaczyna zwalczać poprzez finansowe zachęcanie zaproszonych wcześniej gości do wyjazdu, były do przewidzenia? Ależ oczywiście. Nikt chyba nie sądzi, że jedynie na Węgrzech i w Polsce rodzą się wizjonerzy pokroju Orbana czy Kaczyńskiego? Do tego wystarczy nawet przeciętny intelekt i garść wiedzy. Tym bardziej że doświadczenia Francji oraz Włoch dowiodły nie tylko kompletnego fiaska procesu asymilacji ludności muzułmańskiej, ale wręcz narastania konfliktu na kulturowym styku. Natomiast własny eksperyment z integracją Turków też nie brzmiał zachęcająco. Zatem wizja istnienia w jednym państwie tak zwanego społeczeństwa równoległego, podtrzymującego własne dziedzictwo cywilizacyjne i żyjącego jeśli nie w opozycji, to w oderwaniu kulturowym od dominującej go nacji, nie mogła być nieznana Angeli Merkel i jej otoczeniu. A zwiększanie zagrożenia terrorystycznego ze strony najeżdżających Niemców ,,gości” powinno skłonić do utrzymywania imigrantów z dala od granic.

    Czyżby zatem było prawdziwe często powtarzane domniemanie, że aferę z uchodźcami uknuł jeden kolebiący się nad grobem żydowski spekulant dysponujący wielomiliardowym kapitałem, zamierzający wspomóc europejskich lewaków w ich walce z katolicyzmem i nacjonalizmami? Hm, jest to tak totalna bzdura, że jej powtarzanie po prostu kompromituje jej głosicieli. Jeśli bowiem napływ hord z południa i wschodu miałby jakiś wpływ na te procesy, to właśnie odwrotny. A co najważniejsze, zamierzony.

    I tu w naszym poszukiwaniu odpowiedzi, dlaczego kanclerz Merkel zafundowała rodakom imigracyjną bakterię, zbliżamy się do wyjaśnienia, a raczej ,,mojego wyjaśnienia”, które chciałbym zaproponować.

    W stosunkowo krótkim czasie połączone RFN i NRD wyrosły do rangi gospodarczego i politycznego mocarstwa. Niemal wszystko, co dzieje się we współczesnym świecie, ma odciśnięte piętno wpływu działań Berlina. Natomiast na polu europejskim, po zmarginalizowaniu roli Francuzów, a nawet Brytyjczyków, niebędących w stanie konkurować w pojedynkę z Unią pozostającą pod wpływami Niemców - którzy nota bene byli zainteresowani wypchnięciem Londynu ze wspólnoty – decyzje zapadają nad Sprewą. Silna i innowacyjna gospodarka, drugie miejsce w światowym eksporcie, wysoki poziom edukacji, doskonałe kadry, bogate społeczeństwo, świetnie wyposażona armia – wszystko to stawia kraj w czołówce gigantów, a pod względem jakościowej konkurencyjności towarów na miejscu pierwszym.

    Czego zatem brak im do pełni szczęścia? Trzech rzeczy: broni atomowej, jak zawsze przestrzeni i ducha. Ale dwa pierwsze warunki nie mogą być spełnione bez trzeciego. I choć ich realizacja jest w zasięgu ręki, bo nauka i przemysł niemiecki są w stanie wyprodukować głowice jądrowe wraz z środkami ich przenoszenia w ciągu paru lat, zaś powrót na dawne ziemie zachodu i północy Polski – najpierw w formie migracji kapitału i ludzi, później panowania ekonomicznego i wreszcie administracyjnego jest kwestią najbliższego ćwierćwiecza, to cele te wymagają zmiany myślenia Niemców. Z głęboko pacyfistycznego, zainfekowanego czymś, co choć trudne do zrozumienia określa się mianem trendu lewicowo-liberalnego demontującego więzy narodowe, w powrót do idei nacjonalizmu niemieckiego, ześrodkowującego społeczeństwo wokół idei budowy silnego państwa. Państwa zapewniającego nie tylko dobrobyt swoim obywatelom, ale i bezpieczeństwo, bez odwoływania się do pomocy innych, stwarzającej układ poległości politycznej, obniżającej poziom suwerenności władz i demoralizującej naród. Bez tej zmiany Niemcy nie zaakceptują ani dążenia do posiadania broni atomowej, ani powrotu do polityki Drang nacht Osten, łatwo kojarzonej z ideologią nazizmu i obecnie przez zdecydowaną większość obywateli nieakceptowalnej.

    Żeby to osiągnąć, potrzebne jest zaszczepienie ludziom innych idei, idei łączących w miejsce indywidualizujących i dzielących. A co bardziej łączy niż niechęć do obcości kulturowej, religijnej i rasowej, na dodatek obcości agresywnej, zwłaszcza wobec kobiet, niezrozumiałej i roszczeniowej, stwarzającej stan permanentnego zagrożenia? Nieważne na ile faktycznego i o jakim zasięgu – to już kwestia właściwie stosowanej socjotechniki? Odpowiedź brzmi: nic tak nie łączy, bo scalanie się w silną, gotową odeprzeć niebezpieczeństwo grupę wynika z instynktu samozachowawczego człowieka, zatem sukces dokonanego zabiegu jest gwarantowany. I co najważniejsze, zmiany myślenia obywatelskiego, dostrzegane w zyskującej poparcie partii Alternatywa dla Niemiec (AfD), która z ugrupowania wyłącznie eurosceptycznego przerodziła się w ruch eurosceptyczny i anty-imigrancki, wchodzący naprzeciw zapotrzebowaniu społecznemu, stały się procesem otwartym i pogłębiającym się. A o to właśnie chodziło w polityce Willkommen udającej do przesady gościnną Angeli Merkel. Nie, ta kobieta nie jest nieukiem lub idiotką popełniającą tak kardynalne błędy. Ale jeśli świat tak uważa, tym lepiej dla niej i jej rodaków, a gorzej dla świata.

    Początek został zrobiony. I choć Niemcy podreptują jeszcze indywidulanie, to dobrze jest trzymać ucho przy ziemi, by zorientować się, kiedy zaczną paradnie maszerować. W zwartych szykach pododdziałów.


Zobacz galerię zdjęć:

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka