Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
3114
BLOG

Supełek na powrozie

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Sądownictwo Obserwuj temat Obserwuj notkę 159

        Działo się to w Polsce albo dokładniej prawie w Polsce, bo w Poznaniu…

        - Co dlaczego? Że prawie w Polsce? A dlaczego by nie? Przecież działania lokalnych kacyków w Warszawie, Gdańsku czy właśnie w stolicy Wielkopolski, niejednokrotnie odcinających się od realizacji zarządzeń centralnego ośrodka decyzyjnego tylko z powodu nieakceptowania jego politycznych barw, zaświadczają, że suwerenność państwa polskiego na obszarach wspomnianych miast postawiona została pod znakiem zapytania. I jeśli na przykład prezydent Warszawy może zlekceważyć wezwanie organu administracji publicznej – i to de facto bez poniesienia konsekwencji, to znaczy, że organ ten, a przez to i państwo nie sprawują tam mandatu przekazanej mu konstytucyjnie władzy. Co gorsza, powód tego stanu rzeczy, jakim jest obawa przed konsekwencjami wymuszenia realizacji podjętej decyzji, głównie z uwagi na reperkusje międzynarodowe, jeszcze bardziej obnaża inercję władzy centralnej. A gdy dodamy do tego fakt, że zachowania prezydentów mają mocne osadzenie społeczne, przez co rozumiem lokalne, obywatelskie poparcie tych zachowań, wtedy gdzieś w zakamarkach mózgu rozpala się iskierka pomysłu ukarania nieposłusznych aglomeracji, choć sięganie aż po przykład starożytnych Teb byłoby przejawem niepotrzebnej nadgorliwości.

        Dobrze, wracajmy do tematu. Działo się to więc w Poznaniu, czyli wszyscy wiemy już, gdzie, w dniu 8 marca zeszłego roku, w trakcie zgromadzenia na Placu Wolności, które było częścią Międzynarodowego Strajku Kobiet. Około dwóch tysięcy zgromadzonych tam pań domagało się respektowania swoich praw, w tym swobodnego dostępu do nowoczesnej antykoncepcji, in vitro i badań prenatalnych. I to tam właśnie do zabranych przemówiła żona urzędującego prezydenta stolicy Wielkopolski, Joanna Jaśkowiak. A przemawiając, coraz bardziej napinała emocje, niczym jakaś baba-kloc napompowane sterydami muskuły. Zresztą poczytajmy:

        ,, Od czasu, gdy panuje nam »dobra zmiana«, budzą się we mnie różne uczucia i tymi uczuciami chciałabym się dzisiaj przede wszystkim z kobietami podzielić. Najpierw było to zdziwienie, później zaskoczenie, oburzenie, niedowierzanie, złość, wściekłość i ostatecznie brakuje mi słów i chyba tylko jedno, małe cenzuralne: wk...w. Jestem wk...wiona.”

        Odnalazłem w internecie wywiady jakich pani Joanna udzielała mediom oraz jej krótką biografię, a tam, że urodzona w 1965 roku, że studiowała prawo na UAM i że została notariuszem. Ale nie to jest ważne, tylko fakt, że obecnie, a więc czasach, w których każda osoba publiczna stara się uwypuklić swoją kombatancką działalność jaką demolowała cegiełka po cegiełce mury komunizmu, w jej przypadku słowa na ten temat nie znalazłem. Znaczy wkurw na władzę schyłkowych komuchów zarządzających krajem po stanie wojennym jakoś ją nie brał, choć na przykład już takiego Schetynę Grzegorza brał, mimo że był niemal rówieśnikiem Jaśkowiakowej. A że pomieniony wkurw bierze ją teraz, zatem z porównania zachowań tej samej osoby - kiedyś i obecnie - można wnosić, że Polska Kaczyńskiego jest dla niej gorsza od Polski Jaruzelskiego. Myśl tę podpowiadam zwłaszcza Anne Applebaum, bo może stać się ona cennym dodatkiem do głoszonych przez nią politycznych nonsensów, których cel sprowadza się do znanego historycznego powiedzonka, będącego mottem goebbelsowskich rodem propagandystów: ,,Kłamcie, kłamcie, zawsze coś z tego zostanie”.

         Dobrze, to tyle o tle wydarzenia, jakiego następstwem stały się dwie sprawy sądowe z artykułu 141 Kodeksu wykroczeń, który karę ograniczenia wolności, grzywny do 1.5 tys. zł lub nagany przewiduje dla osób używających słów nieprzyzwoitych w miejscu publicznym. W pierwszej sąd rejonowy uznał Joannę Jaśkowiak winną popełnionych wykroczeń, skazując ja na 1000 zł grzywny. Natomiast sąd okręgowy, rozpatrujący odwołanie, Jaśkowiakową uniewinnił z powodu niskiej szkodliwości jej czynu, uznając przy tym, że w pierwszej instancji oceniono jej zachowanie ,,w oderwaniu od obecnej sytuacji politycznej”. To kuriozalne oświadczenie miało swój ciąg dalszy w uzasadnieniu. Oto zdaniem sędziego Sławomira Jęksy, choć obwiniona użyła słów wulgarnych, które były słyszane przez dzieci i co jest oczywistym złem, to przecież stanowiły reakcję na jeszcze większe zło, jakie obecnie ma miejsce w Polsce. Ale prześledźmy treść tego uzasadnienia, znamiennego dla przedstawiciela demokracji totalitarnej, ukrytego w owczej skórze prześladowanej opozycji:

        ,,Mamy ciąg naruszeń konstytucji w związku z ograniczaniem wolności zgromadzeń, przejmowaniem instytucji konstytucyjnych, czyli Trybunału Konstytucyjnego, Krajowej Rady Sądownictwa, w chwili obecnej Sądu Najwyższego, naruszaniem zasady trójpodziału władzy i odmową publikowania orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego”

        I dalej:

         ,,Sąd okręgowy musiał zmierzyć się z problemem społecznym, gdzie z jednej strony mamy co czynienia z ciężkim naruszeniem najwyższego prawa, czyli konstytucji przez przedstawicieli władzy wykonawczej i ustawodawczej, a z drugiej strony z zachowaniami obywateli, szczególnie obwinionej, które wyczerpują znamiona czy to wykroczenia, czy też przestępstwa. (...) Jeśli zestawimy ten czyn z czynami, w stosunku, do których stanowił on reakcję, to jedynym możliwym stwierdzeniem Sądu Okręgowego było to, że ten czyn obwinionej z takiego punktu widzenia pozbawiony był społecznej szkodliwości w rozumieniu czynu karnego”.

         Skoro sędzia sądu okręgowego pozwala sobie w błahej przecież sprawie bezkarnie nagłaśniać ją przez poddanie ocenom urzędującej konstytucyjnie władzy, choć nie będąc Trybunałem Konstytucyjnym nie jest organem do tego powołanym, oraz wysuwać wobec niej konkretne oskarżenie, to znaczy, że mamy do czynienia z przesileniem politycznym. Od tej pory, na co wskazują nakładające się na siebie wydarzenia, to znaczy sprawy Joanny Jaśkowiak i wypowiedzi byłej prezes SN Małgorzaty Gersdorf po jej spotkaniu z premierem - Polska stała się obszarem oficjalnie rywalizujących ze sobą władz – konstytucyjnej i wykonawczej z sądowniczą. A mówiąc konkretnie, obszarem dwuwładzy, z których pierwsze dwie swoje mandaty czerpią z demokratycznych wyborów, natomiast trzecia - z zagranicznego umocowania w Karlsruhe.

         Skandaliczny wyrok w sprawie wykroczenia, który zapadł nie na bazie kodeksowego przepisu, ale politycznej oceny sytuacji w kraju, dokonanej przez urzędnika wojującej kasty, a więc będącego zaangażowaną stroną sporu, co dokumentuje złamanie zasady apolityczności sędziego, wydany dodatkowo w sprawie żony lokalnego notabla również pozostającego w sporze z rządem, jest jedną z największych kompromitacji polskiego wymiaru sprawiedliwości. Kompromitacji, bo mamy do czynienia i z zastosowaniem wyjątku od zasady równości prawa, i z kierowaniem się podczas orzekania przesłankami politycznymi, i wreszcie z publiczną oceną działań władzy dokonanej przez organ do tego nieupoważniony.

         Myliłby się jednak ktoś, kto uznałby, że rzucanie ,,kur**mi” po ulicach – z chodnika na chodnik oraz wzdłuż i w poprzek placów całej Polski będzie od tej pory bezkarne. Nie, nie, tak dobrze nie ma, kochani! Sędzia Sławomir Jęksa wziął pod uwagę i ten aspekt swojego orzeczenia, w związku z czym dodał: ,,Raz się to zdarzyło, być może było to potrzebne.”

        Czyli jeśli następny raz jakiś lekKODuch albo UBywatel rozpłata w czasie ulicznej manifestacji głowę stojącemu na straży porządku policjantowi, wtedy i jego można uniewinnić, bo przecież wyrzucił tym z siebie całkiem uzasadniony wkurw, jaki ogarnął go z powodu rządów PiS. I Sławomir Jęksa lub inne jego lustrzane, moralne odbicie powie wtedy w uzasadnieniu, że raz się zdarzyło, być może było potrzebne.

         Kiedyś, gdy w kieszeniach noszono jeszcze chustki do nosa –wynalazek być może niezbyt higieniczny i estetyczny, ale lepszy niż nic, a nic symbolizowały dwa palce do smarknięcia - istniał zwyczaj wiązania na tych chustkach supełka, by czegoś nie zapomnieć. Wyciągało się taką chustkę z kieszeni w celu wytarcia nosa, a tam, proszę, supeł. No więc jedni, ci mniej refleksyjni, po prostu go rozwiązywali, by się porządnie wysmarkać, ale inni popadali w zadumę, starając się przypomnieć, co to mogło oznaczać. I czasem nawet sobie przypominali. Znaczy pomagało.

         Dlatego dziś, już teraz, zawiążmy sobie supełek na chustce, by nie zapomnieć pewnych nazwisk, w tym nazwiska sędziego Sławomira Jęksy…

        - Co, że nie nosi się już chustek? Nie ma sprawy, zawsze w miejsce chustki możecie nosić w kieszeni mocny powróz.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo