Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
398
BLOG

Afrykański pomór senatora Libickiego

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Rozmaitości Obserwuj notkę 25

        Poruszający się na inwalidzkim wózku senator Jan Filip Libicki od lat jest obiektem ataku prawicowych internautów. A dokładniej od momentu, gdy nie tylko zmienił polityczne barwy z pisowskich na platformerskie, ale gdy wykwit swoich górnolotnych myśli zaczął wypisywać na blogu. To jak raz nie dziwi, bo przyjąć należy, że w jego niepełnosprawnym świecie, pełnym na dodatek wolnego czasu, ciągłe parcie na upublicznianie własnych poglądów i blogowa biegunka są do przewidzenia. Podobnie zresztą jak i to, że stały się one celem systematycznego rozstrzeliwania złośliwymi komentarzami przez zwolenników prezesa i dobrej zmiany. Na senatorze nie robi to jednak żadnego wrażenia, ba, musi nawet sprawiać mu pewną frajdę, albowiem pisania nie przerywa a obroną na internetowe ataki i zaczepki jest taktyka nieodpowiadania na komentarze.

        Wypada się jednak zastanowić – przynajmniej pro forma - czy ataki wymierzone w inwalidę są OK, czy nie są? Otóż ja twierdzę, że są, bo inwalida czy nie, jeśli wszedł do polityki i swoim zachowaniem decyduje o losach milionów ludzi, automatycznie wystawia się na ostrzał krytyki swoich przeciwników. A przy okazji traci te uprawnienia netykiety, które obowiązują w przypadku niepełnosprawnych. Szczególnie zaś wtedy, gdy bywa celowo złośliwy i z premedytacja najeżdża swoim wehikułem przeciwnikom na stopy. Nie chodzi oczywiście o to, by w odpowiedzi wstawiać kij w szprychy jego wózka, patrząc przy tym z zadowoleniem, jak fika kozła, niemniej trudno nadstawiać mu drugą stopę, skoro prościej oddać pięknym za nadobne. Pytaniem pozostaje tylko, czy jeśli nie ma się wózka można skorzystać z posiadanego samochodu, choć z góry ustalmy, iż użycie ciężarowej wywrotki wypełnionej żwirem byłoby już drobną przesadą.

        Do zajęcia się osobą szanownego senatora skłonił mnie jego blogowy felieton, zatytułowany ,,Aniołki Glapińskiego ośmiorniczkami PiSu.” W zasadzie każda jego notka mogłaby sprowokować normalnie myślącego człowieka do reakcji, ale że ta jest ostatnia i treściowo aktualna pozostanę właśnie przy niej.

        Tu z góry zastrzegam, że sprawa nie dotyczy tytułowego tematu. Raz dlatego, że i mnie razi fakt pokazywania się szefa Banku Narodowego w towarzystwie dwóch tlenionych ,,na albinosa” współpracownic, co nawet osobie mało podejrzliwej wyda się dziwne i myśl jej przez moment może zatruć brzydkie domniemanie chęci przypodobania się obu pań gustom i fantazjom szefa. Nie chodzi też o ich pensje, bo z tym należy poczekać do oficjalnego ujawnienia zarobków, choć już teraz dręczy refleksja, dlaczego prezydent, premier i ministrowie zarabiają tak mało, skoro pracownicy NBP tak dużo. Nie, rzecz odnosi się do brzydkiej cechy blogowej publicystyki Libickiego, jaka bardziej przystoi zawodowym politrukom niż senatoraowi.

        Sprawa pierwsza to posługiwanie się brudnymi, kłamliwymi sugestiami, przeniesionymi zresztą z poprzedniej notki, co dowodzi, że arsenał antypisowskich plwocin Libicki ma dość ograniczony. Upublicznianie przez niego podejrzeń niemających żadnego dowodowego zakotwiczenia w rzeczywistości, to znaczy jakoby Glapiński mając jakąś wiedzę o finansowych początkach PiS mógł tym szantażować prezesa Kaczyńskiego i tym samym czuć się bezkarnie, jest po prostu nieuczciwe, by nie powiedzieć ohydne. Równie dobrze ja mógłbym bezpodstawnie podejrzewać Libickiego, że łapie każdą fuchę, w tym politycznego trolla, by za wierszówki publikowanych kłamstw łatwiej spłacić dług zaciągnięty w szwajcarskich frankach. A ten mały nie jest.

        Sprawa druga wiąże się z postawioną przez niego dyskusyjną tezą, jakoby rządy III RP upadały z powodu drobnych incydentów. I tu podaje między innymi przykład Platformy, która przegrała wybory z powodu konsumowania przez jej ministrów ośmiorniczek w restauracji, jakie w sklepie kosztują 28 zł. Bo ośmiorniczki stały się symbolem rozpasania władzy.

        Trudno chyba o bardziej kłamliwą interpretację faktów, albowiem nie jest ważne, ile ośmiorniczki kosztują w sklepie, tylko jakie rachunki płacili służbowymi kartami wspomniani ministrowie za obiady, w skład których wchodziły ośmiorniczki. Tak więc czytelna sugestia autora jakoby z powodu śmiesznej ceny w detalu symbol rozpasania władzy był fałszywy stanowi jawną próbę propagandowej ucieczki od rzeczywistości. Bagatelizowanie zamawiania drogich dań w luksusowym lokalu, dokonane według ich wartości w sklepie, wygląda mniej więcej tak, jakby Libicki jadał na koszt podatnika w drogich knajpach ulubione trufle, a ja rżnąłbym głupa głosząc, że co to za rarytasy, skoro są one przysmakiem dzikich świń. No a przecież najważniejsze były treści prowadzonych w restauracji rozmów, będące świadectwem planowania sprzecznych z prawem konstytucyjnym działań, dowodem kolesiostwa i cwaniactwa godnego dresiarzy. I to łącznie z restauracyjnym menu wzburzyło wreszcie społeczeństwo.

        Ciekawe jednak, że o rozpasaniu władzy mówi człowiek, który dumnie reklamował się z tabliczką informującą o obsługiwaniu senatorów poza kolejnością, co sądząc z jego miny wyraźnie mu imponowało, i który publicznie chwalił się, że jest tym człowiekiem, który zabrał darmowe leki emerytom. Senatorskie skundlenie sięgnęło dna, a mimo to, co szokujące, ponownie został wybrany. W Stanach Zjednoczonych media i wyborcy spuściliby po mim wodę zapomnienia.

        Osobiście życzę panu Libickiemu, a przede wszystkim Polakom, by zajął się on jakąś uczciwą pracą. Wszak spółdzielni inwalidów w kraju nie brakuje. Co prawda nie odmieni go to etycznie, ale przynajmniej ograniczy czasowo w serwowaniu społeczeństwu wytworów jego nieciekawej moralności. I, co najważniejsze, pozwoli mu patrzeć w lustro bez obaw, czy przypadkiem nie dostrzeże u siebie objawów afrykańskiego pomoru.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości