Okazało się, że (coraz bardziej) wolne (od polskich złudzeń) miasto Gdańsk zawdzięcza swoją nową prezydent głównie jej jedenastoletniej córce. Tego się dowiedziałem od samej pani Aleksandry Dulkiewicz, która wspominając w programie ,,Kropka nad i” okres, w jakim przemyśliwała nad trudną przecież dla ludzi rozsądnych i uczciwych decyzją o swym udziale w wyborach, ostatecznie podjęła ją pod wpływem własnej latorośli. ,,Mamo, musisz. Chcę być mieszkanką takiego Gdańska, w którym ty będziesz prezydentem”, powiedziała niezwykle rezolutna jedenastolatka. I choć w roku 2007, w którym słowa: ,,Tusku, musisz!” stały się oficjalnym sloganem reklamowym Platformy Obywatelskiej, córka nie była jeszcze nawet poczęta, to widać, że wraz z przekazanymi genami hasło mimo wszystko głęboko zapadło jej w pamięć. No a do tego wrodzona – bo przecież nie inaczej - inteligencja pomogła dokonać jego sprytnej przeróbki. Znaczy, mówiąc wprost to, czym bardziej lub mniej szczerze, bo bardziej lub mniej oportunistycznie zachłystywali się tata z mamą, skopiowane zostało w jej świadomości i twórczo, na potrzeby mamy właśnie, przetworzone.
Czy w to wierzę? Oczywiście, że nie, choć uważam, że taka ckliwa historyjka na poziomie godnym fantazjowania siódmoklasisty, którą popisała się chyba mało intelektualnie skomplikowana pani prezydent, może jednak wzruszyć hołotę, zwłaszcza trójmiejską. Natomiast niehołota zrozumie i doceni – choćby we własnym interesie – spryt nowego włodarza miasta.
Fascynacja Tuskiem, szczera czy nie, ale jednak przejawiana publicznie przez Aleksandrę Dulkiewicz, może być z dużym procentem prawdopodobieństwa uznana za rodzaj klaki, jaką wdzięczna za udzielone jej poparcie pani prezydent robi już teraz królowi Europy na poczet jego przyszłego udziału w wydarzeniach nad Wisłą. Zaświadcza o tym nazywanie go ,,najważniejszym gdańszczaninem”, który ,,jest jeszcze młodym politykiem”, i którego ,,Polska potrzebuje”, co wraz z wciśniętą córce w usta parafrazą słynnego sloganu wyborczego jawi się oczywistym przejawem politycznej służalczości. Człowiek ,,dotknięty przez Boga wielkim geniuszem”, jak mawiał o swoim szefie Sławomir Nowak, zawsze lubił otaczać się pochlebcami o niezbyt lotnych umysłach – to już taka przewidywalna cecha ,,demokratycznych jedynowładców”, wcześniej czy później przyczyniająca się do ich klęski. Ale dziś jesteśmy jeszcze w okresie ,,wcześniej” – tak przynajmniej się wydaje, w związku z czym zbieranina miernych, ale wiernych może pomóc Tuskowi w realizacji jego powrotu na szczyt władzy w kraju. Tak mógł sobie to zaplanować, ewentualnie – co bardziej prawdopodobne – podpowiedziała i zaplanowała mu Angela Merkel, pragnąca powrotu pełni wpływów Niemiec w Warszawie, do czego wytrychem jest najważniejszy gdańszczanin – niezapomniany wnuczek dziadka z Wehrmachtu.
W wywiadzie prowadzonym przez Monikę Olejnik - nie dość, że mało ciekawym, to na dodatek wyraźnie ustawionym, Dulkiewicz wymknęła się jednak pewna zagadkowa myśl. Oto na pytanie, co powiedziałaby dziś Pawłowi Adamowiczowi, najpierw westchnęła tak głęboko, że w położonej nieopodal gdańskiej bazylice nad ołtarzem zgasły świece, a później zastanowiła się przez chwilę. Pomyślała zapewne o tych wszystkich mieszkaniach pana Pawła, o radach nadzorczych, w których zasiadał, o jego znajomościach wśród gdańskich deweloperów, o półmilionowym koncie córek, o walizce pieniędzy zaoszczędzonych przez dziadka żony z ciułactwa, o zachwalaniu innowacyjności twórców Amber Gold, a potem, z niezwykle poważnym wyrazem twarzy zaświadczającym o zrozumieniu stojących przed nią wyzwań, powiedziała:
,,Szefie, wysoko postawiłeś poprzeczkę, będę starała się dosięgnąć”
Kurtyna, kurtyna!
Komentarze