Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
1298
BLOG

Sprawa Matki Boskiej od tęczy

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Policja Obserwuj temat Obserwuj notkę 37

        Elżbieta Podleśna, lat 51, to psycholog i psychoterapeutka, zatem osoba formalnie rzecz oceniając inteligentna, a przynajmniej na tyle, by wiedzieć, że rozklejanie plakatów, na których wizerunkowi Maryi z Dzieciątkiem domalowano tęczowe aureole, jest aktem obrażającym uczucia religijne, ściganym z artykułu 196 kodeksu karnego. A zwłaszcza wtedy, gdy plakaty profanujące obraz Matki Boskiej Częstochowskiej rozkleja się między innymi na koszach na śmieci i przenośnych toaletach.

        Tu warto zauważyć jak łatwo można popełnić błąd odnośnie czyjejś wiedzy i inteligencji, odmierzanych posiadanym dyplomem, za czym przemawia wywiad, który stacji TVN24 udzieliła Podleśna. Stwierdziła tam bowiem, że jej czyn ,,na pewno nie jest atakiem na religię, ani na pewno atakiem na wiarę”. Później zaś dodała rozbrajająco: ,,Kogo w ogóle można zaatakować obrazkiem?”

        Z wypowiedzi tej wynika, iż baba mimo wykonywania delikatnej profesji wymagającej szczególnej wiedzy i umiejętności posługiwania się nią, ciemna jest niczym czarna dziura, czyli ciemniejsza nawet od bakelitu, który stał się symbolem ciemniactwa. Bo gdyby tylko pobieżnie śledziła media, orientowałaby się, że z powodu jednego obrazka, będącego ciętą satyrą polityczną, cała redakcja ,,The New York Times” zwijała się niedawno w żałosnych paroksyzmach ekspiacji. Albo że cztery lata temu ośmiu członków redakcji nieco za bardzo jak na islamski gust satyrycznego tygodnika ,,Charlie Hebdo” zostało zastrzelonych przez muzułmańskich ortodoksów w siedzibie magazynu. Po prostu treści pisane i rysowane tam przez lewaków tak mocno ,,zaatakowały” pobożność muzułmanów, że ci uznali, iż warto zakończyć obrazoburczą działalność opróżnieniem kilku magazynków kałacha. Zatem obrazkiem można jednak zaatakować, choć nie fizycznie – to fakt. No chyba że dużym, zwiniętym w ciężki rulon lub takim w solidnych ramach.

        Z nakazu prokuratora policja wkroczyła do Podleśnej o 6.00 rano, przeszukała mieszkanie i jej samochód, gdzie znaleziono kolejne plakaty, po czym przewieziono ją na komendę, przesłuchano i postawiono zarzuty. Następnie z polecenia prokuratury zwolniono.

        Znaczy kolejna antykościelna i antyreligijna prowokacja niezbyt lotnej umysłowo osoby, aktywizującej się politycznie pod wpływem lewackich wzmożeń. Co dalej z tym robić? Kto wie? Skoro jednak powiedziało się A, trzeba dodać B, licząc tylko na to, że funkcjonujący na podobnych wzmożeniach sędziowie urwą łeb sprawie, czym zamiast rozzłościć pisowców zaskarbią sobie dozgonną wdzięczność często nadpobudliwie i nieprzemyślanie działającej władzy. A dlaczego piszę o nieprzemyśleniu i nadpobudliwości? Bo gdyby było inaczej władza łatwo przewidziałaby, jak potoczy się eskalacja tego konfliktu. I fakt, bo nie jest to koniec sprawy, a przebieg wydarzeń po prostu kompromituje rządzących, zwłaszcza Joachima Brudzińskiego.

        Oto dwa dni po aresztowaniu Podleśnej grupa Obywateli RP wraz ze swoim hersztem Pawłem Kasprzakiem dokonała prowokacji przed budynkiem MSW, obnosząc tam publicznie obraz Matki Boskiej Częstochowskiej z wymalowanymi na nim tęczowymi aureolami. Rozzuchwalenie lewackich chuliganów sięgnęło chyba zenitu anarchii, skoro nie pozwolili się nawet wylegitymować ślamazarnie reagującej policji. I co? I nic, bo nie niepokojony przez stróżów prawa Kasprzak już zapowiedział kolejne uliczne prowokacje sprofanowanym obrazem.

        Sprawa kompromitacji władzy jest tu oczywista. Skoro MSW dopuściło do wejścia policji do mieszkania Podleśnej i to o szóstej rano, co było wizerunkowym błędem, a na dodatek nie miało żadnego uzasadnienia, po czym aresztowano ją za obrazę uczuć religijnych, to analogiczne czynności powinny dotknąć Kasprzaka i resztę jego lewackiej watahy. Natomiast jeśli pozwolono pod nosem samego szefa MSW bezkarnie naruszać przepisy, to automatycznie dano do zrozumienia, że działania podjęte wobec Podleśnej nie były prawnie uzasadnione.

        - Albo, albo, panowie psy, a nie, że raz tak, a innym razem inaczej! - chciałoby się krzyknąć w twarz stróżom prawa. Przepis jest stanowiony po to, by był realizowany bezkompromisowo, konsekwentnie, skutecznie i wobec wszystkich, a nie w zależności od sytuacji. A tym właśnie popisał się Joachim Brudziński, obserwujący zapewne z okna budynku swego resortu realizację wydanego przez siebie polecenia, by broń Boże nie sprowokowano… prowokatorów. I choć nie doszło jeszcze do sytuacji, w której demonstrujący swoje niezadowolenie obywatel bezkarnie, w obecności ministra, narżnąłby mu na biurko, to kto wie, jak zachowałby szef MSW, gdyby okazało się, że protestującym jest pejsaty Judasz z Pruchnika? Co, że podałby mu papier, a potem poprosił o autograf, choć na oddzielnej już kartce? Może.

        Warto pamiętać, że totalny bałagan, bezprawie i zaczątki anarchii przejawiają się właśnie tak, jak to miało miejsce pod budynkiem MSW. To znaczy wtedy, kiedy władza, myśląc wyłącznie o politycznym przetrwaniu, boi się być prawdziwą władzą.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo