Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
1821
BLOG

Święta Greta

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Klimat Obserwuj temat Obserwuj notkę 47

        O Grecie Thunberg, nowej świętej religii klimatycznej, przelano na papier i do internetu już tak wiele mądrych słów, że chyba nawet nie wypada, aby robić to jeszcze raz. Zresztą za duże porcje mądrości na jednym talerzu nie spełniają swojej roli z uwagi na zjawisko intelektualnego przesytu i monotematycznego znużenia. Dlatego postanowiłem zmusić się i napisać też o Thunberg, tylko że dla odmiany coś głupiego – ot tak po prostu, żeby było inaczej. Przy czym inaczej nie oznacza prawdy objawionej, ewentualnie klimatów poszukiwanej pilnie i przez wszystkich sensacji, tym bardziej że ta z prawdą ma ogół ma niewiele wspólnego. Natomiast faktem jest, że jeśli serwuje się inność, to zawsze podtrzymuje ona zainteresowania. Na przykład taki Picasso musiał o tym doskonale wiedzieć, bo kiedy odrobinę nudzić zaczęły jego bohomazy malowane w okresie błękitnym, przerzucił się na różowy, nadal dzierżąc pozycję w centrum artystycznych fascynacji świata idiotów.

        Oczywiście inność musi być zaproponowana w odpowiednich warunkach, to znaczy tak, by była dostrzegalna, wyczuwalna lub słyszalna. Że niekoniecznie? No a gdyby mnie i jakiegoś Murzyna umieścić w kompletnie ciemnym lochu, to jaka byłaby między nami różnica? Jaka? Aha, że ja siedzę za niewinność. Hm, no to też, choć prosiłbym nie propagować rasistowskich stereotypów. Dobrze, ale poza tym? Co? Ano właśnie, żadna! Czyli że inność jest zjawiskiem wyłącznie umownym, spełniającym się w pewnych okolicznościach, a w innych już nie. I do momentu, aż mój towarzysz niedoli nie zacząłby bębnić piłką do koszykówki o cementową podłogę celi, bolejąc, dlaczego nie został gwiazdą NBA, choć przecież spełniał ku temu podstawowe warunki, tylko narkotykowym dilerem, rozpoznanie nas po ciemku byłoby niemożliwe. I to dlatego właśnie w kopalnianych szybach Republiki Południowej Afryki nie przyjął się rasizm, choć szalał on na powierzchni.

        Wróćmy jednak do naszej małej szwedzkiej bohaterki klimatycznej. Sprawa inności jest w jej przypadku o tyle prosta, że tekst nie może powielać tych samych spostrzeżeń i opinii, do tej pory opisywanych. Jeśli więc Greta w każdy piątek opuszcza zajęcia szkolne, by strajkować pod szwedzkim parlamentem w obronie klimatu, to poza klęczeniem i modłami w intencji natychmiastowej zmiany jej zainteresowań pytaniem jest nie to, dlaczego jest taka mądra, tylko czy nie uczestnicząc w dwudziestu procentach lekcji otrzymała promocje do następnej klasy? A skoro tak, to czy w ogóle jest sens uprzykrzać dzieciom życie piątkową obecnością w szkole? Przecież mogą zająć się w tym czasie innymi, nie mniej ważnymi sprawami, na przykład nawoływaniem do oddalenia Ziemi od Słońca w celu zapobieżenia skutkom efektu cieplarnianego, pikietowaniem na rzecz zwiększenia produkcji lodów waniliowych dla zbilansowania ubytków białej czapy na biegunie lub propagowaniem idei wystawiania na ulice otwartych lodówek w okresach szczególnie dokuczliwych upałów. Liczy się przecież sam pomysł, to znaczy pomysł na życie pomysłowdawcy, a nie faktyczne następstwa jego realizacji, bo on sam często z założenia nie da się zastosować w praktyce. No ale przy okazji można zarobić nominację do Pokojowej Nagrody Nobla i mieć swoje pięć minut, może rok, a nawet kilka lat sławy, jeśli tylko ktoś będzie mógł na tym dobrze albo nawet lepiej jak dobrze zarobić. Choć trzeba otwarcie powiedzieć, że ośmieszenie tego wyróżnienia za sprawą kulisów przyznania go Barackowi Obamie, a także ewentualne wrzucenie do tego samego wora z kablem, bratem Abla, albo jakoś tak, czyli Lechem Wałęsą, ociepleniowym guru Alem Gorem, który lubi, jak palą się w jego dużym domu wszystkie żarówki naraz albo birmańską ideologiczną hochsztaplerką Aung San Suu Kyi, zaszczytu nie przynosi. 

        Jest jednak jeszcze jeden szczegół, który może odgrywać rolę przy typowaniu do miana nowego idola, w tym głównie lewackiego postępactwa… Postępactwa? Zaraz, dobrze to ująłem? Hm, wszystko wygląda OK, czytając zwłaszcza od literki t do końca, więc... No tak, jest nawet lepiej jak dobrze. A zatem ktoś taki musi mieć to coś, co pomoże mu pomóc zostać idolem, podobnie jak pomogło Grecie. Coś w sobie albo na zewnątrz, a najlepiej, jeśli dwa w jednym, bo młoda Szwedka posiadła oba te przymioty. Wewnątrz nosi zespół Aspergera, natomiast na zewnątrz odpychającą facjatę, zaświadczającą o nieskomplikowanych przemyśleniach i przypominającą Księżyc w pełni lub naleśnik z dużej cygańskiej patelni. Niewykluczone więc, że w przyszłości podobną sławę w naszym kompletnie pokręconym świecie może zdobyć czternastoletni schizofrenik walczący o prawa gejów, trzynastoletnia osoba upośledzona wspierająca wegańską religię i dwunastolatek z zespołem Downa, który zostanie twarzą walki ze światowym antysemityzmem. Gwarantuję, że przy dobrze poprowadzonej kampanii promocyjnej świat oszaleje z zachwytu.


image


        Tu, jeśli już napomknąłem o weganach, to wypada wspomnieć, że boska Greta też do nich należy. Ona i przekabacona przez nią na bezmięsność rodzina. Dlatego tak bardzo nie podobało się jej w Katowicach, gdzie w zeszłym roku miała miejsce Konferencja ws. Zmian Klimatu, której Szwedka była gościem. Ze zgrozą stwierdziła bowiem, że w stołówce, gdzie poszła zaspokoić swoje wegańskie potrzeby, wszyscy obżerali się hamburgerami. A wiadomo skądinąd, że krowy są sprawcami zabójczego dla świata wydalania do atmosfery aż osiemnastu procent antropogenicznych emisji gazów cieplarnianych – cokolwiek by to miało znaczyć, przy czym największą szkodę powoduje wylesianie terenów pod pastwiska. Dlatego mleko, wołowina i cielęcina powinny zniknąć z naszych stołów, żeby szwedzka małolata była szczęśliwa i mogła wreszcie cieszyć się wyginięciem krowiego gatunku. To znaczy cieszyć się do spółki z podpowiadającym jej sposób na życie i ogląd świata mentorem Aspergerem. A tu, jakby nigdy nic, hamburgery w stołówce – no, k****, co za wstyd przed boską Gretą!

        Szesnastolatka przejawia również samolotowstręt. Ale nie dlatego, że cierpi na lęk wysokości, tylko że samolot jest trucicielem. Dlatego, w ramach propagowania tzw. Flygskam, czyli zawstydzania pasażerów korzystających z usług lotnictwa, na dłuższych trasach sama porusza się pociągiem, bo jej ekologiczny przyjaciel, samochód elektryczny, może tam nie dojechać. Ale co zrobić, gdy ma się zaproszenie na szczyt klimatyczny ONZ w Nowym Jorku, gdzie na początku września Greta ma wystąpić, i to pewnie jako gwóźdź programu – rzecz jasna gwóźdź do trumny zdrowego rozsądku? Słuchy chodzą, że wewnętrzny mentor doradza jej statek handlowy, znaczy kontenerowiec, ale nie taki na baterię, tylko normalny, dymiący. Trochę to obciach, że wybitna inteligencja nie podpowiada jej podróży żaglowcem ewentualnie balonem, czym wzbudziłaby dodatkową sensację i kto wie, czy nie zainicjowała przy okazji nowych trendów turystycznych, a tym samym rozwoju niszowych dotąd dziedzin przemysłu. Tak więc udział Grety w kolejnym szczycie klimatycznym dojdzie do skutku, bo nie należy optymistycznie zakładać, aby w trakcie podróży spotkała górę lodową na kursie. Zresztą skąd miałby się i wziąć taka góra, skoro lody arktyczne niemal do końca już stopniały? Tak więc los młodej Szwedce sprzyja, rozciągając jej pięć minut na dwa, może nawet trzy lata. Później, niestety, górę wezmą na zmianę niemiła z miłą codzienności – w tym samodzielność, praca i daj jej Boże, bo urodziwa nie jest – radosne kontakty, takie organoleptyczne, z tym, co eufemicznie określamy męskością. Boże tylko uchowaj, aby w wyniku igraszek Greta miała zaskoczyć, czyli zajść w ciążę. Co to, to nie. A dlaczego nie? I tu tkwi jedna z tajemnic życia na Ziemi. Zresztą posłuchajcie.

        Według badań specjalistów od niczego, puszczających w świat ekologiczno-naukowe bąki ze szwedzkiego uniwersytetu w Lund, rezygnacja z jednego dziecka w rodzinie oszczędza światu zatrucie 58 tonami pochodnych CO2. Tak więc nie tylko krowy, ale i dzieci powinny zniknąć z ziemskiego krajobrazu. No a skoro tak, to Thunberg matką nie zostanie – w ramach wyznaniowej konsekwencji. Przy czym trochę szkoda, że aby ludzkość nie wymarła od nadmiaru dwutlenkiem węgla, musi wymrzeć proekologicznie, wstrzymując się od rodzenia. Co, że trudno to skumać i czy można to jakoś lepiej wyjaśnić? Można - na przykładzie. Oto żeby nie umrzeć ze starości, sposób jest prosty - należy sobie strzelić w łeb przez sześćdziesiątką. Ewentualnie, żeby nie paść ofiarą raka piersi, trzeba sobie obciąć cycki, co zaproponowała kobietom Angelina Jolie. Albo obawiając się wypadnięcia z okna lub balkonu apartamentu zajmowanego na dwudziestym piętrze, możemy zejść kilka niżej i wyskoczyć z piętnastego. Recepty na życie bywają niewyszukane i skuteczne, a poza tym leżą najczęściej na ulicy, zwykle w okolicy rynsztoka modnych ostatnio idiotyzmów.

        Ale dość dygresji. Tak więc Greta z warkoczykami wyrosła nam na światowego herszta ekologii, czyli taką nowoczesną świętą właśnie, ale że głupota nie zna granic, bo nie lubi niezawojowanych obszarów, dlatego zaczyna plenić się lokalnie. Znaczy głupota, choć i Grecie nic nie brak. A jeśli na modłę i podobieństwo, to najszybciej w Polsce, by potwierdzić tym trafność ornitologiczno-narodowych wizji naszego wielkiego wieszcza Julka - tego od pawi i papug.


image

        Oto kilka dni temu pod Sejmem uwiła sobie ekologiczne gniazdko kolejna nastolatka, Inga Zasowska. Inga ma trzynaście lat, choć mówi i zachowuje się jak pierwszoklasistka, co dobrze jej wróży na przyszłość, bo dłużej zachowa młodość. Nie wiem czy zewnętrznie, ale intelektualnie na pewno. Wystarczy na nią spojrzeć i jej posłuchać, by nabrać co do tego przekonania. Ale naprawdę ciekawe jest to, że bystre inaczej dziewczę rozpoczęło ,,wakacyjny strajk klimatyczny”, jak nazywa swój protest, i nie byle kiedy, tylko zaraz po zablokowaniu przez premiera Morawieckiego w Brukseli niekorzystnych dla Polski oraz dla rozwijających się krajów Unii zapisów polityki klimatycznej. Przypadek? W polityce przypadków nie ma, są tylko lepiej lub gorzej zaplanowane improwizacje. Ktoś sięgnął po przykład szwedzki – a więc nastolatkę, tym razem młodszą jako bardziej wzruszającą, odwołał się do szkolnych klimatów, i zaplótł jej nawet na wzór świętej Grety warkoczyki, zaświadczające o niewinności. Ale nie obyczajowej, tylko przemyśleń. Ponieważ udzielanie wywiadów idzie Indze jak krew z nosa, przerzucono ją na odcinek odczytywania napisanych dla niej oświadczeń. Zainteresowanie jest niewielkie i należy sądzić, że sprawa zdechnie mimo wsparcia Polki przez Thunberg. Ale tak już jest, że każda dziedzina ludzkiej aktywności może mieć tylko jednego świętego patrona i dlatego lansowanie na lokalnym rynku Zasowskiej skazane jest na porażkę - tak wizerunkową personalnie, jak i polityczną. Smutne? Ale gdzie tam – oby wszyscy mesjasze religii klimatycznej tak kończyli.

        Będąc gościem Kongresu Ekonomicznego w Davos, Szwedka, przestrzegając świat i zachęcając ludzi do działania, powiedziała, że nie chce, by żyli nadzieją, tylko żeby tak jak ona czuli strach każdego dnia. To znaczy - tłumacząc z gretowego na nasze - aby czuli lęk przez jutrem ekologicznej zagłady, co miałoby ich popchnąć do działania.

        Cóż, mocne słowa. Ciekawe, kto je nastolatce napisał, ale na pewno nie był to kinoman. Ten pamiętałby dzieła rodaka Grety, Ingmara Bergmana, w tym film ,,Goście Wieczerzy Pańskiej”, na Zachodzie znany jako ,,Winter Light”. Ukryty za poświatą popularności, zresztą niesłusznie, bardziej okrzyczanej ,,Siódmej pieczęci”, ,,Persony” czy ,,Tam, gdzie rosną poziomki”, przestrzega przed zagrożeniami współczesnego świata i lękami, które te w nas wywołują. Bo nie jesteśmy w stanie większości tych zagrożeń stawić czoła, a nie wszyscy z kolei potrafią sobie z lękami psychicznie poradzić, co wpycha ich w depresje i prowadzi niekiedy do samobójstw, jak to zdarzyło się jednemu z bohaterów bergmanowskiego dramatu, który nie potrafił żyć ze świadomością widma atomowej zagłady.

        Niech więc boska Greta, będąca narzędziem w rękach klimatycznych cwaniaków i oszołomów, nie zaraża swoimi lękami innych, bo jakkolwiek to, co głosi, brzmi efektownie i nawet czasem przekonująco, to już efektywne nie jest. No i szkodzi.

        Dlatego może najlepiej będzie, jeśli rodzice znajdą jej jakąś małą, przytulną klinikę, gdzie ukoi swoje niepokoje i obsesje. A jak bicze wodne, elektrowstrząsy i tabletki nie pomogą, to może przystojny sanitariusz jakoś zaradzi.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości