Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
1796
BLOG

Co nosi w kieszeni Ryszard Legutko?

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 55

        No i mamy nową przewodniczącą Unii Europejskiej, przedstawicielkę Berlina Ursulę von der Leyen. Planowany był na to stanowisko proniemiecki Holender Frans Timmermans, kandydat Angeli Merkel, ale premier Morawiecki i jego koledzy z Grupy Wyszehradzkiej zaprotestowali, uznając całkiem logicznie, że aby wreszcie utrzeć nosa Niemcom trzeba wybrać Niemkę – naprawdę tak pomyśleli, a w każdym razie tak to w naszych mediach rządowych skomentowano. Na złość więc Germanom i samej kanclerzycy wybrano ich rodaczkę, na dodatek bliską współpracowniczkę Merkelowej. Tak będzie lepiej nie tylko w zgodzie z polskimi interesami, ale i interesami innych maluczkich, którym berlińskie rządy Unią zaczęły doskwierać. Bo jak wiadomo zawsze lepszy lis prawdziwy od farbowanego, podobnie jak prawdziwa, taka z krwi kości Niemra lepsza jest od proniemieckiego Holendra, tym bardziej że holenderskie bywają jedynie śledzie, piwa i ofiary eutanazji, natomiast już Niemcy nie za bardzo.

        Nie wiem jak bliski sercu i politycznym planom Merkel stał się Frans, niemniej wydaje się, że Ursula była i jest przynajmniej o pierś jej bliższa. To ona w kolejnych rządach swojej koleżanki sprawowała ministerialne funkcje: najpierw zajmując się sprawami rodziny, osób starszych, kobiet i młodzieży, później szefując resortowi pracy i spraw społecznych, by wreszcie, zapewne w celu genderowego zmężnienia, objąć ministerstwo obrony narodowej.

        Jak zatem widać von der Leyen zna się na wszystkim, czyli na niczym, a to oznacza, że ma geny typowo polskie, co z kolei mogło zdecydować o sympatii Morawieckiego. Ale nie koniec na tym, bo można dostrzec jeszcze coś, co należy uznać za pewnik, a mianowicie że Merkel ma absolutne zaufanie do dzisiejszej przewodniczącej UE, skoro zawsze powierzała jej ważne funkcje w swoich kolejnych gabinetach i tego zaufania nie straciła. Ba, nawet wtedy, gdy zarządzanie przez jej protegowaną resortem obrony doprowadziło do rzekomego spadku gotowości bojowej niemieckiej armii. Mówię, że rzekomego, gdyż  armia była zawsze oczkiem w głowie naszych sąsiadów i sensacji o niejeżdżących czołgach i transporterach, niepływających okrętach oraz nielatających samolotach i śmigłowcach po prostu nie przyjmuję do wiadomości. Bo gdybym miał je przyjąć i zaakceptować, wtedy von der Leyen odpowiedzialna za zaniedbania w tej skali i w tak poważnym państwie mogłaby wycierać kurze w budynku ministerstwa obrony, a nie kierować tym resortem.

        Niestety żyjemy w kraju, w którym każde działanie rządu, zwłaszcza na arenie międzynarodowej, musi być rozpatrywane w kontekście sukcesu lub porażki. A najczęściej - co od lat stało się już polskim spécialité de la maison – z równym przekonaniem i tak, i tak. W każdym razie wmawianie mi, że wybór Niemki na złość Niemcom, dodatkowo znanej z wypowiedzi wspierających antypisowskie wystąpienia polskiej młodzieży, zapowiadającej twardy kurs w obronie praworządności w krajach unijnych, popierającej projekty federalizacji UE i kibicującej środowiskom gejowskim jest dobry dla naszego kraju, po prostu obraża moją inteligencję – bez względu na fakt jaka ona jest. Natomiast że nowa przewodnicząca może być dobra dla Gdańska i Frau Dulkiewicz – co do tego nie mam wątpliwości.

        Oczywiście bywa tak, iż tego, co wie rząd, społeczeństwo musi się tylko domyślać – mniej lub bardziej trafnie lub w ogóle nietrafnie. I może rzeczywiście było jakieś porozumienie z Merkel stanowiące, że w zamian za pozbycie się Timmermansa Polacy zaakceptowali i wsparli von der Leyen. Ale jakoś za mało z tego fruktów, skoro jak na razie tylko Ewa Kopacz, przedstawicielka rządowej opozycji, uzyskała skromne stanowisko jednej z czternastu wiceprzewodniczących Parlamentu Europejskiego. Rozumiem, że gdyby Niemcy pomogli jej zakopać się metr pod ziemią – o, wtedy można byłoby mówić o polskim sukcesie dyplomatycznym, ale nie w tej sytuacji.

        Profesor Ryszard Legutko, człowiek wielkiego rozumu i w ogóle ducha, co jednak powinno być skorygowane o specjalny przelicznik krakowski: π dzielone przez zaprzeczenie szczodrości i pomnożone przez intelektualny krakoszpan podniesiony do minus pierwszej, z nieskrywanym zadowoleniem stwierdził, że Niemka ,,wygrała dzięki naszym głosom”. Znaczy jest tym niezwykle usatysfakcjonowany, ba, wręcz zaciera ręce.

        Hm, no tak, kiedyś o takich osobach, uradowanych czymś, co może mieć opłakane dla nich skutki, mówiono, że cieszą się tak jakby im ktoś w kieszeń nafajdał. Osobiście nie wiem, co nosi w kieszeni profesor Ryszard Legutko, ale sądzę, że już niedługo się o tym przekonamy.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka