Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
352
BLOG

Dama z pieskiem

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

        - Houston, mamy problem – tak należałoby w sposób mało emocjonalny zasygnalizować obywatelskie niedomagania polskiego wyborcy. Ale na początek może drobny przykład.

         Wyobraźmy sobie pewną sytuację - zmyśloną, co podkreślam, aby nie pytano kto, jak i dlaczego, a głównie nie proszono o adres. No więc scenka jest taka: Jan Kowalski, idąc ulicą, napotyka kuso odzianą młódkę, ozdobioną nałożonym szpachelką makijażem, która oblizując zmysłowo górną wargę i wypinając zalotnie całkiem fajnie wyposażoną anatomię miękką – część w przód, część w tył - prosi go o ogień. Jak zachowa się w tej sytuacji Kowalski? Otóż zależy. Jeśli weźmie w nim górę chuć, to skorzysta, jeśli moralność względnie impotencja - wtedy nie. Ale w obu przypadkach uświadomi sobie, że ma do czynienia z k… Stop, bo żona znów każe mi zapłacić dolara, co bez słowa spełniam dotrzymując przyrzeczenia, gdy zdarza mi się napisać coś szpetnie lub na osobności zakląć pod nosem, a ona, mimo zachowania przeze mnie środków ostrożności, wychwyci furmańskość języka nadmiernie czułymi radarami. Oczywiście są to sytuacje nieczęste, skoro dopiero po pięciu latach ciułania, pewnego ranka wytargała z domu dwa pełne, wielkie wory na śmieci, by późnym popołudniem powrócić już bez nich, za to nowym BMW. Dlatego, aby nie popadać w nadmierne koszty, ale i trochę z wrodzonej przekory robiąc jej na złość, nie napiszę, iż nasz bohater od razu uświadomił sobie, że na swojej życiowej drodze napotkał k***ę, tylko dziwkę, co znaczy to samo, ale dla ucha brzmi ładnie. No i trzeba by mu przyznać, że pomyślał całkiem do rzeczy, poświadczając tym samym swoją znajomość obyczajów oraz być może wyrobiony doświadczeniem zmysł obserwacyjny.

         Dobrze, a teraz kolejna odsłona. Kowalski podąża tą samą ulicą, choć niekoniecznie jałtańskim bulwarem nad brzegiem morza, i w znanym nam miejscu napotyka tę samą dziewczynę, tyle że teraz już elegancko ubraną – całkiem na biało, z dodaniem akcentu ciemnego kapelusika, prowadzącą na smyczy równie jak jej suknia białego szpica. I co wtedy pomyśli Kowalski? No, głupi to on przecież nie jest, więc od razu ją pozna i powie sobie, że to ta sama dziwka, tylko po zauroczeniu Czechowem, a konkretnie jego opowiadaniem ,,Dama z pieskiem”. Jedynie odnośnie stałego miejsca jej zamieszkania, to znaczy, czy przyjechała tu z Saratowa, czy nie, pewności już mieć nie będzie – co najwyżej mgliste podejrzenia.

         A teraz zastąpmy dziwkę… Hm, wybór w naszej polityce mamy przebogaty. Dobra, niech będzie, że peeselem, co nie jest pomysłem od rzeczy, zważywszy na słynną obrotowość tej partii, przejawiającą się w stuprocentowej zdolności koalicyjnej – z każdym i wszędzie, byle dał grosik i za bardzo nie ujeżdżał. I co Kowalski miałby do powiedzenia o tym PSL późną wiosną AD 2019, kiedy partia brała udział w wyborach do europarlamentu w ramach Koalicji Europejskiej? Cóż, mówiąc językiem rodziców dzisiejszej inteligencji, że ich ,,nie lubiał”. Przedtem tak, ,,lubiał” nawet, głównie za… No nie, tego za co, to on nie wiedział. Albo nie chciał wiedzieć. Oficjalnie, przy ludziach znaczy, bo już na osobności wstydliwie, po zakurzonych kątach pamięci i w zaułkach świadomości kojarzył to i owo. Na przykład ukrytą we wspomnieniach połówką świniaka, przytachaną z rodzinnego domu w okresie stanu wojennego, a którego zasługą – to znaczy stanu wojennego, a nie świniaka – było wzmocnienie więzi rodzinnych miasta ze wsią. Czasowe jedynie, wymuszone trudnościami aprowizacyjnymi. A teraz, późną wiosną, odmieniło mu się, tylko że po cichu. Wszem wobec starał się być nadal nowoczesny, w tym Boże zachowaj nie ulegać wpływom pedofilskiego przecież Kościoła i wspierać tęczową rewolucję, choć w głębi duszy - co mówię nieco na wyrost wspominając duszę - a zwłaszcza przy urnie, gdzie nikt go nie podglądał, dawał wyraz swojej dezaprobacie. Bo jak to tak, żeby ni stąd, ni zowąd konserwatywno-chłopska do niedawna partia hardo wypinała goły tyłek na stan duchowny i świecąc skąpo przybranym biustem, wraz z LGBT przechadzała się za pan brat zaułkami polskiej polityki? No skandal! I poparcie spadło.

         Oj, przerazili się nie na żarty chłopscy działacze, z miastowym doktorem na czele, który byka by wydoił, a w przypływie gospodarskiej wiedzy może nawet i kurę, gdyby tylko mleka mu się zachciało. Zatem wrócili na swoje, zawracając ze źle obranej drogi. Pana zaczęli publicznie na nabożeństwach wychwalać, od tematów gejowskich niczym od morowego powietrza stronić, a i przemawiać z pozycji wyważonego, zdystansowanego od wszelkiej ekstremy środka. Czyli co? Ano ubrali się na biało, zaś na smyczy poprowadzili z fasonem równie białego szpica. Przy czym drobnego szczegółu, a mianowicie tego, że pies ciągnął za sobą budę na krótkim, urągającym człowieczeństwu łańcuchu, wyborcy już nie zauważyli. Akcje partii poszybowały w górę, choć w licznych przepowiedniach miała nie przekroczyć progu wyborczego, co zaskoczyło niemal wszystkich, w tym mało kumającego z politycznych rozgrywek i wyborczych preferencji, ale rozprawiającego o nich ze swadą znawcy, Rafała Ziemkiewicza. W nobliwie wyglądającej damie nikt nie rozpoznał niedawnej jeszcze dziwki, w tym nawet Jan Kowalski, którego oko w takich sprawach nigdy przecież nie myliło.

         Sięgnąłem po najświeższy przykład politycznego zagubienia Polaków, ale historia ostatniego trzydziestolecia jest ich pełna. Najtragiczniejsze z nich wydarzyło się w roku 1993, kiedy to zdemoralizowany zmianami i kompletnie ogłupiony wyborca przekazał władzę mad państwem, a tym samym nad sobą, dwóm partiom wywodzącym się z bolszewickiej nomenklatury – PSL i SLD. Czyli że dał się uwieść tym samym ludziom, od panowania których uciekał za granicę, angażował się w działalność opozycyjną, nienawidził ich za szarą socjalistyczną codzienność i wystąpił przeciwko nim w historycznym głosowaniu zaledwie cztery lata wcześniej. No i stało się - zawoalowana dziewiczą bielą syfilityczna lafirynda nabrała wyborców.

        Może nie tak wymowne, ale podobne wydarzenie mialo miejsce osiem lat temu, gdy PO wygrała wybory parlamentarne, spełniając w czasie poprzedniej kadencji jedyne przyrzeczenie, jakim była ciepła woda w kranie. Natomiast w formie bonusu zaoferowała Polakom aferę hazardową. Mocno pobrudzona biała suknia, w której fałdach Donald Tusk z kolegami ukrywali swe aferało-liberalne pochodzenie, zdała już wtedy egzamin. Dlatego biorąc udział w następnych zmaganiach o parlament, tym razem pod iście szyderczym z uwagi na okoliczności hasłem ,,Zrobimy więcej”, i zwyciężając, Platforma po trzech latach władzy dodała do poprzednich sukcesów aferę podsłuchową, bezczelnie kpiąc swym sympatykom w żywe oczy za to, że ci odwdzięczyli się jej kolejnym mandatem do sprawowania władzy.

        Cóż, szok, ale z drugiej strony czy nie szokującymi jest wiele spraw, gdy przyglądamy się uważniej Polsce. Przecież dwukrotnym prezydentem był tam komunistyczny aparatczyk, któremu przywdzianą suknią socjaldemokraty oraz – co ważne wśród motłochu – mini kiecką swojej zgrabnej żony udało się ogłupić miliony współobywateli. I ogłupiałby ich dalej, nawet w stanie wskazującym, gdyby nie konstytucyjne zapisy, ograniczające prezydenturę tej samej osoby do dwóch kadencji. Natomiast nie dalej jak w maju zdezorientowane społeczeństwo wybrało do europarlamentu dwóch byłych działaczy komunistycznych - Włodzimiera Cimoszewicza i Leszka Millera, z których drugi był członkiem KC PZPR. Tym samym powierzono los państwa na forum międzynarodowym w ręce przebranych w demokratyczne szaty politycznych cwaniaków, zarażonych w poprzedniej epoce syfilisem sowieckiego zamordyzmu.

         Ale są jednak i plusy, te dodatnie, a przynajmniej jeden – Lech Wałęsa mało kogo dziś oszuka, nawet wśród niezwykle licznej społeczności polskich przygłupów. Nie mu już na socjotechnicznym rynku materiału o tak nieskazitelnej bieli, która rozgrzeszyłaby go z agenturalnej przeszłości, politycznej szkodliwości, wrodzonej głupoty, niezbywalnego chamstwa i zwykłego nieuctwa. Co ciekawe, ten model miał tak od samego początku, ale trzeba było aż trzech dekad, aby dojrzano wspomniane mankamenty narodowego idola. – Ej, ty, Bolek, wyskakuj z tych białych ciuchów i jazda pod latarnię! - chciałoby się krzyknąć za noblistą.

         Jednak to szczęśliwie zakończone, bo kompletnym fiaskiem, konstruowanie szkodliwego kultu jednostki wiodącej społeczeństwo ku zagładzie, wcale nie oznacza, że przypadki fałszywych dam z pieskiem nie będą już prześladować polskiego wyborcy. Miara zaufania okazana PO, ponowne obdarowanie nim postkomunistycznej lewicy i ujawnionego koniunkturalisty spod znaku przyjemnie bolącej pupy zaprzecza płonnym nadziejom.

        No cóż, Polacy mają problem, historyczny problem, przede wszystkim dotyczący ich samych, który nie pozwala im wybić się na wielkość i niezależność. I na razie nie ma takiego Centrum Kontroli Lotów w Houston, które z oparów absurdu sprowadziłoby ich na ziemię.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka