Grzegorz Ługawiak Grzegorz Ługawiak
830
BLOG

Święty Graal Donalda Tuska, czyli konkretów nie będzie

Grzegorz Ługawiak Grzegorz Ługawiak Donald Tusk Obserwuj temat Obserwuj notkę 29
Gdyby Donad Tusk chciał teraz ogłosić program Platformy Obywatelskiej, zostałby przez swoich zwolenników wygwizdany. Są przekonani, że marsz 4 czerwca był tak wielkim sukcesem, że PO wybory ma wygrane w cuglach. W tej atmosferze euforii ogłoszenie programu mogłoby Tuskowi zwycięstwo utrudnić. Program to konkrety, o których można będzie dyskutować, sprawdzać ich wiarygodność.

Zajrzawszy na opozycyjną stronę Twittera można odnieść wrażenie, że Donald Tusk znalazł politycznego Świętego Graala. Tak jak ogłoszenie, że on chce 800+ już dziś, a nie w przyszłym roku, zostało entuzjastycznie przyjęte przez jego gorących zwolenników i okrzyknięte gejmczendżerem, po którym Kaczyński się już nie podniesie, tak teraz marsz uznawany jest za wydarzenie, które jest w stanie zmienić bieg historii. Padają porównania do debaty Wałęsa-Miodowicz czy nawet wizyty papieża w 1979 roku.

Tymczasem kilka dni po wielkim marszu przez barykadę nic się nie przelewa, są przesunięcia. Platforma Obywatelska podgryza jeden boczek PL2050-PSL, a Konfederacja drugi. Lewica nie bardzo wie co się dzieje. Według opublikowanych sondaży, tych wiarygodnych, poparcie dla PiS nawet nie drgnęło i wynosi średnio około 36 proc.. PO dobija do - jak napisano w Internecie "magicznych" 30 proc. - dlatego entuzjazm zwolenników Tuska nie słabnie. Są przekonani, że kolejne demonstracje przyniosą opozycji kolejne procenty. Byłby to możliwe, gdyby głosował aktyw, ale do urn pójdą zwykli ludzie. I tacy, którym przyda się 800 + plus bardziej niż 500+ i tacy, którzy zaoszczędzą 2,5 tys. na laptopie dla dziecka i tacy, którzy chętnie pójdą na wcześniejszą emeryturę.

Z materialnymi propozycjami nawet największy marsz nie wygra, dlatego paralele odnoszące się do politycznych przełomów z naszej historii są moim zdaniem całkowicie chybione. PRL był gospodarczym wrakiem. Tych, którym wiodło się lepiej od innych było niewielu, a zresztą jakie to miało znaczenie, czy ktoś miał malucha, czy trabanta?

Pierwsza polska antykomunistyczna rewolucja, w czerwcu 1956 roku, wybuchła po podniesieniu norm w zakładach Cegielskiego, kolejne z powodu podwyżek cen i gospodarczego krachu. Postulaty światopoglądowe w każdym przypadku były uzupełnieniem żądań, nie ich treścią.

Oczywiście ktoś powie, że robotnicy mieli świadomość, że komuna nie padnie i dlatego żądali tego, co wydawało się osiągalne, ale ja się z tym nie do końca zgodzę. Pamiętam karnawał Solidarności na poziomie małego miasteczka. Tam zarządy regionalne Solidarności traktowano utylitarnie, jak komitety PZPR. Ludzie dzwonili, żeby polepszyć dostawy do sklepów, sprawiedliwie dzielić towary itp..

Także konserwatywna zmiana w 2015 roku miała materialne podłoże. Zaczęło się w 2012 roku od reformy emerytalnej, a potem był 2014 i skok na OFE. Resztę zrobiły zakupy na zeszyt, rekordowe bezrobocie i "taki mamy klimat".

Dziś tych, którym poprawiło się za rządów PiS jest zbyt wielu, a ta poprawa jest zbyt duża, by porzucili to dla demonstracji białych koszul w kolejnym mieście. Rewolucja sytych przeciwko głodnym byłaby rzeczą dziwną, dlatego nie wierzę, że marsz opozycji da jej władzę.

Tym czymś byłby program, który dałby nadzieję na polepszenie bytu Polaków, ale na razie nie widać go na horyzoncie. Nawet Donald Tusk nie wspomina na swoich spotkaniach o "babciowym", czy dwukrotnie zwiększonej kwocie wolnej od podatku. Tak jak napisałem, konkrety mogą utrudnić kampanię zbudowaną na emocjach. Jeśli się mylę i Polacy to kupią, następne i następne wybory będą wygrywać ci, którzy zorganizują liczniejsze demonstracje, uruchomią większe emocje. A za kilka kadencji zamiast do urn pójdziemy na łąkę, okładać się pałami.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka