Vermeer Vermeer
358
BLOG

O sprzedawcach idei z drugiej ręki

Vermeer Vermeer Polityka Obserwuj notkę 6

Miniony wiek naznaczony piętnem ideologii przyniósł radykalny wzrost znaczenia intelektualistów. Kim są owi intelektualiści? Trzeba od razu wyjaśnić, dla uniknięcia potencjalnych nieporozumień, iż do powyższej kategorii zaliczamy nie tylko myślicieli, a nawet przede wszystkim nie ich właśnie, lecz dziennikarzy, publicystów, nauczycieli, „liderów opinii”, czyli osoby znane publicznie, które są w stanie narzucać innym swoje zdanie i poglądy. Arcytrafne, choć zabarwione szyderstwem określenie ukuł austriacki myśliciel i ekonomista, Friedrich Hayek, nazywając intelektualistów „sprzedawcami idei z drugiej ręki”.

Z kolei amerykański filozof Robert Nozick objaśniał: „Przez intelektualistów rozumiem nie wszystkich ludzi inteligentnych czy osoby o określonym poziomie wykształcenia, lecz tych, których zawód polega na zajmowaniu się wyrażonymi w słowach ideami i wpływaniu na strumień płynącej do innych mowy. Do tych kowali słów zaliczam poetów, prozaików, krytyków literackich, dziennikarzy i licznych akademików”.

Intelektualista nie musi się znać na tym, co mówi, może w gruncie rzeczy jedynie ślizgać się po powierzchni tematu, lecz wskutek zajmowanej pozycji, popularności oraz dostępowi do mediów, wpływa w znacznym zakresie na opinie tych, którzy go czytają, słuchają lub oglądają. Co ciekawe, to, co dostrzegał Hayek w latach czterdziestych dwudziestego wieku i zawarł w słynnej Drodze do zniewolenia oraz broszurze Intelektualiści a socjalizm, jeszcze wcześniej zrozumiał późniejszy kardynał i Prymas Polski, Stefan Wyszyński, który dziesięć lat wcześniej opublikował długi artykuł Kultura bolszewizmu a inteligencja polska. Późniejszy książę kościoła pisał: „Oddziaływanie kulturalne na inteligencję jest bodajże najgroźniejszą metodą podboju świata; zdobywając umysły przodujące światu, wywierające nań wpływ przez swoją twórczość literacką, bolszewizm powoli, stopniowo i niedostrzegalnie kształtuje umysły obywateli. Państwo, spokojne, że ustały awantury komunistyczne, może nie spostrzec, że rządzi obywatelami, którzy już mają duszę kolektywną, przygotowaną w tajemnicy do przyjęcia nowego ustroju”. Słowa późniejszego Prymasa odnosiły się choćby do wniosków płynących z ankiety opublikowanej przez Wiadomości Literackie na początku lat trzydziestych ubiegłego wieku, w której to tuzy polskiej literatury i nauki w większości z uznaniem i zrozumieniem wypowiadały się na temat systemu politycznego panującego ówcześnie u naszego wschodniego sąsiada. Wyniki owego swoistego sondażu to dość smutna lektura, ale stanowi temat na inną dyskusję.

Intelektualiści, traktowani jako grupa, mają w większości skłonności silnie lewicowe. Co tu dużo mówić, gorliwe zaangażowanie intelektualistów i inteligencji w popieranie komunizmu i socjalizmu w wieku minionym przybrało charakter masowy. Jakie są tego powody? Można pokusić się o wskazanie kilku podstawowych przyczyn.

Po pierwsze: pycha.

Pycha nie bez przyczyny uważana za najbardziej diabelski z grzechów. Nic bowiem nie niszczy człowieka bardziej niż niepoparte niczym szczególnym przekonanie o swej słuszności i wyższości, co skutkuje postawą, którą jakże celnie zilustrował poeta: „miłością płonąc do abstraktów, najbardziej nienawidzą faktów; fakty teoriom bowiem przeczą, a to jest karygodną rzeczą”! Wypada zgodzić się z uwagą Hayeka, że: „Najbardziej chyba charakterystyczną cechą intelektualisty jest to, że osądza on nowe idee nie według ich konkretnych zalet, lecz według ich zgodności z jego ogólnymi koncepcjami, jego obrazem świata, jaki uważa za nowoczesny czy postępowy”. Oto właśnie przejaw pychy w czystej postaci. Zdaniem austriackiego myśliciela zjawisko szybkiego postępu technicznego i ujarzmienie przyrody przysłużyły się poglądowi, że w sposób analogiczny można objąć kontrolę nad siłami społecznymi i ekonomicznymi. Pokusa, by zastosować rozwiązania inżynierskie w życiu społecznym jest potężna, tym bardziej, że sprzyja takiemu myśleniu rozwój technologii.

W grudniu 1980 roku na zaproszenie Jana Pawła II odbyło się w Watykanie spotkanie kilkunastu myślicieli - laureatów Nagrody Nobla, podczas którego poruszano problemy współczesnego świata, zarówno polityczne, jak i społeczno – ekonomiczne.  Hayek po zakończeniu spotkania wystosował oświadczenie, w którym stwierdził, że najważniejszym zadaniem intelektualistów jest ostrzeganie przed postępującym niszczeniem wartości cywilizacyjnych przez błędy scjentyzmu i konstruktywizmu, czyli przeświadczeniem utrzymującym, że jedynie rozumem da się ogarnąć rzeczywistość. Autor Drogi do zniewolenia przestrzegał, że sama nauka nie rozwiąże wszystkich problemów, ponieważ człowiek wiele zawdzięcza istnieniu tradycji i moralności, które stanowią pęta nałożone na nasze żądze i pragnienia. Innymi słowy, intelektualista dźwiga ogromną odpowiedzialność i jego główne zadanie winno zasadzać się na ochronie społeczeństwa przed „zgubną pychą rozumu”. Jednak z reguły jest odwrotnie. Owej pysze towarzyszy także bujanie w obłokach. Trafna jest opinia Josepha Schumpetera, który zauważył, że intelektualista jest z zasady człowiekiem oderwanym od życia i codziennych realiów, gdyż nie jest odpowiedzialny za rzeczy praktyczne, toteż nie rozumie ich. W takiej postawie upatrywać można niechęci do ekonomii, co wyjaśniałoby, dlaczego tak niewielu intelektualistów docenia mechanizmy wolnego rynku, przedkładając nad ład spontaniczny idee gospodarki centralnie sterowanej.

Pycha prowadzi do zgubnych konsekwencji. Włodzimierz Bukowski, analizując postawy intelektualistów, którzy przystali na służbę u komunistów, konstatował: „Brzydzi mnie inteligenckie samouwielbienie, przekonanie o swojej wyjątkowości. Ale oni są „talentami”, więc uważają, że należy do nich stosować specjalną miarę. Zwykłego śmiertelnika obwołano by kolaborantem za dziesiątą część tego, na co sobie pozwalali inteligenci, którzy dzisiaj przekonują o swoim bohaterskim oporze lub w ostateczności usprawiedliwiają się, iż zmuszono ich do pewnych ofiar. Co ich może usprawiedliwiać? Czy własna ambicja”?

Przyczyna druga - potęga idei.

Jak powiedział pewien klasyk – „idee mają konsekwencje”. Po prostu żyjemy ideami i koncepcjami, a przynajmniej żyjemy w świecie przesyconym ideologią. Trawestując innego klasyka: możemy nie interesować się ideologią, ale ideologia zainteresuje się nami. John Maynard Keynes, podsumowując swoje opus magnum zauważył: „....idee głoszone przez ekonomistów oraz myślicieli politycznych, bez względu na to, czy są słuszne, czy błędne, mają większą siłę, niż się powszechnie przypuszcza. W rzeczywistości to one właśnie rządzą światem. Praktycy, przekonani, że nie podlegają żadnym wpływom intelektualnym, są zazwyczaj niewolnikami idei jakiegoś dawno zmarłego ekonomisty. Szaleni władcy, na których spłynęło objawienie, czerpią swoje maniackie pomysły od jakiegoś teoretyzującego pisarzyny sprzed niewielu lat. Jestem przekonany, że wpływy tych, co bronią swych interesów i przywilejów, ocenia się zbyt wysoko w porównaniu ze stopniowym oddziaływaniem idei. Oczywiście nie chodzi o skutki natychmiastowe, ale takie, które dadzą się odczuć dopiero po upływie pewnego czasu, bo w dziedzinie filozofii ekonomicznej i politycznej niewielu ludzi ulega wpływowi nowych teorii po ukończeniu dwudziestego piątego lub trzydziestego roku życia. Toteż idee, które urzędnicy i politycy, a nawet agitatorzy, stosują do bieżących wydarzeń, zazwyczaj nie należą do najnowszych. Ale prędzej czy później właśnie idee, a nie interesy i przywileje, stają się groźnym orężem dobrej lub złej sprawy”. Cokolwiek sądzić o Keynesie, przytoczony passus niezwykle trafnie oddaje rzeczywistość. Rozumiał to także Antonio Gramsci, włoski komunista, który uznał terror za środek nieskuteczny, gdyż uważał, że osoba poddana prześladowaniom zachowuje swoje stare przekonania i gdy tylko terror ustanie, wróci do swoich starych poglądów. Aby więc zmienić trwale ludzki światopogląd, należy opanować media, szkoły, instytucje kulturalne i, cierpliwie sącząc jad, uzyska się pożądane zmiany. Taka jest, krótko mówiąc, taktyka marksizmu kulturowego. Hayek, oponent koncepcji Keynesa i zarazem wytrwały wróg komunizmu także rozumiał ogromne znaczenie idei. Po drugiej wojnie światowej, gdy połowa Europy znalazła się w obcęgach systemu zniewolenia, mówił: „Brakuje nam liberalnej utopii, programu, który nie jest ani prostą obroną istniejącego stanu rzeczy, ani rozwodnioną wersją socjalizmu, lecz prawdziwym liberalnym radykalizmem, nie oszczędzającym uczuć możnych tego świata (na przykład związków zawodowych), nie za bardzo praktycznym i nie ograniczającym się do tego, co się dziś wydaje politycznie możliwe.” I dalej: „W szczególności zaś myśl socjalistyczna zawdzięcza swoją popularność wśród młodzieży swemu wizjonerskiemu charakterowi, prawdziwa odwaga pozwolenia sobie na myśl utopijną jest pod tym względem źródłem siły socjalistów, której niestety brakuje tradycyjnemu liberalizmowi. Ta różnica działa na korzyść socjalizmu, nie tylko dlatego,  że spekulacje na temat ogólnych zasad  umożliwiają grę wyobraźni ludziom nieświadomym wielu faktów współczesnego życia, lecz również dlatego, że zaspokajają one usprawiedliwioną chęć zrozumienia racjonalnych podstaw każdego porządku społecznego, a także dają pole żądzy tworzenia, dla której liberalizm, odniósłszy swe wielkie zwycięstwa, pozostawił niewiele ujść. Intelektualista ze swej natury nie jest zainteresowany szczegółami technicznymi ani praktycznymi trudnościami; przemawiają do niego szerokie wizje i atrakcyjne ujmowanie ustroju społecznego jako całości, co obiecuje socjalistyczny system planowania”.

Po prostu socjalizm to ustrój zbudowany na idei, zgodnie z ideologią, wedle planu, a to zawsze silnie przemawia do intelektualisty. Bo przecież socjalizm to konstrukt intelektualny, teoretyczny, który wywodzi się z myśli zachodniej Europy i, niestety, zainfekował cały świat.

Trzecia przyczyna – wieczne niezadowolenie człowieka i resentyment.

Otóż istota ludzka zawsze chce czegoś więcej, dąży do perfekcji, pragnie życia lepszego, innego – to jedna z najsilniejszych i nieusuwalnych potrzeb człowieka. Taka jest nasza natura. Bez względu na sytuację, w jakiej się znajdujemy, dążymy do poprawy swojego losu, gnębią nas troski, wątpliwości. To skutkuje niekiedy chęcią pójścia na skróty, bowiem „rzeczywistość skrzeczy”. Według Roberta Nozicka, masowy akces intelektualistów do socjalizmu wynika z faktu, że choć, ogólnie rzecz biorąc, w kapitalizmie powodzi się im dobrze, to jednak w socjalizmie ludzie słowa odnajdują się znacznie lepiej. Stają się „inżynierami dusz”, nakłady ich książek są gwarantowane, uzyskują status gwiazd filmowych. Krótko mówiąc – zyskują władzę. Znamy to doskonale i z polskiego podwórka - ową „hańbę domową”.

Intelektualistę wkurza sytuacja, gdy jego wydumana książka sprzedała się w nakładzie tysiąca egzemplarzy, a prosty sąsiad miewa się znacznie lepiej, prowadząc prosperujący interes. A przecież tak w jego przeświadczeniu być nie powinno. Skoro świat go nie rozumie, to wina leży po stronie świata. Co daje ten skutek, iż intelektualiści czują resentyment do tych, którzy powiodło się lepiej. Jak zauważył Ludwig von Mises, w życiu społecznym i towarzyskim intelektualiści mieszają się z kapitalistami, a traktując tych drugich jako grupę odniesienia, czują się swoim statusem materialnym upokorzeni. Intelektualista gardzi rynkiem, gdyż nie chce, w swojej dumie, schlebiać gawiedzi. Wszakże pożądając dóbr materialnych jest zmuszony to czynić, lecz czując się w tej sytuacji skrajnie niekomfortowo i będąc zmuszonym niejako do zachowań „sklepikarskich”, którymi szczerze i głęboko pogardza, zaczyna nienawidzić systemu wolnorynkowego, gdyż chciałby tak naprawdę mieć status kapłana myśli. Dlatego też z radością przechodzi na garnuszek państwa totalitarnego. Według amerykańskiego filozofa, Roberta Nozicka, to szkoła jest w głównej mierze odpowiedzialna za postawy ludzi słowa. Intelektualista pragnie bowiem, by społeczeństwo było jedną wielką szkołą, ponieważ w szkole ceniono go i wiodło mu się dobrze, a opuszczając mury szkoły intelektualista czuje się zdegradowany, gdyż społeczeństwo nie wynagradza go tak, jak w jego mniemaniu zasługuje. Szkoła rozbudza wśród prymusów oczekiwania, których życie nie spełni. A przecież nieoficjalny, „korytarzowy” system szkolny ceni różne rzeczy: nie tylko ładne wysławianie się, ale i atrakcyjny wygląd, sprawność fizyczną, sukcesy w zawodach sportowych, umiejętność bronienia swoich racji choćby pięścią i siłę charakteru. I właśnie te „korytarzowe” umiejętności i walory niejednokrotnie decydują o powodzeniu w życiu dorosłym.

No cóż, od intelektualistów nie uciekniemy. Musimy uważnie patrzeć na to, co robią i jak robią. Ich wpływ jest ogromny, a jak się rzekło, idee mają swoje konsekwencje. Na dobre i złe.

 

 

 

 

 

 

Vermeer
O mnie Vermeer

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka