Rolex Rolex
586
BLOG

JEŹDŹCY APOKALIPSY, TRURL Z KLAPACJUSZEM Z ABW I LINIA MURZYNOTA

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 60

 

Jeźdźcy Apokalipsy pojawią się na ziemi zwiastując koniec świata, a z tego jak nam ich św. Jan Opisuje wynika, że żaden nie będzie „Mr.Niceguy” albo "Mr Have Mercy". Kiedy się pojawią, nie będzie więc ludzkości do śmiechu! A kiedy się pojawią, tego nie wie nikt, a jako że „Najstarszy Oponent” nie ma zdolności stwórczych, a jedynie imitacyjne, stąd na świecie co rusz pojawiają się ich marne imitacje.

No i tak jakoś około ostatniego tygodnia cepeliowska trójca jeźdźców pojawiła się w „polskiej przestrzeni informacyjnej”, miał dołączyć czwarty, a skoro jest już niemalże komplet, wypada się nimi zająć.

W tym punkcie czytelnikowi należy się wyjaśnienie, że polscy jeźdźcy, jakkolwiek siermiężni w porównaniu z zapowiadanymi, to jednak zwiastują, chociaż na swój wzór i podobieństwo. A skoro na wzór i podobieństwo, to zwiastują, że po czasach, kiedy z nieba spadły ptaki, nadejdzie dziadowszczyzna pospolita, co szczególnie winno stawiać w stan czujności osoby w dawnym „wieku poborowym”, jako że ich rodzice przez dwadzieścia lat czekali, aż będą mieszkali w obiecanym normalnym kraju, a pojawienie się jeźdźców ostatecznie może oznaczać, że ani oni, ani „poborowi” się nie doczekają, a Polska, zgodnie z tym, co zaplanowano, pozostanie na długie lata najbardziej rozwiniętym krajem „Azji Zachodniej”*, no chyba, że NRD dołączy.

Ale wróćmy do jeźdźców; wbrew tradycji przedstawimy ich nie chronologicznie, ale „po czinu”, czyli na początek będzie ten najważniejszy czynownik, a po nim zabierzemy się za pośledniejszych.

Ta! Dam! I z charakterystycznym wdziękiem pilarza w sklepie z kryształami na scenie pojawia się Leszek Miller. Postać ciekawa i warta uwagi w siermiężnych czasach naszych, jako że pan premier Miller stanowi klamrę pomiędzy „dawnymi a nowymi czasy”, to znaczy był na samym końcu, pojawił się w środku i wieszczy koniec (a po nim poznaje się „męczyznę”). Alfka i omeżka można być rzec! Pan premier Miller jest ponadto ciekawy ze względu na charakterystyczny dla okresu późnego porno-komuznizmu zwyczaj podróżowania z reklamówkami pełnymi dolarów; pobranymi z rąk KGB i – rzekomo, zwróconymi w te czcigodne ręce.

Ależ cóż to nam pan premier wieszczy na nadchodzące lata? Otóż wedle pana Leszka Millera znajdujemy ciekawym momencie historycznym, kiedy Reichstag już zapłonął, a noc „Noc Kryształowa” za pasem. Kto podpalił Reichstag? Reichstag podpalił zespół posłów, który zaprosił na swoje posiedzenie rodziny tragicznie zmarłych w katastrofie smoleńskiej. Jak pamiętamy podpalenie Reichstagu było wedle oficjalnej wersji dziełem komunistów, wedle nieoficjalnej: dziełem nazistów, co wiele nie zmienia, bo i wiele się te dwa gangi między sobą nie różnią; pan premier Miller jest komunistą sowieckiego typu, więc ja z niezbornej intelektualnie (niezborność intelektualna nie jest winą p. Millera, ale szkoły, do którego uczęszczał i tam należy szukać winnych) wieszczby interpretuję proroctwo, że jeśli Reichstagi dalej będą płonąć, to podpalaczami zajmą się odpowiednie służby i urządzą Kristallnacht.

Mamy jasność.

Tuż za premierem Milerem, choć nie jest tu pewne, czy w charakterze samodzielnego jeźdźca, czy też raczej giermka, przygalopował PRL-owski wzorzec profesora, prof. Kik. Jako że, przynajmniej formalnie, profesor Kik wie coś o strukturach państwa i demokracji parlamentarnej, powierzono mu zadanie poinformowania, jak wraz z nadejściem Apokalipsy wyglądać będzie parlamentaryzm. Otóż parlamentaryzm będzie wyglądał tak, jak pan profesor zawsze lubił i do czego się przyzwyczaił, to znaczy będzie głosował ustawy. Kto za? Dziękuję. Kto przeciw? Nie widzę. Kto się wstrzymał zero diety. Uchwalone.

Pan profesor Kik słusznie, przykładając stan zastany do swojego ulubionego, stalinowskiego modelu, zauważa, że Parlament nie jest do dochodzenia, kontroli i manipulowania przy rzeczywistości – od tego mamy rząd; parlament jest od zatwierdzania ukazów.

Mamy już, drogi „poborowy”, kolejny element apokaliptyczny: „parlament niemy”.

Ale najciekawszy głos dał trzeci z jeźdźców, pierwszy w historii bankier nie posiadający elementarnej wiedzy ekonomicznej, posiadający za to wyjątkową zdolność robienia z siebie publicznie pajaca, pan premier Marcinkiewicz.

Jeśli idzie o klasę jeźdźca, pan premier rzuca klątwy z wierzchowca rozmiarów ratlerka, ale – biorąc pod uwagę prostotę i jasność przekazu, bije tych większych o głowę.

Pan premier zrezygnował w swoim apokaliptycznym przesłaniu z techniki Pytii i zaserwował nam całą prawdę, całą dobę, ergo: wyrąbał po robociarsku prosto w oczy.

Według pana premiera, 10 kwietnia, pod Smoleńskiem doszło do aktu wojny, a złowieszczy Macierewicz robi wszystko, by tę wojnę przenieść na terytorium pana premiera Marcinkiewicza (i Alicji? Cecylii? – już nie pomne, jak się woła pana premiera najnowsze, ulubione kocię) ukochanej Ojczyzny.

Złowieszczy Macierewicz (Moriarty?) przenosi na teren Rzeczpospolitej wojnę w drodze zadawania pytań, i to też jest wskazówka dla współczesnych poborowych, bo wedle panamarcinkiewiczowej wizji wraz z nadejściem Apokalipsy zmienimy przynależność cywilizacyjną. Z cywilizacji, gdzie zadawanie pytań jest wręcz istotą człowieczeństwa, do cywilizacji, gdzie pytania i odpowiedzi się ogłasza i podaje do zapamiętania.

Z premierem Marcinkiewiczem mam osobiście najmniejszy problem, bo pan premier Marcinkiewicz mieszka po sąsiedzku, więc gdyby jego wieszczby się przyoblekły w materię, nie omieszkam złożyć mu osobistej wizyty i w kulturalny sposób wyłuszczyć, co o tym sądzę.

I to by było o jeźdźcach Apokalipsy tyle. A gdzie czwarty? Zapyta czujny czytelnik i słusznie. Otóż czwarty się – póki co, się nie pojawił, ale to dlatego, że siły zainteresowane w zachowaniu status quo, to znaczy przewlekłego stanu przedzawałowego, tuz po pojawianie się trzeciego, miniaturowego apokalipfensa, zarządziły podjecie działań obronnych.

W dwóch wymiarach: działań stricte obronnych (odstraszających) i koncyliacyjnych. Pierwszą linię „Murzynota” zbudowała „grupa trzymająca Pomnik Lecha Wałęsy” publikując na jego blogu dokumenty, które ktoś „zajumał” z archiwum służb w 1990 roku, dzięki czemu, wbrew ustawom, nie znalazły się nigdy w oficjalnym obiegu dokumentów pozostawionych w Polsce przez Pierwszą Erę Sowiecką. Dokumenty o treści mało istotnej, których zadaniem było zakomunikowanie siłom apokalipsy, że: "nie takie kwity są”.

Pytanie, czy Apokalipfensi się zatrwożą?

Gdyby nie, to z chęcią podjęcia się koncyliacji wystąpiło ABW, proponując rozwiązanie kompromisowe. Według tego ABW, co przyjąłem z niejakim zaskoczeniem, bo pierwsze słyszę, ABW zajmuje się nadesłanymi „From Russia with Love” kopiami pierwszej kopii nieautoryzowanych stenogramów z kabiny pilotów Tu-154 NR101.

Co więcej, ABW skonstruowała maszynę, która z takiej kopii potrafi wydobyć autentyczny zapis, to znaczy potrafi odróżnić, co znajdowało się na oryginałach magnetycznych, a co nie, a dodatkowo potrafi „obniżyć” trajektorię lotu Tupolewa tak, by mógł nareszcie skosić tę cholerną linię energetyczną!

Żeby mógł skosić, musimy ciężką maszynę obniżyć o jakieś 396 metrów, więc ta zaprojektowana przez ABW maszyna to niezłe ho! ho! ABW musi ją błyskawicznie opatentować, żeby imperialiści nie ukradli!

Niemniej maszyna ma – słowami funkcjonariusz tej służby, raz na zawsze uchronić nas przed powstawaniem „przecieków”. To cieszy, widać, że ABW doskonale wie, gdzie cieknie i kto zawiaduje kurkiem.

Dobry hydraulik w chałupie, to więcej niż szczęście: to lepiej nawet niż kominiarz.

Co mnie osobiście nieco niepokoi w tej sprawie, to fakt, że ABW przez długie tygodnie konstruowała nieznaną światu maszynę, zamiast zwrócić się do innej polskiej służby (wojskowej), która już w kilka dni po katastrofie oświadczyła, że pełną dokumentację wszelkich nagrań ma.

Nie wiem, czy w związku z odnalezieniem zwłok szyfranta Zielonki ta informacja się zdezaktualizowała?

Być może i tak, i stąd potrzeba konstruowania maszyny; pamiętamy, że potrzeba matką wynalazków.

A zbierając to wszystko, cały ten apokaliptyczny, a sprowokowany posępnym wzrokiem posła Macierewicza, spektakl do kupy, musimy naszemu „poborowemu” doradzić, by raz jeszcze głęboko się zastanowił, czy zapowiadany kształt post-apokaliptycznej rzeczywistości jemu nrawitsa,i czy ma ochotę przez całe dorosłe życie łożyć na „niemy parlament”, który przez aklamację i z radością będzie witał kolejne projekcje i konstrukcje służb specjalnych, by uchronić nas przed wojnami wywołanymi spadaniem naszych AirForce One na pola i lasy naszych miłujących pokój sąsiadów?

 

Myślcie, poborowy, myślcie!

 

Pozdrowionka!

 

* Copyright Eska

 

UPDATE z godz 15.50 GMT

 

Życie zazwyczaj dopisuje do mnie glosa, tym razem błyskawicznie, złotoustami Jerzego Millera. Jak objasnił Miller Jerzy odkodowane z nieautoryzowanych, rosyjskich wersji, przy pomocy Trurla z Klapacjuszem z ABW, rozmowy z kokpitu,  a już szczególnie ich pojęcie, przerasta zdolności rozumienia "tłaszczy nad Wisłą", tak jak przerastało "tłuszczę" zmierzenie się z trudna prawdą o archiwach SB.

Zrobiliśmy krok w przód w porównaniu  z takim rokiem 1987, kiedy to po katastrofie w lesie Kabackim winna była sowiecdka myśl techniczna, stenogramy odczytano w 14 dni, a do Rosji nikt nie poleciał z orderami. Krok ku "Azji Zachodniej"

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka