Rolex Rolex
6865
BLOG

Sto i pięćset plus

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 112

Minęło, ledwo co, 100 dni pracy rządu Pani Premier Beaty Szydło; wypada się odnieść. Powstanie rządu Beaty Szydło, poprzedzone wygraniem wyborów prezydenckich przez Andrzeja Dudę oraz parlamentarnych przez Prawo i Sprawiedliwość, było zwieńczeniem czegoś, co nazywam „Rewolucją Czterdziestolatków”. Owa rewolucja była nieuchronna, a zaskoczenie tych, których rewolucja zmiotła i będzie zmiatać nadal można tłumaczyć tylko skrzywieniem perspektywy, bo symptomy nadchodzącego potężnego politycznego tsunami było widać od lat.

Próbę analizy kompletnej klęski „historyczno-politycznej” narracji obozu dzieci funkcjonariuszy stalinowskiego aparatu represji („Bunkier Siedemdziesięciolatków”) podejmę już wkrótce, wraz z próbą zarysowania historycznej drogi do tego zwycięstwa. W każdym razie nie widzę dzisiaj możliwości rekonstrukcji patologicznej struktury quasi-państwowej zbudowanej na bazie kłamstwa, donosicielstwa, szantażu i złodziejstwa, a obok czynników wewnętrznych wpływających na ten stan rzeczy wielką rolę odgrywają również czynniki zewnętrzne, a w szczególności wywrócenie do góry nogami europejskiego ładu politycznego w latach circa 2011-2015.

O tym, jako się rzekło, później, a dziś chciałbym dokonać podsumowania działania rządu Beaty Szydło w czasie 100+ dni.

Zacznijmy od tego, że nie istnieje jedna, idealna droga do odzyskania podmiotowości państwa i narodu na arenie międzynarodowej. Czysto teoretycznie można takich dróg wskazywać wiele, niemniej w rzeczywistości politycznej dostępne są te, które właśnie są, a z tych które są jedyną siłą zdolną przeprowadzić program odzyskiwania podmiotowości w perspektywie dekady jest Prawo i Sprawiedliwość.

Celowo użyłem słowa „dekady”, jako że właśnie dekada jest tym okresem czasu, w którym zmiany mogą zajść na tyle dalece, by niemożliwa byłaby restytucja „państwa teoretycznego”, żeby zacytować trafną diagnozę byłego Ministra Spraw Wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza. Cóż oznacza owa „teoretyczność państwa”? Teoretyczność państwa polega na tym, że jego władztwo zostaje ograniczone do wąskiego wycinka obejmującego utrzymanie porządku wewnętrznego przy użyciu służb policyjnych, szkolnictwa, ale w ograniczonym zakresie, i w celu „wyprodukowania” potrzebnej „rdzeniowi unii europejskiej” klasy robotniczej, niewydolnego, opieszałego i skorumpowanego sądownictwa, kontrolowanego ponadto przez pozostający poza systemem polskiego prawa Trybunał Konstytucyjny (made in PRL, 1982), oraz zapewnienie ciągłości dostaw ciepłej wody, prądu i gazu dla tubylców. Całą, pozostałą wiązkę suwerenności oddaje się siłom zewnętrznym; podporządkowuje się ją ich interesom gospodarczym, politycznym i militarnym. Los sprawił, że na poziomie globalnym nastąpiła gwałtowna zmiana sojuszy, a my na tym skorzystaliśmy, dostając swoją drugą po 1918 roku szansę na upodmiotowienie. Upraszczając, dar von Beselera i Kuka o nazwie „Königreich Polen” po raz kolejny okazał się nieaktualny.

Jak stabilne jest historyczne „okno szans”? Tego nigdy nie wiadomo, ale zakres i siła działań nakierowanych na zniszczenie Rosji w jej obecnym, mocarstwowym kształcie, oraz na osłabienie Niemiec w Europie (obserwujemy ich fizyczny podbój, z czego – śmiem sądzić – się nie wygrzebią) może wskazywać, że dosyć stabilne, przy czym suwerenność militarną zmuszeni jesteśmy odzyskać tak szybko, jak to jest możliwe, bo nawet państwa w poważnych tarapatach są w stanie zdestabilizować sytuację w strefach zdemilitaryzowanych, a taką strefą, zwłaszcza po wydarzeniach lat 2007-2010 jesteśmy my.

Co więc rządowi Beaty Szydło się udało?

Bezsprzecznie największym osiągnięciem tego rządu jest program „Rodzina 500+”, bo on oznacza praktyczne wyeliminowanie jakiejkolwiek politycznej konkurencji do czasu, kiedy taka powstanie, a więc do czasu, kiedy w „obszarze odzyskanej suwerenności” skrystalizuje się jakiś alternatywny, wewnętrzny program polityczno-gospodarczy. Trudno dziś przeceniać, jaką mógłby mieć formułę, ale jeśli mielibyśmy wróżyć z fusów siły intelektualnej i duchowej tradycji, to mógłby to być program „na prawo” od Prawa i Sprawiedliwości, akcentujący silniej tradycję późno-endecką i katolicką (to ostatnie szczególnie istotne w kontekście możliwości powstania kalifatów na gruzach zdechłych organizmów Europy Zachodniej). Póki co jednak, do powstania takiej alternatywy droga daleka; mamy więc dzisiaj de facto system monopartyjny, wsparty znakomitą większością świadomego społeczeństwa, a już wkrótce wsparty również olbrzymią rzeszą tego mniej- lub nieświadomego, po 1 kwietnia 2016 roku, co oczywiste. Stworzy to potencjalną siłę głosów na poziomie większości konstytucyjnej.

Ale wróćmy do sukcesu programu „Rodzina 500+”, przy którym cała reszta celów do osiągnięcia to sprawy drugorzędne; ważne, ale dopiero po zabezpieczeniu perspektywy dekady. Zanim rozwiniemy temat „Programu 500+” podkreślmy również fundamentalne znaczenie zablokowania możliwości destrukcyjnych działań Trybunału Konstytucyjnego, który wraz z konstytucją w jej obecnym kształcie należy do „porządku architektury blokowania odzyskania podmiotowości”. Obecny rząd i jego zaplecze powinien wysłać jakiś talon na zgrzewkę taniego piwa pomysłodawcom wciśnięcia dwóch ekstra kandydatów na sędziów tego gremium o wątpliwych kwalifikacjach[1], co dało pretekst do przeprowadzenia akcji rozminowania tej bomby; inaczej i tak trzeba byłoby to zrobić, ale wbrew prawu, za to w interesie Rzeczpospolitej. A tak, to jest jak z goleniem kota: darcia mordy dużo, a wełenki mało.

Pytanie, czy Pan Minister Waszczykowski powinien był wysyłać jakieś zapytania do komisji, która jest wenecka z nazwy tak jak układ warszawski był „warszawski” jest drugoplanowe, ale wydaje mi się, że zrobił dobrze, bo po kompromitacji „bezpośredniego łącza” komisja wenecka (z nazwy) – lokalny „zeitung”, przerzucaniu się argumentami do święty nigdy, sprawa rozmyje się w masie ważniejszych dla Berlina problemów. Jest jednak oczywiste, że pozostawienie tej pułapki Kiszczaka nierozminowanej doprowadziłoby do zablokowania „Programu 500+” i każdego innego programu transferu środków na rzecz Polaków bądź obniżenia obciążeń fiskalnych, co pociągnęłoby klęskę wyborczą w perspektywie czteroletniej i groźbę restytucji znanej nam gangsterki.

Rzecz się jednak udała; przejdźmy więc do innego typu zastrzeżeń do sposobu realizacji programu „Rodzina 500+”. Ten typ zastrzeżeń, o którym za chwilę, w zasadzie powinien być bliższy mojemu sercu, a jednak uznaję go za chybiony, bo będący następstwem posługiwania się odrealnionymi schematami myślenia o skutkach politycznych działań gospodarczych. Konserwatywno-liberalna krytyka sposobu wprowadzenia faktycznegoobniżenia obciążeń fiskalnych polega na tym, że wybrano sposób najdroższyz możliwych, to jest system wypłat.To prawda, ten system jest najdroższy z możliwych, a najbardziej efektywnym byłoby skopiowanie systemu węgierskiego, gdzie obniżenie obciążeń dokonuje się poprzez podwyższenie progu kwoty wolnej od opodatkowania, ale w ten sposób nie uzyskano by efektu społecznego, który ma polegać na zapewnieniu politycznemu zapleczu rządowemu względnej pewności ciągłości rządów przez minimum dwie kadencje.

W polskiej rzeczywistości nie ma miejsca na poszerzenie bazy poparcia politycznego wewnątrz zbioru aktywnych politycznie obywateli RP. Uzyskanie przewagi o rozmiarach większości konstytucyjnej wymusza sięgnięcie do olbrzymiego rezerwuaru obszarów wykluczenia. A tam nie istnieje problem progu kwoty wolnej od opodatkowania, bo tam i tak nie płaci się ani ZUS-ów ani podatków. Podobnie, nie istnieje tam możliwość pobudzenia aktywności politycznej w sposób inny niż realne, stałe zastrzyki finansowe oraz groźba ich utraty (w przypadku Platformy Obywatelskiej czy Petru rzecz oczywista i bezdyskusyjna w percepcji wyłączonych, więc łapówka w wysokości połowy budżetu Bundesrepubliki i tańce liderów na rurze psu na budę).

Jeśli ktoś chce powyższemu rozumowaniu zarzucić cynizm to ostrzegam, że jest ono jedynie skromnym potomkiem „Ustawy o sprzedaży królewszczyzn”, Uniwersału Połanieckiego oraz wszelkich późniejszych obietnic uwłaszczenia chłopów, a później kolejnych reform rolnych związanych z parcelacjami, komasacjami i nadawaniem ziemi. Tak, owszem, odzyskanie niepodległości (podmiotowości) było możliwe wyłącznie na drodze przebicia innych ofert szczodrością. I nic się nie zmieniło, no może tyle, że była woda w kranie na zanętę, a jest i woda i „500+”.

A teraz przejdźmy do tego, co się nie udało.

Z wielką przykrością muszę pożalić się na Pana Ministra Piotra Glińskiego, którego przed moją totalną krytyką chroni to, że jest człowiekiem wielkiej kultury osobistej. Tacy ludzie muszą nauczyć się lać chamów po łbie, a to przychodzi im z trudem. Ponadto to, że został wystawiony na próbę już na początku wykonywania misji publicznej i w związku z brakiem doświadczenia i wsparcia dał się trochę „zahukać”.

Otóż (apeluję do zaplecza politycznego rządu) uprzejmie proszę zwracać uwagę na sprawy związane z czymś, co marksiści określali jako nadbudowę. W każdym, poważnym i praktycznie istniejącym kraju europejskim istnieją instytucje kultury, które mają przywilej bycia „narodowymi”, a więc szczególnymi w systemie systemu instytucji kultury. Ich przywilej polega finansowaniu ich działalności z pieniędzy wspólnoty narodowej, a ich psim obowiązkiem jest wypełnianie zadań służących wspólnocie, a w szczególności zaspokajanie potrzeby wnikliwego zapoznania się z kanonem i dziedzictwem narodowej kultury każdego, kto chce być zaliczony do elit tejże wspólnoty. Z takich właśnie powodów każda brytyjska babcia może zabrać każdego dnia wnuki do British Museum bez obawy, że będą wystawiali „kurwy i złodziei” albo puszczali pornole.

Dlatego właśnie, Szanowny Panie Ministrze, natychmiast po pozyskaniu (od radnych PO) informacji, że jakieś bydle odważyło się podpisać w TEATRZE NARODOWYM „angaż” z pochodzącymi z zagranicy dziwkami należało owo bydle, tylko i wyłącznie na podstawie faktu istnienia takiej umowy, wypieprzyć na zbity pysk (najlepiej ze schodów) nie oglądając się na jego pajacowanie i kwiczenie jego równie podłych kolegów z branży, która jak widzimy chce wspierać prostytucję budżetowymi dotacjami. Puszczam w niepamięć ufając, ze wspomniane bydle zniknie koniec końców z mapy kulturalnej Polski; niemniej nie mogę nie oczekiwać odszkodowania w wysokości kosztów utrzymania rzeczonego teatru przez okres występowania w nim dziwek z zagranicy podzielonych przez ilość podatników, co powinno równać się dobremu kieliszkowi zacnego wina. Nie nalegam, ale nie ukrywam też, że się spodziewam.

Nie zarzucam natomiast rządowi opóźnień we wprowadzaniu innych obietnic. Kwestia podatku handlowego potknęła się o franczyzę. Wypada, posiłkując się konstrukcjami „umowy pozornej” i „niedozwolonej optymalizacji podatkowej”, doprecyzować pojęcie franczyzy ustalając maksymalną, procentową granicę wysokości opłaty franczyzowej, aby uniemożliwić wykorzystywanie konstrukcji umowy franczyzowej do faktycznego wyprowadzania zysków zagranicę.

Obniżenie wieku emerytalnego nie będzie miało bezpośredniego przełożenia na poparcie polityczne, ale – choćby ze względu na imponderabilia – należy to zrobić. W trakcie procesu „duszenia” państwowości niemieckiej przez falę imigrantów będzie dochodziło do transferów kapitału i siły roboczej do państw, gdzie dzieciom można spokojnie pozwolić pójść do szkoły. Obniżenie wieku emerytalnego może być jednym z argumentów przemawiających za wyborem naszego kraju (kimś będziemy musieli zastąpić utratę circa 2.000.000 młodych ludzi w latach 2004-2015). Podobnie oceniam pomysł zlikwidowania odpłatności za leki dla seniorów (nawet jeśli wielu się to zupełnie nie należy z powodów oczywistych, ale bądźmy humanitarni) oraz podtrzymanie pomysłu PO na wypłaty jednorazowych, dodatkowych świadczeń dla emerytów.

Sugerowałbym wsparcie pozwów zbiorowych przeciw rabunkowi środków z OFE, nawet jeśli wydawałoby się to ekonomicznie wątpliwe, ale trwałe skompromitowanie i wyeliminowanie zagrożenia czającego się w Trybunale Konstytucyjnym jest tego warte.

Pozostałe reformy powinny prowadzić do uproszczenia i ułatwienia prowadzenia działalności gospodarczej, obniżania wysokości podatków oraz kosztów ich poboru, likwidacji ich części, przy jednoczesnym uszczelnianiu systemu podatkowego (wiem, truizmy).

Do polityki historycznej zastrzeżeń nie mam – sami się „wyłożą”.

Do polityki zagranicznej – nie odrzucać żadnej opcji geopolitycznej dziś; byłoby fantastycznym osiągnięciem móc przeprowadzić referenda na temat masowego przyjmowania islamskiej emigracji razem (w jednej dacie) z innymi krajami regionu.

 

 


[1] Uznanie środków zgromadzonych w OFE na indywidualnych kontach za „własność” rządu jest działalnością albo stricte kryminalną (kradzież zuchwała) albo dowodem na zwapnienia uniemożliwiające orzekanie nawet w kolegiach do spraw wykroczeń (nie wnikam w przyczyny wapnienia).

 

 

 

 

 

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka