Henryk Kleszczowski Henryk Kleszczowski
352
BLOG

O "Niesamowitej Słowiańszczyźnie" Marii Janion

Henryk Kleszczowski Henryk Kleszczowski Kultura Obserwuj notkę 0

p { margin-bottom: 0.25cm; line-height: 120%; }

Maria Janion, znana ze studiów nad romantyzmem, jest autorem wydanej w 2011 r. książki pt. Niesamowita Słowiańszczyzna, w której próbuje ona zastosować na polskim gruncie teorie tzw. „postkolonializmu”. Wedle tych teorii,niegdyś skolonizowaneludy i narody wciąż patrzą na siebieoczamikolonizatorów zkrajów cywilizacyjnie „lepszych”.

Tojest właśnie „postkolonializm”.Dotyczyon np. Afryki.OtóżMaria Janion przedstawia tezę o polskiej, postkolonialnej tożsamości. Nie chodzi tujedynie o okres zaborów ani o jego konsekwencje w niepodległej Polsce. Chodzi o całą – odwieczną – polską tożsamość.Korzeni tego zjawiska należałoby szukać u zarania polskich dziejów.

Maria Janion twierdzi wręcz, że chrystianizacjaSłowian zachodnichbyła zamachem naich„słowiańskość”.Państwu Mieszka I i jego następców łaciński zachód narzucił swoją kulturę.Nigdy jednak nie przyjął tego kraju w poczet krajów „Zachodu”. Zawsze uważał go za kraj peryferyjny.IsamiPolacy zresztą takujemnie o sobie myślą. Na przykład mówią bardzo często, że Polska jest na „drodze do Europy”. Jednocześnie twierdzą, żePolska jestw Europie od X wieku.Są ubogimi krewnymi „Zachodu”a ten,mówiąc wciąż o „Europie wschodniej”, nie uważa ich za krewnych.

Peryferyjność Polski zaczęła się więc już za Mieszka I, trwała przez całe Średniowiecze. Nie słabła w dobie Renesansu ani w XVII w., twierdzi Maria Janion.W XVII w.,aby swoją peryferyjność przerobić w siłę, Polacy wymyślili nawet teorię „przedmurza”.Szło to w parze z pogardą wobec prawosławnego wschodu. Polacy nie chcieli być „Wschodem”, wiedząc poniekąd,że dla„Zachodu” Polska „Wschodemjest.

Tu Maria Janion posługuje się częstym u teoretyków „postkolonializmu”pojęciem „orientalizacji”, wziętym z prac poświęconych Indii czy krajom arabskim.Jest to, wedle krytyków tego pojęcia, pseudonaukowy opis „inności”, która jest przecież pojęciem złożonym. Zatem „Zachód”,pisze Maria Janion, zawsze Polskę „orientalizował”; Polska zaś, zawsze broniła się przed „orientalizacją”.

Maria Janion uważa,sięgając tu po niektóre pisma romantyków,że Polacy powinni odnaleźć swoją „słowiańską tożsamość”. Podejmuje ona też drugi temat – kwestię szybko zniweczonych, takonauważa, wpływów wschodniego, bizantyjskiego, czy też słowiańskiego obrządku na ziemiach zachodnich Słowian, w tym i w państwie Piastów.

Nie dowiadujemy się, czytając książkę Marii Janion, czym miałaby być ta „słowiańskość”. Trudno nie mniemać, że autorkaNiesamowitej Słowiańszczyzny po prostu szybuje w chmurach, w strefie spekulacji.

Moim zdaniem, rzecz tkwi w mętnym – wątpliwym – pojęciu „słowiańskości”. Jedyną „słowiańskością”, o której można racjonalnie rozprawiać, to fakt, że języki słowiańskie są do siebie podobne. Czyli językoznawcy – slawiści – mogą mówić o czymś, co upodabnia do siebie ludzi od Łużyc po Władywostok i od Archangielska po Bułgarię. Poza tym, wszystko jest spekulacją.„Słowiańskość” jest mitem, tak jak „germańskość” czy „łacińskość”. Można by też snuć teorie np. o tym, że Rzym i chrystianizacja zgniotły „celtyckość” Galiiiżywić nadzieję, że Francja, której nazwa pochodzizresztąod ludu germańskiego, wskrzesi swoje „celtyckie korzenie”.To są mity.Mity skonstruowane przede wszystkim w XIX w., w dobie romantyzmu, w głównej mierze pod wpływem romantyzmu niemieckiego.Nie wolni o tego byli polscy poeci: Mickiewicz wygłaszał w paryskim Collège de France wykłady o literaturach „słowiańskich”; Słowacki napisał wiersz o „słowiańskim” papieżu.

Odnosi się wrażenie, czytającwywodyMarii Janion, że chrześcijaństwowschodniebyłoby dlawszystkich„Słowian” właściwsze, bo bardziej „słowiańskie”; chętnie zresztątak myślą Rosjanie. Nie widzętu nic „słowiańskiego”. Tu przecież Bizancjum – Konstantynopol – jest fundamentem. A Rosjanie, wbrew temu, co się nierzadkood nichsłyszy, nie są Słowianami najwłaściwszymi. Prócz fundamentu bizantyjskiego, nie bez znaczenia jest wichdziejach okres tatarski; później ważną rolę odegrały wpływy Oświeceniai romantyzmu. W znanym, dziewiętnastowiecznym sporze między okcydentalistami a słowianofilami, ci ostatni nie reprezentowaliżadnejprawdziwej, słowiańskiej” Rosji; ich koncepcje, to „słowiańskość” urojona, pod niemałym wpływem koncepcji niemieckich np. koncepcji „Volksgeistu” („ducha narodu”).

Cyryl iMetody dokonali prawdziwej inkulturacji Ewangelii,azachodni misjonarze niszczyli kulturę ludów, które ewangelizowali? Tu mamy znowumieszaninę pojęć. Wszyscy misjonarze, i wschodni i zachodni, głosili Ewangelię, a Ewangelia jest, zawsze i wszędzie, rewolucją. Taka jest jej istota. W tym sensie, głosili coś zupelnie nowego – coś, co zawsze i wszędzie wchodzi w konflikt z ludzką kulturą. Tak jest i dzisiaj, na całym świecie, nawet w krajach powszechnie uważanych za chrześcijańskie. Więc Cyryl i Metody, tak samo jak zachodni misjonarze, nie mogli nie wchodzić w konflikt z kulturą Słowian – z ich „słowiańskością”.To jest najważniejsze.A sprawa np. języka liturgii, aczkolwiek ważna, jest drugorzędna.Chwalić można Cyryla za to, że posługiwał się językiem „słowiańskim” a nie łaciną czy greką. Ale był to język starobułgarski(zwany wtedy ogólnie „słowiańskim” a potem cerkiewnosłowiańskim) wtedy gdy, jak twierdzą slawiści, zróżnicowanie dialektalne u Słowian było już faktem dokonanym.Toteż nigdzie cerkiewnosłowiański nie stał się językiem narodowym, tak jak nigdzie nie stała się nim łacina. Zresztąteraz, w Kościele katolickim, języki narodowe są językami liturgii.

Nie ma zatem bezsprzecznychdowodów na to, że „łacińskość” w Kościele byłabyniezgodna z „słowiańskością” a Cerkiew,np. uRosjan – zgodna z ich prastarym „słowiańskim duchem”.

Książka Marii Janion zdobyła uznanie w niektórych kręgachhistoryków. Ten fakt i sama treść książki świadczą oideologicznychbezdrożach, na jakich gubi się współczesnahumanistyka.To nie jest nowe zjawisko.Ideologiczny sposób myślenia rozbuchał się wEuropie wXIX w., i trwa.

W gruncie rzeczy chodzi Marii Janion o „wyższość” i „niższość”, z których rodzą się długotrwałe kompleksy. Ale nie umie ona znich wybrnąć. Jej próby są nadal próbami „ubogiego krewnego”,bo ona się nie uwalnia,choć chciałaby, od myślenia biegunowego: wyższy-niższy, wschód-zachód.

Dom najkunsztowniej wyglądający stoi na takich samych fundamentach co dom dużo od niego prostszy. W psychologii jest taki kierunek, wedle którego psychikaludzkaopierałaby się naprostychfundamentach. Zatemnp.intelektualista miałbytę samą psychikę, cozwykły człowiek.Tu jest może „klucz” do tego, co pisze Maria Janion. Otóz w jej książce czytamy: „Polska jest płaskim monolitem przeważnie narodowokatolickim...”.To jest wierzenie, właśnie „płaski monolit”, fundament, którego najgłębszą warstwą jest lęk przed tym,że się jest „gorszym” w oczach... „Zachodu” naturalnie, boinneoczy nie są tu miarodajne. O istnieniu „płaskiego polskiego monolitu narodowokatolickiego” zwykły człowiek będzie mówił bezmyślnie.Intelektualista zaś,np. Maria Janion, napiszena tym fundamencierozprawę. Ale to tylko nadbudowa.

Jest coś takiego jakzgubneprzeciwstawianie ludzi ludziom, ludów ludom, narodów narodom –ustawianie ich w wyścigu cywilizacyjnym.A przecież nie ma wobec Boga, tak jak pisał św. Paweł, ani Żyda ani Greka, ani pana ani niewolnika.Możnapodobniepowiedzieć, że wobec Boga nieistotna jest różnicanp.międzyosiemnastowiecznymwysoko „cywilizowanym”AnglikiemaosiemnastowiecznymAustralijczykiem,któryposługiwał się narzędziami zkamienia łupanego.Pawłowe orędzie znajduje jakoby potwierdzenie na polu etnologii np. w pismach Claude'a Lévy-Straussa, który dowodził, że wbrew pozorom nie mają racji ci, którzy na podstawie dokonań np. technicznych i naukowych uważają cywilizację europejską za „wyższą” od kultury Indian amazońskich.

Tylko napodobnych, pawłowychfundamentach można ułożyć stosunki międzyludzkie i międzykulturowe,nietwierdząc, że jedni są „wyżsi” a inni – „ niższi”. Niech „wyższy” nie gardzi „niższym”, niech „niższy” nie upokarza się przed „wyższym”. Tylko napodobnych zasadach wpływ jednej kultury na drugą, rzecz stara jak świat, może wydawaćcoraz lepsze owoce,łącząc – a nie dzieląc – ludzi.

Ktoś może powie, że to utopia. To nie jest utopia, ponieważ innej drogi nie ma.

 

 

 

Zwykły obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura