Trucker hiob Trucker hiob
657
BLOG

Starszy brat, Fatima, Narnia i plaga zaimków.

Trucker hiob Trucker hiob Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Dzisiaj w Kościele znowu słyszeliśmy przypowieść o synu marnotrawnym. Pisałem już o tym, ale było to pół roku temu, więc myślę, że mogę znowu napisać na ten temat parę słów.

Wszyscy wiemy, że ta przypowieść jest o synu, który przepuścił swój majątek i postanowił powrócić do domu ojca i o przebaczającym, kochającym ojcu, który z radością czeka na powracającego syna. Ale dla mnie ta przypowieść przede wszystkim jest o starszym synu. A nawet jak nie „przede wszystkim”, to na pewno także o nim. Tymczasem my często w ogóle nie zauważamy tego aspektu i często go pomijamy.

Pamiętamy wszyscy przypowieść o faryzeuszu, który czuł się lepszy od celnika, błagającego Boga o zmiłowanie.  Jezus wyraźnie tam uczy, że to celnik, nie faryzeusz jest usprawiedliwiony. Przypowieść o synu marnotrawnym mówi nam dokładnie to samo. Bóg jest miłosierny i cieszy się z każdego nawróconego grzesznika. Ale grzesznikiem jest każdy z nas. Tego nie widział starszy syn, uważając, że jest taki dobry, że nie potrzebuje za nic przepraszać ojca.

Ta przypowieść jest o naszej zawiści. My często chcemy posłać innych „do diabła”. I to dosłownie. Gdy sobie uświadomimy, że oni, grzesząc całe życie nawrócili się przed śmiercią, to zalewa nas żółć ze złości. „Po co my całe życie staraliśmy się być dobrzy, jak on cale życie grzeszył, używał sobie i kpił z Boga, a teraz ma wszystko darowane? Gdzie tu sprawiedliwość?” To jest jednak bardzo niebezpieczne rozumowanie i to co najmniej z dwóch powodów. Pozwólcie, że wytłumaczę.

Po pierwsze nie byłbym taki szybki w domaganiu się sprawiedliwości od innych. Dlaczego? Choćby dlatego, że każdego dnia prosimy Boga:

„I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”.

I nie jest to modlitwa wymyślona przez nasze babcie, to są słowa samego Jezusa, z Kazania na Górze. A gdyby ktoś uważał, że błędnie interpretuję te słowa, to zacytuję komentarz samego Jezusa. On chyba wiedział, co chciał powiedzieć i tak to sam wyjaśnia:

Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień. (Mt 6,14-15)

Biblia i w innych miejscach uprzedza nas, żeby nie osądzać innych, bo takim samym sądem jak my osądzamy, osądzą i nas:

Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka /tkwi/ w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata. (Mt 7,1-5)

Mocne słowa i nie łudźmy się, że to nie do nas są one skierowane. Są one przeznaczone dla każdego z nas.

A co z tym, że Bóg jest „niesprawiedliwy”? Że nie jest to fair, że traktuje tak samo tych, którzy są mu wierni całe życie, jak tych, co nawrócili się w ostatniej chwili? Na to także mamy odpowiedź w Słowie Bożym, w innej przypowieści, o robotnikach pracujących w winnicy. Znamy ją wszyscy, a kończy się ona tymi słowami:

[…]A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych. Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty. Na to odrzekł jednemu z nich: Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje i odejdź! Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry? (Mt 20, 8-15)

Najlepiej to można zrozumieć, gdy jest się samemu ojcem. Gdyby mój syn narozrabiał, popadł w konflikt z prawem, a szczerze byłby skruszony i wiedziałbym, że z całego serca pragnie poprawy, wcale nie pragnąłbym dla niego surowego wyroku. Modliłbym się z całego serca, żeby sędzia zlitował się nad nim i darował mu karę. Tak chyba czuł by każdy ojciec i każda matka. Bóg jest Ojcem nas wszystkich. Ojcem i sędzią, ale przede wszystkim nas kocha. Gdy więc widzi, że żałujemy i pragniemy poprawy, z wielką radością daruje nam karę.

Jest jednak i drugi aspekt, dla którego nie powinniśmy zazdrościć tym, którzy grzeszyli całe życie. Czyjś grzech w ogóle nie powinien być przedmiotem naszej zazdrości. Jeżeli jedyną motywacją, dla której nie grzeszymy jest strach przed gniewem Boga i karą, to coś nie tak z nami. To dowód, że tak naprawdę Go nie kochamy. Takim chyba właśnie był starszy syn z dzisiejszej przypowieści.

Jeżeli bowiem kochamy Boga, to zawsze żałujemy, że Go zraniliśmy. Zawsze żałujemy każdego grzechu. Boli nas także to, że inni grzeszą i zazdrość, że oni sobie „używają” jest niewyobrażalna. Znowu przychodzi na myśl starszy brat marnotrawnego syna, który właśnie tak to widział:

Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę. (Łk 15,30)

Słysząc jego wymówki widzimy tę zazdrość, że jego brat używał sobie i teraz uniknął kary, a w ogóle nie wdać żalu, że brat ranił ojca i radości, że się w końcu nawrócił. Jedyny żal, jaki jest w stanie wzbudzić w sobie starszy brat, to taki, że to nie on był tym, który trwonił majątek ojca.

To piękna przypowieść i bardzo mądra, bo pokazuje nam, jacy naprawdę jesteśmy. Każdy z nas jest trochę jednym, trochę drugim bratem. I o ile nie mamy problemu z identyfikowaniem się z synem marnotrawnym, to dobrze by było, żebyśmy ujrzeli także w sobie starszego brata. Tego zawistnego, uważającego się za lepszego i niezdolnego do radości, że inni się nawrócili i że ich przygarnął miłosierny Ojciec. A przecież:

"Jeśliby ktoś mówił: Miłuję Boga, a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi.” (1 J 4,20)

Powyższy tekst był już zamieszczony na moim forum. Zrobiłem tylko niewielkie poprawki. Komentarze do czytań, do Ewangelii mają to do siebie, że są ciągle aktualne. Ja jednak chciałbym coś do tych słów dodać. Coś, co mi nie daje od jakiegoś czasu spokoju.

Gdy Maryja spotkała dzieci w Fatimie, w dniu 13 lipca powiedziała im:

Ofiarujcie się za grzeszników i powtarzajcie wielokrotnie – zwłaszcza gdy będziecie czynić jakąś ofiarę – "O Jezu, czynię to z  miłości dla Ciebie, w intencji nawrócenia grzeszników oraz jako zadośćuczynienie za grzechy popełnione przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi".

Tylko… co to znaczy? Czy my się nad tymi słowami kiedyś zastanowiliśmy? Maryja nas wzywa do czegoś bardzo konkretnego. Do czynienia ofiar w intencji nawrócenia grzeszników. Namawia nas, wzywa, byśmy czynili ofiary, aby je ofiarować Bogu za … no właśnie. Za kogo? Za tych, których tak chętnie wysyłamy do diabła. Za Michników i agentów, za Urbana, TVN, PO i ktokolwiek nam leży na wątrobie i jest w naszej duszy uosobieniem diabła.

W czasie kolejnego spotkania, 19 sierpnia, Matka Boża znowu poleciła dzieciom praktykowanie umartwień:

Módlcie się, módlcie się wiele i czyńcie ofiary za grzeszników, ponieważ wiele dusz idzie do piekła, bo nie mają nikogo, kto by się za nie ofiarował i modlił.

To będzie także nasza wina, że "wiele dusz pójdzie do piekła". Z drugiej strony nie będzie chyba błędem twierdzenie, że gdyby każdy z nas zaczął się umartwiać w tych intencjach i ofiarował swe umartwienia Jezusowi, przez ręce Maryi, wygralibyśmy wszystkie żyjące dusze. A jeżeli wszyscy ludzie staliby się świętymi (bo przecież tylko tacy zdobywają Niebo) – to jakie by to miało konsekwencje dla naszego życia na Ziemi? Nietrudno to sobie wyobrazić.

W czasie dzisiejszych czytań słyszeliśmy nie tylko "Przypowieść o Synu Marnotrawnym", ale także przypowieści o zagubionej monecie i zaginionej owcy. Obie nas uczą tego samego: Wielka jest radość w Niebie z każdej nawróconej osoby. I wielki żal, wielki smutek z powodu każdej duszy utraconej na zawsze. Nie wspomagajmy kudłatego, nie bądźmy jego sługusami. Nie zachowujmy się tak, by przez nas inni odchodzili od Boga.

Powtarzałem to już wiele razy, powtórzę pewnie jeszcze nie raz: To nie Michniki, nie bolki, nie agenci bezpieki, nie dziennikarze TVN-u, nie Urban, nie Komorowski i nie Tusk są naszymi wrogami. Nie osądzając niczyjej duszy można powiedzieć jednak, że każdy grzesznik jest pacjentem, kimś śmiertelnie chorym, któremu my możemy dać życie. Nie przez obrzucanie go wyzwiskami, ale przez ofiarowanie za niego cierpień, wyrzeczeń.

Ale jak to zrobić? Można ofiarować te cierpienia, których nam nie skąpi nasze życie. Nasze choroby, boleści, te fizyczne i te ze sfery naszej psychiki. Ale to nie wszystko. Maryja najwyraźniej wymagała od dzieci z Fatimy czegoś więcej. I dzieci to zrozumiały. Czytając ich biografie widzimy, jak wiele dobrowolnych wyrzeczeń przyjmowały na siebie. Cytat za jedną ze stron internetowych:

Dzieci szukały wciąż nowych możliwości i sposobów ponoszenia ofiar za grzeszników. W czasie upałów rezygnowały z napojów. Jedzenie oddawały biednym dzieciom. Ze sznura robiły pokutne powrozy, którymi bardzo mocno oplatały ciała, aż do krwi. Wiązkami pokrzyw biczowały sobie nogi. Początkowe małe poświęcenia urosły z czasem do ponoszenia ofiar, przerastających dziecięce siły. O ponoszeniu tak wielkich ofiar nie wiedział żaden z mieszkańców wioski ani rodzice dzieci.

Do tego dochodziły modlitwy, różaniec. A my? Maryja nie przyszła do Fatimy, by zmienić życie trójki małych dzieci, ale by nas czegoś nauczyć. Albo raczej by nam coś przypomnieć. I to przesłanie jest dziś jeszcze bardziej aktualne niż wtedy.

Czytam teraz Opowieści z Narni CS Lewisa. Jak wszyscy pamiętamy, w Narni żyją zwierzęta mówiące ludzkim głosem. Ale także są tam "normalne", drapieżne zwierzęta, groźne dla ludzi. W "Księciu Kaspianie" jeden z takich niedźwiedzi niemal nie zabił Łucji, a jej siostra, Zuzanna, nie obroniła jej, bo obawiała się, że zabije mówiącego niedźwiedzia. Wiele lat po tym, jak Aslan, a potem dobry król Piotr z rodzeństwem opuścili Narnię, wiele zwierząt się "zezwierzęciło". Po tym incydencie Lucy mówi:

— Czy to nie byłoby straszne, gdyby pewnego dnia w naszym świecie, na Ziemi, ludzie zdziczeli w środku jak te zwierzęta tu, w Narnii, a z zewnątrz wyglądaliby nadal jak zwykli ludzie, tak że nigdy by się nie wiedziało, z kim się ma do czynienia?

Obawiam się, że to się już stało. Zaledwie pół wieku po wydaniu książki Lewisa. I choć, zdaje się, dla zwierząt w Narnii nie było już ratunku, to dla ludzi zawsze jest. I to także zależy od nas.

Ale "od nas" to nie znaczy nic. My o tym, że coś zależy "od nas" wiemy. Ja chciałem powiedzieć, że to zależy ode mnie i od Ciebie. Konkretnie ode mnie i konkretnie od Ciebie. Właśnie od Ciebie, od nikogo innego. Bo to tylko Ty możesz zmienić, jeżeli nie robisz tego jeszcze. I tylko ja. Tu nie ma żadnych innych. Jak śpiewał kiedyś Zwoźniak w piosence "Plaga zaimków""

Powiedzmy sobie szczerze raz na jakiś czas: przecież nie ma tu nikogo oprócz NAS!

Nazywam się Piotr Jaskiernia, mam 61 lat i od wielu lat mieszkam w Stanach. Z zawodu jestem "truckerem", kierowcą. Moim hobby jest apologetyka, a moją pasją nowa ewangelizacja. Zawsze szukam nowych dróg, by dotrzeć z Dobrą Nowiną do kolejnych osób, stąd moja obecność tutaj. AUDYCJE RADIOWE, PROGRAMY TV I ARTYKUŁY PRASOWE Z MOIM UDZIAŁEM: KLIK Moje FORUM: www.katolik.us Zapraszam. Kontakt.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości