Homocon Homocon
971
BLOG

Na Zachodzie bez zmian. Polskie wybory w świetle zachodniej liberalnej ideologii

Homocon Homocon Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 10


Wybory w Polsce, co dla nikogo nie powinno być szczególnym zaskoczeniem, nie budzą w mediach zagranicznych specjalnego zainteresowania. Nie decyduje o tym wyłącznie epidemia, sprawa globalnej dominacji Chin czy permanentne zamieszanie w amerykańskiej polityce. Główną przyczyną nie jest również częsta skłonność do ignorowania naszego regionu. Przykładowo Ukraina pojawia się, także w kontekście jej problemów wewnętrznych, jako analizowany temat znacznie częściej niż my.


Ignorowanie zbliżających się wyborów prezydenckich ma dwie istotniejsze przyczyny. Pierwsza to trwałość obecnego układu politycznego w Polsce. Znaczy się - brak przełomu, kontynuacja, nic zasadniczo ciekawego. Od 2016 r. dominacja PiS, podważana wyłącznie na drobnych odcinkach politycznego frontu, gwarantuje, że w Polsce przez kila najbliższych lat nic szczególnego w polityce krajowej się nie wydarzy (nie powinno). Nikt na poważnie nie przewiduje ważniejszych, radykalnych przesunięć przez najbliższe lata.



Polski Macron i wyborczy erzac  

Nie jest to na pewno dobra informacja dla opozycji, która bardzo liczy na silne wsparcie z zagranicy, głosy poparcia i solidarności. Ich brak świadczy o mocno ugruntowanym przeświadczeniu, że nie dojdzie w czerwcu do jakiegoś przełomu. Z tej samej przyczyny zeszłoroczne wybory parlamentarne mogły cieszyć się o wiele większym zainteresowaniem, gdy istniała nadzieja, że PiS straci większość w parlamencie.  


Liczono wtedy szczególnie na wynik nowej lewicy (z radykałami od tematów ekologicznych i obyczajowych). Pan Biedroń, porównywany rok temu nawet do prezydenta Macrona, jako nowa nadzieja, był chwalony jako odnowiciel polskiej Lewicy (chodziło głównie o założoną przez niego partię polityczną, która była przeniesieniem na grunt polski typowych haseł współczesnej lewicy); oczywiście było to wszystko opisywane z dużą dozą przesady i małej znajomości polskich realów.


Fakt że w obecnych wyborach startuje otwarty homoseksualista jest przed media zagranicznie prawie że przemilczane, także w uwagi na jego niskie wyniki w sondażach oraz to, że w ciągu roku Biedroń rozwiał pokładane w nim nadzieje.


Rafał Trzaskowski jest portretowany jako liberał, nazwijmy to w europejskim standardzie. Choć należy stwierdzić, że zagraniczny czytelnik nie ma możliwości dowiedzieć się o nim zbyt wiele, o jego programie czy planach politycznych. Zofia Wanat, pisząca dla Politico, w artykule poświęconym właśnie jemu, bardziej skupiona jest na opisaniu jego przeciwników jako nacjonalistów, konserwatystów i tradycjonalistów. Ważniejsze jest to z kim prezydent Warszawa walczy nie kim jest. Ponownie więc jest to raczej okazja do utwierdzania stereotypu Polski jako opanowanej przez katolicki autorytaryzm.


Taki obraz będzie na pewno obecnie się umacniać, przede wszystkim z uwagi na narrację jaką PiS i sympatyzujące z nim media wymierzają w Trzaskowskiego, próbując spychać go do „tęczowego” narożnik. Wypowiedzi takie jak Krzysztofa Sobolewskiego o tym, że zbliżające się wybory to wybory między biało-czerwoną a tęczową Polską, pozwalać będą na podtrzymywanie narrację o „homofobicznej” Polsce, gdzie władza (i nieodłącznie kościół) są zafiksowane na walce z gejami.


Dla PiS skojarzenie pana Trzaskowskiego z, postrzeganą jako agresywna i nietolerancyjna, „ideologią LGBT” wydaje się pomysłem wyśmienitym, ale należy pamiętać jak bardzo obecnie na Zachodzie zrosły się ze sobą kwestie demokracji i praw gejów, które są postrzegane wręcz jako jej kwintesencja. Nawet próba oddzielenie stosunku do osób homoseksualnych od stosunku do „ideologii LGBT” może się średnio udać, gdyż na Zachodzie homoseksualizm postrzegany jest wyłącznie przez pryzmat tej ideologii.


Gdy chodzi o ostatniego z głównych kandydatów, czyli pana Szymona Hołownię, to najciekawsze może jest to, że generalnie jego kandydatura jest ignorowana i zagraniczny czytelnik może dowiedzieć się o niej najmniej, jeśli w ogóle. Prawdopodobnie jest to efekt tego, że trudno mediom znaleźć klucz do odczytania czym tak naprawdę ta kandydatura jest – a zdaje się być wyłącznie erzacem, czymś zastępczym.


Jak zreformować katolicką dyktaturę?

I gdyby istniała obecnie realna szansa, że pan Trzaskowski może w czerwcu wygrać, pewnie zainteresowanie naszym krajem byłoby dużo większe, inna rzecz, że nie mniej jednostronne. To z tej przyczyny, że wpisanie się w aprobowaną część liberalnej narracji, przejście na „drugą stronę” niczego by zasadniczo nie zmieniło.


Polska może byłaby chwalona za „radykalny przełom”, polityczny i aksjologiczny, ale do czasu. Obecny liberalny dyskurs, tak w USA jak i w Zachodniej Europie, jest jak ujął to przed laty Marek Cichocki „apokaliptyczny”. Łatwo dostrzec, że jego zwycięstwa (szczególnie na niwie społeczno-obyczajowej) cieszą go bardzo krótko i liberalizm szybko przestawia się na tory poszukiwania nowych zagrożeń, szczególnie z prawej strony.


Gdyby Polakom zależało na radykalnej zmianie opinii o naszym kraju, usiałoby to oznaczać zmianę układu władzy. Lecz jak to pokazały przykłady innych katolickich krajów, trzeba bardzo dużo pracować na to, aby zasłużyć sobie na miano „prawdziwej demokracji”. Przykład Irlandii jest znamienny, gdzie dopiero wybranie bardzo pro-europejskiego kursu, zniesienie ograniczeń dotyczących aborcji i wprowadzenie „równości małżeńskiej” plus bardzo pro-imigracyjna polityka pozwoliły, że Szmaragdowa Wyspa zasłużyła sobie na to miano.


Oczywiście, gdyby PiS mieścił się w dominującym na Zachodzie ideologiczno-politycznym spektrum, Polska mogłaby liczyć na bardzo przychylne głosy, czyli takie jakie pojawiały się na początku rządów PO. Liberalny rząd przełamujący swoimi decyzjami zastały społeczno-kulturowy porządek, kierujący kraj w stronę „Europy”, jak swego czasu Zapatero w Hiszpanii czy Varadkar w Irlandii, byłby oczekiwany z otwartymi ramionami.


Natomiast obecny rząd PiS może być co najwyżej wpleciony w opowieść o anty-europejskiej prawie-już-dyktaturze, podobnie jak od lat Węgry. I to drugi zasadniczy powód dla jakiego obecne wybory nie budzą specjalnego zainteresowania.


Obecna Polska pełni w Zachodniej narracji pewną zasadniczą rolę, którą da się określić jako czarny charakter demokracji, miejsce mroczne, ultrakonserwatywny skansen, pozostający dla liberalnych demokracji wyrzutem sumienia. Narracja ta determinuje obiór oraz ocenę kraju i posunięć polskiego rządu. Co ważniejsze wykazuje się ona dużą stałością.


Był przecież czas, gdy o Polsce można było myśleć jak o kolejnym katolickim kraju, który zaprowadzi liberalne, społeczne i kulturowe, reformy, stanie politycznie wyraźnie po stronie Zachodu (czyt. Unii). Liberalna i pro-Europejska ewolucja Malty, Hiszpanii czy Irlandii (teraz pewnie też Chorwacji, pod socjalistycznymi rządami) miała potwierdzać tezą, że katolicyzm (a to właśnie on pełnił w tej opowieści rolę negatywnego bohatera) nie stanowi już dziś zawady w postępie.


O prawa reprodukcyjne LGBT

Polska to – póki co, przykład negatywny, a jednocześnie państwo stabilne, tak więc średnio nadająca się jako element progresywnej opowieści, w której kraje niewybierające zachodniego modelu powinny co najmniej skończyć jako autokratyczni bankruci, na granicy wojny domowej, rewolucji społecznej itp. Od lat w liberalnych (ale też w sporej licznie konserwatywnych) mediach pojawiają się teksty potwierdzające dyktatorki charakter obecnej polskiej władzy, prześladowanie kobiet i mniejszości, brak demokratycznych norm.


Są to jednak wyłącznie teksty sporadyczne, służące podtrzymaniu określonego przekazu. Poczesne miejsce zajmują tam tematy aborcji (odnośnie prześladowania kobiet) oraz tematyka LGBT. W Polsce zwraca się uwagę, iż piszący te teksty dziennikarze to często Polacy. Sugeruje się więc, że nie jest to „prawdziwy” głos mediów zagranicznych, tylko eksternalizowany. Pamiętać jednak trzeba, że to redakcja zamawia teksty i decyduje o ich publikacji, takie, które spełniają jej polityczną linię, i czy pisze je Polak czy nie, nie ma to większego znaczenia. Zresztą wydźwięk tekstów pisanych przez nie-Polaków niczym się zasadniczo nie różni.


Zachodni odbiorca może dowiedzieć się, że wedle pani Gersdorf polskie władze maszerują w kierunku autorytaryzmu, a restrykcje wprowadzane w związku z epidemią mogą być wykorzystywane do dalszego ograniczania praw obywatelskich (artykuł w Bloombergu tandemu Moskwa/Strzelecki, z kwietnia).


Tak jak i w polskich mediach, gdzie zamieszanie z wyborami i przesunięcie ich daty, zgodnie zresztą z żądaniami opozycji, przedstawione bywa jako „niebezpieczny precedens”, media zagraniczne martwią się, co dalej zpolską demokracją. Brytyjski New Statesman piórem Annabelle Chapmann przestrzega, że PiS może wykorzystać obecne wybory do przechwycenia (jeszcze większej) władzy.

Brak szerokiego dostępu do aborcji i wprowadzenia rozwiązań zgodnych z oczekiwaniami środowisk LGBT jest apriorycznie naganny, nie ma dla niego usprawiedliwienia (bo skoro Irlandia, to dlaczego nie Polska).


Miriam Webber w artykule z 8 maja (dla Politico), pisząc o palącym problemie jakim jest brak możliwości korzystania przez kobiety w dobie koronawirusa z ich praw reprodukcyjnych, wskazuje Polskę (i Rumunię) jako kraj, którego działania prowadzą „do podważenia zdrowia i bezpieczeństwa kobiet”. Chodzi głównie o to, że w dobie pandemii, gdy granice są zamknięte, polskie kobiety nie mogą wyjechać do Czech czy na Słowację by tam dokonać zabiegu usunięcia ciąży. Cały artykuł ilustruje zdjęcie z polskiego „czarnego protestu”.


7 maja niemiecka stacja DW opublikowała reportaż o wzroście nietolerancji względem wspólnoty LGBT w Polsce, czego przejawem ma być wspieranie przez polskie samorządy tradycyjnego modelu rodziny czy krytyka ideologicznych celów środowiska gejowskiego (tzn. praw).

Choć generalnie w Polsce postulaty tego środowiska nie bywały nigdy szeroko popierane, a badania opinii publicznej wskazują na stałość poglądów w tej materii, to jednak wedle autorów reportażu sytuacja ma się szczególnie pogarszać w ostatnich latach i nie chodzi tylko o postawę władz ale o całą społeczną „atmosferę”.


Prześladowanie gejów w Polsce („strefy wolne od LGBT”) to oczywista oczywistość dla globalnych organizacji broniących praw mniejszości, dla tabunu dziennikarzy, polityków czy aktywistów. I trzeba podkreślić nie tylko liberalnych. Krytykę Polski można równie dobrze znaleźć w The Guardian jak na stronach brytyjskiego portalu conservativehome.com (gdzie piszą ludzie związani z Partią Konserwatywną) czy w programach znanych komentatorów (jak amerykańska konserwatystka Laura Chen).


Polska jest więc przykładem nieliberalnej (złej) demokracji, gdzie prześladuje się kobiety i inne mniejszości, upadają normy demokratyczne, system powoli osuwa się w autorytaryzm, nienawidzi się muzułmanów itp. Polska gra w tej narracji określoną rolę i de facto nie ma zbyt wielkiej możliwości przeciwstawienia się temu, wyrwania się z wyznaczonego jej w tej opowieści miejsca.

Łazar Grajczyński


Homocon
O mnie Homocon

Zajmuję się głównie tematyką międzynarodową, polityką zagraniczną; z przekonań sceptyczny konserwatysta. Na salonie24 teksty o geopolityce, społeczeństwie, kulturze, felietony. https://twitter.com/azarzGrajczyski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka