Ignatius Ignatius
343
BLOG

Welcome to the Poland*: Guns n' Roses - Relacja

Ignatius Ignatius Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Nareszcie południowa część Polski „odzyskała” obiekt, na którym można organizować stadionowe koncerty na odpowiednim poziomie. 1.10. 2017 roku, po ośmiu latach remontowania Stadion Śląski doczekał się nowego otwarcia.  

Koncertowa historia obiektu jest bogata, wiele osób wspomina z rozrzewnieniem występy takich gigantów jak np. AC/DC czy Metallica. Wiadomym było, że na odświeżonym obiekcie powinien wystąpić zespół o równie zacnej randze/popularności.

9.07.2018 odbył się koncert w ramach Not in this Lifetime zespołu Guns N’ Roses był pierwszą, gwiazdą światowego formatu, jaka wystąpiła na odnowionym stadionie.

Owa „niemożliwa” trasa z Slashem w składzie, jest jedną z najbardziej kasowych tras ostatnich lat. Sukces ten jest w pełni uzasadniony, kasowość uczciwie przekłada się na jakość. Żal oczywiście, że nie jest to prawdziwie złoty skład, ale miłośnicy Gunsów i tak czerpią wiele radości i satysfakcji z tychże koncertów.

Rzadko się to zdarza, ale zespół widocznie przekracza oczekiwania. Byli i tacy, że od tego dobra zaczęło się ulewać. 210 minut samego występu Giwer i Róż to jednak dla niektórych za dużo. Nie jest to odosobnione zdanie, naprawdę wielu, przesyconych przemieszczało się w kierunku wyjścia na długo przed bisami. Szczerze mówiąc trochę się nie dziwię. Teraz i na pierwszym w Polsce koncercie obecnej trasy, który odbył się w Gdańsku też zdarzały się momenty, że koncert się nieznośnie dłużył. Przyznaję, jest to niezwykle osobliwa sytuacja. Po koncertach tego pokroju zwykle czuję niedosyt. Świetne sztuki mijają niczym mrugnięcie oka. Odnoszę wrażenie jakby ten koncert trwał nie trzy i pół godziny, a co najmniej trzy i pół doby...

Analizując występ pod kątem repertuaru, wszystko wskazuje, że fani sikają po nogach ze szczęścia. Zagrali „wszystko” a nawet więcej – liczba trzydziestu trzech utworów mówi sama za siebie (o sześć więcej niż podczas występu w Gdańsku w 2017 roku). Gunsi mieszają autorski repertuar, z pokaźną ilością cudzych utworów, prezentując interesujący przekrój coverów (m.in. The Who: „The Seeker”, Pink Floyd: „Whish You Were Here”, Misfit: „Attitude”). Łączna liczba wszystkich coverów zagranych tamtego wieczora to blisko 1/3 wszystkich utworów! Najciekawszym cudzesem, był utwór Velvet Revolver: „Slither” supergrupy związanej z Guns 'N Roses. 

Ze względu na bombastyczne wznowienie debiutanckiej płyty i okolicznościowej trasy „pojednawczej” w z Slashem, mocno eksponowana jest płyta Apetitte for Destruction (1987), grając aż ¾ tejże płyty. Bardzo słusznie, dzięki temu można posłuchać esencjonalne utwory (jeżeli można mówić o takowym w przypadku tego zespołu). Również szczególnie rozmiłowani słuchacze obu części Use Your Illusion (1991) powinni być ukontentowani. Oprócz obowiązkowych: coveru Boba Dylana - „Knockin' on Heaven's Door” i „November Rain”, zagrali, zarówno te motoryczne pokroju „You Coud Be Mine” i „Double Talkin' Jive”, i te bardziej rozlazłe, przymulające jak „Yesterdays” czy niepozbawionego dramaturgii „Civil War”. Nic przeciwko dwóm ostatnim nie mam, świetnie sprawdzają się jako „tło”, ale na żywo jakoś mnie osobiście niezbyt ruszają. Według mnie właśnie tego typu utwory można by śmiało ograniczyć – na pewno koncert nie straciłby na dramaturgii, a może nawet by zyskał. Naprawdę śmiało można było okroić set o dobra godzinę, rezygnując z masy wypełniaczy, które ewentualnie wzmagały apetyt na wyczekiwane szlagiery.

Set względem poprzedniego koncertu został odświeżony, ale w moim odczuciu niekoniecznie na plus – w zasadzie przybyło coverów na rzecz autorskich utworów i to tych, które akurat lubię (dla przykładu nie rozumiem absencji „My Michelle”).

Za to widać i słychać, że zespół jest lepiej zgrany niż w 2017 roku. Sceniczny bój, ramię w ramię wytworzył chemię, która pozytywnie wpływa na aktywność sceniczną. Zdecydowanie partie solowe były najmocniejszymi punktami występu - było ich niemało, Slash miał duże pole do popisu, gdzie mógł się wyżyć na wycinku swojej kolekcji wioseł. Nie zabrakło kultowego motywu z Ojca Chrzestnego (1972) autorstwa Nino Roty.

Świetnym posunięciem było wrzucenie do repertuaru liczącego trzy dekady wykopaliska pt. „Shadow of Your Love”. Nie pierwszy, nieostatni taki przypadek w dziejach przemysłu fotograficznego, ale w tym wypadku, na prawdę jest to strzał obracający w perzynę większość późniejszych utworów tego zespołu. Ciekaw jestem czy to rzeczywiście przypadek, że tak dobry utwór skrzętnie był ukrywany przed światem, nie załapał się przez te wszystkie lata na żadnym singlu, EPce, składance etc. W zasadzie dziwię się, że nie załapał się już na podstawie płyty.

Wracając do kwestii przesytu i wybrzydzania, troszkę raziły (i to literalnie) mało urozmaicone wizualizacje. Oczywiście to kwestia nawet dalej niż drugorzędna. Zważywszy jednak, że jest to oprócz samej muzyki najbardziej wyeksponowany aspekt koncertu, którego w dodatku nie sposób nie dostrzegać. To nawet na standardy takiego zespołu skomasowanie gunsowego kiczu osiągnęło absurdalne rozmiary. Już samo intro, z komicznie komiksową sekwencją groteskowego czołgu miażdżącego gąsienicami morze czaszek budziło uśmiech politowania. Dobór animacji przy tak długim występie był zbyt monotematyczny – nawet podczas grania utworu Soundgarden: „Black Hole Sun” w hołdzie Chris Cornella wyświetlano grający szkielet.

Do czego by tu się jeszcze przyczepić… A tak gwiazda wieczoru, która rozpoczyna swój koncert, kiedy jest jeszcze widno, to oczywiście nie jest wina zespołu. Przy tak długim występie, Gunsi nie mogli zacząć o późniejszej godzinie - zwłaszcza biorąc pod uwagę, że koncert odbył się w poniedziałek.

Dziwna to sytuacja, gdy zalety jawić się poczynają, jako wady. W ostatecznym rozrachunku na prawdę nie można mieć większych zastrzeżeń. Uczciwie przyznać trzeba, że zespół dał z siebie wszystko. Było to do bólu amerykańskie rockowe show. Żeby nie wyszło, że jestem jakimś uprzedzonym malkontentem: stwierdzam, że gdybym zaliczył spotkanie trzeciego stopnia z przedstawicielem pozaziemskiej cywilizacji. W celu poglądowego przedstawienia jednego z aspektów ziemskiej popkultury – zabrałbym tę istotę na koncert Guns N’ Roses. To był wizualnie dynamiczny koncert, muzycy żwawo poruszali się po ogromnej scenie. Zwłaszcza Slash jest w niezłej kondycji – po tak długim koncercie na pożegnanie gitarzysta stanął na rękach.

Reasumując mimo, że koncert w Gdańsku był krótszy to jednak bardziej mi się podobał. Jednak zasada co za dużo to niezdrowo dotyczy paradoksalnie nawet koncertów takich jak te. Chociaż podejrzewam, że gdyby Ozzy Osbourne albo Iron Maiden grali tak długo, to i tak byłoby mało i na pewno trudno byłoby mówić o przesycie.

Nowa odsłona Stadionu Śląskiego cieszy i mam nadzieję, że porównywalne wydarzenia artystyczne będą odbywać się regularnie. Zwłaszcza, że jest to obiekt dobrze dostosowany do koncertów. Usytuowany byłem na płycie i pod kątem akustyki było optymalnie – może w jednym utworze, przez chwile słyszalne było odbijanie się dźwięku. Na początku Axl Rose jakby niedomagał, musiał się chyba rozgrzać. 

Koncert Guns n' Roses przyciągnął szacunkowo 50 000 osób. Standardowo ekscytacja fanek pozbywała je staników, nieobyło się bez laurek a nawet pluszowe serce Axl przytułił. 

Byłbym zapomniał, i od tego powinienem w ogóle zacząć relację. Postawa zespoły była niedopuszczalna. Zarówno Axl jak i Slash nie spełnili, obecnych podstawowych wymogów rockowego widowiska. Frontman nawet nie raczył się zająknął o łamaniu konstytucji. Ten kryptofaszysta miał również czelność przemilczenia kwestii praworządności w „Tenkraju”. To jednak nie powinno dziwić wszak trzydzieści lat temu popełnili obrzydliwy paszkwil pt. „One in a Million” – wybitnie łamiący standardy politpoprawności. Teraz rzekomo się tego utworu wstydzą ale kto ich tam wie, brunatne licho nie śpi…


*Zapis celowy. Sam Axl zainspirowany banerem, z tak sparafrazowanym tytułem zaśpiewał utwór z zmienionym początkiem.


Ignacy J. Krzemiński

Zobacz galerię zdjęć:

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura