Ignatius Ignatius
344
BLOG

Mleczne wersety: Acid Drinkers - Relacja

Ignatius Ignatius Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

9.11 w zabrzańskim CK Wiatrak odbył się koncert w ramach obecnej trasy Acid Drinkers – Verses of Milk Reprise.

Acid Drinkers to jeden z fenomenów polskiego metalu. Poznański zespół już u zarania postanowił zerwać z konwenansami ówcześnie dominującymi. Zespół wypracował sobie swój styl na kanwie thrash metalu - nikt tak nie grał i raczej taki zespół się już nie powtórzy. Specyficzne poczucie humoru, dystans do samych siebie, nieprzeciętne umiejętności poszczególnych instrumentalistów i charakterystyczne frontmaństwo Titusa, nakręcające każdą sztukę. Nic dziwnego, że zespół zjednuje sobie kolejne pokolenia rzeszy fanów. Zawsze mnie dziwiło, że nie udało im się przebić na świat - podobno zespołowi na tym zbytnio nigdy nie zależało. Zapuścili na zawsze korzenie na polskiej scenie, regularnie koncentrując i nagrywając kolejne odjechane krążki. Zdążyło się uzbierać materiału przez te trzy dekady. Z tej okazji zespół postanowił wpisać się w modę na odgrywanie własnych płyt w całości. Była trasa poświęcona Infernal Connection (1994). W 2014 w Poznaniu odbył się wyjątkowy występ, gdzie odegrano (prawie cały) Are You a Rebel? (1990) w złotym składzie z Litzą - à propos, Robert ‘Litza’ Friedrich odszedł z zespołu 20 lat temu. Ostatnią płytą Acid Drinkers z Litzą była High Proof Cosmic Milk (1998). Wyjątkowy krążek (a który w tym składzie nie był wyjątkowy?) najbardziej pokręcony, nowoczesny, energetyczny.

Po odejściu Litzy w zespole bywało różnie. Przewinęli się różni gitarzyści: Perła (Guess Why) Lipa (m.in. Illusion) ś.p. Olass (None)…

Z Aleksandrem ‘Olassem’ Mendykiem nagrali 10 lat temu album Verses of Steel (2008), który był kolejnym przełomem w historii zespołu. Acidzi po kilkuletnim kryzysie zaczęli wychodzić na prostą. Była to intensywna głośna i zwarta płyta o nowoczesnym sznycie. Nieopisaną i kompletnie niezrozumiałą stratą okazała się przedwczesna śmierć młodego gitarzysty. W pokoju hotelowym, tej samej nocy, tuż po koncercie wieńczącym trasę…

W tym roku obu wspomnianym albumom stuknął jubileusz. Z tej okazji Drinkersi wpadli na wyborny pomysł uczczenia ich, poprzez zorganizowania specjalnej trasy koncertowej. Płyty te są odgrywane niemal w całości - tu pojawia się mały zgrzyt. Skoro zdecydowano się na taki ruch, to zespół powinien konsekwentnie podchodzić do tematu. Choćby kosztem kawałków z reszty setu niezwiązanego z motywem przewodnim trasy.

W roli rozgrzewaczy wystąpił sosnowiecki Post Profession, którego ostatnio widziałem i słuchałem przy okazji dziesiątej edycji Metal Festu. Tym razem mieli nieco okrojony set, jednak pokazali się od najlepszej strony, zabrzańska publiczność była zdecydowanie zadowolona.

Kwasożłopy rozpoczęły libację od materiału z młodszej płyty. Chronologicznie utwór po utworze. Tak jak na płycie publiczność w Zabrzu przygnieciona została zwartą ścianą mięsistej luty. Jak zawsze, szczególnie Ślimak miał ręce i nogi pełne roboty. Wszak to jest jedna z najbardziej intensywnych płyt w dyskografii Acidów.

Wiązanka składająca się z takich wymiataczy jak „Fuel of My Soul”, „In a Black Sail Wrapped”, „Swallow the Needle” solidnie rozpaliła publiczność. Od pierwszych sekund otwieracza, w uszy rzuciło się wyeksponowane brzmienie basu Titusa – nie przypominam sobie, żeby na innych trasach Titus tak akcentował swoją grę. Nie żebym w to wątpił, ale w końcu można było usłyszeć, że muzyk ma niemałe pojęcie o tym instrumencie. Bas zawzięcie szarpany przez Titusa brzmiał przepotężnie! Aż zęby zaczęły się ruszać, a plomby wypadać.

Zespół w repertuarze nie uwzględnił „Meltdown of Sanctity”, „Red Shining Fur”, „Silver Meat Machine” i „Boneless”. To, że zabrakło pierwszego z wyżej wymienionych, tłumaczy brak Olass, który śpiewał w charakterystyczny sposób w tym kawałku. W przypadku absencji „Silver Meat Machine” nie była ona wielką stratą. Utwór na wielu trasach zdążył się przewinąć. Na brak pozostałych już trudniej znaleźć wytłumaczenie.  

Perełką pierwszej części sztuki był „Blues Beatdown” zamykający album. Utwór poświęcono Olassowi, wywieszając baner z wizerunkiem gitarzysty. Dzwon rytmiczny, który od roku jest członkiem Acid Drinkers (swój debiut sceniczny miał zresztą w Zabrzu) jest rasowym kwasożłopem. Mam nadzieje, że jego świeża krew da o sobie szybko znać również w wydaniu studyjnym. Gardło, wiosło i wizerunek sceniczny jest absolutnie bez zastrzeżeń. Szkoda, że drugą część „Blues Beatdown” potraktowano jako przerywnik… Rozumiem intencję, hołdu dla Olassa – w moim mniemaniu jednak, większym uczczeniem zmarłego muzyka, byłoby właśnie odegranie utworu w całości.

Ta chwila oddechu, była widocznie potrzebna zespołowi, dostrzec można było zwłaszcza zmęczenie Ślimaka. Sam Titus gestem poprosił o czas. Regeneracja była jak najbardziej wskazana, nie było mowy o zwalnianiu tempa. Zespół cofnął się o dwie dekady do czasów świetności wysokooktanowego kosmicznego mleka. Początek drugiej części był zabójczy: „Rattlesnake Blues” poprawiony „Human Bazooka” to był nieposkromiony żywioł, który od razu wprowadził publiczność w odpowiednie wibracje.

Tytułowy „High Proof Cosmic Milk” zredukował minimalnie tempo na rzecz kosmicznej atmosfery skąpanej w mleku. Z setu wypadły tym razem trzy utwory: „Whats Happening in The Heart of a Pacifist”, „Blind Leadin’ the Blind” i „Gain on Shit”. Fanom brakowało najbardziej tego drugiego, parę razy słyszałem jak ktoś skandował tytuł. Szkoda, że nie pokuszono się o zagranie utworu bonusowego „Sad Like a Coal Check” – jednego z najbardziej oryginalnych w dorobku grupy. Byłaby to perełka, długo rozpamiętywana przez fanów. Pomimo pewnych mankamentów, które w ostatecznym rozrachunku należy pominąć – gig był niesamowity. Koncert był żywiołowy, energetyczny, skoczny istny amok bez chwili wytchnienia. Dostrzec można było sprzężenie zwrotne na linii publiczność – scena. Wszyscy wzajemnie się pozytywnie nakręcali. O czym nie omieszkał Titus parę razy wspomnieć. Chwaląc Zabrze, że jest nie do zajebania, lub zawadiackimi słowami uznania pokroju, „macie kawał mięcha”.

Najbardziej rozbrajającą sytuacją była reakcja Titusa na skandowane „napierdalać” - Frontman stwierdził, że kocha to słowo, do tego stopnia, że żałuje, że nie nazywa się Napierdalać Pukacki.

Wisienką na torcie części drugiej był słynny cover Creedence Clearwater Revival: „Proud Marry” z wplecionym riffem Sepultury z „Roots Bloody Roots”. Sceniczne zachowanie Titusa osiągnęło apogeum, jego taniec, mimika, wodewilowe ruchy – kapitalnie wczuwał się w właściwe fragmenty przeboju CCR. Tym samym dobiegł końca program celebrowania jubileuszu obu krążków. Ponadto zespół przygotował na koniec parę hiciorów głównie z Infernal Connection (1994) – czy ktoś sobie wyobraża koncert Acid Drinkers bez „The Joker”, „Drug Dealer”, „Anybody Home ??!!” (choćby jednego z nich)? Świetnie wypadł „Poplin Twist” gdzie główną rolę odegrał Dzwon. Z swoją zarzuconą na twarz grzywą momentami wyglądał jak Litza. Ktoś usilnie domagał się „Yahoo” i zespół nie postał obojętny na prośbę. Niestety zespół niemiał go przygotowanego na ten wieczór, mimo to Popcorn zaintonował początek. Z ciekawych sytuacji zaobserwowałem tak mocno wstawioną osobę, której udało się pomylić Titusa z Litzą…

Na bis zagrano ciekawie pokombinowany „Pizza Driver” (Ślimak dziwnie mieszał w perkusyjnej materii) i cover Metallici „From Whom the Bell Tolls”, w którym znów dano się wyżyć Dzwonowi, który zresztą odziany był w koszulkę z płyty Ride the Lighting (1984). Wyszło wybornie, tak jak zresztą cały występ.

Z kwestii organizacyjnej uniemożliwiono stage diving, podczas jedynej próby smutny pan z ochrony odepchnął delikwenta. Mimo to niedługo po tym okazał ludzki odruch robiąc zdjęcie fanom (wciąż z tą samą profesjonalną, niewzruszoną miną).

Jak ze wszystkim są zwolennicy i przeciwnicy tego typu tras koncertowych. Dla niektórych granie pełnych płyt ma zabijać spontaniczność wydarzenia. Według mnie jest to bardzo krótkowzroczne. Niestety w dobie Internetu trudno o rzeczywiście spontaniczne koncerty. Większość zespołów podczas danego tournée trzaska to samo każdego wieczora. Mówiąc i zachowując się często tak samo. Fani na długo przed koncertem wiedzą doskonale co zostanie zagrane i w jakiej kolejności. Jestem zdania, że raz na jakiś czas może to być świetną odskocznią od ogranych tras przekrojowych. Gig był świetny, bez dwóch zdań Verses of Milk. Reprise jest jedną z najlepszych tras Acid Drinkers ostatnich lat.

Pij kosmiczne mleko będziesz wielki!


Zobacz galerię zdjęć:

Post Profession
Post Profession Kwasożłopy
Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura