Pan prezes ma poważny problem z pewną żabą. Co prawda, niczym księżniczka z bajki, czule wyznaje jej miłość, lecz im żarliwiej to czyni, tym częściej żabcia go opluwa. Chyba po prostu go nie lubi…
Relacje między prezesem a żabą stanowią modelowy przykład polskiej hipokryzji politycznej – zwę ją na swój użytek miedzianolicyzmem à la polonaise – gdyż obie strony (upokarzająca i upokarzana) od dłuższego czasu uporczywie badają, jak daleko w tym procederze mogą się posunąć. Trzeba przyznać, że prezes wykazuje się zdumiewającą odpornością. Wygląda na to, że ze strony swej żaby jest w stanie znieść wszystko, na przykład nazwanie własnego brata oszustem, którego Żydzi puszczą bez portek, a jego żonę czarownicą, która powinna się poddać eutanazji. Strawił nawet i to, że obaj nie są Polakami (bo przecież rządzili w Polsce po 39). Określenie tragicznie zmarłego brata jako uczestnika „zatłukiwania” agenta Wielgusa – zdaniem żaby widocznie czyściutkiego jak pstrąg prosto z potoku wyłowiony – jest na tym tle nieistotnym wtrętem.
Prezes, niczym Mały Rycerz, mówi sobie za każdym razem „nic to” i zacisnąwszy zęby wyznaje dalej afekt swej żabci, a nawet jej pod murami jasnogórskimi dziękuje za całokształt. Nie czyni tego jednak z upodobania do masochizmu, lecz do tego, w co obiekt adoracji może się przemienić. Nie w księcia oczywiście, bo ten mu na nic, ma Błaszczaka i Hofmana, leż w piękny moherowy berecik z jeszcze piękniejszym elektoratem w środku, który to elektorat będzie mógł użyć wedle własnego upodobania. Zaiste, dla tak cennej (politycznie) nagrody warto znieść wszelkie upokorzenia od każdej żaby, nawet takiej w sutannie.
Ta bajka nie będzie miała jednak pozytywnego zakończenia. Żaba bowiem sobie nie uświadamia, że prezes jest skromnym i potulnym prezesem tylko z pozoru, to maska, skrywającą bardzo jadowitą kobrę, okularnikiem zwaną. Bardzo przy tym cierpliwą, dlatego długo się jeszcze będzie kiwała nad bezczelnym płazem, z pogodnym a miedzianym licem znosząc kolejne plwociny. Lecz kiedy wreszcie dostanie swój prezent, luby elektorat, niechybnie i szybko jak błyskawica zaatakuje! Ze skutkiem śmiertelnym, gdyż żaden płaz nie przeżyje jadu kobry. Wiedzą o tym i Jurek, i Kluzikowa, i Kamiński i dziesiątki, a może i setki drzewiej ukąszonych i zjedzonych. Albowiem prezes jest równie cierpliwy, jak pamiętliwy. I bezlitosny, gdy do wyrównywania rachunków dochodzi.
Czyżby nasza beztroska żabcia o tym nie wiedziała?