Beverley Beverley
347
BLOG

Lewacy - inteligentni łajdacy

Beverley Beverley USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Lewica ma wreszcie swoją rebelię przeciwko Trumpowi. Po śmierci czarnoskórego Georga Floyda w wielu miastach amerykańskich – ale nie tylko – doszło do aktów przemocy przeciwko mieniu, zdrowiu i życiu na ogół białej ludności, która jest uważana za rasistowską, a może nawet faszystowską. To nie pierwszy taki incydent, kiedy w śmierć czarnoskórego zaangażowani są funkcjonariusze policji. Licząc w latach 2017-19 z rąk amerykańskiej policji zginęło 1226 białych, 485 latynosów i 667 czarnoskórych. Jak widać najczęściej narażeni na śmierć w konfrontacji z funkcjonariuszami policji są biali, których zginęło prawie dwa razy więcej niż czarnoskórych. Warto jednak zaznaczyć, że czarni stanowią jedynie 13 proc. populacji Stanów Zjednoczonych. To najlepszy dowód – według lewicy - na to jak rasistowska jest amerykańska policja. Jeśli lewa strona wierzy w taką tezę, to jest to ogólnie niebezpieczne, ale dzięki mentalności oblężonej twierdzy, będzie spychać samą siebie w jeszcze większe ekstremum sceny politycznej. I o to właśnie chodzi.

REWOLUCJA KONTRKULTUROWA

Lewica to łajdaki, ale trzeba przyznać, że łajdaki inteligentne. Potrafili opanować instytucje odpowiedzialne za kształtowanie opinii publicznej takie jak media, kultura masowa, edukacja. Dzięki temu wygrali w polityce. Prawica jako siła polityczna właściwie już dzisiaj nie istnieje, bo nawet partie, które reklamują się jako konserwatywne (czyt. prawicowe) przejęły postulaty lewicy w kwestiach gospodarczych. Dzięki wytężonej pracy trwającej kilkadziesiąt lat i polegającej na praniu mózgów kolejnym pokoleniom, w masowej świadomości prawicowiec = faszysta. Nie da się właściwie tego odwrócić. Prawaki nie rozumieją tego jak działają media i kultura masowa, więc nie mają możliwości dotrzeć do masowego odbiorcy. Nie chodzi tu tylko o pieniądze. Gdyby dać jakiemuś reżyserowi, uważającemu się za prawicowca, ogromny budżet i zamówić u niego film promujący wartości prawicowe, to prawdopodobie wyszłaby z tego jakaś chała, której nikt nie chciałby ogladać. No dobrze, można opłacić Clinta Eastwooda, ale jest on wyjątkiem powterdzającym regułę. Prawda jest taka, że trzeba by wynająć jakiegoś lewaka – wybór jest ogromny – i patrzeć mu cały czas na ręce podczas realizacji filmu, czy nie przemyca jakichś antywartości lewicowych. Taki film miałby szanse osiągnąć sukces. To jest właśnie sedno problemu: nawet jeśli mielibyśmy pieniądze na promowanie swojego punktu widzenia u masowej publiczności, to i tak musielibyśmy współpracować z lewicą.

TRUMP – OSTATNI MOHIKANIN

Wiadomo, że Trump nie jest żadnym prawicowcem, ale wreszcie słoneczko zaświeciło na naszej ulicy. Podobno wszystko zaczęło się od jakiegoś eventu zorganizowanego przez Baracka Obamę, gdy zasiadał on na stolcu prezydenta USA. Trump został zaproszony na tę imprezę – a tak, wtedy jeszcze nie był “faszystą” - pewnie na warunkach celebryty dodającemu kolorytu całemu wydarzeniu. Faktem jest, że był jednym z wielu zaproszonych gości. Niestety dla niego został wyróżniony podczas przemówienia czterdziestego czwartego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Obama powiedział, że gdy już upubliczniono jego akt urodzenia, Donald Trump – który się tego domagał – będzie mógł zająć się wreszcie poważnymi sprawami. Sprawy którymi miał zająć się Trump to:

-czy Amerykanie rzeczywiście wylądowali na Księżycu

-czy w Roswell rozbiło się UFO

-gdzie jest Tupac Shakur

Wszyscy się śmiali. Ale to nie wszystko. Na telebimie pokazano fikcyjny projekt jego nowego hotelu połączonego z kasynem i polem golfowym pod nazwą White House. Później jeszcze prezydent Stanów Zjednoczonych żartował z występu Trumpa w reality show The Apprentice. Ogólnie było wesoło. To wydarzenie miało miejsce w maju 2011 roku. Donald Trump, jak każdy człowiek biznesu, próbował dobrze trzymać z każdą władzą. Przekazywał pieniądze jednym i drugim. Ogólnie w latach 1989-2010 Demokraci otrzymali od niego 175 tys. dolarów więcej niż Republikanie. W Donaldzie Trumpie zaszła jednak pewna zmiana. W latach 2011-15 Demokraci otrzymali od niego zawrotną sumę 8,5 tys. dolarów. Pytanie: co się stało? Czyżby urażona duma :)

Bez pieniędzy Trumpa Partia Demokratyczna dałaby sobie radę, jednak ważniejsze jest to, że ekscentryczny miliarder wmówił samemu sobie, że nadawałby się idealnie na stanowisko prezydenta Stanów Zjednoczonych. Byłoby to ryzykowne dla samego Trumpa, ponieważ jego ego mogłoby w takiej sytuacji eksplodować, ale z drugiej strony nie miał nic do stracenia w ostatnim etapie swojego burzliwego życia. W normalnych okolicznościach powinien starać się o nominację Demokratów, którzy reprezentowali bliski mu system wartości. Tylko jak pokazał bankiet u Obamy w normalnych okolicznościach został przez liberałów wyśmiany. Pozostała jeszcze jedna opcja: start w wyborach jako kandydat niezależny. Taki kandydat nie ma szans na zwycięstwo, a Trumpowi nie chodziło przecież o to, żeby wystartować w wyborach, tylko żeby zostać prezydentem USA. Właściwie to stanowisko, biorąc pod uwagę to, że jest chyba największym geniuszem jeśli nie na świecie, to przynajmniej w Ameryce Północnej, mu się należało. No właśnie... Ludzie, którzy mieli być lewarem umożliwiającym mu zostanie głównym lokatorem Białego Domu, nie tylko nie chcieli mu tego umożliwić. Oni go jeszcze wyśmiali. Gdyby tylko mógł się na nich odegrać. Ale jak? Przecież jeśli wystartuje jako kandydat niezależny dostanie kilka procent głosów. Właśnie na tym polega problem, że jeśli nie dostanie nominacji Partii Demokratycznej to nie może... A nie, czekaj...

Trump w wyścigu o nominację Partii Republikańskiej zjadł, co było do przewidzenia, swoich prawicowych kontrkandydatów – takich „specjalistów” od public relations jak Jeb Bush czy Ted Cruz. Dla samych Republikanów musiało być to bolesnym doświadczeniem, ale uratowało ich przed kolejną porażką w wyborach prezydenckich. Od czasu upadku Związku Sowieckiego Republikanie nie są już Amerykanom do niczego potrzebni. A przynajmniej tak im się – Amerykanom - wydaje. Raz zdarzył się wypadek przy pracy, kiedy postępowy i oświecony Al Gore przegrał minimalnie z przygłupem z Teksasu, który cztery lata później ponownie wygrał wybory, kiedy Ameryka jednocześnie wychodziła z traumy zamachów w Nowym Jorku i Waszyngtonie oraz świętowała kolejną wygraną wojnę. Jednak później wszystko wróciło do normy i prezydentem został ten co trzeba.

Trump jest anomalią w domykającym się systemie „liberalnym”. Przewaga mediów i korporacji lewicowych jest tak duża, że zwycięstwo kandydata prawicy jest mało prawdopodobne. Mało prawdopodobne, ale ciągle możliwe. A możliwe jest dlatego, że amerykańskie liberały nie mogą od czterech lat poradzić sobie z zespołem stresu pourazowego, spowodowanym porażką w wyborach Hillary Clinton. Zamiast przeczekać Donalda Trumpa, budując jednocześnie – mają już to przećwiczone - wizerunek starszych i mądrzejszych, zaczęli przesuwać się coraz bardziej na lewo.W końcu stanęli przy ścianie z Antifą i Black Lives Matter. Aż trudno uwierzyć, że popełnili taki błąd. Lewicowe bojówki istniały do tej pory, żeby prowokować prawaków, czyli kopać klatkę z małpą. Natomiast lewicowa elita miała zapewniać przypadkowemu społeczeństwu poczucie bezpieczeństwa, tak żeby przeciętni Joe i Karen mogli spokojnie konsumować i nie przeszkadzać w budowie nowego wspaniałego świata. A tu nagle się okazało, że jednak robimy rewolucję. Młodym na pewno się to podoba. Tylko że gdy przychodzi czas wyborów 70 proc. nie fatyguje się do urn wyborczych. Tak wiem – podczas rewolucji się nie głosuje. Rewolucji nie przeprowadzą jednak lewicowe bojówki. Do tego potrzebna jest przynajmniej neutralna postawa amerykańskiej armii.

Partia Demokratyczna stała się partią leśnych dziadków. Nancy Pelosi, Joe Biden, Chuck Schumer, Elizabeth Warren, Bernie Sanders, Hillary Clinton – czyli elita „liberałów” ze średnią wieku 75 lat wskazuje na dwie opcje. Pierwsza – młodzi Amerykanie nie angażują się w politykę. Druga – oderwana od rzeczywistości elita Partii Demokratycznej postanowiła pozostać na swoich stołkach aż do śmierci. Prawdopodobnie obserwowany proces to połączenie obu opcji.

Oczywiście można zobaczyć też młodych gniewnych takich jak Alexandria Ocasio-Cortez, 30-letnia reprezentantka Nowego Jorku w Izbie Reprezentantów. Przyszła prezydent Stanów Zjednoczonych. Stanów Zjednoczonych w fazie schyłkowej.

KARONIZM

Jestem świeżo po lekturze „Historii antykultury 1.0” Krzysztofa Karonia. Może, korzystając z okazji, oddam mu głos:

„Marksizm był pierwszą w historii ideologią, która programowo za środek uzależniania społeczeństwa od kierującej nim elity przyjęła likwidację etosu pracy […] skazując je [społeczeństwo] na konieczność wspierania władzy organizującej system grabieży i rozdawnictwa.”

„W marksizmie współczesnym […] niszczenie etosu pracy jest nieuchronną konsekwencją systemu oświaty i wychowania krytycznego, w którym problem pracy i produkcji nie istnieje[...]”

„Zniszczenie etosu pracy powoduje, że społeczeństwo nie jest w stanie pracować wydajnie i twórczo i nie jest w stanie – nawet gdyby musiało – produkować własnego dobrobytu.”

Karoń rozwinął niedawno ten temat w TV Republika. Zwrócił on uwagę na to, że protesty mają na celu pozbycie się Trumpa. Żeby ten cel osiągnąć marksisci próbują wmówić amerykańskim czarnoskórym, że chcą ich wyzwolić – w tym przypadku z opresji białych. Nawet jeśli czarni nie chcieliby zostać “wyzwoleni”, to i tak Antifa, Black Lives Matter i tym podobni, będą ich “wyzwalać” na siłę. Sam Trump jest – według Karonia - śmiertelnym zagrożeniem dla systemu finansowego, utrzymującego pasożytniczą część społeczeństwa. Większość protestujących to są tzw. działacze, niepotrafiący zarobić na własne utrzymanie i utrzymujący się z grantów, dotacji i stypendiów. Obecny prezydent chce przywrócić Stanom Zjednoczonym zdolności produkcyjne i napotyka z tego powodu na opór elit finansowych, które zajmują się produkcją pieniędzy z pieniędzy. Żeby jednak przenieść produkcję przemysłową do USA to zamiast działaczy, trzeba mieć wykwalifikowanych i zdyscyplinowanych pracowników. I tego – według Karonia – boi się szeroko pojęta lewica. To znaczy – boi się zaprzestania produkcji kolejnych pasożytów. Karoń zwraca również uwagę na to, że obecna rebelia przebiega według sprawdzonego już w 1968 roku schematu. Wtedy policjant niemiecki (RFN) zastrzelił manifestującego studenta. Po kilkudziesięciu latach okazało się, że ten policjant był agentem Stasi. Śmierć manifestanta uruchomiła rebelię, która miała doprowadzić do przewrotu. W tej chwili w Stanach Zjednoczonych odbywa się podobny spektakl.

Na koniec coś z amerykańskich mediów, które jeszcze nie do końca dały się zepchnąć – w przeciwieństwie do Europy – do narożnika poprawności politycznej. Na Fox News głos zabrał dziennikarz tej stacji Tucker Carlson. Zauważył, że lewica zawsze atakuje rodzinę jako instytucję, którą uważa za zagrożenie. Przypomniał historię Pawlika Morozowa, który w 1932 roku doniósł na swojego ojca do NKWD. Ojciec Morozowa został rozstrzelany - jego syn zamordowany w niejasnych okolicznościach. Po śmierci chłopiec został wykreowany na bohatera i wzór do naśladowania. Carlson wyemitował dwa nagrania z TikToka. Na pierwszym nastolatka nazywa swoich rodziców dinozaurami – co ma być w tym przypadku obelgą. Powodem jest ich niewystarczające poparcie dla Black Lives Matter. Na drugim nagraniu zapłakana 15-letnia Isabelle zdaje relację ze swojej rozmowy z rodzicami, którzy – według niej – mieli powiedzieć, że George Floyd zasłużył na to, co go spotkało. Isabelle mówi, że nienawidzi swojej rodziny. Następnie Carlson wyemitował wypowiedź pisarza Tima Wise, który wyraził pogląd (dla CNN), że jeśli czarnoskóre dzieci są pozbawione poczucia bezpieczeństwa, to to samo powinno dotyczyć białych dzieci. Carlson przypomina, że Tim Wise jest zapraszany na amerykańskie uczelnie, by wygłaszał przemówienia na temat rasizmu. 

Lewacy to łajdacy. Chociaż trzeba przyznać, że inteligentni.

Beverley
O mnie Beverley

były korwinista, obecnie trochę socjaldemokrata

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka