Beverley Beverley
79
BLOG

EuroBasket 2022

Beverley Beverley Koszykówka Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Słowenię obszarem i liczbą ludności można porównać do województwa kujawsko-pomorskiego. Na Kujawach mamy trzy drużyny koszykarskie grające w ekstraklasie: Anwil Włocławek, Twarde Pierniki Toruń i Astoria Bydgoszcz. Z tych trzech drużyn należałoby utworzyć reprezentację kraju, która walczyłaby – z powodzeniem – o tytuł najlepszej drużyny w Europie. Oczywiście w reprezentacjach swoich krajów nie grają tylko zawodnicy z lig krajowych. Znajdują się w nich także zawodnicy naturalizowani, czyli w większości Amerykanie, którzy nie mają szans na reprezentowanie swojego kraju, ale chętnie wzięliby udział w mistrzostwach świata, Europy czy Olimpiadzie. Jednak zanim koszykarz zacznie grać w EuroLidze, czy nawet NBA, trzeba go wyszkolić. Amerykanin z podwójnym obywatelstwem może być w reprezentacji tylko jeden. Tak więc nie ma tutaj wymówek: jesli chcesz mieć najlepszą reprezentację w Europie, to musisz ciężar jej zorganizowania wziąć na siebie.

Rok 2017 był dla Słowenii wyjątkowy. Słowenka Melanija Knavs, bardziej znana jako Melania Trump, została Pierwszą Damą w Białym Domu. Tym samym stała się pierwszą nieanglojęzyczną żoną prezydenta Stanów Zjednoczonych w historii. Kilka miesięcy później koszykarska reprezentacja Słowenii zdobyła po raz pierwszy od momentu odzyskania niepodległości mistrzostwo Starego Kontytnentu.

GAMETIME

Pięć lat minęło jak z bicza strzelił. No, powiedzmy. Pandemia, lockdowny, obostrzenia, rywalizacja USA z Chinami o strefy wpływów na świecie, wojna na Ukrainie, sankcje, inflacja, bezpieczeństwo energetyczne lub jego brak. Najcieplejsze miesiące w roku są już za nami. Zima jest coraz bliżej. Zanim jednak zaczniemy się martwić czy w czasie mrozów wystarczy nam węgla i gazu do ogrzania naszych domów i ugotowania ciepłych posiłków, pozwólmy sobie, jako kibice koszykówki, na chwilę relaksu, czyli przypomnienie EuroBasketu 2022 rozgrywanego w Tbilisi, Pradze, Mediolanie, Kolonii i Berlinie. Impreza ta przed jej rozpoczęciem była reklamowana jako najlepszy EuroBasket w historii. To się oczywiście miało dopiero okazać, ale bez wątpienia takie gwiazdy NBA jak Giannis Antetokounmpo, Luka Doncic i Nikola Jokic przyciągają uwagę mediów. Media w dzisiejszych czasach nie mają już takiego poważania jak kiedyś, więc... Chociaż... Niby każdy powie, że on to jest odporny na przekaz medialny, ale jeśli jakieś wydarzenie nie zostanie zasugerowane jako WAŻNE, to małe są szanse, że ludzie w swojej masie się tym zainteresują. Mecz Hiszpania – Bułgaria zdawał się to potwierdzać.

Mistrzostwa Europy 2022 rozpoczęły się w Azji 1 września o godzinie 13:30 polskiego czasu. W hali w Tbilisi w stolicy Gruzji kibice się nie pojawili, być może dlatego, że mający jedenaście lat przerwy w rozgrywkach europejskich Bułgarzy zostali rzuceni Hiszpanom na pożarcie. Mecz zakończył się wynikiem 114-87 dla reprezentacji Hiszpanii, która trafiała ze skutecznością 55%, wliczając w to 15 celnych rzutów za trzy. Po stronie Bułgarów robił co mógł Aleksandar Vezenkov, wybrany do pierwszej piątki EuroLigi, który rzucał ze skutecznością 73%, zaliczając 26 punktów i 11 zbiórek. Ale wiadomo, że sam meczu wygrać nie mógł. Tym bardziej, że o głębi składu Hiszpanów świadczy to, że ich rezerwowi zawodnicy zdobyli 51 punktów.

Z punkt widzenia polskiego kibica najważniejsze wydarzenie miało miejsce dzień później, kiedy w Pradze reprezentacja Czech miała wygraną z Polską rozpocząć turniej, którego była współgospodarzem. Czesi czuli chyba tremę przed tym spotkaniem, ponieważ pierwszą kwartę przegrali jedenastoma punktami. Tę stratę udało im się odrobić w drugiej kwarcie, atakując pole trzech sekund, co pozwoliło im na oddanie z tej strefy siedmiu celnych rzutów. Wyróżniał się tutaj szcególnie Jan Vesely. Tak więc mecz w drugiej połowie zaczął się od początku. Sytuacja się odwróciła – to Polacy trafili 9 z 10 rzutów z „pomalowanego”, dodatkowo trafiając jeszcze za trzy, i wyszli na prowadzenie po trzeciej kwarcie 69:63. W czwartej kwarcie ciężar gry wzięli na siebie Mateusz Ponitka i A.J. Slaughter. Pierwszy trafił 4/5, w tym za trzy na dwie minuty przed końcem, dając nam prowadzenie 90-81. Drugi trafił 3/4, w tym floater po minięciu dwóch czeskich obrońców na 3:20 przed końcem, kiedy Czesi zbliżyli się już na cztery punkty. Ogólnie Ponitka z Slaughterem zdobyli łącznie 49 punktów, trafiając ze skutecznością 56%. Po stronie czeskiej zawiódł na pewno wracający po kontuzji Tomas Satoransky. Przez siedemnaście minut nie zdobył ani jednego punktu, chociaż udało mu się rozdać sześć asyst. Tylko trzech Czechów zdobyło dziesięć lub więcej punktów – z pierwszej piątki byli to Vesely i Bohacik.

Dzień później na reprezentację Polski czekali Finowie, którzy przegrali swój pierwszy mecz z Izraelem po dogrywce. Polakom w tym meczu udało się coś, co na EuroBaskecie oglądano po raz ostatni w 1959 roku. Żaden z polskich koszykarzy nie zdobył więcej niż 8 punktów. Slaughter z Ponitką trafili razem 2/10. Aron Cel 2/6. Jarosław Zyskowski 0/5. Michał Michalak 0/4. Katastrofą była druga kwarta w której nasi koszykarze trafili 1 (słownie jeden) rzut z gry. Kwartę tę przegraliśmy tylko czterema punktami dzięki egzekucji rzutów wolnych. Ogólnie w całym meczu trafiliśmy z gry 16/51. Jeśli dołożyć do tego 18 strat, to nic dziwnego, że przegraliśmy go różnicą 30 punktów. Pytanie co było powodem, że w ciągu 24 godzin polska reprezentacja zapomniała jak się gra w koszykówkę? Prawdopodobnie wyczerpanie fizyczne i psychiczne, które jednak nie może być usprawiedliwieniem, ponieważ Finowie również grali dzień po dniu, a trzeba podkreślić, że ich pierwszy mecz był bardzo zacięty i przedłużony o dogrywkę.

GOD SAVE THE QUEEN

Największe lanie podczas Mistrzostw Europy 2022 w koszykówce dostała reprezentacja Wielkiej Brytanii. Ogólnie Wyspy Brytyjskie są specyficzne pod względem sportowym. Ogromne pieniądze inwestowane w piłkę nożną i brak funduszy na takiego samograja jak koszykówka. Niemcy, Francja, Hiszpania i Włochy mają swoje kluby w EuroLidze, a w największym mieście Europy London Lions grają w hali mogącej pomieścić 6 tys. kibiców. Chociaż może większa hala nie jest im potrzebna, jeśli weźmiemy pod uwagę, że swoje pierwsze zwycięstwo w EuroCup lońdynskie Lwy odniosły dopiero 13 października 2021 roku wygrywając z holenderskim Donar Groningen. Ciekawe jak będzie wyglądała ich rywalizacje ze Śląskiem Wrocław w zbliżającym się sezonie?

Wracając jednak do EuroBasketu 2022. Brytyjczycy będą musieli wyciągnąć z niego jakieś wnioski, żeby taki blamaż się nie powtórzył. Problem jednak polega na tym, że sześciu reprezentantów kraju skończyło już 30 lat, a najmłodszy 24-letni Carl Wheatle gra w drugiej lidze włoskiej. Po prostu trzeba zacząć od podstaw, czyli szkolenia młodzieży, ale to oznacza nieobecność Brytyjczyków na kolejnych mistrzostwach Europy. Może jednak lepiej odpuścić sobie tego typu imprezę niż przegrać wszystkie mecze ze średnią stratą do zwycięzców wynoszącą 26.4 punktu. Brytyjczycy zaliczyli w pięciu meczach tylko trzy kwarty w których zdobyli 20 lub więcej punktów. Najbardziej bolesny był ostatni mecz z Włochami, przed którym reprezentanci Wielkiej Brytanii dowiedzieli się o śmierci swojej królowej Elżbiety II. Zanim rozpoczęli rywalizację uczcili jej pamięć minutą ciszy. Po czym przegrali 90-56 rzucając w ostatniej kwarcie dwa punkty.

W fazie grupowej większych niespodzianek nie było. Z gospodarzy do następnej rundy nie przeszli tylko Gruzini, ale oni są usprawiedliwieni, ponieważ w ich składzie zabrakło lidera Tornike Shengelii. Oprócz Gruzinów atutu swojego parkietu nie wykorzystali Czesi, którzy co prawda awansowali do następnej rundy, ale przegrali większość meczów w swojej grupie i o awans do następnej rundy musieli walczyć do końca, aż do wygranej z Izraelem 88-77. To właśnie wyeliminowanie reprezentacji Izraela wydaje się największym zaskoczeniem fazy grupowej, biorąc pod uwagę to, że Holandia i Polska były niżej notowane od drużyny z Bliskiego Wschodu. I to właśnie Polska wygrywając z Izraelem 5 września 85:76, dzięki popisom strzeleckim A.J. Slaughtera (6/11 za trzy), doprowadziła do sytuacji, w której Izrael w ostatnim meczu fazy grupowej musiał grać w Pradze z Czechami o wszystko. A filozoficznie rzecz ujmując: jeśli gra się o wszystko, to często zostaje się z niczym.

Oprócz Czechów tylko Litwini weszli do fazy pucharowej z ujemnym bilansem zwycięstw do porażek 2-3, trzeba jednak zaznaczyć, że przyczynili się do tego sędziowie – Włoch Manuel Mazzoni oraz Polacy Wojciech Liszka i Michał Proc. Podczas trzeciej kwarty meczu Litwa-Niemcy arbitrzy ukarali przewinieniem technicznym trenera Niemców Gordona Herberta. Zgodnie z przepisami Litwini powinni w takiej sytuacji otrzymać rzut wolny. Tak się jednak nie stało. Faulowany litewski środkowy Jonas Valanciunas oddał dwa rzuty wolne (niecelne), ale sędziowie zapomnieli, że wcześniej powinni pozwolić Litwinom oddać rzut wolny za przewinienie techniczne, które przecież odgwizdali.

Mecz Litwa-Niemcy był długi. Do jego rozstrzygnięcia potrzeba było aż dwóch dogrywek. Jednak mógł się on skończyć po regulaminowym czasie gry. Wystarczyło pozwolić Litwie na egzekucję tego jednego rzutu wolnego. Wygrali Niemcy 109:107, a Litwini po przegranym meczu wystosowali pisemny protest do FIBA, który jednak został odrzucony z powodu przekroczenia regulaminowego czasu 60 minut, jaki obowiązuje po meczu na składanie tego typu skarg. FIBA ogłosiła, że wyżej wymienieni sędziowie zostali odsunięci od dalszego udziału w 41. edycji EuroBasketu. Niesmak jednak pozostał.

Sędziowie na EuroBaskecie nie są niestety z najwyższej półki, ponieważ w wyniku konfliktu pomiędzy FIBA a EuroLigą na Mistrzostwa Europy nie wysłano arbitrów euroligowych. Podczas dogrywki w meczu Gruzja-Turcja doszło do fizycznego i werbalnego starcia pomiędzy Turkiem Furkanem Korkmazem a Gruzinem Dudą Sanadzem. Gra została przerwana, ale zegar nie został zatrzymany, w wyniku czego dogrywka była krótsza o 22 sekundy efektywnego czasu gry. Tak więc którąś z drużyn pozbawiono możliwości rozegrania akcji. Poza tym według Turków po dyskwalifikacji Korkmaza (Sanadze również został usunięty z boiska), gdy ten szedł korytarzem do szatni tureckiej reprezentacji, został zaatakowany przez trzech gruzińskich zawodników. W napaści mieli brać udział Tornike Shengelia, Goga Bitadze i Duda Sanadze. Turecki Związek Koszykówki zagroził, że jeśli Turkom nie zostaną udostępnione zapisy ze znajdującego się w hali monitoringu, reprezentacja Turcji wycofa się z dalszego udziału w EuroBaskecie. Afera nie miała ciągu dalszego, to znaczy nic nie wiadomo o nagraniach z monitoringu, a Turcy zakończyli fazę grupową na drugim miejscu w grupie A - przegrywając mecze z Gruzją i Hiszpanią.

Podsumowując fazę grupową należy wymienić zwycięzców grup, czyli Hiszpanię, Słowenię, Grecję i Serbię. Zarówno Grecy jak i Serbowie wygrali wszystkie rozegrane przez nich mecze. Z turniejem pożegnały się reprezentacje Gruzji, Bułgarii, Bośni i Hercegowiny, Węgier, Estonii, Wielkiej Brytanii, Izraela i Holandii.

NIEBO NAD BERLINEM

Evan Fournier zawalił końcówkę meczu przeciwko Turcji. Co prawda dał prowadzenie reprezentacji Francji, trafiając na minutę przed końcem czwartej kwarty, jednak kilkanaście sekund później sfaulował przy rzucie za trzy Furkana Korkmaza, a później stanął na linii bocznej z piłką w rękach, tym samym powodując stratę. Turcja prowadziła 75-73, a na zegarze pozostało 25 sekund do końca. Francuzi musieli faulować wyprowadzających piłkę z autu Turków, a ponieważ sędziowie odgwizdali przewinienie niesportowe, tak więc było już po meczu, ponieważ po dwóch rzutach wolnych piłka nadal była w rękach reprezentacji Turcji.

To jest cały urok turnieju w fazie „przygrywający odpada”. Kto przewidywał, że Francja nie zakwalifikuje się do najlepszej ósemki EuroBasketu? Mówimy przecież o srebrnych medalistach olimpijskich. A tu proszę, grożący rezygnacją z dalszego udziału w mistrzostwach Turcy, eliminują jednego z faworytów. Podekscytowany tym wszystkim Cedi Osman spudłował dwa rzuty wolne, ale i tak nie miało to już żadnego znaczenia. Jedyne co trzeba było zrobić, to wprowadzić z powrotem piłkę do gry i czekać na kolejny faul któregoś z Francuzów. I tak się stało, tylko że z jakiegoś powodu zabrzmiała syrena kończąca mecz i trzeba było wprowadzić piłkę do gry jeszcze raz. W ogóle problemy techniczne podczas EuroBasketu psuły przyjemność z oglądania koszykówki na najwyższym europejskim poziomie. Tutaj zegar nie ruszył, tam się nie zatrzymał, jeszcze gdzie indziej nie został zresetowany. I tak ludzie siedzą i czekają, aż zegar zostanie cofnięty z – powiedzmy - 2.4 sekundy na 2.8 sekundy. Wiadomo że w końcówkach meczu jest to ważne i dobrze, że sędziowie tego pilnują, ale ogólnie powinno być to bardziej płynne. Może trzeba zatrudnić kogoś, kto pilnowałby spraw technicznych, a nie że sędziowie muszą biegać do stolika i tracić czas na takie, przepraszam, pierdoły.

Turecki selekcjoner Ergin Ataman nie chciał komentować po meczu porażki swojej drużyny. Powiedział tylko, że przegrana po dogrywce 86-87 była najbardziej emocjonalna w jego 26-letniej karierze trenerskiej. Dogrywka nie byłaby możliwa, bez splotu trzech czynników, jakie nastapiły w końcówce czwartej kwarty. Po pierwsze: Osman spudłował dwa rzuty wolne. Po drugie: Turcy stracili piłkę wprowadzając ją do gry. Po trzecie: Rudy Gobert dobił niecelny rzut Fourniera na 2.5 sekundy przed końcem czwartej kwarty. Czy zatem Turcy mogą mówić o nieprawdopodobnym pechu, który doprowadził do wyeliminowania ich z turnieju? Nie. Przegrali na własne życzenie. Przegrali pomimo tego, że sędziowie stworzyli im dogodne warunki do wygrania tego meczu. Faul Fourniera na Korkmazie nie był przy rzucie, więc nie przysługiwały mu trzy rzuty wolne. A faul Luwawu-Cabarrota na Osmanie na pewno nie był „niesportowy”. Był umyślny, ale jego celem było zatrzymanie czasu gry, a nie sprowadzenie ryzyka kontuzji na Osmana. Najlepszym zawodnikiem Francji był Rudy Gobert z 20 punktami i 17 zbiórkami. Wśród Turków prym wiódł Bugrahan Tuncer, który zdobył 22 punkty trafiając 6/10 za trzy.

W pierwszym dniu rozgrywania 1/16 finału wszyscy czekali na pojedynek Litwinów z Hiszpanami. I się nie zawiedli, ponieważ mecz został przedłużony o dogrywkę, dzięki dobitce spod kosza Ignasa Brazdeikisa równo z końcową syreną. Hiszpanie trafili w dodatkowym czasie 5/7 z gry, dokładając do tego osiem celnych rzutów wolnych i tym samym mistrzowie świata awansowali do najlepszej ósemki turnieju. Dla Litwinów był to drugi z rzędu nieudany EuroBasket. Nie można chyba inaczej określić tak wczesnego wyeliminowania z turnieju wicemistrzów Europy z 2013 i 2015 roku.

Niedziela 11 września oznaczała dla polskiej reprezentacji wczesną pobudkę, ponieważ w samo południe rozpoczynał się mecz Polska-Ukraina. Na pewno nietypowa godzina, jak na profesjonalne zawody sportowe, ale wszystkie mecze były rozgrywane w Mercedes-Benz Arena w Berlinie, tak więc terminarz był napięty. Ukraińcy sprawili niespodziankę w fazie grupowej, pokonując w Mediolanie Włochów przy skuteczności rzutów 61% za dwa i 41% za trzy. Nie znaleźli się więc w 1/16 finału przez przypadek. Poza tym należało pamietać, że mieli w swoim składzie dwóch zawodników NBA: grającego w Toronto Raptors Sviatoslava Mykhailiuka oraz centra Sacramento Kings Alexa Lena. Bólem głowy polskiego selekcjonera Igora Milicica była z pewnością skuteczność rzutów wolnych naszej reprezentacji. Polacy jako jedyni w fazie grupowej wykonywali wolne ze skutecznością poniżej 70%. Przy wyrównanym meczu mogło to przesądzić o porażce.

Ukraińcy od początku pchali piłkę do przodu, próbując zdobyć punkty zanim nasi zawodnicy wrócą do obrony. Trzeba przyznać, że w pierwszej połowie bardzo dobrze im to wychodziło, ponieważ ośmiokrotnie zamieniali rzuty z takich akcji na punkty. Lepiej też wykonywali rzuty wolne. Może nie lepiej, ale częściej - trafili 5/7. Polacy w pierwszej akcji meczu wymusili faul przy rzucie, co Ponitka zamienił na dwa punkty, ale później nasi reprezentacji nie dostali szansy stanięcia na linii rzutów wolnych. Na plus można zaliczyć to, że Mykhailiuk i Len zdobyli łącznie 7 punktów oraz zastawianie w obronie, co ograniczyło Ukraińców w zdobywaniu punktów po zbiórkach w ataku. Do przerwy przegrywaliśmy 45-42.

Trzecia kwarta to był pojedynek na rzuty wolne, które wreszcie zaczęliśmy trafiać. Zdobyliśmy w ten sposób 12 punktów, chcociaż Ukraińcy byli niewiele gorsi trafiając 10/12. Ważne było też to, że wreszcie narzuciliśmy tempo w tym meczu i widząc zły powrót do obrony przeciwnika, przeprowadzaliśmy szybkie akcje. Nie rzucaliśmy na siłę za trzy punkty, tylko szukaliśmy drogi w polę trzech sekund, gdzie po niecelnych rzutach walczyliśmy o zbiórki ofensywne, co pozwoliło nam na zdobycie 7 punktów drugiej szansy. Ale i tak po trzech kwartach prowadziliśmy tylko 69-67. Była to zasługa Ukraińskich rezerwowych, którzy na tym etapie meczu mieli już 47 punktów. To oni trzymali wynik w granicach jednego posiadania.

Kiedy na 3:57 minuty przed końcem Ponitka trafił za trzy, dając nam prowadzenie 87-78, mogliśmy po raz pierwszy w tym meczu się uspokoić. Tym bardziej że w następnej akcji Ukraińcy spudłowali trzykrotnie, w tym spod samego kosza. Sekundy leciały, a wynik się nie zmieniał, dopiero Issuf Sanon na 2:26 przed końcem oddał celny rzut za dwa. Ale to i tak było 7 punktów przewagi. Co mogło pójść nie tak? Oczywiście rzuty z nieprzygotowanych pozycji i straty. Na 1:32 przed końcem było już tylko 87-84. Ręce zaczęły się trząść przy wykonywaniu rzutów wolnych: 88-84. Wyglądało na to, że zmierzamy jeśli nie do porażki, to do dogrywki. Po prostu byłoby zbyt pięknie, gdyby nasi koszykarze awansowali do najlepszej ósemki w Europie. Niby człowiek wiedział, a jednak się łudził. Na 0:48 przed końcem Slaughter nie trafia za trzy przy stanie 88:86 - piłka w rękach Mykhailiuka.

Odpowiedzmy sobie szczerze na pytanie: jaki jest problem z reprezentacją Polski? Brak odporności psychicznej. Kiedy jest presja, żeby dowieźć zwycięstwo do końca, nasi zaczynają panikować: tracić piłkę, rzucać przez ręce przeciwnika, faulować daleko od kosza. Na szczęście Mykhailiuk spudłował rzut, który wyrównałby wynik spotkania, a sfaulowany Slaughter zamienił rzuty wolne na punkty. Tak więc po 25 latach awansowaliśmy do ćwierćfinału Mistrzostw Europy. Tej drużynie nikt przed EuroBasketem nie dawał szans na taki wynik. Mówiło się o wyjściu z grupy jako o szczycie możliwości ekipy Igora Milicica. Po porażce z Finlandią nawet to zaczęło wydawać się nierealne. Z drugiej strony należy pamiętać, że w naszej reprezentacji nie było nikogo, kto miałby podpisany kontrakt z drużyną z EuroLigi, nie mówiąc o NBA. Tak więc przypadła nam zaszczytna rola czarnego konia EuroBasketu 2022, którego jednym z komentatorów telewizyjnych był Mike Taylor – były selekcjoner reprezentacji Polski. Po meczu podbiegł do jego stolika A.J. Slaughter. Panowie uściskali się serdecznie.

JOKER

Gwiazdy NBA miały przeprowadzić swoje reprezentacje przez fazę 1/16finału gładko i przyjemnie. Według rozkładu jazdy pierwszy miał tego dokonać Serb Nikola Jokic, co wydawało się o tyle łatwiejsze, że miał do pomocy MVP EuroLigi Vasilije Micica. Niestety obaj polegli, nie mając wsparcia w swoich kolegach. Tylko Nikola Kalinic zdobył dwucyfrowy wynik punktowy (12), a pozostali zawodnicy pierwszej piątki Lucic i Marinkovic zdobyli po 8 punktów. Najbardziej zaskakujące było to, że rezerwowi dodali łącznie tylko 10 punktów, tak więc bardzo dobry występ „Jokera” z 32 punktami i 13 zbiórkami został zmarnowany i faworyt do mistrzostwa pożegnał się z turniejem.

Gwiazdą meczu Serbia-Włochy nie był żaden z zawodników, tylko włoski selekcjoner Gianmarco Pozzecco, który już w pierwszej kwarcie został ukarany przewinieniem technicznym za zbyt ekspresywne wyrażanie swojej krytyki pod adresem sędziów. Już wtedy było widać, że z takim emocjonalnym podejściem trudno mu będzie dotrwać do końca meczu i rzeczywiście w trzeciej kwarcie, po drugim przewinieniu technicznym, musiał udać się do szatni. Zanim to zrobił ucałował ze łzami w oczach swoich zawodników, tak jakby ich przepraszał, że zostawia ich samych w tak trudnym momencie na 4:43 minuty przed końcem trzeciej kwarty przy wyniku 61-57 dla Serbii. Pokazał jednak klasę, żegnając się także z selekcjonerem Serbów Svetislavem Pesiciem oraz serbskimi zawodnikami. Własciwie to Pozzecco wyświadczył przysługę reprezentacji Włoch. Gdy jego miejsce zajął bardziej stabilny emocjonalnie Edoardo Casalone Włosi zaczęli trafiać i przede wszystkim bronić, ograniczając zdobycz punktową Serbów w trzeciej kwarcie do 17 punktów. Co prawda przegrywali po 30 minutach gry 68-66, ale to przecież było tylko jedno posiadanie. Włosi grali w czwartej kwarcie z niesamowitą energią, pozwalając trafić Serbii jedynie 6/16 z gry, podczas gdy tylko Spissu i Polonara trafili łącznie 5/6 rzutów. Gdy Simone Fontecchio na 1:50 przed końcem przechwycił piłkę i pobiegł w stronę kosza, zdobywając punkty pomimo faulującego go Lucicia, było już jasne, że Włosi awansowali do następnej rundy. Pozzecco oglądał końcówkę meczu na kolanach przed tunelem prowadzącym do szatni, w której – według przepisów - powinien siedzieć po usunięciu go z boiska. Po końcowej syrenie pobiegł w jej kierunku, by tam czekać na swoich zawodników, ale na jego drodze stanął, przygotowujący się do meczu Grecja – Czechy, mistrz NBA z 2021 roku Giannis Antetokounmpo. Pozzecco wskoczył na niego i powiedział, że go kocha.

W dobie mediów społecznościowych tacy ludzie jak włoski selekcjoner są na wagę złota, ponieważ ich ekscentryczne zachowanie pozwala promować europejską koszykówkę, szczególnie wśród młodych odbiorców, czyli ludzi z coraz krótszym czasem koncentracji, niezdolnych do wysiedzenia blisko dwóch godzin potrzebnych do obejrzenia meczu koszykówki. Chociaż trzeba też zdawać sobie sprawę z tego, że to wszystko fajnie wygląda na odległość, ale przebywanie z takim człowiekiem na co dzień może być męczące. Ostatnim akordem wieczoru w wykonaniu Włocha było przekazanie swoim zawodnikom jego karty kredytowej.

Selekcjoner Serbów Svetislav Pesic powiedział po meczu, że jego drużyna nie prezentowała się najlepiej od strony fizycznej i nie była w stanie zatrzymać ruchu piłki po stronie przeciwnika. Trzeba tutaj zaznaczyć, że Włosi grali pięcioma obwodowymi zawodnikami i trafili 16/38 zza linii rzutów za trzy.

W turnieju pozostały jeszcze dwie gwiazdy NBA: Grecy wyeliminowali Czechów, a Słoweńcy Belgów. Jednak ani Antetokounmpo, ani Doncic nie mogli pochwalić się najlepszym wynikiem punktowym w pierwszym etapie fazy pucharowej. W meczu Finlandia-Chorwacja 25-letni skrzydłowy Cleveland Cavaliers Lauri Markkannen rzucił 43 punkty, tym samym zapewniając po raz pierwszy od 55 lat awans Finów do 1/8 Mistrzostw Europy.

Przewagę własnego boiska wykorzystali Niemcy, eliminując z dalszego udziału w turnieju reprezentację Czarnogóry.

PONITKA

Na Mistrzostwach Europy bardzo chciał zagrać Marcel Ponitka. Zawodnik Casademont Saragossa jest combo guardem, czyli może grać zarówno jako rozgrywający, jak i rzucający obrońca. Na swoim koncie ma 21 meczów w reprezentacji, w której grał za czasów Mike'a Taylora. Nowy selekcjoner Igor Milicic nie powołał go do kadry, a głównym powodem takiej decyzji był sprzeciw starszego z braci Ponitków. Mateusz Ponitka jest bez wątpienia najlepszym polskim koszykarzem i Milicic nie mógł sobie pozwolić na niepowołanie go do kadry, nawet jeśli ceną za to było zrezygnowanie z usług Marcela. Czy nie osłabiło to jednak reprezentacji Polski? Czy nie lepiej byłoby, gdyby Milicic miał możliwość wpuszczenia na boisko młodszego z braci zamiast – nie umniejszając żadnemu z nich – Jakuba Schenka czy Łukasza Kolendę?

Po wygranym meczu z Ukrainą nikt nie zaprzątał sobie głowy takimi pytaniami, ale w fazie ćwierćfinałowej turnieju zaczyna się prawdziwe granie, gdzie nie ma już miejsca na przypadkowe zwycięstwa. Polacy, pomimo tego, że osiągnęli niewątpliwy sukces awansując tak daleko, mogli się już zacząć pakować, ponieważ na ich drodze stanęli obrońcy tytułu z Luką Doncicem na czele. W takiej sytuacji powinno obowiązywać hasło „wszystkie ręce na pokład”, ale nie było to możliwe z powodu postawy obu braci, którzy nie byli w stanie wznieść się ponad swój rodzinny konflikt w imię dobra reprezentacji. Szkoda. Tym samym ułatwili zadanie Słoweńcom.

Dla Greków lata 2004-05 były niezwykle udane pod względem sportowym. Najpierw Mistrzostwo Europy w piłce nożnej, następnie Igrzyska Olimpijskie w Atenach, a rok później Mistrzostwo Europy w koszykówce. To właśnie w 2005 roku Grecy po raz ostatni wygrali z Niemcami mecz w fazie pucharowej. Dawno temu. Trudno jednak powiedzieć, kto był faworytem w rozgrywanym 13 września 2022 roku meczu 1/8 finału.

Przede wszystkim Giannis Antetokounmpo był w świetnej formie zdobywając w każdym rozegranym na tym EuroBaskecie meczu ponad 25 punktów. Niemcy musieli znaleźć jakiś sposób, żeby go zatrzymać. Najprostszą metodą wydawało się wysyłanie go na linię rzutów wolnych, gdzie jeszcze rok temu grając w playoffs dla Milwaukee Bucks miał skuteczność rzutów za 1 punkt 59%. Podczas serii finałowej przeciwko Suns, kibice w Phoenix odliczali mu głośno czas dziesięciu sekund przewidziany w przepisach na oddanie rzutu wolnego, wiedząc że Antetokounmpo musi długo się koncentrować przed oddaniem takiego rzutu. Ale na EuroBaskecie trafiał ze skutecznością 83%. Może po prostu należało pozwolić mu rzucać, a całą energię poświęcić w obronie na krycie pozostałych Greków.

Niemcy natomiast w ostatnich pięciu meczach rzucali co najmniej 80 punktów, co nie było trudne, mając w składzie takich strzelców jak grający dla Orlando Magic Franz Wagner, którego skuteczność rzutów za dwa wynosiła 55%, a za trzy 46% albo Andreas Obst rzucający za trzy ze skutecznością 43%.

Na zegarze pozostało jeszcze 6:19 minut do końca pierwszej kwarty, gdy trener Greków Dimitrios Itoudis zmuszony został do wzięcia pierwszego czasu na żądanie. Jego drużyna przegrywała 19:9, a Niemcy trafili pięć rzutów za trzy. Co prawda do końca tej kwarty trafili jeszcze trzy raz zza linii 6.75 metra, ale sytuację udało się opanować.

Niemcom nie udawało się zatrzymać Giannisa, który rzutami wolnymi wyprowadził Greków na prowadzenie 46-44 na 3:19 przed końcem drugiej kwarty. Itoudis drugą przerwę na żądanie wziął na 2:05 przed końcem tej części gry przy stanie 53:51 dla Niemiec. Zrobił to po to, żeby włączyć pozostałych zawodników w zagrania ofensywne. Żeby to osiągnąć musiał swojego najlepszego zawodnika posadzić na ławce rezerwowych, ale dzięki temu Kostas Sloukas i Tyler Dorsey pokonali 10-4 Dennisa Schrödera (tylko on w ostatnich dwóch minutach wykonywał rzuty po stronie Niemiec). Sloukas efektownie zakończył pierwszą połowę, trafiając z połowy boiska.

Tak więc Niemcy dużo rzucali, dużo trafiali (11/17 za trzy), mieli też 6 przechwytów, ale i tak po 20 minutach gry przegrywali 61-57. Giannis robił swoje z 19 punktami, 8 asystami i 5 zbiórkami. Wszystko odmieniło się w trzeciej kwarcie, którą reprezentacja Niemiec rozpoczęła serią 20-1! Itoudis w ciągu sześciu minut zużył dwie przerwy na żądanie, zostawiając tylko jedną na czwartą kwartę. Zresztą... Co miał zrobić? Mógł sobie zostawić nawet wszystkie trzy, ale w sytuacji, gdyby jego drużyna przegrywała po trzech kwartach 20 punktami, nie miałoby to już znaczenia. Co prawda część strat udało się odrobić, ale główny problem polegał na tym, że upadło morale Greków. W ostatniej akcji trzeciej kwarty Schröder tańczył (dosłownie) z piłką przed Dimitriosem Agravanisem, po czym oddał niecelny rzut, który był trzy razy dobijany, aż Daniel Theis umieścił piłkę w koszu równo z kończącą kwartę syreną. Do końca zostało jeszcze dziesięć minut, ale Grecy już się poddali.

Giannis Antetokounmpo zakończył udział w EuroBaskecie 2022 na 4:56 przed końcem meczu 1/8 finału, po tym jak popełnił drugi niesportowy faul, po którym musiał zejść do szatni. Oczywiście było to wyrazem jego frustracji, którą spotęgował jeszcze Franz Wagner, który chyba nie zauważył tego, że stoi przed nim Wielki Giannis i jak gdyby nigdy nic, oddał sprzed jego twarzy celny rzut za trzy punkty. Dennis Schröder uznał, że jeśli na boisku nie ma Giannisa, to on właściwie też nie jest już potrzebny i na 3:48 przed końcem skierował się do szatni po otrzymaniu drugiego przewinienia technicznego. Mecz zakończył się wynikiem 107-96 i Niemcy mogli się już zacząć przygotowywać do meczu półfinałowego z Hiszpanią, która z kolei wygrała z Finlandią 100-90.

Największymi farciarzami na EuroBaskecie 2022 byli Francuzi. Drugi raz z rzędu uciekli spod topora przegrywając z Włochami 77-75 na 16 sekund przed końcem. Na linii rzutów stanął wtedy Simone Fontecchio, który wykonywał rzuty wolne ze skutecznością 89%. Ale ponieważ grał przeciwko Francuzom, to wiadomo że oba spudłował. Wystarczyło tylko, że Thomas Heurtel trafił za dwa na pięć sekund przed końcem i trzeba było rozegrać dogrywkę, po której zwycięscy z parkietu zeszli podopieczni Vincenta Colleta.

Co ciekawe Gianmarco Pozzecco podszedł do porażki spokojnie. Powiedział, że jest dumny ze swoich zawodników, a Simone Fontecchio, który na EuroBaskecie zdobywał średnio 19.7 punktu, 4 zbiórki i 2.7 asysty na mecz, na pewno poradzi sobie w NBA. Włoski skrzydłowy podpisał w lipcu dwuletni kontrakt z Utah Jazz.

I tak dotarliśmy wreszcie do półfinałów, gdzie w turnieju pozostały już tylko cztery drużyny.

FINAL FOUR

Z trzech gwiazdorów NBA wyeliminowanych do tej pory z turnieju, tylko jeden pojawił się po przegranym meczu na konferencji prasowej. Luka Doncic wziął na siebie winę za porażkę 90-87 z reprezentacją Polski, której pogratulował awansu do półfinału. Na pytanie czy Mateusz Ponitka mógłby grać w NBA, Słoweniec nie umiał odpowiedzieć. Miało to oczywiście związek z indywidualnym osiągnięciem Ponitki w tym meczy, czyli triple double składającym się z 26 punktów, 16 zbiórek i 10 asyst. Sam Doncic trafił tylko 5/15 z gry, co dało mu 14 punktów. Dołożył do tego 11 zbiórek i 7 asyst. Na trzy minuty przed końcem popełnił piąty faul, próbując zatrzymać wchodzącego pod kosz Ponitkę, co oznaczało, że resztę meczu ogladał z ławki rezerwowych.

Mecz Polska-Słowenia to był emocjonalny rollercoaster dla kibiców obu drużyn. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 58-39 dla Polski. Nie było chyba nikogo, kto przewidziałby taki rozwój wypadków, tym bardziej że pierwsza kwarta była wyrównana i wskazywałaby na rywalizację kosz za kosz. Polacy często zaczynali grę pick'n'roll daleko poza linią rzutów za trzy, co stawiało Słoweńców przed trudnym wyborem. Mogli podwajać gracza z piłką, żeby nie nabrał prędkości wchodząc pod kosz. Mogli też tego nie robić i pilnować zawodników na obwodzie, tylko czekających na okazję na oddanie rzutu za trzy. Wybór dlatego był trudny, że Polacy w pierwszej połowie trafili dziewięć trójek, a z pola trzech sekund dołożyli jeszcze dziesięć celnych rzutów. W jednej z akcji tak rozrzuciliśmy obronę, że Sokołowski stojąc w rogu boiska jednym zwodem spowodował, że nadbiegający Goran Dragic wyskoczył i przeleciał obok niego. Sokół miał już wtedy prostą drogę do kosza i mógł łatwo zdobyć dwa punkty, ale Doncic postanowił mu w tym przeszkodzić. Sokołowski - widząc to - oddał piłkę krytemu chwilę wcześniej przez Doncica Ponitce, który trafił za trzy. Wspaniale było ogladać bezsilność mistrzów Europy. W tym momencie prowadziliśmy dwudziestoma punktami.

Całą przewagę roztrwoniliśmy w ciągu trzeciej kwarty (prowadziliśmy po niej jednym punktem), kiedy to z gry udało nam się oddać tylko jeden celny rzut. To oczywiście podłamało nas psychicznie. Jak więc w takiej sytuacji zdołalismy się podnieść i wygrać czwartą kwartę, a tym samym cały mecz? Tak szczerze pisząc to nie wiem – musiałby się na ten temat wypowiedzieć jakiś ekspert od koszykówki. Pewnie nie zaszkodziło, a nawet pomogło, że Ponitka ze Slaughterem rzucili 5/9 z gry, a Słoweńcy mieli skuteczność 2/12 za trzy. Ale faktem jest, że to my awansowaliśmy do półfinału Mistrzostw Europy. Ostatni raz miało to miejsce w 1971 roku. Do Warszawy przyjechał wtedy taki jeden z Katowic i...zresztą nieważne. Mimo że turniej się jeszcze nie zakończył, to już wtedy mogliśmy otwierać szampana. Napijmy się!

VIVA ESPANA

Właśnie, i teraz dochodzimy do takiego etapu, kiedy w EuroBaskecie naprawdę nie było już słabych drużyn. I to niestety było widać, ponieważ w meczu półfinałowym zostaliśmy rozgromieni przez Francję 95-54. Francuzi zamknęli nam pole trzech sekund, co spowodowało, że za dwa punkty trafiliśmy w tym meczu tylko osiem razy. Dla porównania – w meczu ze Słowenią trafiliśmy w „pomalowanym” 11 razy tylko w pierwszej połowie. Tak jak w starciu z Finlandią żaden z naszych zawodników nie zdołał osiagnąć dwucyfrowej zdobyczy punktowej. Pozostał nam mecz o brązowy medal z naszym zachodnim sąsiadem.

Niemcy mieli już na tym etapie turnieju 103 celne rzuty za trzy punkty, co dawało im średnio 12.9 celnych rzutów zza linii 6.75 m na mecz. Niestety 18 września w meczu z Polską nie tylko tę normę wyrobili, ale jeszcze ją przekroczyli, trafiając 15 trójek ze skutecznością 40.5%. Podopieczni Gordie Herberta byli drużyną lepszą nie tylko w tym meczu, ale w przekroju całego turnieju i to ich rywalizacja z Hiszpanią była prawdziwym finałem Mistrzostw Europy, a nie bezbarwny mecz Hiszpania-Francja, w którym Francuzi prowadzili tylko raz – było to 1-0 po celnym rzucie wolnym Rudy Goberta.

Polacy pomimo porażki 82-69 w walce o brąz udowodnili, że nie trzeba wcale mieć w składzie zawodników z NBA i EuroLigi (jeden Ponitka), żeby osiągnąć sukces na stojącym na tak wysokim poziomie turnieju jak EuroBasket. Oczywiście, że sprzyjało nam szczęście. W meczu z Czechami Satoransky grał prawdopodobnie z kontuzją, a w meczu ze Słowenią Doncic również nie był w pełni sprawny. Ale czy Franuzi nie mieli większego farta niż my? Ich dwie wygrane po dogrywkach z Turcją i Włochami były wynikiem nieprawdopodobnego wręcz zbiegu okoliczności. A jednak trudno podważać tezę, że w obu tych meczach wygrała drużyna lepsza.

Reprezentacja Polski nie jest czwartą drużyną w Europie. Prawdopodobnie nie łapie się również do pierwszej ósemki. Nie szkodzi. Ważne jest to, że w świecie koszykówki jest o nas głośno, a nasze sukcesy mają wpływ na decyzje podejmowane przez FIBA. Międzynarodowa Federacja Koszykówki ogłosiła dzień przed naszym meczem o brązowy medal, że Polska będzie współgospodarzem EuroBasketu 2025. Przypadek?

Na koniec słów kilka o aktualnych mistrzach Europy. Jest to nowy skład w porównaniu do tego, który w 2019 roku zdobył mistrzostwo świata w Pekinie. Z tamtej drużyny zostało tylko trzech zawodników, co jednak nie powinno dziwić, ponieważ reprezentacja Hiszpanii grająca w Chinach miała średnią wieku 33 lata, z najmłodszym zawodnikiem w wieku 26 lat. Selekcjoner Sergio Scariolo powiedział, że zwycięstwo Hiszpanii na EuroBaskecie 2022 można porównać do zwycięstwa Danii na Mistrzostwach Europy 1992 w piłce nożnej albo triumfu Leicester City w Premiere League w 2016 roku. Przesadził. Zarówno Dania jak i Leicester City wygrały w wyżej wymienionych rozgrywkach po raz pierwszy w historii, a Hiszpanie pod wodzą Scariolo zdobyli już czwarty złoty medal na EuroBaskecie od 2009 roku.

Swoją siłę hiszpańska drużyna pokazała w czwartej kwarcie meczu półfinałowego z Niemcami, przed którą gospodarze prowadzili 71-65. Tę kwartę Hiszpanie musieli wygrać, jeśli chcieli udowodnić krytykom, że radykalne odmłodzenie reprezentacji i naturalizowanie Lorenzo Browna nie było błędem. Środkowy Realu Madryt 20-letni Usman Garuba podawał, blokował, stawiał zasłony i nie mylił się na linii rzutów wolnych. Amerykanin Lorenzo Brown wygrał pojedynek strzelecki z Dennisem Schröderem 11-2. Schröder swoje ostatnie punkty w meczu zdobył na 7:40 minuty przed jego końcem.

Niemcy byli bardzo nieskuteczni przez pierwsze dziewięć minut czwartej kwarty, trafiając tylko cztery rzuty z gry. Gdy Daniel Theis spudłował spod kosza na 1:10 przed końcem przy stanie 86-80 dla Hiszpanii, było już niemal pewne, że Hiszpanie awansują do finału. Tym bardziej że trafili w tej części gry wszystkie dziesięć rzutów wolnych. Trzeba przyznać Niemcom, że walczyli do końca, trafiając w ostatnich 36 sekundach trzy razy zza linii 6.75 m, ale było już po prostu za późno na odwrócenie losów tego meczu.

Francuzi okazali się łatwiejszym przeciwnikiem niż Niemcy. Już w pierwszej połowie pozwolili zdobyć Hiszpanom 22 punkty po własnych stratach. Zresztą wystarczy chyba napisać, że w drugiej kwarcie dwukrotnie popełnili błąd 24 sekund na rozegranie akcji. Łącznie w całym meczu Francuzi popełnili 19 strat, z czego 12 było rezultatem bezpośredniego przechwytu któregoś z hiszpańskich zawodników. Najskuteczniejszym strzelcem w reprezentacji Hiszpanii był Juancho Hernangomez z 27 punktami, a po stronie francuskiej Evan Fournier z 23.

Zwycięstwa w turnieju pogratulował Hiszpanom osobiście ich premier Pedro Sanchez. W jego kraju jest najwyższe bezrobocie w Unii Europejskiej, nadchodzi recesja, a ten przyjechał do Berlina, żeby się lansować na meczu koszykówki. Z drugiej strony, który polityk nie skorzystałby z takiej okazji, wiedząc, że reprezentacja jego kraju prawdopodobnie zostanie mistrzem Europy? W Hiszpanii przynajmniej jest ciepło.

Już za trzy lata kolejny EuroBasket. Miejmy nadzieję, że Mateusz i Marcel jakoś się między sobą dogadają, a filarem polskiej reprezentacji będzie wschodząca gwiazda NBA Jeremy Sochan. Gospodarzami tego turnieju będą Łotwa, Cypr, Finlandia i Polska. EuroBasket w 2025 roku zapowiada się więc równie ciekawie jak tegoroczny. Ale co najważniejsze – nie trzeba będzie na niego czekać tak długo jak na ostatni. Chyba że wydarzy się coś, co zmusi organizatorów do jego przełożenia.

Pierwsza Piątka EuroBasketu 2022:

Giannis Antetokounmpo – Grecja

Lorenzo Brown – Hiszpania

Willy Hernangomez – Hiszpania

Dennis Schröder – Niemcy

Rudy Gobert – Francja

MVP Meczu Finałowego:

Juancho Hernangomez - Hiszpania

MVP EuroBasketu 2022:

Willy Hernangomez - Hiszpania

Beverley
O mnie Beverley

były korwinista, obecnie trochę socjaldemokrata

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport