Yeck Yeck
1338
BLOG

Giedroyc i jego "Kultura" jako pałka do walenia po głowie Polaków

Yeck Yeck Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 16

    O książce Magdaleny Grochowskiej - "Jerzy Giedroyc", wyd. Wielka Litera [2012] 

    Trafiłem na "Jerzego Giedroycia" zupełnym przypadkiem, a ponieważ Giedroyc to postać niezwykle ciekawa, postanowiłem od razu zabrać się do lektury, odkładając zaplanowane wcześniej do przeczytania książki na później. Przystąpiłem do czytania książki "na świeżo", nie czytałem wcześniej żadnej recenzji ani opinii na jej temat. Spodziewałem się rzetelnej opowieści o głównym bohaterze i środowisku "Kultury". I prawdę mówiąc liczyłem, jeżeli nie na ucztę literacką, to przynajmniej na jej smakowity kąsek. Niestety, srodze się zawiodłem.  

    Wszelkie wątki dotyczące Rosji są przedstawione w ten sposób, że środowisko "Kultury" nie było przeciwne Rosjanom i przestrzegało przed nienawiścią do Rosjan. Jak w przypadku omówienia książki Józefa Czapskiego "Na nieludzkiej ziemi". Książka, znakomita zresztą, opowiada z jak nieludzkim systemem zetknęła się cała masa Polaków skazanych na tułaczkę po Rosji sowieckiej. Dotknęło to oczywiście nie tylko Polaków, innych narodowości również, z Rosjanami włącznie. Czapski pokazał jak strasznym, potwornym systemem jest komunizm. O tym jest ta książka. Tymczasem autorce posłużyła za przykład, że Czapski nie uważa Rosjan za wrogów. Jako przykład podaje, że Czapski chwali opiekę w szpitalu, gdzie zajmowały się nim rosyjskie pielęgniarki. Czy tak było? Tak, Czapski o tym pisze. Czytelnik dowie się, że nawet w tym barbarzyńskim systemie można było spotkać się z ludzkimi odruchami, bezinteresowną pomocą i zwykłą ludzką życzliwością. O systemie komunistycznym z kolei mamy jedno zdanie, i to z zastrzeżeniem - "Widział rzeczy straszne, ale nie wyhodował w sobie nienawiści." I już, i tyle, a potem cały elaborat z wyłuskanymi cytatami z różnych okresów życia autora, jaka to Czapskiemu jest droga Rosja. To zmienia postrzeganie książki i manipuluje jej przekazem. Na marginesie, Jarosław Iwaszkiewicz, który spotkał Czapskiego przed wojną w Paryżu wspomina, że "(...)pod wpływem Zachodu, jego stosunku do sztuki i religii, pod wpływem Maritaina, z którym łączyły go zażyłe stosunki - starał się pozbyć swoich rosyjskich naleciałości.", więc z tym wciskaniem Czapskiemu prorosyjskości, jakkolwiek rozumianej, bym się nie rozpędzał. W innym miejscu autorka podkreśla wypowiedź Giedroyca, gdy zapytano go czy nie ma nic przeciwko Kwaśniewskiemu, mającego komunistyczną przeszłość. Na co Giedroyc "oburzony" odpowiada, że przecież to prezydent Polski demokratycznie wybrany. Nie znając poglądów Giedroyca i jego środowiska wydaje się, że w ogóle nie mają krytycznego stosunku do komunizmu, a nawet umiarkowanie życzliwy. W rzeczywistości wszyscy byli ex definitione antykomunistami. To było tak oczywiste, że nikt nie musiał tego powtarzać. Z licznych publikacji i listów wprost to wynika. Giedroyc - "Komunizm jest mi obcy i wrogi. Ale przede wszystkim walczę z Sowietami, bo to wróg nr 1." Z książki można odnieść wrażenie, że dla Giedroycia czy Czapskiego głównym motywem działania jest krzewienie przyjaźni z Rosją, przymykając oko na komunizm. A ponadto walka z endecją.  

    Endecja to kolejny "wdzięczny" temat. W wielu środowiskach, także w tej publikacji, pełni rolę dyżurnego "chłopca do bicia". Za każdym razem, gdy endecja pojawia się na kartach tej książki dowiadujemy się jak okropna to formacja. Jeden cytat, więcej nie ma sensu, bo wszystko co dotyczy endecji jest przedstawiane tak samo. Tak samo negatywnie. "Kresowiak, nawykły do mieszanki narodów, języków i religii, dusi się teraz w endeckiej, jednonarodowej i jednowyznaniowej atmosferze szkoły." Giedroyc istotnie nie był endekiem, był piłsudczykiem, prowadził spory z endekami, podobnie jak i z innymi środowiskami, ale sugerowanie tezy, że walka z endecją była jednym z głównych celów twórcy "Kultury" jest zwyczajnie nieprawdziwe i niesprawiedliwe dla samego Giedroycia. Kolejny ulubiony motyw autorki to utykanie gdzie się da sugestii, jak to wszechobecny antysemityzm panował w przedwojennej Polsce. A skoro antysemityzm, to (a jakże!) w parze z, chętnie go wspierającym, Kościołem katolickim. Typowe kalki powielane od zarania IIIRP i wtłaczane w społeczeństwo przez ostatnie 30 lat. Tylko oświecone jednostki, nie związane z chrześcijaństwem i endecją posiadały pozytywne cechy. Parę cytatów dla zobrazowania klimatu: 

"Wchodząc do sklepu, pyta:

- Czy to sklep chrześcijański?

Słysząc potwierdzenie, grzecznie uchyla kapelusza:  

- Przepraszam, ale ja kupuję tylko u Żydów."

"Inny przyjaciel Jeleńskiego, Andrzej Stamirski, o bardzo semickiej urodzie, jesienią 1938 roku w rozpaczliwym liście opisuje chłopcu nagonkę, jakiej doświadcza ze strony oenerowców w szkole podchorążych w Grudziądzu. Wkrótce do Jeleńskiego dociera wiadomość o jego samobójstwie." 

"Wzór Polaka katolika, zasklepionego w narodowym cierpiętnictwie, samouwielbieniu i obrzędowym katolicyzmie, jest mu od czasów szkolnych wstrętny."

    W książce jest tego pełno. Zero-jedynkowy obraz. Dobry, wykształcony, spokojny Żyd i głupi, ciemny, agresywny Polak-katolik. Ani słowa o relacjach polsko-żydowskich pokazujących ogół problemów wynikających z przytłaczającej mniejszości żydowskiej w Polsce. Jak podaje Władysław Pobóg-Malinowski w swej "Najnowszej historii politycznej Polski" w Polsce przedwojennej mieszkało ponad trzy miliony Żydów, co stanowiło ok. 10% całej ludności kraju. Niektóre zawody, jak np. prawnicze były w znacznym stopniu obsadzone przez Żydów, co powodowało, że Polacy kończący studia prawnicze w niektórych rejonach nie mieli szans na rozpoczęcie praktyki, bo kancelarie żydowskie nie dopuszczały Polaków do zawodu. Walka studentów o "numerus clausus" była spowodowana troską o start w dorosłe życie, a nie antysemityzmem. Inne zawody obsadzone niemal w całości lub w przeważającej części przez Żydów - garbarstwo (73%), cholewkarstwo (85%), szmuklerstwo (86%), czapnictwo (97%). Dziedziną, która wzbudzała duże emocje był handel, średnio w całej Polsce w 62% w rękach Żydów, w niektórych regionach niemal w całości żydowski - Wilno (75%), Chełm (82%), Przemyśl (90%), Pińsk (95%). Do tego należy dodać nie ujmowaną w statystykach "armię drobnych pośredników, czujną na każdą okazję zarobku, od wieków wprawionych w pilnowaniu rogatek, skrzyżowań dróg, punktów wymiany towarowej." Oraz, że "wobec goja-chrześcijanina, - w masie proletariatu żydowskiego bardzo częste groszowe szacherki, drobne oszustwa, paserstwo i poważniejsze jeszcze kolizje z prawem. Na wyższych szczeblach handlu żydowskiego solidność i rzetelność była też raczej wyjątkiem." To musiało powodować i powodowało reakcje ze strony Polaków i rodziło konflikty. Młodzi Polacy nie mający perspektyw w przeludnionej wsi, próbowali swych sił w mieście. Najczęściej rozpoczynali od najbliższego miasteczka, gdzie liczne, zwarte środowiska żydowskie wrogo nastawione do gojów, nie dawały im szans na pracę, rozwój, starając się ich wypchnąć ze swojej strefy wpływów. Wielu z nich po niepowodzeniu wracało na wieś, mając wyrobioną negatywną opinię o swoich sąsiadach. Mieszkańcy wsi starając się poprawić swoją sytuację materialną, próbowali handlować swoimi towarami na pobliskich targowiskach bez żydowskich pośredników, uzyskując przez to lepsze stawki. Spotykało się to z wrogą reakcją strony żydowskiej, którzy nie dopuszczali konkurencji do handlu. W ten sposób konflikty eskalowały. "Bójki na targowiskach mnożyły się z miesiąca na miesiąc. W maju 1936 doszło do poważniejszych rozruchów w Przytyku, gdzie chłopi rozgromili żydowskie stragany i sklepy."

    O tej stronie stosunków polsko-żydowskich autorka nie wspomina, bo nie pasują do tezy, w której role "dobrych" i złych" zostały z góry rozpisane. Cytaty z Giedroycia i innych związanych z "Kulturą" autorów też dobrane są tak, aby wynikało z nich, że środowisko "Kultury" to byli ci nieliczni wykształceni Polacy, którzy odcinali się od reszty "katolickiego, wrednego motłochu". Giedroyc prowadził tak liczną korespondencję i pozostawił po sobie tyle treści, że można wybrać cytaty, które będą działać w przeciwną stronę. "Na Żydów nie ma lekarstwa ani sposobu. Czy Pan wie, że Koestlera - który zrzekł się obywatelstwa brytyjskiego i pojechał do Palestyny, Żydowiny przegoniły jako antysemitę i faszystę?" Brzmi nieciekawie, co? Tak pisał Giedroyc w jednym z listów do Andrzeja Bobkowskiego. W oparciu chociażby o ten cytat można wykreować całkiem niezły wizerunek antysemity. Giedroyc rzecz jasna antysemitą nie był. Taki był sposób komunikacji w prywatnej korespondencji. Wybierając cytaty jak rodzynki z ciasta można dopasować obraz człowieka do, z góry postawionej, tezy. Na tym polega nieuczciwość tej książki. 

    Grochowska chcąc zrobić z Polaka antysemitę i prymitywnego głupka mimochodem wykoślawia wizerunek twórców związanych z "Kulturą" . Chce ich odróżnić od reszty "gorszego narodu" przedstawiając jako tych, którzy dystansują się od polskości, katolicyzmu. Posługując się wybiórczymi cytatami, wyłaniają nam się postaci jakby żywcem wyjęte z redakcji "Gazety wyborczej" - zawzięte, odpychające, gardzące polską kulturą, historią, tradycją, wstydzące się polskości. Otrzymujemy karykaturalny, nieprawdziwy obraz Giedroycia et consortes. Giedroyc redagując przez pół wieku "Kulturę" kierował się zupełnie innymi kategoriami. To było szerokie spektrum poglądów na Polskę, Europę i świat. W jednym miejscu można było przeczytać zróżnicowane opinie skazanych na emigrację pisarzy, intelektualistów. Uparł się, że "Kultura" będzie pismem wolnym, odpornym na wszelką cenzurę. Mimo, że szczególnie w początkach istnienia, bardzo trudno było wydawać pismo regularnie, ze względu na notoryczny brak pieniędzy. Bardzo mu zależało, aby "Kultura" docierała również do Polski, aby i rodacy w komunistycznym reżimie mieli dostęp do wolnych od cenzury treści. Giedroycia zajmowała sytuacja geopolityczna, rozwój Europy, przyszłość kontynentu, przede wszystkim tego za żelazną kurtyna. Przetrwanie polskiej kultury i wolności twórczej na emigracji. Tym kierował się Giedroyc, a nie jakąś wyimaginowaną walką z endecją, antysemityzmem czy uwielbieniem dla Rosjan.  

    Książka wpisuje się w politykę pedagogiki wstydu uprawianą przez postkomunistyczną elitę III RP od początku lat 90. Trzeba stale wzbudzać i podtrzymywać poczucie winy wśród Polaków. Jeżeli ciągle będą czuć się winni, gorsi, stale w tym przekonaniu utwierdzani, będzie to skutkowało wzrostem kompleksów. A człowiekiem zakompleksionym łatwiej sterować i manipulować. Celnie o tym pisała Barbara Fedyszak-Radziejowska w krakowskich "Arcanach" [nr 92-93, 2010]. "Chcesz przekonać, czyli zmienić opinię rozmówcy - zacznij od próby dyskredytacji jego osoby, bo człowiek niepewny, łatwiej ulega wpływom i manipulacji." I dalej "Polacy nie mają - wciąż - odwagi, by opowiadać własne, bohaterskie historie. Wstydzą się swojej przeszłości i teraźniejszości." Konkludując - "Polskie kompleksy to struna na której można grać bez końca. (...)na wizji, fonii, w wielu książkach, artykułach i debatach słyszymy niekończącą się opowieść o nieuleczalnych wadach Polaków." I jeszcze fragment o porównaniu światłej elity i pospólstwa - "(...)zawsze mam pewność, że w publicystycznych podsumowaniach ostatnich 20 lat przeczytam elaborat o kompetencji, odwadze i dojrzałości naszej światłej elity oraz zawodzenie i biadolenie na temat roszczeniowości, niedoskonałości, korupcji i bierności zwykłych ludzi." Polecam tekst Fedyszak-Radziejowskiej w całości. 

    Do tego tak naprawdę sprowadza się książka M. Grochowskiej. Giedroyc i jego wspaniałe dzieło posłużyło jako pałka do walenia po głowie Polaków, aby czasem nie zapomnieli gdzie ich miejsce. Na szczęście to już nie te czasy co 20-30 lat temu, gdy obowiązywała narracja tylko jednej strony, mającej monopol w postkomunistycznych mediach. Oddziaływanie tego środowiska na umysły Polaków z każdym rokiem jest coraz mniejsze, mimo coraz bardziej nachalnej i agresywnej propagandy. I bardzo dobrze. Szkoda, że kosztem Giedroycia i "Kultury". Dlatego najlepiej wyrobić sobie opinię o środowisku "Kultury" sięgając do źródeł. Czytajmy autorów piszących dla "Kultury", opublikowane listy oraz samą "Kulturę". Jest skompletowana, zdigitalizowana i dostępna on-line.  

    Na koniec jedno wyjaśnienie. Nie przeczytałem książki Grochowskiej do końca, więc nie nazywam tego teksu recenzją. Nie mam ochoty odpowiadać na zarzuty - "nie przeczytałeś, to się nie wypowiadaj". Wypowiadam się na podstawie przeczytanych fragmentów. I tak mam przesyt jedynie "słusznych" treści. Wystarczająco dużo i z nawiązką, aby sformułować powyższe opinie. A książki czytać do końca nie będę, bo - excuse me my french - nie mam zamiaru tracić więcej czasu na czytanie tego tendencyjnego szajsu.



Yeck
O mnie Yeck

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura