Instytut Wolności Instytut Wolności
850
BLOG

Z boiska na fotel prezydenta. Jak Erdoğan stał się najpotężniejszym człowiekiem

Instytut Wolności Instytut Wolności Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 11

Wywiad z Karolem Wasilewskim – analitykiem ds. Turcji w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych


Rozmawiał Przemysław Barański

 

Przemysław Barański: Kim Jest Recep Tayyip Erdoğan?

Kamil Wasilewski: Recep Tayyip Erdoğan urodził się w Stambule, do którego jego rodzina przybyła z czarnomorskiej prowincji Rize. Urodził się i wychował w dzielnicy Kasımpaşa, o której mówi się, że aby tam przetrwać, trzeba nauczyć się bić. W młodości był dobrze zapowiadającym się piłkarzem. Przez rówieśników miał być nazywany „imam Beckenbauer”. Przezwisko łączyło jego religijność i zainteresowanie piłką nożną. Zawodowym piłkarzem nie został z powodu ojca, który podobno zablokował jego transfer do Fenerbahçe. To Kasımpaşa i sport nauczyły go wygrywać, a zdobyte zamiłowanie do rywalizacji zaczął w późniejszym czasie wykorzystywać w polityce. Tak powstały opowieści o obecnym prezydencie Turcji i jego zawadiackim stylu rządzenia.

W przekazie obozu rządzącego bardzo często jest powtarzana historia Erdoğana jako prostego człowieka wywodzącego się ludu, który rzucił wyzwanie dotychczasowym elitom i mimo tego, że wielokrotnie próbowano go zastraszyć, udało mu się odnieść sukces. Ta narracja jest w Turcji o tyle ważna, że konserwatywna i religijna większość tureckiego społeczeństwa, tzw. Czarni Turcy, przez wiele lat czuła się marginalizowana przez świeckie, zmodernizowane na zachodnią modłę elity, tzw. Białych Turków. W przekonaniu tej części społeczeństwa Erdoğan jest jednym z nich, reprezentuje ich potrzeby. Stąd tak duże i często bezwarunkowe poparcie jego polityki wśród części wyborców.

 

Jaka jest historia jego kariery politycznej?

Pierwsze kroki w polityce Erdoğan stawiał w Partii Ocalenia Narodowego (Millî Selâmet Partisi) Necmettina Erbakana zwanego „dyżurnym islamistą kraju”. To tam – i we wspomnianych wyżej uwarunkowaniach - formowały się jego polityczne poglądy. Jednak w późniejszym okresie swojej kariery Erdoğan i jego najbliżsi współpracownicy coraz bardziej dystansowali się od swojego rodzimego środowiska politycznego. Samą Partię Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) starali się przedstawiać jako turecką wersję popularnych w części państw zachodnioeuropejskich partii chadeckich.

Początkiem wielkiej, politycznej kariery Erdoğana była wygrana 27 marca 1994 r. w wyborach na mera Stambułu z ramienia Partii Dobrobytu (Refah Partisi) wspomnianego Erbakana, mimo że początkowo nie dawano mu zbyt dużych szans. Kolejnym ważnym momentem w karierze Tayyipa Erdoğana, niezwykle istotnym dla procesu kształtowania jego politycznej legendy, był areszt i wyrok dziesięciu miesięcy więzienia za wyrecytowanie wiersza Ziyi Gökalpa – znanego poety i naukowca, przez niektórych nazywanego ojcem tureckiego nacjonalizmu. Słowa, które wtedy wypowiedział – „meczety są naszymi koszarami, kopuły naszymi hełmami, minarety naszymi bagnetami, wierni naszymi żołnierzami” – zostały uznane przez sąd za podżeganie do nienawiści religijnej.  Wyrok wiązał się jednocześnie z odwołaniem z funkcji mera Stambułu. Przy okazji wydarzenie to wpisało się idealnie w narrację o człowieku z ludu, walczącego z elitami, później często wykorzystywanej przez AKP.

 

Jak wyglądała jego późniejsza kariera?

W 2001 r. wraz z Bülentem Arınçem, Abdullahem Gülem (późniejszy prezydent) oraz Abdüllatifem Şenerem założył AKP. Cały kwartet wywodził się z Partii Dobrobytu. Najszybciej z całej czwórki wypadł Sener. Przez następnych kilka lat partią kierował pozostały tercet. Z czasem obecny prezydent pozbył się konkurentów i objął przywództwo w AKP, która przeszła ewolucję i stała się partią jednego lidera. Młodzi członkowie partii bowiem często nie pamiętają – lub nie chcą pamiętać – że w rzeczywistości AKP posiadała kilku „ojców założycieli”.  

 

W 2002 r. AKP wygrywa wybory.

Tak, AKP doszła do władzy po wyborach z 2002 r., ale Erdoğan został premierem dopiero po wyborach uzupełniających w 2003 r., gdy zdjęto mu zakaz nałożony w związku z wcześniejszym aresztowaniem. Na fotelu premiera zasiadał do 2014 r., kiedy to został wybrany na prezydenta Turcji. Niektórzy eksperci wskazują, że fundamentalna przebudowa państwa była ambicją AKP już od chwili dojścia do władzy.

 

Po dojściu AKP do władzy doszło do ostrej rywalizacji pomiędzy nowym rządem a starymi elitami.

Głównym przeciwnikiem politycznym po dojściu AKP do władzy były dotychczasowe „kemalistowskie” elity z administracji i wojska. Ci, którzy wsadzili Erdoğana do więzienia i nieraz w przeszłości odsuwali od władzy przeciwników politycznych siłą. Niektórzy komentatorzy wskazują, że reformy i pierwsze posunięcia AKP, takie jak rozpoczęcie procesu negocjacyjnego z UE i związane z tym przejęcie cywilnej kontroli nad armią, od samego początku były zasłona dymną, natomiast faktycznym celem było całkowite przejęcie władzy. Co ciekawe, po objęciu władzy przez AKP powstał, zresztą nie pierwszy raz w historii Turcji, specyficzny sojusz konserwatystów ze środowiskami „liberalnymi”. Dla tych pierwszych ważna była legitymizacja swojej władzy, a dla tych drugich fakt, że pojawiła się partia głosząca wolnorynkowe hasła, która doprowadziła do otwarcia negocjacji z UE, liberalizacji tureckiej gospodarki. Nie bez znaczenia pozostaje też to, że AKP podkreślała swój wizerunek ugrupowania łączącego w sobie zasady demokracji z islamem.

 

W pewnym momencie w Turcji nastąpiło odejście od prounijnych reform, zaczęła pojawiać się antyzachodnia retoryka oraz powstał sojusz z Ruchem Fethullaha  Gülena, charyzmatycznego muzułmańskiego kaznodziei.

Do sojuszu AKP z ruchem Gülena doszło znacznie wcześniej. Był on konieczny dla Erdoğana do osłabienia wpływów armii. Warto tu przywołać aferę Ergenekonu, która przyczyniła się do ograniczenia politycznej roli wojska. Pomogli w tym właśnie związani z Ruchem Gülena ludzie, którzy pracowali w sądownictwie, administracji i policji. Duże znaczenie miało też to, że ludzie związani z Ruchem zajmowali ważne stanowiska w aparacie państwowym, byli poniekąd zapleczem kadrowym AKP.

 

Jednak od puczu w 2015 roku mamy do czynienia z konfliktem na linii Erdoğan-Gülen. Czy to oznacza kolejny zwrot obecnego prezydenta?

Konflikt na linii AKP-Ruch Gülena rozpoczął się oficjalnie w 2013 r. po protestach w parku Gezi na przełomie maja i czerwca oraz po ujawnieniu afery korupcyjnej w grudniu. Zamieszani w nią byli synowie ministrów z rządu AKP, a w jej ramach upubliczniono również rzekome nagrania rozmów Erdoğana z synem. Güleniści zostali oskarżeni o sfabrykowanie dowodów i konflikt między dawnymi sojusznikami rozgorzał na dobre.

Wydaje się, że jednym z motywów, który napędzał Erdoğana w trakcie konfliktu z Gülenem, była jego obawa o własną pozycję. Niektórzy tureccy badacze podkreślają wręcz, że prezydent motywowany był strachem przed utratą władzy i zaprzepaszczeniem swojego „dziedzictwa”. Pamiętajmy, że skandal korupcyjny godził nie tylko w samego Erdoğana, lecz także w jego rodzinę. Gdyby na tym etapie Erdoğan został odsunięty od władzy, nie zapisałby się w historii Turcji jako ten, który zmodernizował kraj, rozpoczął negocjacje z UE, otworzył się na Kurdów. Nie mógłby zaspokoić swoich ambicji dorównania twórcy współczesnej Turcji Kemalowi Atatürkowi.

 

Czy konflikt z Fethullahem Gülenem oznacza koniec sojuszu z konserwatystami? Jednocześnie ze strony prezydenta pojawiają się pojednawcze gesty pod adresem środowisk kemalistowskich.

Od początku swojej kariery Erdoğan jest politykiem bardzo pragmatycznym. Konflikt ze środowiskiem Gülena nie oznacza zerwania sojuszu z konserwatystami, ponieważ Ruch Gülena jest tylko jedną odnogą islamskiego, konserwatywnego ruchu w Turcji. Istnieje dużo więcej bractw, które w tej chwili zajmują miejsce zwalczanego Ruchu Gülena. Co ciekawe, te grupy są mocno zróżnicowane, np. niektóre z nich są przeciwne posunięciom Erdoğana związanym z niedawnym referendum na rzecz wprowadzenia w Turcji systemu prezydenckiego czy jego zwrotom w polityce wobec Syrii.  

Jeśli chodzi o pojednawcze gesty pod adresem wojskowych, to jest to pochodna konfliktu z gülenistami, na których zrzucono winę za konflikt z armią, w tym wspomnianą wcześniej aferę Ergenekonu. Inny wątek w tej historii wskazuje, że chęć pogodzenia się ze środowiskami o kemalistycznym pochodzeniu wynika z tego, że wprawdzie AKP jako partia jest doskonałą machiną wyborczą i marketingową, jednak nie wykształciła jeszcze kadr mogących objąć stanowiska w aparacie państwowym, wojsku i służbach bezpieczeństwa.

 

Niedawno w Turcji odbyło się wspomniane referendum dotyczące zmian w konstytucji i nadania prezydentowi bardzo silnych uprawnień. Zwolennicy zmian wygrali niewielką ilością głosów. Czy jednak to referendum jest faktycznie kolejnym zwycięstwem Erdoğana?

Sukcesem na pewno jest to, że prezydentowi udało się uzyskać uprawnienia, na których mu zależało. Referendum nie było jednak tak dużym sukcesem, na jaki prezydent i jego zwolennicy liczyli – zmiany zostały przecież zaaprobowane przez zaledwie 51,4% wyborców, co jest relatywnie niskim poparciem jak na tak dużą reformę konstytucji. Ponadto zmiana systemu na prezydencki nie ma silnej legitymacji ze względu na warunki, w jakich kampania przedreferendalna i samo referendum przebiegały. Pierwsza rzecz to stan wyjątkowy, obowiązujący od zeszłorocznego puczu. Ma to duże znaczenie, gdyż dotychczas obowiązująca konstytucja jest krytykowana przez wszystkie najważniejsze środowiska polityczne w Turcji właśnie ze względu na to, że została przyjęta po zamachu stanu z 1980 r., gdy obowiązywał jeszcze stan wyjątkowy. W dłuższej perspektywie podobna krytyka może się zatem pojawić również w odniesieniu do zmian, które wprowadziły system prezydencki.

Druga rzecz to kontrola większości mediów przez rząd, a co za tym idzie – możliwość kształtowania dyskursu. Opozycja i przeciwnicy zmian w konstytucji mimo niewielkiej możliwości dzielenia się ze społeczeństwem swoimi wątpliwościami osiągnęli bardzo dobry, niemal 50-procentowy wynik. To też musiało dać obozowi rządzącemu do myślenia.

Kolejną kwestią był konflikt toczący się w południowo-wschodniej Turcji. Mieszkańcy tych rejonów, którzy zostali zmuszeni do migracji, mogli mieć problemy z rejestrowaniem się w innych okręgach wyborczych i głosowaniem. Obecnie brakuje danych, które pozwoliłyby oszacować wpływ tego zjawiska na wynik referendum (choć szacuje się, że tereny południowo-wschodniej Turcji opuściło nawet do 500 tys. osób). Jest to jednak kolejny czynnik, który rzuca cień na jego legitymację.

Niezwykle ważna kwestią była również decyzja Najwyższej Rady Wyborczej, która uznała – zresztą niezgodnie z prawem –  glosy oddane na nieostemplowanych uprzednio przez jej oficjeli kartach wyborczych za ważne. Nie wiadomo, ile tych głosów było, ale opozycja mówi nawet o 1,5 mln głosów, czyli o liczbie, która – jeśli ją uznać za prawdziwą – przewyższa różnicę między głosami oddanymi w referendum na „tak” i „nie”(ok. 1,4 mln).

Na końcu warto zwrócić uwagę na ostatni element, który nieco „zepsuł” Erdoğanowi zwycięstwo – fakt, że opcja „tak” przegrała w największych tureckich miastach. Dla samego prezydenta szczególnie bolesny musiał być fakt, że przeciwnicy zmian uzyskali większość w jego ukochanym Stambule.

 

Kto obecnie na tureckiej scenie politycznej jest w stanie zagrozić pozycji Recepa Tayyipa Erdoğana?

Jeśli chodzi o konkurenta w samej partii, to jest to mało prawdopodobne. AKP jest partią podporządkowaną prezydentowi. Pozycja Erdoğana jest bardzo silna i konkurenci po prostu obawiają się rywalizacji z nim. Skoro tacy politycy jak Bülent Arınç, Abdullah Gül czy Ahmet Davutoğlu nie podjęli rękawicy, to nie bardzo wiadomo, kto mógłby rzucić mu wyzwanie.

Jeśli chodzi o konkurencję ze strony opozycji, to w tej chwili jest to dla niej dobry moment. Po referendum, co prawda wygranym przez zwolenników zmian, jednak niewielką różnicą głosów, pozycja Erdoğana została nieco zachwiana. Jendak lider głównej partii opozycyjnej Republikańskiej Partii Ludowej (CHP) Kemal Kılıçdaroğlu jest politykiem nieudolnym, zupełnie bez charyzmy, która w tureckiej polityce odgrywa bardzo ważną rolę, i nic nie wskazuje, by mógł zagrozić obecnemu prezydentowi. To polityk, który od 2010 r. przegrał wszystkie możliwe wybory. Obecnie mało prawdopodobne jest również, aby jeden z najbardziej charyzmatycznych polityków, lider prokurdyjskiej Demokratycznej Partii Ludów (HDP) Selahattin Demirtaş, który przebywa w więzieniu, mógł zagrozić pozycji Erdoğana. Ponadto partia ta musi zweryfikować i ustosunkować się do pierwszych poreferendalnych analiz, które wskazują, że to wyborcy w jej politycznym „bastionie” – czyli na terytorium Turcji południowo-wschodniej – przechylili szalę zwycięstwa na rzecz Erdoğana.

Ciekawą osobowością jest natomiast Meral Akşener, była minister spraw wewnętrznych, wywodząca się z partii nacjonalistycznej, charyzmatyczna polityk, która była bardzo aktywna w kampanii przedreferendalnej. Gdyby stanęła na czele opozycji, mogłaby stanowić wyzwanie dla obecnego prezydenta. Problemem jest jednak to, że ze względu na swoje nacjonalistyczne korzenie raczej nie przekona wyborców kurdyjskich, a to wydaje się konieczne do odniesienia ewentualnego zwycięstwa.


W najbliższym czasie pozycja Recepa Tayyipa Erdoğana wydaje się zatem niezagrożona. Powstaje jednak pytanie co dalej – co z sukcesją?

Sytuacja jest o tyle skomplikowana, że przegłosowane w referendum zmiany zostały zaprojektowane pod obecnego prezydenta. Komu w takim razie Erdoğan przekaże w przyszłości władzę? Mało prawdopodobne, by oddał władzę partii. Możliwe, że będzie to ktoś z rodziny, na tę chwilę faworytem tureckich mediów jest zięć Erdoğana, a zarazem obecny minister energii – Berat Albayrak. 

 

 

Karol Wasilewski - analityk ds. Turcji w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych. Doktorant na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Absolwent studiów I i II stopnia w Instytucie Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego (specjalizacja dyplomacja współczesna) oraz studiów I stopnia na Wydziale Orientalistycznym (kierunek turkologia). Były ekspert ds. Turcji (2014-2016) i prezes (2016) Centrum Inicjatyw Międzynarodowych. Autor książki „Turecki sen o Europie – tożsamość zachodnia i jej wpływ na politykę zagraniczną Republiki Turcji”.

Instytut Wolności jest niezależnym od partii politycznych think tankiem nowej generacji, założonym przez Igora Janke, Dariusza Gawina i Jana Ołdakowskiego. Zapraszamy na stronę Instytutu Wolności.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka