Dzisiejsza noc nie przyniosła wypoczynku i ukojenia. Umysł zbombardowany za dnia bulwersującymi informacjami wciąż kalkulował, czy obserwowany rozpad PiSu to wynik autentycznych wewnętrznych kłótni, czy też może teatr odgrywany przed publiką w celu uwiarygodnienia podziału i być może wypączkowania nowej partii, z drugiej strony, czy brednie wypowiadane przez czołowych polityków PiSu w sprawie technicznych właściwości tutki i okoliczności wypadku to wynik zaćmienia umysłów, czy też może celowa dezinformacja w celu uspokojenia wrogów, iż nie mają żadnych istotniejszych informacji, niż te dostępne dla szerokiej, wypisującej w sieci bzdety, gawiedzi. No i jeszcze to ostatnie lądowanie ruskiej tutki w zagajniku. Czy to czasem nie było lądowanie na zamówienie, swoista prowokacja, zainspirowana tezą, że tutka powinna skosić 40cm brzozę jak zboże i polecieć sobie spokojnie dalej. Jeśli była, to najwyraźniej się udała, bo gdzieś pojawiły się w odzewie głosy - to uwiarygodnia naszą tezę, że tutka to w istocie przerobiony bombowiec do koszenia lasów. Mieliśmy rację, w ten sposób nie mógł się rozbić!
Umysł, a to zapadając w senne odrętwienie, to znów pobudzany do aktywności próbą rozwiązania tych zagadek, zadawał kłam powtarzanym w kółko zgromadzonym informacjom, przypominając, że tak na zdrowy rozum absolwenta podstawówki, to energia rośnie z kwadratem prędkości, masa metra bieżącego pnia rośnie z kwadratem średnicy, a więc drzewka zagajnika stanowiły od 100 do 1000 razy mniejsze zagrożenie dla skrzydeł niż pamiętna brzoza. A mimo to, na fotografiach widać, nie tak małe wgniecenie, i to grubszej części skrzydła. Ach, ruskie nie tylko sprowokowały mądrali do dalszego ośmieszania się, ale zrobiły w istocie eksperyment, który dodatkowo uwiarygodnił ich wersję ze słynną brzozą, wyglądającą na zdjęciach, jakby wcale nie była skoszona, tylko podgryzły ją bobry lub jakiś ładunek wybuchowy. W jakim kierunku pójdzie dalsza narracja?
I ten ciągle powtarzany motyw - tutka może spaść jak kamień z 80 m i nic. I nic! Odpłynąłem. We śnie widzę lecącego w mleku tupolewa. Szeroko rozczapierzone klapy, jak u ptaka przed wylądowaniem, mierzącego odległość do posadki. Wtem "włącza się" rewers. Przystaje, a potem zaczyna spadać. Najwyraźniej niezadowolony z kursu natęża motory do maksimum, ale to nic nie daje, przeciwnie, dalej spada. Gdy już przymusowa posadka w przypadkowym miejscu wydaje się być nieuchronna, nagle rewers nie wytrzymuje pełnego ciągu silników i odpada, przy okazji zdmuchując jeden ze stateczników. Okaleczony ptak zaczyna szybować tuż nad gruntem, ale coś źle namierzył, wali skrzydłem w jakiś konar, przez chwilę widać go w półobrocie na tle nieba, bez statecznika i końcówki skrzydła, i nurkuje w bagno. Cisza. Upssss, straszny widok, wraca świadomość.
Zaraz, zaraz, co to mi się śniło? No nie, to niemożliwe. Przecież rewers z całą pewnością musi wytrzymać pełny ciąg silników. Samolotów nie konstruują idioci. A ponadto, jakby się mógł włączyć podczas lotu? Z pewnością jest blokada, takiej możliwości nie ma. Chociaż zaraz, zaraz, kiedyś widziałem taki film.
Sen dedykuję wszystkim zwolennikom teorii spiskowych.
fotki.yandex.ru/users/volodya-66/album/120267
Komentarze