okładka broszury przygotowanej na Konferencję JOW
okładka broszury przygotowanej na Konferencję JOW
JA-woJOWnik JA-woJOWnik
467
BLOG

Senat jest zaprzeczeniem idei JOW

JA-woJOWnik JA-woJOWnik Sejm i Senat Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

Mija XX rocznica od konferencji w Nysie poświęconej jednomandatowym okręgom wyborczym.

To właśnie wtedy temat JOW ujrzał „światło dzienne” w Polsce. Trzeba jednak dodać, że wielkim propagatorem tej idei był prof. Jerzy Przystawa, który z grupą osób znających tę ordynację podjął się wprowadzenia jej w wyborach posłów do polskiego sejmu.
Dzisiaj, po XX latach od tej pierwszej konferencji, a wcześniej wielu lat działania w celu nagłośnienia wiedzy o tej właśnie ordynacji wyborczej można powiedzieć, że… temat JOW upadł całkowicie.
Owszem, powoływanie się na JOW w senacie jest próbą wskazania, że JOW w Polsce owszem, istnieje… ale nie jest to ten JOW, o którym była mowa na 1 Ogólnopolskiej Konferencji Samorządowej na temat Jednomandatowych Okręgów Wyborczych pod hasłem” „Poseł z każdego powiatu”.

Ponieważ jest to już XX lat od zorganizowania tej Konferencji (miała miejsce w dniach 13-14 listopada 1999 roku w Nysie), chciałbym przytoczyć duże fragmenty broszury przygotowanej przez organizatorów na tę okoliczność.  


Dlaczego JOW?
Instytucje powoływane przez obywateli powinny być przed nimi odpowiedzialne - że obywatele muszą być w stanie instruować, kontrolować, a w razie potrzeby odwoływać swych przedstawicieli w Sejmie, Senacie i w wybieralnych ciałach samorządowych, które z kolei powinny w ten sam sposób traktować urzędników państwa. Zasada ODOPWIEDZIALNOŚCI jest najważniejszą zasadą życia państwowego, a skuteczne i bezzwłoczne mechanizmy jej realizowania powinny być zapewnione przez Konstytucję
Obecny system polityczny w Polsce, oparty o tzw. proporcjonalną ordynację wyborczą z progiem dostępności, narzuca społeczeństwu dominację interesów partyjnych, generując w ten sposób korupcję klasy politycznej i poczucie obcości obywateli wobec własnego państwa, niszcząc poczucie odpowiedzialności obywatelskiej i zwykłej ludzkiej przyzwoitości.

Zasadnicza władza ustawodawcza i kontrolna - Sejm - a także władze samorządowe, powinny być wyłaniane na drodze wyborów wg większościowej ordynacji wyborczej opartej o Jednomandatowe Okręgi Wyborcze (JOW). Prawo wyłaniania kandydatów w okręgach wyborczych powinni mieć obywatele tych okręgów. Wybory oparte o JOW są od dziesięcioleci praktykowane w większości krajów demokratycznych - Anglia, Ameryka, Indie, Australia, Kanada, ostatnio zbliżyły się doń Włochy i Japonia.
W systemie władzy opartym o JOW obywatele wybierają ludzi, nie partie. Wymusza to odpowiedzialność posłów i radnych wobec obywateli, każe cenić i dostrzegać ludzką przyzwoitość, dobiera do władzy lepszych ludzi, wiąże obywateli z państwem, ogranicza korupcję elit partyjnych. Jest to system niezbędny Polsce. W szczególności, ze względu na jasno określoną relację terytorialną między posłem (lub radnym) a ich elektoratem, każdy obywatel wie wtedy, kto jest jego posłem (radnym).
 
Tylko ordynacja wyborcza oparta o Jednomandatowe Okręgi Wyborcze jest w stanie zapewnić polskiemu życiu państwowemu niezbędną energię, logikę i uczciwość. Jest to fundamentalny postulat ustrojowy.


Prof. dr hab. Andrzej Czachor



/…/


DEMOKRACJA ORDYNACJA MANIPULACJA


Wybieramy czy tylko głosujemy ?


Przyglądając się wynikom wyborów obserwujemy zdumiewające zjawisko: oto kandydat uzyskał w wyborach do Sejmu ponad 60 tyś. głosów, ale nie wszedł, natomiast innemu wystarczyło nieco powyżej 100 głosów i zdobył mandat posła (na milion trzysta tyś. uprawnionych w tym okręgu). Postawmy więc pytanie: czy my rzeczywiście wybieramy, czy może tylko głosujemy ? To fakt, że w wielu wypadkach tylko głosujemy, zaś wybór nie zależy od naszego głosowania. Umożliwia to obecna ordynacja wyborcza, według której przelicza się głosy na mandaty. Od przełomowego roku '89 w dalszym ciągu jesteśmy oszukiwani na skutek tej ordynacji, gdyż podział mandatów jest nieproporcjonalny do ilości otrzymanych głosów. Pomimo tego ta ordynacja nosi nazwę „proporcjonalna" ! Nie przewiduje ona odwołania posła przez wyborców. Wprowadzono ją chyłkiem, bez żadnej dyskusji społecznej, jako element konstytucji RR nie przedstawiając znaczenia jej rozwiązań. Mechanizm manipulacji:


1. Choć wyborcy głosują na konkretnego kandydata X, to ich głosy są wliczane na konto partii lub bloku wyborczego.
2. Aby kandydat X miał szansę na zdobycie mandatu nie wystarczy, że otrzyma dużo głosów, a nawet najwięcej ze wszystkich w danym okręgu wyborczym, ale najpierw partia lub blok, w którym kandydat X występuje, musi przekroczyć tzw. próg procentowy (np. 5%), czyli cała partia (blok) musi. zdobyć w sumie odpowiednio dużą ilość głosów.
3. Aby otrzymać mandat, trzeba też mieć dobre miejsce na liście. To zaś zależy od wpłaconej przez kandydata sumy oraz decyzji władz partii.
4. Ugrupowania, które przekroczyły próg wyborczy, dzielą się mandatami, ale podział ten jest nieproporcjonalny do ilości głosów. Partia, która wygrała wybory, na 1 mandat potrzebuje 20 tyś. głosów, natomiast partia, która przekroczyła próg, ale znalazła się na miejscu ostatnim, na 1 mandat potrzebuje aż 120 tyś. głosów. Czyli 120 tyś. wyborców raz ma 6 przedstawicieli, a innym razem tylko jednego.
5. W wyborach do Sejmu funkcjonuje tzw. Lista krajowa. Pozwala ona na to, aby mandat posła uzyskała osoba, na którą nikt nie zagłosował! Wystarczy, jeśli na liście krajowej danej partii, zajmuje wysokie miejsce (duża opłata i decyzja partii).



Wniosek:
Obowiązująca w Polsce tzw. ordynacja proporcjonalna jest tylko z pozoru demokratyczna. Faktycznie natomiast jest to partiokracja, czyli rządy partii, które podporządkowują sobie wiele środowisk, w tym Związki Zawodowe; a także jest to oligarchia, czyli rządy bogatych (tylko bogatych stać na dobre miejsce na liście). Ordynacja ta nie pozwala na zaistnienie prawdziwego przedstawicielstwa, a posła lub radnego czyni nieodpowiedzialnym przed wyborcami. Gwarantuje obecnym politykom trwałe krążenie w orbicie władzy, choć nieraz pod różnymi szyldami. Obecny system wyborczy daje uprawnienia politykom, a odbiera obywatelom jakikolwiek wpływ na bieg spraw państwowych. Ordynacja proporcjonalna jest więc nie tylko niedemokratyczna, ale również wysoce niesprawiedliwa i demoralizująca.


Jak temu zaradzić ?


Należy wprowadzić nową ordynację, bez tylu mankamentów. Taką zaś jest prosta i czytelna ordynacja większościowa, z jednomandatowymi okręgami wyborczymi.


1. Należy podzielić Polskę na 460 okręgów, równych co do ilości mieszkańców (odpowiada to mniej więcej obecnym powiatom).
Niech każdy powiat lub dzielnica miejska wybierze swojego posła.
2. Mandat zdobędzie ten, kto w danym okręgu uzyska najwięcej głosów.


l to wszystko !

Taka ordynacja wiąże kandydata bezpośrednio z wyborcami, bo wynik zależy wyłącznie od ich głosów. W dużym stopniu uniezależnia od mediów (w Polsce, upolitycznionych i stronniczych).
Mandaty mogą zdobyć nie uwikłani w machinacje partyjne nowi ludzie, popierani przez większość, która może ich odwoływać z ważnych przyczyn,
Ordynacja jednomandatowa może radykalnie zmienić sytuację w Polsce, chociaż nie preferuje żadnej opcji politycznej.
Może nauczyć posłów rzetelności, odpowiedzialności przed wyborcami oraz zagwarantować czytelność funkcjonowania polityki, która przy obecnie obowiązującej ordynacji wyborczej jest demoralizująca. Nowo wybrani posłowie określonych orientacji politycznych obdarzeni zaufaniem wyborców mogliby tworzyć partie wyrażające rzeczywiste dążenia grup społecznych. Takie partie polityczne musiałyby zabiegać o względy wyborców, a kłótnie o stołki eliminowałyby ich uczestników, bo wyborcy tego nie cierpią, a odwołanie posła nie byłoby trudne. Wybory byłyby tańsze, bo okręg wyborczy można łatwiej objechać. Takiej ordynacji nie da się ośmieszyć. Bo czy można zarzucić najbardziej stabilnym i rozwiniętym krajom - Stanom Zjednoczonym, Anglii, Kanadzie, Australii, że mają system wyborczy popierany przez „oszołomów"?


 /…/


Jerzy Przystawa
Jednomandatowe Okręgi Wyborcze Nowa idea dla Polski


Nieomal z każdym dniem, coraz więcej Polaków dochodzi do przekonania, że państwo polskie - ziemia obiecana pokoleń Polaków - znajduje się na złej drodze, że z każdym dniem zmniejsza się szansa, jaką otworzyła przędzami historia, że wbrew buńczucznym i kłamliwym zapewnieniom ludzi nami rządzących, wkład i udział Polski w gospodarce Europy i świata nie wzrasta lecz maleje, że jesteśmy spychani na margines polityki, a także, że doznajemy przyspie¬szonego regresu cywilizacyjnego. Polska, od roku 1989, jak wykazują statystyki ONZ, w rankingu państw cywilizowanych, nie posunęła się w górę, lecz przeciwnie, z miejsca 39. spadła na 52. Tego pesymistycznego obrazu nie powinna nam przysłonić ilość samochodów, jaka porusza się obecnie po polskich drogach, ani względna łatwość uzyskania paszportu i wyjazdu za granicę, ani ilość luksusowych hoteli i restauracji. Nie jest moim zadaniem wskazywanie objawów ani przyczyn najróżniejszego zła i mankamentów naszego życia zbiorowego. Każdy sam i bez żadnego trudu, ze swoich własnych obserwacji i przemyśleń potrafi te sprawy zilustrować. Moim celem jest dokonanie analizy dróg wyjścia z tej sytuacji, odpowiedź na pytanie czy możliwa jest sanacja Rzeczypospolitej i co trzeba zrobić, żeby tej sanacji dokonać?
Od wielu lat jestem orędownikiem zmiany systemu wyborczego w Polsce i wprowadzenia Jednomandatowych Okręgów Wyborczych (JOW). Spróbujmy jednak poddać refleksji i przeanali¬zować inne proponowane drogi wyjścia z „polskiego pata" i rozważyć na ile te inne proponowane drogi wyjścia są możliwe i na ile można żywić nadzieję, że pójście tymi drogami zaprowadzi nas tam, dokąd chcielibyśmy iść?

Jakie są propozycje?


Jakie więc propozycje padają, z różnych kręgów opozycyjnych? Jakie mamy do dyspozycji pomysły na zmianę niekorzystnych kierunków polityki polskiej i na poprawienie naszego wspólne¬go losu?

/…/

Obecnie, bez utworzenia przejściowego rządu fachowców, musimy utonąć w chaosie. Nowe wybory parlamentarne nic nie zmienią przy obecnej ordynacji wyborczej i nic nie pomogą nowe układy koalicyjne, żadna bowiem z partii nie ma długofalowego planu reform, opa¬nowana jedną tylko myślą - zdobycia władzy i utrzymania się przy niej.
/…/


W przeciwieństwie do tzw. polskich biznesmenów, szeregowi polscy wyborcy nie są tak bardzo ofiarni. 26 czerwca br. w Auli Politechniki Wrocławskiej odbyło się spotkanie Ruchu na Rzecz JOW. Przyszło ok. 300 osób, niewątpliwych zwolenników, ludzi sympatycznych i szczerze popierających tę ideę.. Zgłaszano tam pomysły, żeby ktoś z przedstawicieli Ruchu kandydował w wyborach prezydenckich, a sala powitała to aplauzem. Jednakże na apel o wsparcie finansowe, o wpłacanie na konto jakichś pieniędzy, wpłynęło... 30 złotych! Mniej niż 10 groszy na jednego uczestnika spotkania. Nie wiem co by było, gdyby każdego z uczestników poprosić o wpłacenie 1 złotego, co pozwoliłoby zgromadzić pieniądze na zapłacenie wynajęcia sali na dwie godziny? Przypuszczam, że co najmniej połowa uczestników wycofałaby się przed drzwiami.
To tyle jeśli chodzi o kwestię kosztów kampanii prezydenckiej. Inną zupełnie sprawą, którą nie wiadomo jak rozwiązać, jest znalezienie odpowiedniego kandydata. Od czasów grubej kreski Tadeusza Mazowieckiego wszystkich nas wrzucono do jednego szamba i dzisiaj, po 10 latach trzepania i niszczenia archiwów, już sam diabeł nie jest w stanie rozeznać się w tym kto jest kim? Kto nam dzisiaj jest w stanie zaręczyć, że jak się już umówimy co do naszego kandydata, kiedy już jego nazwisko i twarz będą wszystkim znane, nie pojawią się nagle papiery, że jest to agent tego lub owego, że to nie żaden Polak-katolik-patriota, ale właśnie jakiś muzułmanin czy mason, w gruncie rzeczy Ukrainiec albo Arab, że to nowe wcielenie „Bolka", „Karola", „Minima" czy „Care-xa"?
Takiej gwarancji dzisiaj nikt nam nie da, dlatego uważam, że nasze szansę wybrania w przy¬szłych wyborach prezydenckich prezydenta na miarę naszych oczekiwań, są takie jak szansę wygranej w totolotka. Propozycją dla Polski, nową ideą, nie może być oczekiwanie na cud, na nową historyczną szansę. My mamy obowiązek zrobienia wszystkiego, aby wykorzystać te szan¬sę, które realnie otworzyła przed nami historią.


/…/

Z rozbitej „Solidarności" wypączkowały dziesiątki partii politycznych. Wszystkie one okazały się być tworami kanapowymi. Były to „kanapy" jak najbardziej leninowskie, wszystkie oparte o tę samą zasadę wodza, biura politycznego i centralizmu demokratycznego, dokładnie tak jak w PZPR, SLD czy w UW. W odróżnieniu od tamtych pozostały „kanapami", ponieważ środki jakimi dysponowały, nie pozwalały im na rozwinięcie struktur w terenie, na wyjście poza Warszawę, czy nawet tylko poza ulicę Wiejską albo, jak się to kiedyś mówiło, Krakowskie Przedmieście. Jest natomiast rzeczą zdumiewającą, że czołowi politycy tych „kanap", od 10 lat, z całym zapałem, grają wciąż w tę samą grę, wciąż tymi samymi kartami tak, jakby niczego nie byli w stanie się nauczyć! Ten brak umiejętności uczenia się nie jest może zaskakujący w przypadku polityków, którzy mieli trudności z ukończeniem szkoły zawodowej, ale trochę niepokoi kiedy widzimy, że biorą w tym udział ludzie, którzy potrafią i czytać i pisać, posiadają nawet stopnie naukowe i inne tytuły zawodowe. Wówczas pojawia się wątpliwość, czy to się bierze z lenistwa, czy są może jakieś inne przyczyny, że taki pan doktor, mecenas czy profesor, bierze uparcie udział w tej grze znaczo¬nymi kartami i wciąż liczy na wielkiego szlema?


W warunkach obowiązywania ordynacji proporcjonalnej, pomimo najlepszych chęci i intencji polityków, nie może powstać partia inna niż leninowska. Jest wpisane w logikę tej ordynacji, że o głosy wyborców walczyć może tylko partia kierowana centralnie, a kandydować można tylko z nominacji tego kierownictwa, a nie z woli wyborców. Dlatego ten pomysł, pomysł nowej, prężnej i zwycięskiej partii zjednoczonej prawicy, uznać trzeba za chybiony i prowadzący donikąd.


Nasza propozycja: Jednomandatowe Okręgi Wyborcze


W tej sytuacji do omówienia pozostał jedyny pomysł, jakim jest propozycja wprowadzenia JOW. Pozwalam sobie zwrócić uwagę na fakt, że to nie jest pomysł jedyny dlatego, że on mi się tak podoba, on po prostu jest dlatego jedyny, że nie ma innego, Jego alternatywą jest to co mamy, a Więc nieustanna karuzela stanowisk w ramach jednej i tej samej wąskiej „klasy politycznej" z jaką mamy do czynienia od Okrągłego Stołu. Prof. Jadwiga Staniszkis, przemawiając kilka tygodni temu w Radiu Maryja przedstawiła trzy możliwe scenariusze rozwoju wydarzeń politycznych w Polsce:


1) Utrzymanie koalicji AWS z UW, co oznacza próbę dokończenia lustracji za cenę utrzymania przy władzy Balcerowicza i jego polityki gospodarczej i społecznej;
2) Rozpad koalicji i odejście UW w stronę SLD, a więc utrzymanie polityki Balcerowicza ale bez lustracji i
3) mniejszościowy rząd, powołany przez prezydenta, oznaczający kontynuowanie polityki Balcerowicza. Tyle i nic więcej. Z której strony nie podejść, jak tych kart nie rozdawać, wychodzi na to samo.


/…/

Nie będę rozwijał tej koncepcji, jej funkcjonowania, zalet i wad. Wszystko to można znaleźć w książce Romualda Lazarowicza i mojej pt. „Otwarta księga" (SPES, Wrocław, 1999).
/…/


 Czy JOW to jest program nowy?


Ktoś może powiedzieć: cóż to za nowy pomysł, nowa idea dla Polski, skoro pan ją głosi gdzie tylko się da co najmniej od 7 lat, wygłosił setki odczytów, napisał dziesiątki artykułów, książki, broszury i... nic? Odbyliśmy już kilka zwoływanych spotkań o JOW: we Wrocławiu, Krakowie, teraz w Nysie, zebraliśmy dziesiątki tysięcy podpisów i co z tego?

/…/


A zatem to jeszcze za wcześnie, żeby powiedzieć iż Polska ma taką nową ideę, nowy po¬mysł, jak JOW. Nie dlatego, że społeczeństwo nie dojrzało, ale po prostu dlatego, że o tym pomy¬śle nie wie. Przede wszystkim nie wie" o tym pomyśle młode pokolenie Polaków, ta najaktywniejsza część narodu, nie wiedzą o tym nasi studenci, nasza młoda inteligencja.


/…/
 partyjniactwo łatwo się nie poddaje i walczy do końca o swoje przywileje. Druga, że nie powinniśmy się godzić na żadne rozwiązania połowiczne, żadne „prawda leży pośrodku", że należy, jak to twierdzą niektórzy, działać „etapami", że najpierw wprowadzić system częściowo większościowy, np. w połowie, albo w jednej trzeciej, a dopiero potem przechodzić do „skrajnej" postaci, gdzie będą tylko JOW, bez żadnych list partyjnych. Włosi pokazują nam w sposób namacalny, że takie rozumowanie to poważny błąd.
/…/
Jerzy Przystawa


/…/


Mirosław Dakowski
Największy błąd marszałka Piłsudskiego


Mija [101] lat od odzyskania przez Polskę niepodległości. Niepodległość tę mieliśmy jedynie lat dwadzieścia.
Obecnie, [osiemdziesiąt] lat po zdławieniu II Rzeczypospolitej, spory między „narodowcami" a „piłsudczykami" są raczej przebrzmiałe. W polityce polskiej wyłonił się podział między nurtem, dla którego najwyższą wartością polityczną jest interes Polski i Polaków, oraz dwoma przenikającymi się obozami: „internacjonalistami" i tzw. „socjaldemokratami" spod znaku Marksa oraz obozem zwolenników rozmycia się narodów w „postępowej Europie", czyli pod rządami synarchii -„nieznanych mędrców" rządu światowego, jak się w swej pysze nazywają.
Warto więc teraz zastanowić się, czy nasi ojcowie mogli w dwudziestoleciu II Rzeczypospolitej osiągnąć więcej korzyści dla Polski i dla nas.

/…/

Po roku 1926 zamiast bałaganu sejmokracji powstały rządy co prawda stabilne, ale ułatwiające wzrost klik i „układów nieformalnych". Dla nas, Polaków na przełomie stuleci, jest najważniejsze, iż życie polityczne współczesnej Polski jest zarażone obiema powyższymi chorobami. Tak sejmokracją i nieodpowiedzialnością „koalicji", jak i mafijnością. Czyżby Nabyty Brak Odporności? NIE.
Gdyby marszałek bardziej wierzył w rozum swoich doradców, czy w rozsądek Polaków, to zrozumiałby na czas, że sposób doboru elit politycznych narzucony przez socjalistyczną przecież, „postępową" konstytucję marcową był receptą na rozdrobnienie nurtów politycznych. Narzucono tam przecież naszym ojcom i dziadom „ordynację proporcjonalną", sztuczny twór socjalistów belgijskich sprzed (wtedy) pół wieku.


/…/

Obecna sytuacja Polski i Polaków jest na pewno o wiele bardziej krytyczna, niż w latach 30. Konieczne jest więc, byśmy dołożyli wszystkich sił, by tego największego błędu marszałka nie powtórzyć. Jesteśmy dojrzalsi o trzy pokolenia, uczmy się na cudzych błędach oraz w bibliotekach i w dyskusjach.
Ciężkie milczenie mediów na temat Jednomandatowych Okręgów Wyborczych świadczy o tym, że ośrodki decydujące o czym mówić wolno i należy, boją się poruszenia sprawy JOW. Zażenowana bierność polityków znajdujących się już w sejmie czy senacie w czasie targów, przepychanek i intryg związanych z wymuszoną przez „reformę administracji" zmianą ordynacji źle Polsce wróżą. Świadczą o tym, iż kto już doszedł do władzy, to stara się przy niej pozostać, nawet kosztem niespełnienia swych programów i obietnic przedwyborczych.
Nadzieja w działaczach młodych, rzutkich i z doświadczeniem samorządności terenowej. Inaczej „warszawka", czy jak te samozwańcze i sarnopodtrzymujące się „elity polityczne" nazwać, nas dobije, Ruch oddolny może sytuację zmienić.
Mirosław Dakowski listopad 1999



Janusz Sanocki
Polska musi mieć swoich postów!


Jedyna reforma, wprowadzana po przełomie roku 1989, która bez żadnych wątpliwo¬ści się udała, to reforma samorządowa z roku 1990. Powstałe wówczas gminy przejęły na siebie praktycznie wszystkie sprawy istotne z punktu widzenia obywatela, rozpoczęły nadrabianie wieloletnich zapóźnień cywilizacyjnych.
Niestety bardzo wcześnie ujawniła się sprzeczność interesów między centralnym szczeblem władzy, a wyposażonymi w środki i obciążonymi zadaniami gminami. Środki finansowe samorządu pochodzące z udziału w podatkach, a także z podatków własnych stały się łakomym kąskiem dla ciągle borykającej się z niewydolnością finansów publicz¬nych władzy centralnej. Zamiast szukać rozwiązań w ograniczaniu wydatków sektora centralnego, przerzucano na gminy wiele obciążeń, bez przekazania adekwatnych środ¬ków (tak było np. przy przekazaniu gminom szkolnictwa podstawowego) bądź Wręcz sięgano po pieniądze samorządu - jak było przy wprowadzaniu podatku VAT, czy przy zmianach w podatku od środków transportowych.
Jednocześnie na szczeblu centralnym trwa gigantyczne marnotrawstwo publicznego grosza przejawiające się nie tylko w zjawiskach korupcyjnych, ale w ogólnej niesprawno¬ści zbyt rozbudowanego, obejmującego wiele zbędnych funkcji regulacyjnych Centrum. Polsce niestety od etatyzmu nie udało się odejść i nic nie wskazuje, że którakolwiek ekipa polityczna jest zainteresowana rzeczywistym zdecentralizowaniem publicznych funduszy.


/…/

Tymczasem wybrany partyjnie parlament nigdy nie będzie bronił interesu samorządu. Nasze postulaty mogą być zrealizowane tylko wówczas gdy poseł będzie trwale i bezwa¬runkowo związany z określonym powiatem. Wówczas gdy o jego wyborze będą naprawdę decydowali mieszkańcy gminy, miasta i powiatu a nie kierownictwa politycznych partii.-W 62-tysięcznej gminie Nysa, której mieszkańcy płacą co roku prawie 80 min zł podatku dochodowego, nie licząc VAT-u i akcyzy, w postaci subwencji wraca z powrotem ok. 15 min. W gminie Nysa wszystkie znaczące inwestycje decydujące o poziomie życia obywa¬teli, przeprowadzone w ostatnim dziesięcioleciu są dziełem samorządu - rząd centralny nie ma tu ani jednego osiągnięcia. Takich gmin i powiatów jest w Polsce - można przy¬puszczać - większość.
Czy mamy jakąkolwiek szansę na obronę swoich interesów? Czy jest szansa, że pieniądze podatników przestaną być marnowane w centrali, a zaczną służyć ludziom? Jedyną naszą szansą jest własny poseł. To zaś stanie się możliwe dopiero wówczas, gdy zmienimy sposób wyboru parlamentarzystów, gdy odrzucimy patologiczną ordynację proporcjonalną, a przyjmiemy prostszą, lepszą i rozumniejszą ordynację jednomandato-wą, taką jaka obowiązuje w najbardziej stabilnych i bogatych krajach świata - USA, Anglii, Kanadzie, Włoszech, Francji, Australii. Kto ośmieli się powiedzieć, że sposób wyboru posłów nie ma w tych krajach związku z ich bogactwem i stabilizacją?
/…/

Janusz Sanocki




Zacytowałem tutaj obszerne fragmenty broszury, której okładka widnieje na fotografii. Tę broszurę zatrzymałem w swoich zbiorach w tym celu, aby odwołać się do niej „za jakiś czas…”
Nie myślałem, że akurat w XX rocznicę od tego wydarzenia, w którym brałem udział, będzie mi dane wziąć ją do ręki…
Myślę, że nie raz wrócę do jej skanu, aby odwołać się do idei założeń źródłowych JOW.


Jesteśmy po wyborach senatu, o sejmie nie ma co powiedzieć, nie jest to ordynacja większościowa. Nawet zwolennik JOW, Paweł Kukiz, poddał się i kandydował z listy jakiejkolwiek partii, aby uczestniczyć w podziale mandatów.


Natomiast SENAT - aż drży w posadach, że został wybrany w trybie JOW...

Myślę, że po lekturze tych fragmentów na temat - czym jest JOW - nikt już nie będzie miał wątpliwości, że jeżeli w wyborach uczestniczą komitety wyborcze partii politycznych oraz koalicje partii politycznych - to takie wybory nie mają nic wspólnego z ordynacją JOW...

A dowodem jest groźba, że jeżeli któryś z senatorów zagłosuje inaczej, niż oczekuje tego zarząd PO, to odczują to rodziny kandydatów do trzeciego pokolenia włącznie...









JA-woJOWnik
O mnie JA-woJOWnik

Prawidłowe funkcjonowanie przedsiębiorstwa jest pochodną właściwych relacji społeczno-gospodarczych w państwie

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka