Jakub Surowiec Jakub Surowiec
3196
BLOG

„Długi Marsz”, czyli dlaczego nie pójdę na wybory?

Jakub Surowiec Jakub Surowiec Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 132

Kampania przed wyborami parlamentarnymi, które odbędą się za niespełna miesiąc nabiera rumieńców. Znów, z ust przedstawicieli komitetów wyborczych słyszymy, że „to najważniejsze wybory od lat”, a głosowanie jest „obywatelskim obowiązkiem”. Swoje dołożą również przedstawiciele hierarchii Kościoła Katolickiego, którzy, jak mają to w zwyczaju od dekad, znów pewnie wystosują list do wiernych, którego treści nikt nie zapamięta, a będzie w nim zachęta do pójścia do urn.


Również przedstawiciele tzw. antysystemu, do którego umownie zaliczmy wszystkie partie, ugrupowania i środowiska „na prawo od PiS”, będą namawiać do oddania głosu na swoich kandydatów, zarzekając się, że to oni w nieokreślonej bliżej przyszłości „zmienią ustrój” III RP i wydobędą ją z odmętów agentury  obcych wpływów czy interesów realizowanych przez inne państwa.


Politycy, dziennikarze, komentatorzy i zwykli sympatycy partii rządzącej jak mantrę powtarzają słowa o „drugiej kadencji”, a premier Mateusz Morawiecki snuje już plany na cztery lub osiem następnych lat. Z kolei prezes PiS Jarosław Kaczyński ogłasza, że w przypadku wygranej jego ugrupowania nastąpi kompletny rozbrat z „postkomunizmem”, skrzętnie przemilczając fetę, jaką urządził prezydent Andrzej Duda zmarłemu przed sześcioma laty Tadeuszowi Mazowieckiemu, który zapisał się w pamięci jako człowiek „grubej kreski” i gwarant bezkarności dla komunistycznych zbrodniarzy i bandziorów na czele z generałami Wojciechem Jaruzelskim i Czesławem Kiszczakiem.


Niemal wszystkie „autorytety” mówią o „obowiązku”, „patriotyzmie” czy „święcie demokracji” odnosząc oczywiście wszystkie te określenia do wrzucenia kartki wyborczej do przezroczystych od niedawna urn. Nie ma praktycznie mediów czy środowisk, które zauważają, że „demokracja” w III RP jest w ogromnej mierze swego rodzaju mistyfikacją, która ma uwiarygodniać układ zadzierzgnięty gdzieś w mrocznych latach 80-tych, którego symbolem jest słynne spotkanie w gronie: Wojciech Jaruzelski, Czesław Kiszczak, Mieczysław Rakowski. Bronisław Geremek i Tadeusz Mazowiecki.


Miało ono miejsce 31 października 1984 roku, a więc już po wydobyciu z odmętów Wisły zmasakrowanego ciała błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki, brutalnie zamordowanego, jak mówią ustalenia prokuratora Andrzeja Witkowskiego, więzionego i torturowanego przez kilka dni. prawdopodobnie przez funkcjonariuszy komunistycznej bezpieki nadzorowanych przez towarzyszy z GRU przysłanych z Moskwy. To wówczas, kiedy kraj pogrążył się w żałobie i opłakiwał bohaterskiego Kapłana, wspomnianych pięciu gentlemanów miało rozmawiać o przyszłym podziale wpływów i władzy w naszym kraju.


Po latach, Tadeusz Mazowiecki nadal uznawany jest za „autorytet” uwiarygodniany przez prezydenta Andrzeja Dudę, a zbrodniarz i krwawy dyktator jak Wojciech Jaruzelski został pochowany z państwowymi honorami, a jego oraz Kiszczaka pośmiertne degradacje zostały zablokowane przez wspomnianego prezydenta. Dlaczego w tekście, który miał wyjaśniać powody braku głosowania w wyborach parlamentarnych A.D. 2019 sięgam do historii i dramatycznych losów umęczonego Księdza?


Powód jest prosty – zbrodnia na kapelanie „Solidarności” oraz wspomniane wyżej układy, rozmowy i pakty są aktami założycielskimi III RP i systemu, który ma się nadal doskonale. Z komunistycznej, betonowej junty strzelającej do robotników ostrą amunicją i nasyłającej „nieznanych sprawców” na odważnych księży przepoczwarzył się w „demokratyczne państwo prawa”. Jak ono wygląda, widzimy każdego dnia, błądząc w chocholim tańcu narzekania, marazmu i beznadziei, co kilka lat jedynie udając się do urn i wmawiając sobie, że uczestniczymy w czymś ważnym, dziejowym i zmieniającym rzeczywistość wokół nas.


Nie ukrywam, że moja, niezwykle krytyczna ocena III RP wynika również z lektury tekstów doskonałego blogera Aleksandra Ściosa, który od lat, z ostrością jakiej nie powstydziłby się sam słynny Józef Mackiewicz, opisuje otaczającą nas rzeczywistość. To właśnie ta postać zadeklarowała alternatywę dla uczestnictwa w „święcie demokracji”. Alternatywę, która nie będzie tylko odmową uczestniczenia w głosowaniu i legitymizowania swoim podpisem „demokracji III RP”, ale przerodzi się w twórczy i brzemienny w skutkach „Długi Marsz”.


Aleksander Ścios wiele razy opisywał założenia tego działania, a sam pragnę jedynie krótko przybliżyć jego główne założenia. Inicjatywa ta, prowadzona w sposób oddolny i nieformalny, ma stopniowo jednoczyć Polaków, którzy są świadomi sytuacji i beznadziei w jakiej znajduje się ich Ojczyzna. Polegać ma na edukacji młodego pokolenia, wskazywaniu i przypominaniu wzorców patriotyzmu oraz zachęcaniu do lektury książek autorów, które mają dać asumpt do samodzielnego myślenia i działania.


Ścios porównuje tę ideę do wymarszu I Kadrowej z krakowskich Oleandrów w 1914 roku, która kierowana była przez Józefa Piłsudskiego. Przypomina, że inicjatywa ta była lekceważona, wyśmiewana i wykpiwana przez rodaków skolonizowanych przez prawie wiek egzystencji pod zaborczą okupacją. Wówczas to mieszkańcy Kielc zamykali okiennice widząc maszerujących ochotników, nie potrafiąc wznieść wyobraźni do wolnej Polski, o której sen tej nielicznej grupki „romantyków” ziścił się już po czterech latach.


Właśnie takiego traktowania mogą spodziewać się uczestnicy bojkotu wyborów nie z bierności i beznadziei, ale z powodu odrzucenia i buntu wobec systemu, w którym zdrajcy, donosiciele i zwykli łajdacy czują się doskonale. To właśnie „Długi Marsz” ma stać się środkiem i remedium prowadzącym do odbudowy polskiej tożsamości i stanowić będzie zalążek odbudowy polskich elit, które tak ochoczo zwalczane były przez zaborców i okupantów nasyłanych przez Berlin i Moskwę.
Autor tej koncepcji jest świadomy, że działania te będą rozciągnięte na dekady i być może ani on, ani my nie ujrzymy na własne oczy jego efektów. Zanim Czytelnik żachnie się wzdychając: „oszołomstwo”, „fantasmagoria”, „brednie”, polecam mu rzetelną analizę obecnego stanu rzeczy i daję pod rozwagę jeden tylko cytat z ostatniego, opublikowanego 13 września 2019 roku tekstu Aleksandra Ściosa:


'Bo jeśli „transformacja ustrojowa”, była procesem rozpisanym na lata i wymagała wdrożenia złożonych kombinacji operacyjnych oraz angażowania gigantyczny środków, jeśli to państwo zbudowano na fundamencie sowieckiej strategii, przy udziale agentury i policji politycznej, metodą zdrady, szantażu, zabójstw i kłamstw - jak można przypuszczać, że ten patologiczny stan posiadania upadnie pod naporem procesów demokracji ?
Niedorzeczna jest myśl, jakoby zdobycze tej sukcesji – materialne, polityczne i strategiczne, w wymiarze korzyści osobistych oraz globalnych celów komunistycznej strategii podstępu i dezinformacji, można było odebrać mocą karty wyborczej i legalnych mechanizmów demokratycznych.'

Za: https://bezdekretu.blogspot.com/2019/09/bojkot-jest-po-to-by-poczuc-sie-wolnym.html

https://twitter.com/j_surowiec

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka