Kampania przed wyborami parlamentarnymi, które odbędą się za niespełna miesiąc nabiera rumieńców. Znów, z ust przedstawicieli komitetów wyborczych słyszymy, że „to najważniejsze wybory od lat”, a głosowanie jest „obywatelskim obowiązkiem”. Swoje dołożą również przedstawiciele hierarchii Kościoła Katolickiego, którzy, jak mają to w zwyczaju od dekad, znów pewnie wystosują list do wiernych, którego treści nikt nie zapamięta, a będzie w nim zachęta do pójścia do urn.
Również przedstawiciele tzw. antysystemu, do którego umownie zaliczmy wszystkie partie, ugrupowania i środowiska „na prawo od PiS”, będą namawiać do oddania głosu na swoich kandydatów, zarzekając się, że to oni w nieokreślonej bliżej przyszłości „zmienią ustrój” III RP i wydobędą ją z odmętów agentury obcych wpływów czy interesów realizowanych przez inne państwa.
Politycy, dziennikarze, komentatorzy i zwykli sympatycy partii rządzącej jak mantrę powtarzają słowa o „drugiej kadencji”, a premier Mateusz Morawiecki snuje już plany na cztery lub osiem następnych lat. Z kolei prezes PiS Jarosław Kaczyński ogłasza, że w przypadku wygranej jego ugrupowania nastąpi kompletny rozbrat z „postkomunizmem”, skrzętnie przemilczając fetę, jaką urządził prezydent Andrzej Duda zmarłemu przed sześcioma laty Tadeuszowi Mazowieckiemu, który zapisał się w pamięci jako człowiek „grubej kreski” i gwarant bezkarności dla komunistycznych zbrodniarzy i bandziorów na czele z generałami Wojciechem Jaruzelskim i Czesławem Kiszczakiem.
Niemal wszystkie „autorytety” mówią o „obowiązku”, „patriotyzmie” czy „święcie demokracji” odnosząc oczywiście wszystkie te określenia do wrzucenia kartki wyborczej do przezroczystych od niedawna urn. Nie ma praktycznie mediów czy środowisk, które zauważają, że „demokracja” w III RP jest w ogromnej mierze swego rodzaju mistyfikacją, która ma uwiarygodniać układ zadzierzgnięty gdzieś w mrocznych latach 80-tych, którego symbolem jest słynne spotkanie w gronie: Wojciech Jaruzelski, Czesław Kiszczak, Mieczysław Rakowski. Bronisław Geremek i Tadeusz Mazowiecki.
Miało ono miejsce 31 października 1984 roku, a więc już po wydobyciu z odmętów Wisły zmasakrowanego ciała błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki, brutalnie zamordowanego, jak mówią ustalenia prokuratora Andrzeja Witkowskiego, więzionego i torturowanego przez kilka dni. prawdopodobnie przez funkcjonariuszy komunistycznej bezpieki nadzorowanych przez towarzyszy z GRU przysłanych z Moskwy. To wówczas, kiedy kraj pogrążył się w żałobie i opłakiwał bohaterskiego Kapłana, wspomnianych pięciu gentlemanów miało rozmawiać o przyszłym podziale wpływów i władzy w naszym kraju.
Po latach, Tadeusz Mazowiecki nadal uznawany jest za „autorytet” uwiarygodniany przez prezydenta Andrzeja Dudę, a zbrodniarz i krwawy dyktator jak Wojciech Jaruzelski został pochowany z państwowymi honorami, a jego oraz Kiszczaka pośmiertne degradacje zostały zablokowane przez wspomnianego prezydenta. Dlaczego w tekście, który miał wyjaśniać powody braku głosowania w wyborach parlamentarnych A.D. 2019 sięgam do historii i dramatycznych losów umęczonego Księdza?
Powód jest prosty – zbrodnia na kapelanie „Solidarności” oraz wspomniane wyżej układy, rozmowy i pakty są aktami założycielskimi III RP i systemu, który ma się nadal doskonale. Z komunistycznej, betonowej junty strzelającej do robotników ostrą amunicją i nasyłającej „nieznanych sprawców” na odważnych księży przepoczwarzył się w „demokratyczne państwo prawa”. Jak ono wygląda, widzimy każdego dnia, błądząc w chocholim tańcu narzekania, marazmu i beznadziei, co kilka lat jedynie udając się do urn i wmawiając sobie, że uczestniczymy w czymś ważnym, dziejowym i zmieniającym rzeczywistość wokół nas.
Nie ukrywam, że moja, niezwykle krytyczna ocena III RP wynika również z lektury tekstów doskonałego blogera Aleksandra Ściosa, który od lat, z ostrością jakiej nie powstydziłby się sam słynny Józef Mackiewicz, opisuje otaczającą nas rzeczywistość. To właśnie ta postać zadeklarowała alternatywę dla uczestnictwa w „święcie demokracji”. Alternatywę, która nie będzie tylko odmową uczestniczenia w głosowaniu i legitymizowania swoim podpisem „demokracji III RP”, ale przerodzi się w twórczy i brzemienny w skutkach „Długi Marsz”.
Aleksander Ścios wiele razy opisywał założenia tego działania, a sam pragnę jedynie krótko przybliżyć jego główne założenia. Inicjatywa ta, prowadzona w sposób oddolny i nieformalny, ma stopniowo jednoczyć Polaków, którzy są świadomi sytuacji i beznadziei w jakiej znajduje się ich Ojczyzna. Polegać ma na edukacji młodego pokolenia, wskazywaniu i przypominaniu wzorców patriotyzmu oraz zachęcaniu do lektury książek autorów, które mają dać asumpt do samodzielnego myślenia i działania.
Ścios porównuje tę ideę do wymarszu I Kadrowej z krakowskich Oleandrów w 1914 roku, która kierowana była przez Józefa Piłsudskiego. Przypomina, że inicjatywa ta była lekceważona, wyśmiewana i wykpiwana przez rodaków skolonizowanych przez prawie wiek egzystencji pod zaborczą okupacją. Wówczas to mieszkańcy Kielc zamykali okiennice widząc maszerujących ochotników, nie potrafiąc wznieść wyobraźni do wolnej Polski, o której sen tej nielicznej grupki „romantyków” ziścił się już po czterech latach.
Właśnie takiego traktowania mogą spodziewać się uczestnicy bojkotu wyborów nie z bierności i beznadziei, ale z powodu odrzucenia i buntu wobec systemu, w którym zdrajcy, donosiciele i zwykli łajdacy czują się doskonale. To właśnie „Długi Marsz” ma stać się środkiem i remedium prowadzącym do odbudowy polskiej tożsamości i stanowić będzie zalążek odbudowy polskich elit, które tak ochoczo zwalczane były przez zaborców i okupantów nasyłanych przez Berlin i Moskwę.
Autor tej koncepcji jest świadomy, że działania te będą rozciągnięte na dekady i być może ani on, ani my nie ujrzymy na własne oczy jego efektów. Zanim Czytelnik żachnie się wzdychając: „oszołomstwo”, „fantasmagoria”, „brednie”, polecam mu rzetelną analizę obecnego stanu rzeczy i daję pod rozwagę jeden tylko cytat z ostatniego, opublikowanego 13 września 2019 roku tekstu Aleksandra Ściosa:
'Bo jeśli „transformacja ustrojowa”, była procesem rozpisanym na lata i wymagała wdrożenia złożonych kombinacji operacyjnych oraz angażowania gigantyczny środków, jeśli to państwo zbudowano na fundamencie sowieckiej strategii, przy udziale agentury i policji politycznej, metodą zdrady, szantażu, zabójstw i kłamstw - jak można przypuszczać, że ten patologiczny stan posiadania upadnie pod naporem procesów demokracji ?
Niedorzeczna jest myśl, jakoby zdobycze tej sukcesji – materialne, polityczne i strategiczne, w wymiarze korzyści osobistych oraz globalnych celów komunistycznej strategii podstępu i dezinformacji, można było odebrać mocą karty wyborczej i legalnych mechanizmów demokratycznych.'
Za: https://bezdekretu.blogspot.com/2019/09/bojkot-jest-po-to-by-poczuc-sie-wolnym.html
Komentarze