Igor Janke Igor Janke
4741
BLOG

Przyjacielu, opowiem Ci ciąg dalszy na niebiańskiej rzece. Paweł Szwed (1967-2021)

Igor Janke Igor Janke Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 22
"Jestem w postaci strzępu istnienia" - napisał pięć dni przed śmiercią. W poniedziałek pochowaliśmy w Szczecinie Pawła Szweda. Zabrał go covid. Miałem bolesny zaszczyt pożegnać go w imieniu przyjaciół. Powiedziałem, co poniżej.

Paweł, w Budzie Ruskiej czeka na Ciebie kajak. Co mam powiedzieć panu z wypożyczalni? Że nie weźmiemy kajaka, bo umarłeś? Niedawno mailowałeś do nas, że jedziemy do Litwę. Miałeś Gmyzowi wysłać wersje mobi kilku książek. Mnie też – Beresia o Pilchu. Mobi, nie epub czy jakiś pdf, mobi na kindla. Nie zdążyłeś wysłać.

Z Jarkiem Krotlińskim umówiłeś się na wyjazd do Brukseli, pewnie wiem do kogo. Ja miałem wpaść do Wielkiej Litery, bo chciałem się poradzić co do książki, którą mam w głowie.

Zamiast tego 22 maja napisałeś Jarkowi: „Jestem w postaci strzępu istnienia”. I już zamilkłeś. Pięć dni później był ten straszny telefon od Agnieszki, telefon którego tak się bałem. „Paweł nie żyje”. Koszmarny ból głowy, potem karku, mięśni nóg, w całym ciele bolało. Pękałem z bólu. Wszyscy pękamy z bólu do dziś. Paweł, Szwedzie, Dziadu jeden, Bracie, Debilu kochany, tak się nie robi.

Mogłeś nas chociaż na to jakoś przygotować.

Jeszcze 30 marca – już leżałeś w szpitalu, ale myśleliśmy, że to krótki pobyt - było tak: Jarek Krotliński napisał na naszej grupie whatsupowej: „I tak minęły nam urodziny Szweda. Czyli wiosna”. Szwed odpowiedział „Hucznie. Swoja drogą 54 lata, można już umierać, a jacy my durni. Chyba nawet bardziej niż kiedyś. Przed 30. chciałem umrzeć przed 30. Tzn. chciałem to może za dużo powiedziane, ale nie miałem nic przeciwko. Teraz, jako dziad, człowiek umierać nie chce. Bez sensu”.

No bez sensu. Pisałeś, że nie chcesz, ale umarłeś. To jest niemożliwe po prostu. Jak mamy płynąć bez Ciebie? U Ciebie jest saperka, ja nie przecież mam saperki. Co z tymi książkami, co miałeś wysłać? Do kogo pójdę się poradzić? Z kim wbiję się w szuwary, żeby wywnętrzać się jak nastolatek?

Bo my ciągle jak te zakochane w sobie nastolatki. Dwa dni temu Czarek, lat 54, pyta: „A moglibyśmy zrobić coś, by Szwed żył?”. A Szwed jak umarł, tak dalej nie żyje. A my, stare dziady płaczemy jak nastolatkowie, co stracili ukochaną.

Musiałeś umrzeć, żebyśmy poczuli, jak ważny dla nas jesteś/ byłeś. Ciągle nie mogę dać sobie rady z tymi czasem, że to perfectum – czas przeszły dokonany. Podobno w japońskim jest „czas nieprzeszły” - może choć pozostań więc w tym czasie nieprzeszłym…

No więc znamy się prawie 30 lat, a dopiero teraz poczułem, jak bardzo ważny jesteś dla mnie, dla nas. Dopiero teraz zacząłem próbować zliczać te rozmowy, spotkania, spacery, podróże, spływy. Liczby piw wspólnie wypitych - nie zliczę. To już chyba nie liczba, a ilość – niepoliczalna. Rzeki przepłynięte da się policzyć. Było ich około 20. Ognisk, które rozpalaliśmy razem – ok 140. 140! Kto rozpalił z kumplem 140 ognisk?? I przy każdym ileś godzin rozmów. Na oko z 700 godzin gadania tylko przy ogniskach.

Ileś przedurnych żartów, gry słów, szukania sensu, zwierzeń, koszmarnych kłótni i bratania się na powrót. Tego nie zliczę. Byliśmy, jesteśmy – znowu ten czas – braćmi. Tak, braćmi. Bo tylko z prawdziwym bratem można tak koszmarnie się nie zgadzać, kłócić i nigdy nie zostawać w tej kłótni dłużej niż kilka godzin. Ileż razy rzucaliśmy się fizycznie i wirtualnie sobie w ramiona.

Wirtualnie, bo technologia nam pomagała. Whatsup dał nam szanse gadania niemal do końca. Osobno i w grupach, niezależnie czy byłeś w pracy, domu czy potem w szpitalu. Więc gadaliśmy do końca.

Wiem, że byliśmy dla Ciebie ważni. A Ty dla nas. Choć (z zazdrością) wiem, że Agnieszka, Marysia i Stanisław byli ważniejsi, ale to Ci wybaczam, bo to jasne jak słońce. Ale był jeszcze ktoś, czy coś, wielu ktosi, o które czasem byłem zazdrosny. Te ktosie zabierały często nasz czas na spotkania. Książki. Kochałeś je bardzo. Kochałeś je intelektem, sercem, wszystkimi zmysłami. Kiedyś tłumaczyłeś mi, z jakiego papieru powinna być okładka mojej książki, że musi mieć odpowiednią fakturę i być przyjemna w dotyku. „Przecież ktoś z tym będzie siedział przez kilkadziesiąt godzin i dotykał” – mówiłeś o nich jak o czułej i delikatnej kochance.

Jeszcze z miesiąc temu pisałeś: „Dobra strona tego, że jestem w szpitalu jest ta, że mogę czytać”. I czytałeś od rana od nocy, relacjonując nam to, co czytasz...

Zamawiałeś, wymyślałeś, redagowałeś, kochałeś je. Zastanawiam się, dlaczego Ty nie napisałeś żadnej książki? Bogna powiedziała mi niedawno, że byłeś (jesteś) skromnym człowiekiem. Nigdy bym nie wpadł na to, żeby kojarzyć Cię ze skromnością, ale chyba coś w tym jest.

Nie byłeś skromny w ocenianiu tego, co wokół nas. Dawałeś bezwzględne, ostre, brutalne oceny, z którymi często się nie zgadzałem, zwłaszcza z ich formą. Ale miałeś pokorę wobec rzeczy wielkich: historii, przyrody, tego co wieczne, wspaniałych dzieł. Może dlatego sam bałeś się napisać własną książkę? Czułeś, że nasz żywot jest blisko ziemi. Żeśmy tacy codzienni i banalni.

Czarek podesłał mi dwa dni temu jeden z Twoich ukochanych wierszy, Twojego ukochanego Czesława. Tak, miałeś w sobie tę pokorę:

Panie Boże, lubiłem dżem truskawkowy

I ciemną słodycz kobiecego ciała.

Jak też wódkę mrożoną, śledzie w oliwie,

Zapachy: cynamonu i goździków.

Jakiż więc ze mnie prorok? Skądby duch

Miał nawiedzać takiego? Tylu innych

Słusznie było wybranych, wiarygodnych.

A mnie kto by uwierzył? Bo widzieli

Jak rzucam się na jadło, opróżniam szklanice,

I łakomie patrzę na szyję kelnerki.

Z defektem i świadomy tego. Pragnący wielkości,

Umiejący ją rozpoznać gdziekolwiek jest,

A jednak niezupełnie jasnego widzenia,

Wiedziałem co zostaje dla mniejszych, jak ja:

Festyn krótkich nadziei, zgromadzenie pysznych,

Turniej garbusów, literatura.

To Czesław, a jakby Paweł.

Organizowaliśmy więc te nasze turnieje garbusów i festyny nadziei. Mieliśmy raz do roku na spływach ten nasz karnawał, kiedy odwracały się znaczenia. Przedłużaliśmy ten karnawał na nasze późniejsze spotkania rozmowy. Czasem mieszaliśmy go z postem.

Te nasze rozmowy krążyły od codzienności i banalności do spraw ważnych, najistotniejszych, ostatecznych. Ale ponieważ nie cierpiałeś pompatyczności, szukaliśmy do tego języka karnawału, pozornej banalności. Gadaliśmy o pięknie, historii, uczciwości, ojczyźnie, patriotyzmie, choć język, którego używaliśmy, nie zawsze na to wskazywał.

Była w Tobie ciągła niezgoda na nieprawość, ale i ciekawość świata, głód piękna, pragnienie życia i prostych radości. Kiedyś jechaliśmy samochodem z Bogną, Ty siedziałeś na tylnym siedzeniu - tam, gdzie zwykle siedziały nasze małe wówczas dzieci. Bogna odwróciła się, przyzwyczajona do widoku małego Franka i Antka, a tam siedział śmiejący się wielkolud Szwed. Takim go zapamiętam – powtarza. „Uśmiechnięty duży dzieciak z puszką piwa”. Bo takim też byłeś.

Mało kto wie, że byłeś też Pawłem, który na biednej litewskiej wsi zbierał od polskich staruszek w błękitnych chustach adresy pocztowe, żeby im wysyłać magazyny z Polski, aby mogły pielęgnować ojczysty język. Tak jak wcześniej w latach 90. walczyłeś o prawdę o Kiszczaku i Jaruzelskim, potem zbierałeś śmieci w lasach, a jeszcze później chodziłeś na demonstracje, na które ja nie chodziłem. Bo zawsze Ci, Przyjacielu, chodziło o rzeczy ważne, choć nie lubiłeś wielkich słów do ich opisywania.

Pawełku, świat bez Ciebie stał się uboższy. Nasz świat na pewno.

Łatwo nie będzie, ale będziemy dalej żyć. Wiele lat temu mądry dominikanin powiedział mi po wypadku, w którym zginęli moi najbliżsi, że moim zadaniem jest wypełnić to miejsce, które oni po sobie zostawili. To nasze zadanie teraz – wypełnić miejsce po Tobie.

Śpij spokojnie. Jak spotkamy się kiedyś, na jakieś niebiańskiej rzece, opowiem Ci, jak było.

Dobranoc, Pawle, lampę zgaś i zamknij książkę. 

Przyjacielu, żegnaj. 


image


Igor Janke
O mnie Igor Janke

Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura