Julie Winkle Giulioni
Julie Winkle Giulioni
JanuszKamiński JanuszKamiński
268
BLOG

GULASZ A'LA ZIEMKIEWICZ CZ.2

JanuszKamiński JanuszKamiński Polityka Obserwuj notkę 13


Gulasz zjedzony. Lecz rozmyślania pozostały.

(Co to za gulasz, napisałem w części pierwszej)



Rośnie nam kolejny mędrzec. Tak, tak – nie tylko jeden – cała klasa nowych kandydatów na prawdziwą elitę. I tę intelektualną... i polityczną, a także gospodarczą.

Nie zamierzam wszystkich wymieniać, lecz paru warto.

Czy ktoś ma coś przeciwko doktorowi Jackowi Bartosiakowi, założycielowi think tanku Strategy&Future? Czy fakt, że pisze z nim razem książki George Friedman, jeden z najważniejszych współczesnych politologów, założyciel i dyrektor generalny Stratfor, którą jedni nazywają prywatną agencją wywiadu, będącą cieniem CIA, a inni piszą o niej - "World's Leading Geopolitical Intelligence Platform", to nie światowa nobilitacja?

Daniel Obajtek – znienawidzony przez totalnych i niestety także przez część prawicy, bo wychowani na dogmacie wszyscy kradną podpartym utrwalonym przz bolszewików przekonaniu, że burżuazję należy tępić i zwalczać, nie jest człowiekiem, który wzorem II RP zabrał się za naprawianie rozkradanej gospodarki. I nikt nie zaprzeczy – ma sukcesy.

A Robert Bąkiewicz, prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości nie wyrasta na naturalnego przywódcę ludowego?

Lub Przemysław Czarnek, 44 lata - Doktor habilitowany nauk prawnych, profesor uczelni Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Wojewoda lubelski, poseł na Sejm IX kadencji, minister edukacji i nauki, nie jest kimś co do którego można mieć nadzieję w grupie tak potrzebnej, nowej elity?

Janusz Kowalski, lat 43; Anna Krupka, lat 40; Michał Woś, 31; Patryk Jaki, 36; Michał Rachoń, 43.


Tworzy się młode zaplecze prawicowców, dojrzałych, inteligentnych i przyzwoitych.


Natomiast barierę publicystyki i tak modnego dzisiaj pisania książek, przekroczył Rafał Ziemkiewicz, lat lat już 57, ale on młodzieżą pozostanie do śmierci.

Jego też zaliczam do grona ludzi, na których konserwatyści i patrioci mogą pokładać nadzieję. Musi być ktoś, kto mądrze, prosto i uczciwie mówi ludziom co się dzieje.

Jego ostatnie dwie książki, które nie bez powodu stały się bestsellerami, bo w końcu ktoś logicznie i prosto, z dużym talentem wyjaśnia rzeczywistość.

Pierwsza z nich, "CHAM NIEZBUNTOWANY", książka roku 2020, to właściwie traktat historiozoficzny, wskazujący na logikę i ciąg zdarzeń, które doprowadziły nas od Polski Piastów, poprzez Rzeczpospolitą Obojga Narodów, do dzisiejszej pozycji w dziejącej się właśnie rewolucji, albo, jak kto woli wojnie.

Nie wątpię, że właśnie wydana jego druga książka "STROLLOWANA REWOLUCJA", też będzie bestellerem. Już zaczyna być trudno dostępna.

To mądra książka i syntetyczna. Łączy poszczególne zjawiska, wydarzenia, a także ustala przyczyny i skutki. Tłumaczy i przekonuje.


Najważniejsze jest to, że Ziemkiewicz nie jest demagogiem. Nie jest też rozfanatyzowanym propagatorem kolejnej idei. I nikt go nie kupił.

Niestety, przez minione 30 lat, w większości ci sprzedajni właśnie mieli wpływ na opinię publiczną. Mącili w głowach dosyć skutecznie, tak, że nawet niewątpliwi ,intelektualiści poczuli się zagubieni i zdezorientowani.


Żeby ująć w jednym zdaniu wszystko, do czego odnoszą się te dwie książki, można powiedzieć – Ziemkiewicz mówi o polskiej mentalności. O sposobie myślenia, przekonaniach, postawach, poglądach. Zarówno pojedynczego Polaka, jak i całej społeczności.


Więc wróćmy do szkoły i spytajmy: - co Autor chciał powiedzieć?

On sam odpowiedział. We wstępie, jakieś 20 stron, który przeczytałem trzy razy w czasie przygotowania staropolskiego gulaszu.



<<<<<< *** >>>>>>


Otóż stałym błędem, popełnianym jeśli nie przez wszystkich myślicieli, ideologów, polityków i menadżerów, to przynajmniej przez 90 procent z nich, jest wiara w to, że zmiany cywilizacyjne, społeczne, polityczne i historyczne przypominają budowę.

[...]

... dzieje jako nieustająca budowa, postęp jako gmach, w którym kolejne pokolenia dobudowują coraz wyższe piętra. Tak właśnie o tym myślimy.

[...]

Myślenie o dziejach jak o budowie pozwala widzieć świat jako trwałą, mocną konstrukcję, dostarczającą pewnych punktów podparcia. To zgodne z ludzką naturą, która ze wszystkich pożytków cywilizacji najwyżej ceni sobie poczucie stabilności i bezpieczeństwa.

Tylko że to nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.




Ileż to ja godzin spędziłem na rozmowach, dyskusjach i sporach z mądrymi ludźmi; niektórzy nawet z profesorskimi tytułami, którzy nie zgadzali się na złamanie tego silnego konstruktu myślowego.

To chyba coś podobnego, jak przedstawienie publice Teorii Względności Einsteina i przekonanie, że nawet tak bezwzględnie nieczuły na wszystko czas może przyspieszać i zwalniać.



Świat nie jest stabilną konstrukcją, jest układem dynamicznym, w którym wszystko zmienia się i przemieszcza. Żaden poruszony element nie zatrzymuje się w miejscu, w które go przenieśli i w którym pozostawili przekonani o swojej sprawczej roli budowniczowie, tylko siła bezwładności przemieszcza się dalej w nadanym mu kierunku.


To dla wielu jest niewątpliwie szokujące, że proste prawa fizyki, z samych jej podstaw – kinetyki i dynamiki – są również aktywne w zakresie ludzkiego myślenia i działań. Na przykład przyzwyczajanie się do czegoś, to dokładnie jest siła bezwładności, inercja.

A jeszcze na dodatek nie uwzględnia się tak prostej prawdy:



... czas to pojęcie względne. Rytm krótkiego ludzkiego życia jest inny niż rytm procesów społecznych.


Tu właśnie mamy problem: - niezrozumienie, problem z dogadaniem się, trudności z akceptacją takiego punktu widzenia. Bo wygodniej i przyjemniej dla nas myśleć, że wszystko jest trwałe, stabilne. Po prostu przytulne i fajne.



W ramie poznawczej umysłu obserwowana konstrukcja (dzieje – JK) pozostaje więc zatrzymana jako trwała, niezmienna, i tym się człowiek kieruje.

[...]

Dlaczego stwierdzenie tego prostego faktu (że Świat nie jest stabilną konstrukcją, jest układem dynamicznym – JK) brzmi jak jakieś wielkie odkrycie? Przecież wyjaśnił to już starożytny filozof już trzy tysiące lat temu – panta rhei, wszystko płynie, wszystko się zmienia/ Widocznie ludzka potrzeba złudzenia dającego pozór bezpieczeństwa aż tak bardzo przeważa nad mądrością, że kolejne pokolenia przechodzą nad jego konstatacją do porządku dziennego, nie odrzucając jej wprost, ale żyjąc, myśląc i działając tak, jakby wszystko. Co raz zobaczyli i wmontowali w swoje głowy, miało już takie pozostać.



Te "wmontowane do głowy" sprawy to przekonania, poglądy i emocjonalne reakcje. I właśnie w oparciu o to w swoim życiu działamy.

No dobrze, jeżeli "dzieje ludzkości nie są [...] budowaniem sobie coraz większego gmachu" to czym one są?


(Są – JK) paroksyzmami ucieczki przed kolejnymi objawiającymi się zagrożeniami, i to ucieczki po chwiejących się, niestabilnych belkach wymagających umiejętności surfera albo linoskoczka. Ale jeśli tylko udaje się któremuś z ludzkich plemion znaleźć w tym wszechobecnym ruchu na krótki czas w miarę spokojne miejsce i coś tam sobie uwić, zaraz pojawia się poczucie, że to już koniec historii i teraz będzie tylko dobrze. A potem, nieuchronnie następuje rozczarowanie.



Autor, aby przybliżyć czytelnikowi zrozumienie o czym pisze, używa wielu metafor. Pominąłem je. Książka jest dla każdego czytelnika, ja natomiast piszę to na portalach, gdzie intelektualne rozumowanie jest na nieco wyższym poziomie.


Nawet najbardziej udana metafora pomoże ogarnąć i wmontować w puzzle ramy poznawczej co najwyżej jeden ze zmieniających ludzkość procesów, ale przecież tych procesów toczy się równolegle nieskończona ilość, wpływają na siebie, zmieniają siebie nawzajem w sposób nie dający się nawet wyspecjalizowanymi narzędziami "matematyki chaosu". Cóż dopiero mówić o ogarnięciu tego chaosu wypadkowych przypadków, w którym nic nie idzie tak, jak zostało zaplanowane i nic nie pozostaje tym samym – myślą? Myślą posługując się słowami.



Przyznam się, że w tym momencie się rozczuliłem. Praktycznie od dziesięcioleci piszę, przekonuję, perswaduję, że do naszego codziennego życia, także do polityki i historii musi być wtłoczona i matematyka, i fizyka, oraz najnowsze dzieło ludzkie – matematyka chaosu. Bo ona właśnie opisuje człowieka, jego myślenie, społeczności, wszystkie procesy z tym nienamacalnym związane, oraz najważniejsze – całą naturę i cały wszechświat.

Wtedy to zręcznie upraszczano temat dokonując podziału: technokrata – humanista. Z jakiejś ksenofobicznej przyczyny nie dopuszczając w rozmyślaniach, by oba te obszary sie nawzajem przenikały.

I oto Rafał Ziemkiewicz, pierwszy publicysta, który w swoich socjologiczno – psychologiczno – historycznych rozważaniach stosuje "matematykę chaosu" by starać się wytłumaczyć dzieje ludzkie. Przecież to humanista z krwi i kości. Polonista z wykształcenia. Pisarz i publicysta. Chyba znalazłem odpowiedź w tym, że na początku kariery był on autorem książek sience-fiction. A tam bez techniki nie ma co robić.


Przeżyć życie i nie zwariować, nie otumaniając się przy tym i nie odurzając – nie ma trudniejszej sztuki, jak zauważył Witkacowski Sajetan tempe. Samoobroną mózgu przed poczuciem niemożności zrozumienia i przed osunięciem się w poznawczą rozpacz jest tworzenie tak zwanych teorii spiskowych.



Tu autor obszernie analizuje o co chodzi z tymi spiskowymi teoriami, ale pomińmy to i przejdźmy do podsumowania.


Głównym powodem, dla którego sięga się po hipotezę spisku, jest potrzeba nadania chaosowi sensu. Na swój sposób doceniam terapeutyczną rolę "konspiracjonizmu", jako rozpaczliwej obrony rozumu przed absurdem – nawet najbardziej demoniczny spisek jest lepszy od bezradności, a wobec wydarzeń bezsensownych i przypadkowych jesteśmy właśnie bezradni.

Z drugiej strony deprecjonujące określenie "teoria spiskowa" stało się narzędziem samoobrony umysłów czepiających się urojeń, szczególnie tych o charakterze wyższościowym, przed próbą wyrwania ich z bezpiecznego świata fantasmagorii. Każde wyjaśnienie zagrażające poczuciu zbiorowej nieomylności i wyższości łatwo odrzucić i unieważnić, określając je właśnie jako spiskowe, tak jakby spiski w ogóle się nie zdarzały i dopuszczenie ich istnienia było czymś w rodzaju wiary w duchy. Dziś bardzo chętnie stosują tę metodę wypierania faktów więdnące elity liberalnej demokracji (W polityce naszej to wszyscy poza Zjednoczoną Prawicą i Konfederacją – JK).



Ziemkiewicz przedstawia powód, dlaczego tę książkę napisał.


Żeby zauważyć i spróbować opisać świat takim jaki jest. Nie jaki był, a ni być powinien, ale właśnie takim, jaki jest w tej chwili – a bardziej jeszcze przewidzieć, jaki będzie na podstawie paroksyzmów, które przeżywa w ostatnich latach.

[...]

Nie sztuka czuć, że świat się psuje czy wariuje, nie sztuka zauważyć, że nadchodzi koniec świata. Sztuką jest ten koniec świata przeżyć, zrozumieć, i w świecie kolejnym znaleźć to, co będzie dobre, co da się wykorzystać i co trzeba rozwijać.

Co znaczy – zrozumieć? Mówiąc najkrócej: w zalewie informacji o rewolucyjnych zmianach, pandemicznych restrykcjach, politycznych przewrotach, ulicznych zamieszkach, obalaniu pomników i stawianiu nowych, potępianiu tego, co do niedawna było święte i uznawanie za świętość tego, co do niedawna otaczano pogardą i lekceważeniem i ustalić, co jest skutkiem, a co przyczyną. Zrozumieć, co sprawiło, że świat się popsuł, oszalał, stanął na głowie, czy jak to jeszcze nazwać – a co jest tylko objawem tego zepsucia czy też szaleństwa. Które z narzucających się podobieństw do poprzednich końców świata pozwala nam lepiej zrozumieć, co się z naszym światem dzieje, a które jest pozorne i trzymanie się go prowadzi na manowce.



Na koniec tego wstępu Autor nieco rozjaśnia obecną światową sytuację:


Bo jedno nie ulega wątpliwości – w obszarze cywilizacji zwanej kiedyś europejską albo białą, albo zachodnią mamy do czynienia z kulminacją zjawisk, narastających od dziesięcioleci i ujawnionych kilkoma kolejnymi kryzysami: politycznym kryzysem demokracji liberalnej, ekonomicznym wolnorynkowej gospodarki, kryzysami demograficznymi i imigracyjnymi, finansowym i epidemiologicznym, i nade wszystko – najtrudniejszym do opisania – kryzysem duchowym, załamaniem wiary cywilizacji w samą siebie. Dopiero to wszystko otworzyło drogę próbie ponowienia rewolucji, podjętą przez kolejną inkarnację jakobińskich zombich.

Rewolucji udanych i nieudanych, mieliśmy w dziejach jeszcze więcej niż końców świata. Wydaje się więc, że z takim materiałem porównawczym intelektualiści powinni tę dzisiejszą rozebrać na czynniki pierwsze i objaśnić bez żadnego problemu, błyskawicznie. A jednak jakoś nie potrafią. Plotą coś, raczej zaklinając rzeczywistość, niż ją tłumacząc, brną we frazesy; usiłując pokryć umysłową nieporadność emocjami, a nawet domagając się cenzorskich zakazów.


Moim zdaniem to dlatego, że tym razem mamy do czynienia z rewolucją, mimo wszelkich pozorów, zupełnie inną, bezprecedensową.




<<<<<< *** >>>>>>


I tyle... Ziemkiewicz często operuje pojęciem – rewolucja. Media wszelkiego rodzaju wolą używać określenia – wojna. Mnie za bardzo ani jedno, ani drugie nie pasuje. Powinno być w naszym słowniku jeszcze coś pośredniego. Najbliższe słowo to – przewrót. Ale ono też nie oddaje takiego istotnego przeobrażania się ustalonej wielowiekową tradycją cywilizacji w zupełnie coś nowego, o czym nawet nie mamy pojęcia i możemy na ten temat wyłącznie dywagować.


Tak czy inaczej, w tym fundamentalnym wstępie najważniejsza tezą co się dzieje z nami – zwykłymi ludźmi, niezależnie od poziomu intelektualnego, wiedzy i doświadczenia życiowego - jest to, że mamy duży problem mentalny.

Chaotyczny proces, który właśnie za naszego życia trwa, którego dynamika wyrzuciła poza krąg stabilności, jest bardzo trudny do przyswojenia i zrozumienia.


Muszę jeszcze koniecznie zaznaczyć, że tutaj mowa jest zarówno o mentalności indywidualnej, jak i też o mentalności zbiorowej – jak to nazywa Autor, o mentalności plemiennej.

Dzisiaj w stosunku do Polski nie mogę użyć określenia – mentalność narodowa.

Niestety, praktycznie od 1945 roku do dzisiaj, społeczeństwo polskie to dwa, na dodatek toczące wojnę plemiona – Pro i Anty. Niemalże jak Tutsi i Hutu.


Dobrze, że Rafał Ziemkiewicz, zadał sobie trud wyjaśniania, z jakimi kłopotami mamy do czynienia w naszych głowach, by ogarniać cyrk, który wokół nas przedstawia swój multimedialny program.





Czy ktoś nie wie jeszcze o mnie?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka