Zestaw do obrony, fot. P. Jastrzębski
Zestaw do obrony, fot. P. Jastrzębski
Piotr Jastrzębski Piotr Jastrzębski
602
BLOG

Jeden miesiąc, trzy kontynenty i dziesięć afer część II

Piotr Jastrzębski Piotr Jastrzębski Kościół Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

W poprzednim odcinku opisałem Kaukaz i wyjazd z agencja prasową Press Tour, tym razem pora na Afrykę i posumowanie afer.

Po wylądowaniu w Bangui – stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej, zakwaterowaliśmy się w przyzwoitym, wygodnym, ale niespecjalnie drogim i strzeżonym hotelu – było nas trzech. Jak na lokalne warunki – standard dosyć wysoki, tak przynajmniej myślałem dopóki nie zobaczyłem hotelu dla delegacji europejskich. Ale sami go wybraliśmy i za cholerę nie zamieniłbym go na inny, lepszy, z zakazem wstępu dla miejscowych. Bardzo się ucieszyłem, gdy okazało się że wstęp mają tam wszyscy. Nie tylko do restauracji, ale również basen był zwykle pełen miejscowej młodzieży. Zdaję sobie sprawę, że nie była to młodzież z najuboższych rodzin, ale nie byliśmy w getcie dla bogatych, gdzie rozlokowało się większość delegacji.

Tymczasem wdychałem afrykańskie powietrze, kontynent ten pachnie – specyficzna woń, całkiem przyjemna, upał, ale też niezbyt uciążliwy. Strefa zwrotnikowa. Od zachodu Kamerun, na południu za rzeką Ubangi - Demokratyczna Republika Konga i Kongo, na wschodzie Sudan i Sudan Południowy, a na południu Czad. Państwo formalnie wyzwoliło się spod władzy kolonialnej w 1960 roku, ale to jedynie pozory, do tej pory jedyną firma eksploatującą złoża jest francuski koncern Total. Kraj ostatniego cesarza - Bokassy, który zasłynął z brutalnych rządów i skrajnej megalomani – ogłosił się nawet apostołem. Zwykle władza zmieniała się tam pod wpływem puczu, intryg, walk czy rebelii. Teraz wreszcie społeczeństwo mogło wybrać „swojego” prezydenta i własną reprezentację do Zgromadzenia Narodowego – czyli parlament. Wprawdzie w 2011 roku miała miejsce pierwsza próba zorganizowania wyborów, ale skończyło się na powstaniu terrorystycznej organizacji Seleka, obrzuceniu ambasady francuskiej kamieniami i ewakuacji placówki USA. Kolejne wybory w 2016 roku, to wygrana Faustina Taudery – byłego premiera w rządzie znienawidzonego i oskarżanego o ludobójstwo – Francoisa Bozize. Już podczas wyborów, obserwatorzy i mieszkańcy skarżyli się na znaczne nadużycia, wiele skarg dotarło tylko do sąsiedniego Kamerunu, tam właśnie składali swoje protesty ci, którzy widzieli nadużycia. Taudera był kandydatem kompromisu, miał załagodzić napiętą sytuację w kraju.
Bozize, wspierany zarówno przez Francję jak i Czad – wciąż stacjonują tam oddziały Legii Cudzoziemskiej – pod pozorem walki z rebelią pacyfikował całe miasta i miasteczka. Dziesiątki tysięcy ludzi uciekło do dżungli w obawie przed jego okrucieństwem. W końcu mieszkańcy się wkurzyli i postanowili go zlinczować. Wojska francuskie i amerykańskie biernie przyglądały się wyczynom Bozize, ale podczas próby jego obalenia już bardziej aktywnie włączyły się w jego obronę – zabezpieczono lotnisko i inne drogi ewakuacji.


Niezależnie od różnic politycznych czy religijnych ruszyli w stronę stolicy. Bozize w ostatnim momencie wskoczył na łódkę i pływając po rzece Ubangi czekał na pomoc zaprzyjaźnionej Francji. Zabrali go z tej rzeki i ulokowali pod Paryżem w wygodnej willi, odpowiadającej prestiżowi urzędu jaki sprawował – mieli wobec niego plany i już niebawem okazało się jakie.
Nie obchodziło nikogo, że to zbrodniarz, że wymordował  ludzi. Nikt nie pytał czemu został wypędzony – od początku wspierany przez rząd dawnych kolonizatorów, czuł się tam jak u siebie, nikt nie zamierzał go rozliczać czy stawiać przed sądem. Oficjalna wersja jest taka, że uciekł do Konga i stamtąd odleciał do Paryża – mija się to jednak z relacjami świadków.
Tyle wiedziałem jeszcze zanim samolot wylądował na pasie stolicy Republiki, czyli w Bangui. Pierwszy raz byłem w Afryce, pierwszy raz w samym jej środku, państwie, które ONZ uplasowało niżej niż Somalię. Piękne, pokryte zupełnie nieznanymi mi wcześniej barwami niebo i ten charakterystyczny zapach. Według Grześka, właśnie tak wyglądała niemal cała Afryka: trzydzieści, czterdzieści lat temu – fantastycznie – pomyślałem – mam okazję zobaczyć kontynent z przeszłości.
Z lotniska odebrał nas Louis, pochodzący z Kamerunu Belg, pojechaliśmy do hotelu, a po rozpakowani, prysznicu pojechaliśmy się spotkać z przedstawicielami Komisji Wyborczej i niemieckiego Instytutu Geopolitycznego. Pracownicy komisji omówili w skrócie główne zasady głosowania i umówiliśmy się na dalszą rozmowę następnego dnia. W instytucie dostaliśmy terenowe auto, instrukcje jak się zachowywać, zapewniono, że będziemy mieli do dyspozycji samolot i helikopter oraz i wskazano miejsce, gdzie się ewakuować w razie niebezpieczeństwa. Tego nie brałem pod uwagę, następnego dnia mocno się więc zdziwiłem. Ucieszyłem się z Jeepa, wprawdzie w Polsce nie jeżdżę od kiedy zabrano mi prawo jazdy, ale zagranicą nie mam oporów, tym bardziej w kraju takim jak Afryka.


Wróciliśmy do hotelu, do którego zaczęły już przyjeżdżać delegacje organizacji afrykańskich. Wspólnota Afrykańska i Organizacja Współpracy i Pomocy Gospodarczej Państw Afryki Środkowej – w skrócie: Unia Środkowoafrykańska. Byłem zachwycony, siedzieliśmy we trzech z Grześkiem i Milenkiem przyglądając się nowym gościom, rozmawiając – o wojnie w Kosovie i bieżących sprawach, między innymi o bałaganie jakiego narobił francuski rząd sprowadzając znienawidzonego, byłego prezydenta Francoisa Bozize.
Milenko jest znanym w Macedonii Youtuberem – postacią nietuzinkową, jego programy mają rekordowa oglądalność. Rozmowa była bardzo przyjemna – zaczęliśmy planować objazd kraju i komisji, rozłożyliśmy na stole mapę i dzieliliśmy kraj na części, w które pojedziemy – polecimy.
 Potem przenieśliśmy się do hotelowej restauracji na kolację, i natychmiast zaprzyjaźniliśmy się z obsługą, zaczęli mnie uczyć języka Sango, konsekwentnie do ostatniego dnia. Naturalnie zaprzyjaźniliśmy się z właścicielem knajpy, którym był sympatyczny Tunezyjczyk.


Klimat równikowy nie jest nieznośny. W dzień upał – ale przyjemny, nocą również ciepło z przyjemnym chłodem. Nocna kąpiel w basenie była niesamowitym przeżyciem, w dzień również, ale nie aż tak. Doba jet dziwna, dzień trwa dwanaście godzin, wieczór jest bardzo krótki – podobnie poranek, noc również trwa dwanaście godzin.
Pod bramą hotelu mieliśmy bieda bazarek, każda wola przestrzeń w mieście, była wykorzystywana do handlu. Nawet pod bramą domu głównego doradcy prezydenta, gdzie wpadliśmy na rozmowę – również handlowano prażonymi orzeszkami czy ubraniami z czwartej ręki.


Wychodząc z hotelu, właziłem wprost w środek tego bazarku, gdzie sprzedawano używaną odzież, często tak mocno, że już nie dało się jej doprać i leżały sobie, niegdyś lśniące bielą, zszarzałe już skarpety. Najbardziej ekskluzywnym towarem były okulary przeciwsłoneczne, najtańsze zegarki i akcesoria do telefonów komórkowych. Kupiłem sobie nawet mocno używaną torbę, która przypomina tornister z czasów mojego dzieciństwa. Mam go do tej pory i do tej pory i wciąż mi służy..
Wbrew informacjom z Wikipedii, zasięg miałem niemal w całym kraju, gubiłem czasami w dżungli no i gdy cesna osiągnęła swoją maksymalną wysokość dwa i pół tysiąca metrów.


Znowu wpadłem w dygresję, wracam więc do właściwej kolejności zdarzeń. Następnego dnia o świcie, podjechał do nas Louis, powiedział, że oprowadzi nas po stołecznych lokalach wyborczych, pokaże jak powinny wyglądać w całym kraju i odpowie na nasze pytania. Ledwo dojechaliśmy do ratusza, gdy nagle zdzwonił jego telefon – Louis – podobnie jak większość mieszkańców Bangui doskonale mówił po rosyjsku, zapytał mnie p „Pietia - u tibia zdziest ruża?” – nie chodziło mu o kwiatka, ale pistolet. Zaprzeczyłem, natychmiast kazał nam się zawijać i ewakuować z hotelu do budynku, który służył za twierdzę. Była to zwyczajna posesja, trochę większa, ale jeden strzał z bazuki i nie byłoby ani muru, ani bramy. Okazało się, że rebelianci zaatakowali stolicę. Połączone siły skrajnych ugrupowań, które zjednoczyły się pod przywództwem, znienawidzonego Bozize. Przywieźli go oczywiście Francuzi, tuż przed wyborami. Wiedzieli, że nie da się go wsadzić na listę wyborczą, ale doskonale zdawali sobie sprawę ze szkód jakie może uczynić stając na czele buntowników. Walka trwała o utrzymanie chaosu – Bozize był w tej roli idealny.
Szybko zawinęliśmy swoje manatki, a ludzie na bazarze stali, powoli pakując towar. Nawet gdy władza poradziła sobie z tym atakiem, już było spokojnie i wróciłem do hotelu, jeszcze pakowali. Zapytałem Grześka czemu? Czemu nie uciekli? – odpowiedział, że życie nie ma dla nich żadnej wartości, a towar ogromną. Bez towaru byliby nikim, nie mogli sobie na to pozwolić, dlatego brudna skarpetka była ważniejsza, niż ich własne życie, dlatego też tak dbają o porwanych zakładników – bo to jest towar – coś najcenniejszego.


Gdy już udało się przebić do tej twierdzy, nie było to łatwe, bo cała stołeczna klasa średnia próbowała się ewakuować i drogi były zapchane, Louis biegał wymachując rękami i przeganiając innych z drogi. Gdy w końcu dotarliśmy na miejśce – warunki koszarowe – rozpoczęło się czekanie. Wejdą? Nie wejdą? – wszyscy się zastanawiali. W pewnym momencie dowodzący powiedział, że gdyby udało się wedrzeć rebeliantom, to musimy Radzic sobie sami, dostaliśmy po zestawie – AK-47, granaty, Makarov, radio i woda. Dosyć przerażające. Potem jeżdżąc gdzieś dalej, zawsze ktoś wrzucał do auta karabin. Chociaż do Bouar pojechaliśmy rozsypującym się Nissanem Sunny, który co chwile się psuł. Potem zabłądziliśmy – mimo że prowadził miejscowy pracownik samorządowy i znaleźliśmy się w Kamerunie. To była jedyna asfaltowa droga, którą jechałem.
Było już dobrze po południu gdy dotarliśmy do Bouar, stolicy podprefektury o tej samej nazwie. Komisje powoli kończyły pracę, wypożyczyłem motocykl i ruszyłem w dżunglę zobaczyć jak sobie radzą w oddalonych od miasta komisjach wyborczych. Wszędzie witali mnie z ciekawością i sympatią, w wioskach, gdzie nie było prądu – telefony działały, mieszkańcy mieli niewielkie solary, wielkości może dziesięciu centymetrów kwadratowych, do których podłączali swoje komórki. Świetne ładowarki, pomyślałem i obiecałem sobie, że gdy wrócę do Bangui to też sobie taką kupię – oczywiście zapomniałem.
Wybory się skończyły, mieliśmy jeszcze dwa tygodnie do samolotu i ponad tydzień do ogłoszenia wyników. W międzyczasie odwiedziłem głównego doradcę prezydenta ministra Alberta Yaloke Mokpeme. Przyjął nas wszystkich w swoim – naprawdę niewielkim mieszkaniu.


Pod bramą oczywiście rozłożył się bazar, handel kwitł wszędzie, niewielki, parterowy domek otoczony wysokim murem. Wszystkie domy są za murami. Na szczycie ogrodzenia, ustawione na sztorc, potłuczone butelki – placówki dyplomatyczne zakładają druty kolczaste, mieszkańcom szkoda kasy. Rozmowa przeciągnęła się do wieczora, z ministrem Mokpemem spotkałem się jeszcze w hotelowej restauracji, gdzie postanowił spędzić Nowy Rok. Dla miejscowych był tam sensacją, dla nas źródłem wiedzy i świetnym rozmówcą. Pomyślałem, że on nadawałby się na szefa państwa. W wolnych chwilach przeglądałem polską prasę, jak zawsze czytałem same bzdury – podobnie, gdy byłem w Jugosławii. Miałem teraz  jednak ogromną przewagę, poza nami, nie było żadnych, zachodnich korespondentów. To tylko przewaga moralna, bo cóż mogłem poradzić na teksty w Rzeczpospolitej, czy Wyborczej o prywatnych armiach Wagnera lub Pirożkina, które wspierają władze.


Władzę wspierały również wojska ONZ, składające się z afrykańskich żołnierzy, poza tym swoje kontyngenty wysłały Czad, Rwanda, czy RPA. Francuzi nie kiwnęli palcem, mimo, że tuż obok, w Czadzie stacjonowały oddziały Legii Cudzoziemskiej. Czytając tak pracę, w pewnym momencie aż krzyknąłem ze zdziwienia, Grzegorz i Milenko natychmiast wyszli na balkony, żeby zapytać co się dzieje – mieszkaliśmy w sąsiednich pokojach i siedząc na balkonie mogliśmy spokojnie rozmawiać. Trafiłem na artykuł w Tygodniku Powszechnym. Relacja niejakiego Benedykta, zwanego bratem kapucynem, o wydarzeniach w Republice. Dowiedziałem się, że rebelianci zaatakowali miasto w którym założył szkołę muzyczną, a on sam udzielił schronienia trzem tysiącom – potem doszło już do pięciu tysięcy – ludzi. Czytałem i nie wierzyłem, pan Benedykt zwany bratem opowiadał, że partyzanci zaatakowali Bouar, dokładnie w dnu, w którym tam byłem. Że zablokowali lokale wyborcze uniemożliwiając mieszkańcom głosowanie. Cholera – pomyślałem, Zapytałem Milenkę czy pamięta naszą wizytę w tym mieście – pamiętał, przejrzałem zdjęcia – miasta pilnowała tylko jedna policjantka. Od dawna był tam spokój, rejon był pod całkowitą kontrola władz. Oczywiście dramatyczny ton artykułu, natychmiast uruchomiona „Zrzutka” i dziesiątki apeli o finansowe wsparcie. Zakonnik nie prosił o jedzenie czy koce – chciał pieniądze na jedzenie i koce. Gdy zacząłem publicznie poddawać w wątpliwość jego prawdomówność, natychmiast rzucili się na mnie jego obrońcy. On sam natomiast, chcąc mnie zdyskredytować zażądał bym napisał gdzie dokładnie byłem.


Źle trafił, natychmiast zarzuciłem go zdjęciami, a na dokładkę dorzuciłem protokół z wyborów, podpisany przez naszą delegację i przyjęty nie tylko przez władze i krajową komisję wyborczą, ale też przez organizacje afrykańskie i ONZ. Tego już nie mógł podważyć. Przez chwilę myślałem, że zaszła pomyłka, że facet opowiada o innej miejscowości, która podobnie się nazywa, ale nie = od lat twierdził, że działa w Bouar, więc nie mógł się wycofać.


Gdy zadałem mu publicznie pytania, odpisał jaką fantastyczną robotę wykonują, że gdyby nie on zapewne byłaby tam wojna. Ręce opadły. Chciałem machnąć już ręką, ale będąc w Polsce trafiłem na artykuł o Dariuszu Godawie, byłym zakonniku, który w sąsiednim Kamerunie – to ta jedyna asfaltowa droga z Bouar – urządził sobie prywatny folwark. Wtedy znowu ruszyłem z kampanią informacyjną o dziwnym mnichu i jego szkole muzycznej. Drążąc ten temat dowiadywałem się coraz więcej, poznałem system funkcjonowania polskich i francuskich misji katolickich w krajach Afryki środkowej. To państwo w państwie. Są bezkarni i nie maja nad sobą żadnej kontroli. O ile misje francuskie co jakis czas muszą pisać raporty rządowi w Paryżu, to polskie nie muszą nic. Raporty też mogą być lipne, ale jest gdzie się zwrócić, można sprawdzić. Pan Benedyktm zwany bratem zaprosił do siebie jakiegos muzyka z zespołu Big Cyc, na melodię rasistowskiej piosenki „Makumba” nagrali teledysk, jaka bieda panuje w tym kraju, że słonie i żyrafy już dawno wyzdychały, Oczy wyszły mi z orbit, przecież Republika, to zielona wyspa w sercu Afryki, tuż obok Bouar jest park narodowy, gdzie można zobaczyć wszystkie zwierzęta. Najbardziej szokujący był fragment z karabinami. W piosence dzieci śpiewają, że zakonnik zabrał im karabiny i dał instrumenty. Te dzieciaki trzymały w rękach kałachy, pierwszy raz w życiu, dostały je na potrzeby tego żałosnego klipu, a to już jest zbrodnia na ich psychice.
Moja koleżanka mieszkała w RŚA przez kilka lat, ,mieszkała nawet w Bouar, próbowaliśmy porównać zdjęcia z teledysku i znaleźć miejsca w których je nakręcono. Nie mogliśmy znaleźć nic charakterystycznego. Jak to się dzieje, dlaczego zakonnicy mają taką władzę nad dziećmi, czy dostały honorarium za występ, czy polski ZAIKS wypłacił im pieniądze? Okazuje się, że jest całkiem prosty system. Zakonnicy przejmują od rodziców – za pieniądze, lub za obietnice życia wiecznego – pełnię praw nad tymi maluchami i zostają ich opiekunami prawnymi. Wystarczy trójka, czwórka dzieciaków, a cała reszta będzie iść za głosem zakonników, mamieni przeprowadzką do Europy, dobrobytem, nowym skuterem. Do tej pory gdzie tylko się da piszę o kłamstwach mnicha z Bouar – przdstawiając dokumenty i protokoły z wyborów. Bezskutecznie. Gdy pewnego dnia w folderze „inne” pojawiła się wiadomość od dziennikarza z Gazety Wyborczej, który przedstawił się jako współautor tekstów i śledztwa dotyczącego skandalu z Dariuszem Godawą, pomyślałem, że wreszcie jakaś odsiecz, że ktoś mi pomoże. Gdy zacząłem rozmowę, okazało się, że chcą bym pomógł im jedynie w Kamerunie i interesuje ich jedynie Godawa, nie maja zamiaru robić nic z tym Benedyktem. Facet jest cwany, skutecznie się obstawił. Z jednej strony chroni go kościół, z drugiej nikt nie będzie zadzierał ze Skibą i Big Cycem, bo im więcej wolno, a że nie lubią PIS, to nie należy ich tykać. Trzeba piętnować wszystkie przekręty kościoła, nawet jeśli firmowałby je Maleńczuk.
Czwartego stycznia komisja wyborcza miała ogłosić wynik wyborów. W Afryce nie istnieje coś takiego jak czas, punktualność, zapowiedziana na 15.00 konferencja prasowa zaczęła się o 18.00 czy 19.00, już dokładnie nie pamiętam. Pamiętam jednak doskonale, że po raz pierwszy widziałem francuskich reporterów i wściekłość dyplomatki, która aż wybiegła z budynku, jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem wyników – ochroniarz ledwo nadążał. Nie była zadowolona z wygranej Faustina Taudery, próbowano ten wynik podważyć, ale jedynie udało się odjąć kilka punktów, tak czy inaczej miał wystarczająca przewagę, by zostać prezydentem.   


Milenko odleciał kilka dni przed nami. Wracaliśmy z Grześkiem przez Dualę, miasto w Kamerunie, gdzie szybko zaprzyjaźniłem się z właścicielem sklepu i mimo zakazu palenia, wpuścił nas na zaplecze, zrobił kawę i postawił popielniczkę. Po kilku godzinach czekania, samolot do Etiopii, tam a Addis Abdeba czekaliśmy do rana, by wsiąść w samolot do Londynu. Był to niezbyt mądre, bo w UK twardy lockdown i wszystkie samoloty do Polski odwołano. Pałętaliśmy się po pustych ulicach Londynu, od lotniska Heatrow, po dworce, Victoria pociągi i Victoria autobusy. Siadłem na bagażach, a Grzesiek zaczął szukać jakiś połączeń, po chwili zobaczyłem go z Turkiem, rozmawiali, więc przyglądałem się bezmyślnie, ale gdy podeszło kolejnych dwóch, już cos mnie zaniepokoiło. Wstałem, zabrałem walizki, plecaki i torby, ale zanim doczłapałem do tej grupy już wyrwali mu część pieniędzy, a uciekając jeszcze jeden z nich usiłował wyrwać mi portfel z kieszeni.
Grzegorz był świetnym przyjacielem, miał jednak tę wadę, że był bardzo naiwny i uczciwy. Studiował w Londynie, znał obecnego premiera Borysa Johnsona, nawet podczas studenckiej bójki rozbił mu nos. Gdy został premierem Wielkiej Brytanii, Grzesiek wysłał mu kurtuazyjne życzenia i gratulacje sądząc, że wylądują w koszu na takie noty – jakież było jego zdziwienie, gdy ten mu odpisał wspominając incydent z bójką.
Nie potrafił wykorzystać tych znajomości, które miał. Wyglądaliśmy więc jak włóczędzy i gdyby nie pomoc mojego siostrzeńca, który zorganizował nam hotel, spalibyśmy na dworcu. A po powrocie z Afryki, Londyn jest mało przyjemnym miejscem do spania na ławce.


Wciąż jednak mieliśmy problem jak dostać się do Polski. Koleżanka podpowiedziała mi, żeby polecieć przez Irlandię. Mieliśmy tylko gotówkę, więc znowu szukanie kogoś, kto kupi nam bilety, a my oddamy w funtach. W końcu się udało. Badania PCR na COVID z Afryki straciły już ważność, ale gdy machaliśmy kartką, to przepuszczali. Przez Dublin dolecieliśmy do Modlina. Na dworcu centralnym pożegnaliśmy się, czekałem na poranny pociąg do Puław, Grzesiek poszedł do znajomych. Więcej się nie widzieliśmy. Miesiąc później zmarł.  


Wybrane afery, które obiecałem – to nie wszystko, ale dla tych którzy czekają wystarczy:


1.   Dlaczego państwa członkowskie NATO nie reagują, gdy jeden z ich członków bierze aktywny udział w konflikcie wymierzonym w cywilnych obywateli Republiki Arcachu (Górski Karabach)?

2.    Czy Turcja ma zgodę na wykorzystanie Natowskich pocisków i rakiet do bombardownia gór Karabachu?
3.    Dlaczego wpływy ambasady Azerbejdżanu w Polsce są tak duże?
4.    Jakim prawem Francja rości sobie prawa, do kreowania polityki w Afryce Środkowej?
5.    Dlaczego wraz z wojskami z Czadu, nie wysłano oddziałów Legii Cudzoziemskiej, która tam stacjonowała?
6.    Na jakiej zasadzie działa misja African Music Scholl w Bouar i dlaczego opiera się na kłamstwie?
7.    Dlaczego dziennikarze Wyborczej chętnie piszą o byłym dominikaninie Dariuszu Godawie, ale o kapucynie Benedykcie, który działa chyba bardzo podobnie już nie chcą?
8.    Czy ma na to wpływ teledysk zespołu Big Cyc? I czym kościół przekonał członków zespołu, by nagrać tak nieprawdziwy i rasistowski teledysk?
9.    Czy Krzysztof Skiba jest tak ważny i naprawdę jest autorytetem w sprawach RŚA?
10.    Jakim prawem zakonnik może zostać opiekunem prawnym nieletnich w Afryce? Czy w Europie coś takiego jest możliwe?
11.    Kto go rozlicza? Kto kontroluje co robi z dziećmi?
12.    Czy przełożeni kapucyna wiedzą o jego działalności? Czy odwiedzali tę „misję”
13.    Dlaczego tylko firma Total wydobywa złoża w Republice Środkowoafrykańskiej?
14.    Dlaczego Francja chroni zbrodniarza i ludobójcę Francisca Bozize, próbując wzmocnić rebelię przywożąc go przed wyborami?
15.    Czemu według polskich mediów kraj nie może sam wybrać sobie sojuszników – tylko „musi” słuchać dawnych właścicieli kolonii? Dlaczego pomoc Rosjan jest zła, a „nic” od Francuzów dobre?

16. Czy to prawda, że BUMAR sprzedaje nielegalną broń w Afryce?

Zobacz galerię zdjęć:

czekam na atak, fot. P. Jastrzębski
czekam na atak, fot. P. Jastrzębski Piotr Jastrzębski Piotr Jastrzębski Bouar, fot P.Jastrzębski każdy kawałek jest dobry do handlu, fot P. Jastrzębski Port do Konga, fot. P. Jastrzębski w drodze do Bouar, Nissan co chwilę się psuł. Fot. P. Jastrzębski

Piotr Jastrzębski - urodzony 1971 r. Dziennikarz prasowy, radiowy, telewizyjny, felietonista, autor książek, podróżnik, korespondent. REDAKCJE: Trybuna, Dziennik Wschodni, Nowy Tygodnik Popularny, Tygodnik NIE, Fakty i Mity, lubelskie Radio Puls, Strajk.eu, Lewica.pl, Równość.info.pl, TVP Info, RadioFA, Dziennik Trybuna. KSIĄŻKI: "Humanitarna wojna" (współautor Vladan Stamenkovic) - książka o tzw. wojnie w Kosovie "Z dna" - autobiograficzny zaspis upadku, nałogów, wykluczenia i bezdomności.  "Utwory Żebrane. Powrót z dna" - ciag dalszy wykluczenia oraz mozolny powrót do życia i zawodu.   KORESPONDENT: 1999-2000: Macedonia - obóz dla albańskich uchodźców Stenkovac 1, wojna w Jugosławii, Belgrad, Kosovo, Kosovska Mitrovica. 2020: Armenia, wojna w Górskim Karabachu (Republika Arcacha) 2020-2021: Republika Środkowoafrykańska - wybory prezydenckie i do Zgromadzenia Narodowego w cieniu krwawej rebelii. 2021: Grecja, zamieszki w Atenach po drastycznych restrykcjach wprowadzonych przez skrajnie prawicowy rząd Nowej Demokracji. Barbarzyństwo nowopowołanej i bezkarnej "policji skuterowej" 2021: Ukraina, Odessa, siódma rocznica masakry na Kulikowym Polu. Obchody święta nacjonalistów i neonazistów. Pochód pod flagami OUN-UPA, uczestnicy z wizerunkiem Stiepana Bandery i nazistowskimi symbolami. Przepełnione agresją i nienawiścią hasła. 2021: Turcja - niedokończone "statki z papieru nad Bosforem" i "dachy Stambułu" 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo