Zdjęcie z bloga MysticMana - po lewej z dnia 5 kwietnia - po prawej - po katastrofie.
Zdjęcie z bloga MysticMana - po lewej z dnia 5 kwietnia - po prawej - po katastrofie.
Jerzy Korytko Jerzy Korytko
4469
BLOG

Nożyce dezinformacji zastosowane w katastrofie smoleńskiej.

Jerzy Korytko Jerzy Korytko Rozmaitości Obserwuj notkę 42

 Ponieważ uważam, że jest to najważniejszy mój tekst w sprawie katastrofy smoleńskiej – zważywszy na przytoczone w nim fakty i wnioski - zamieszczam go ponownie. Apeluję też do innych piszących, którzy się tymi kwestiami zajmują – o upowszechnianie tego spojrzenia na sprawę.

 

W średniowieczu budowano warowne zamki, często z wieloma rzędami murów obronnych. Niekiedy trudnych czy wręcz niemożliwych do zdobycia. Gdy patrzę na sprawę katastrofy smoleńskiej to widzę kłamstwa, których uszeregowanie można do kolejnych linii murów obronnych porównać. Gdy coś wydawało się wyjaśnione – natychmiast pojawiała się kolejna przeszkoda. 

           W 46 numerze wSIECI zamieszczono artykuł Tomasza Łysiaka „Smoleńsk w nożycach Golicyna”. W jego treści autor naświetlił sprawę katastrofy smoleńskiej poprzez pryzmat informacji, które przekazał Anatolij Golicyn, po ucieczce na Zachód w 1961 roku. Informacji niezwykle ważnych przede wszystkim dlatego, że ujawniały one metody działania KGB, sposoby zacierania śladów i budowania mistyfikacji. Oto krótkie streszczenie artykułu:

Wg Golicyna dezinformacja składa się zawsze z dwóch elementów. Jedno stanowi kłamstwo główne. Drugie zaś - kłamstwo  pomocnicze. Tworzy to swoiste „nożyce”.  Owo kłamstwo „pomocnicze” stoi na prze­ciwległym, absurdalnym biegunie. Golicyn wyjaśnił, jak coś takiego funkcjonuje.

Ludzie lubią proste, logiczne wersje zdarzeń. Ażeby kłamstwo stało się prawdą, trzeba spowodować, aby wydawało się ono  bar­dziej racjonalnym rozwiązaniem. Budzącym mniej lęków i emocji. Należy więc je  skontrastować. W tym celu  produkuje się kłamstwa aberracyjne. Szalone z gruntu historie, które mają sprawić, że statystyczny odbiorca za­cznie się stukać w czoło.

Tak właśnie się stało w przypadku katastrofy smoleńskiej. Wykorzystano do tego Internet i anonimowych blogerów.  To był główny front ataku. Pojawiła się teoria „maskirowki” - według niej zabójstwa doko­nano na płycie lotniska w Warszawie, a frag­menty samolotu  przewieziono na lotnisko Siewiemyj. W innej wersji delegację porwano i wywieziono w nieznanym kierunku etc.

Dopiero po pewnym czasie okazało się, że bloger FreeYourMind, główny moderator tego kierunku dyskusji, jest w istocie agentem służb. Sam to zresztą ujawnił. Ciągle jednak – w kontrapunkcie -  ponawiano kłamstwo główne - tak pojawiły się „racjonalne” raporty MAK i Millera.

A gdzie leży prawda? Otóż według samego Golicyna prawda leży zawsze tuż przy kłamstwach pomocniczych. Blisko tych maskujących, niewiarygodnych teorii…..

Ponieważ z takiego teoretycznego modelu wyciągam inne niż Tomasz Łysiak wnioski końcowe – przedstawię je teraz Państwu.

 

         Uważam, że w wypadku katastrofy smoleńskiej mamy do czynienia z trzema elementami, nie z dwoma. Wyliczmy je: mamy „pancerną brzozę” – „teorię wybuchową” i oczywistą teorię aberracyjną (pan Tomasz Łysiak też to dostrzega)– „maskirowkę”.Gdzie wg modelu Golicyna powinna leżeć prawda? Oczywiście, bez żadnych wątpliwości – obok „maskirowki” – a nie obok „teorii wybuchowej”. Według modelu Golicyna tak właśnie należy przyjąć!

Czy są jakieś inne dowody, bardziej wprost – że tak właśnie należy rozumować? Tak – są. Oto one. Najważniejsza sprawa - zarówno wersja „pancernej brzozy” jak i „wersja wybuchowa” zostały wywiedzione przy pomocy tych samych fałszywych danych.

Tylko sposób ich  interpretacji jest różny. Ale dowody – przecież są te same. Podstawowe to: trajektoria lotu Tupolewa, miejsce zdarzenia, wrak samolotu, zapisy „czarnej skrzynki”. Jeżeli wyłuskuje się różnice – to na korzyść jednej lub drugiej odsłony tej samej kłamliwej wersji. Ktoś powie – no a TAWS, FMS? Przecież i takie dowody są analizowane. Otóż – uderza jedno – przecież to sami Rosjanie te zapisy wśród załączników raportu MAK zamieścili. Dlaczego? Przecież nie wszystkie rejestratory katastroficzne „odnaleziono”. Gdyby trzeba było, to i TAWS i FMS także by się zdematerializowały. A tak – stworzono dla Rosjan bardzo wygodną, w istocie zaprogramowaną perfidnie – płaszczyznę pozornej konfrontacji. Jak to pozornej? – zapyta ktoś.

Właśnie że absolutnie pozornej. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że obie wersje są znacząco różne. To fałsz. Manipulacja. Bowiem – nawet jak udowodniony zostanie wybuch – to jaka była jego przyczyna? Bez dostępu do kluczowego dowodu – wraku samolotu – ustalenie tego miało  być na zawsze uniemożliwione. A ponadto – załóżmy, że udało by się udowodnić nawet zamach terrorystyczny. I co z tego? Czy można byłoby wówczas  dowieść kto za nim stał? Przecież samolot wystartował z Warszawy? To nigdy by nie zostało wyjaśnione...

Przyglądając się sprawie tego zaprogramowanego ewidentnie przez Rosjan  pseudokonfliktu widać jeszcze rzecz jedną. Rosjanie zaplanowali upadek pierwszej linii murów smoleńskiego kłamstwa. Taka była ich strategia. Wersję „brzozy” miała obalić ostatecznie „teoria wybuchowa”. Co na to wskazuje? Proszę spojrzeć na zaangażowanie eksperckie po obu stronach. Po pierwszej – jeden zaledwie człowiek z tytułem naukowym i stado anonimowych blogerów – po drugiej przecież wielu naukowców - polskich i zagranicznych – nierzadko z profesorskimi tytułami. I właśnie „walka” między tymi obiema fałszywymi wersjami miała nam zastępować prawdziwe śledztwo. Dostarczać emocji. Absorbować całą uwagę.I miała się po latach zapewne, zakończyć „sukcesem”!!!! Tyle, że to miało trwać wieki… W wielu innych sprawach KGB z upodobaniem stosowała takie chwyty.

Uważam, że Rosjanie zaplanowali taki scenariusz: sami wysunęli jako pierwszą - wersję ”brzozy”. Ale pozostawili wyraźny trop do wersji „wybuchowej”. Wobec licznych sprzeczności wersji oficjalnej kwestią krótkiego czasu było, by ktoś dostrzegł owe „ślady” - prowadzące do wniosku, że za katastrofą smoleńską stały jakieś eksplozje. Prawdziwym interesem Rosjan jest nie dopuszczenie do  ujawnienia prawdziwości wersji trzeciej. Dlatego jak najdłużej chcą ową "walkę" tych dwóch falszywych scenariuszy prowadzić!!! Im dłużej ona trwa – tym trudniejsze stanie się dotarcie do prawdy. Dla ogłupionego społeczeństwa przygotowano przecież końcowy "sukces"  - "brzoza" miała przegrać z "wybuchami"!!!

Ale pojawił się człowiek znikąd – prof. Chris Cieszewski – nasz rodak z piękną niepodległościową kartą w życiorysie – wybitny znawca i analityk zdjęć satelitarnych – i dowiódł: „brzoza nie mogła być przyczyną katastrofy”. Ponadto odnalazł na zdjęciu z dnia 5 kwietnia niezbite dowody inscenizacji katastrofy przygotowane przez Rosjan. I w ten sposób odnalazł drugie ostrze „nożyc Golicyna”.  Wykazał cały mechanizm mistyfikacji. Obalił za jednym dowodem obie kłamliwe narracje. To co dotychczas wydawało się czystą aberracją – nagle stało się faktem. Tutaj nie ma mowy o żadnej pomyłce. Wszystkie dowody rosyjskie automatycznie stają się nieważne, udowodniono ich fałszywość. Ponieważ zdjęcie satelitarne, wykonane przez amerykańską firmę –  jeszcze przed katastrofą – jest dowodem nie do podważenia.(zapraszam do obejrzenia terenu miejsca rzekomej "katastrofy" na zdjęciach satelitarnych - zdjęcia powyżej notki). 

Wyniki badań profesora Cieszewskiego od razu brutalnie zostały zaatakowane. Uruchomiono zgraję internetowych trolli - wzajemnie sobie potakujących, usiłujących zmasowaną - choć zupełnie bezsensowną krytyką - podważyć je. W myśl zasady dr. Josepha Goebbelsa -"kłamstwo powtórzone stukrotnie staje się prawdą". Ale jest oczywista słabość tej krytyki, jej niedorzeczność. Nikt nie przeprowadził całościowej, podobnej do prof Cieszewskiego analizy. Nie wskazał takiego innego miejsca na zdjęciach - gdzie brzoza raz rośnie (w styczniu) - i takiego miejsca na zdjęciu z 5 kwietnia - gdzie również rośnie. A powalona jest na pozostałych, tych po katastrofie. Tylko taki kompletny wywód mógłby mieć znaczenie. Tego nikt nie zrobił.  Bo to niemożliwe. Prof. Cieszewski - wybitny specjalista w tej dziedzinie, spektrografii, telemetrii - po prostu się nie pomylił. Czy mogą z nim polemizować anonimowe, internetowe trolle? Pojawiły sie i inne próby,  i to głoszone przez oficjeli ze śledztwa- "że przecież można pojechać i zobaczyć gdzie brzoza stoi dziś...." - szczyt absurdu. Tak, jak gdyby dla porównania można było pojechać i zobaczyć jak wyglądało to miejsce w dniu 5 kwietnia!! Albo, że można zapytać po prostu wlaściciela działki - ten powie kiedy brzoza została złamana. To nawet nie jest śmieszne. To żałosny, piramidalny nonsens. Można takiego przykładu użyć - gdyby było potrzeba- to jakiś świadek rosyjski zezna, że nazywa się Pietja Goras - "i właśnie odkrył, że ziemia jest płaska". Czy nie wystarczającym dowodem jest to, co w tej sprawie zrobiono z zeznaniani kontrolerów lotu? Jak zaszła potrzeba - odwołano je - i zastąpiono nowymi, różniącymi się w istotny sposób. A komisja Burdenki? Tam było 127 "naocznych" świadków...

To, że do osłony prawdziwych losów naszej delegacji Rosjanie zastosowali bardziej rozbudowaną zasłonę z fałszywych elementów dziwić nikogo nie powinno. Jest absolutnie zrozumiałe. Wymagała tego ważność sprawy.

 W tej sytuacji musi się pojawić pytanie o rolę zespołu sejmowego i osobiście Antoniego Macierewicza.      W sierpniu tego roku, gdy stało się dla mnie oczywistym, że rosyjskie dowody zawierają tyle sprzeczności, że na ich podstawie niczego nie da się udowodnić – wysłałem wiadomość do osoby współpracującej z zespołem. Oto jej końcowy fragment:

Niedobrze, że ostatnie działania Zespołu podejmują tą grę. Ba, są tacy blogerzy, dziennikarze, którzy twierdzą, że ta gra prowadzona jest od początku. Bowiem przy pomocy rosyjskich fałszywek niczego nigdy nie da się udowodnić.
A tworzy się pozory śledztwa, wg schematu "dobry policjant - zły policjant".

 Odpowiedzi nigdy nie otrzymałem. (może wiadomości nie przeczytano? być może…) Jednak mam taką nadzieję, że zaangażowanie wszystkich ludzi współpracujących z zespołem wynika z poczucia obowiązku wobec Ojczyzny. Patriotyzmu. Przecież kłamstwo smoleńskie nie od razu dla wszystkich było czytelne. Niektórzy do dziś jeszcze nie są w stanie się w tym wszystkim rozeznać. To  efekt zastosowanych manipulacji a la „nożyce Golicyna”. Do tego stopnia wtłoczono nam do głów przekonanie o aberracyjności „maskirowki”, że sama myśl o jakiejkolwiek inscenizacji, symulowanym miejscu katastrofy – jeszcze dziś budzi tylko niedowierzenie…. To uświadamia, jak blisko byli sukcesu. Ponadto jest jeszcze jedna przeszkoda.  Funkcjonuje grupa blogerów, których jedynym zadaniem jest pilnowanie, by oczywistość faktu inscenizacji miejsca katastrofy nigdy nie przebiła się poprzez fałszywe wersje. To ich jedyna rola. Niczym innym się nie zajmują.

 Ale najbliższa przyszłość rozstrzygnie. Zobaczymy jak to dalej będzie wyglądało. Czy zespół zmieni podejście do sprawy, dostrzeże kłamliwość rosyjskich dowodów? Uświadomi sobie wreszcie znaczenie odkrycia prof. Cieszewskiego? Bo jak dotychczas – to trzeba stwierdzić, że jego działania – świadomie czy nie, pomagały budować smoleńskie kłamstwo. Bez żadnych wątpliwości.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości