Jerzy Korytko Jerzy Korytko
13330
BLOG

Ujawniam okoliczności 10 kwietnia - tajemnica katastrofy rozwiązana.

Jerzy Korytko Jerzy Korytko Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

                                                          Pod jedną z moich notek, zaraz na początku mojej aktywności blogerskiej, w końcu 2010 roku, ktoś z komentujących napisał: „pamiętaj, Okęcie - Okęcie jest najważniejsze”. Dziś wiem, że ten ktoś znał dokładnie przebieg ówczesnych zdarzeń. Uznał, że tylko tyle może przekazać.  Dopiero w ostatnich miesiącach uświadomiłem sobie pewną oczywistość. Wiedziałem, że rosyjskie fałszywki to droga donikąd. Wiedziałem, że  poszukiwanie  wyjaśnienia okoliczności katastrofy trzeba robić wyłącznie na gruncie ujawnionych w Polsce faktów, dowodów.  Ale uzmysłowiłem też sobie ostatecznie, że kluczem jest sprawa "Okęcia". Wróciłem więc do niej. Szkoda, że tak dużo czasu to mi zajęło.    

 Pierwsze informacje o katastrofie.

O godz. 8:48 informację o problemach z lądowaniem samolotu z Prezydentem otrzymał min. MSZ Radosław Sikorski [od dyr. Depart. Wsch. MSZ - fakt oficjalnie potwierdzony przez min. Sikorskiego]

Ok. godz. 9 główne stacje telewizyjne przerywały program by przekazać pierwsze, niepełne informacje na ten temat.

Przed godz. 9.30 - rzecznik MSZ poinformował, że samolot z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie rozbił się, podchodząc do lądowania na lotnisku w Smoleńsku. 

Oto ta informacja:  /za stroną internetową onet.pl/ -    http://wiadomosci.onet.pl/kraj/rozbil-sie-prezydencki-samolot-sprzeczne-informacje-ze-smolenska/0bggj

„Na lotnisku w Smoleńsku doszło do katastrofy samolotu rządowego JAK40 - taką informację przekazał rzecznik MSZ Piotr Paszkowski. Na pokładzie jest prezydent Polski Lech Kaczyński.”

 Fakty potwierdzające lot do Smoleńska Prezydenta RP samolotem Jak – 40.

  1. Pierwszym dowodem, bardzo ważnym, jest treść informacji przekazana przez rzecznika MSZ wczesnym rankiem, gdy nie było jeszcze niczego wiadomo  od strony rosyjskiej o szczegółach katastrofy: Na lotnisku w Smoleńsku doszło do katastrofy samolotu rządowego JAK40 - taką informację przekazał rzecznik MSZ Piotr Paszkowski. Na pokładzie jest prezydent Polski Lech Kaczyński.” Użycie słowa „jest” oznacza, że przed przekazaniem tej informacji opinii publicznej została ona w niezbędnym zakresie potwierdzona. Przecież jako jeden z pierwszych informację o katastrofie otrzymał min. Sikorski. To jego służby monitorowały przebieg zdarzeń tamtego dnia. Wobec tego na wiadomość o katastrofie musiał nakazać niezbędne sprawdzenie wszystkich możliwych okoliczności. Najprawdopodobniej Centrum Operacyjne MSZ skontaktowało się w tej sprawie z Dyżurnym Kontrolerem Lotów 36 SpecPułku uzyskując potwierdzenie, że Prezydent do Smoleńska poleciał samolotem JAK 40. Wskazuje na to również czas wystąpienia rzecznika MSZ. Od pierwszych informacji o problemach z samolotem, którym leciał Prezydent (8:48), minęło kilkadziesiąt minut. Było wystarczająco dużo czasu by zweryfikować podstawowe fakty. To była zbyt ważna sprawa by tego nie zrobić. Nie wychodzi się do społeczeństwa z nie sprawdzoną informacją. Nie w  takiej chwili. Tu chodziło o lot samolotu z Prezydentem na pokładzie. Jeżeli więc poinformowano wówczas, że Prezydent poleciał JAKiem to jest to bardzo mocna, ważna przesłanka, że tak rzeczywiście było. Informację, że Prezydent poleciał do Smoleńska JAK-iem podano m. innymi w I Programie Polskiego Radia.
  2. Kolejnym dowodem są zeznania (złożone w śledztwie polskiej prokuratury cywilnej – wątek przygotowań) rosyjskiego dyplomaty Jurija Aleksiejewa. Zacytuję fragment: „…W marcu 2010 roku MSZ Rosji otrzymało notę Ambasady RP z prośbą o zgodę na przelot i lądowanie na lotnisku w Smoleńsku polskich samolotów Tu154M nr boczny 101 i JAK-40 nr boczny 044 z Prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie. Przekazał notę do załatwienia podwładnemu”.
  3. W uzasadnieniu umorzenia śledztwa prokuratury cywilnej w sprawie organizacji lotu jest taki opis etapu przygotowań:  „…Pierwsze spotkanie organizacyjne miało miejsce u Jacka Sasina na Wiejskiej. Było to na początku marca 2010 roku. W spotkaniu udział wzięli Katarzyna Doraczyńska, Marcin Wierzchowski, dyrektor Biura Kultury, Jacek Sasin, Dariusz Jankowski z zespołu organizacyjnego. Spotkanie dotyczyło omówienia projektu programu uroczystości. Spotkanie prowadził Jacek Sasin. Program był oznaczony klauzulą jego ważności na dany dzień, czyli była to wersja programu na dzień spotkania i dotyczył wizyty Prezydenta 10 kwietnia 2010 roku, kiedy wiadomym było, że Premier złoży wizytę 7 kwietnia 2010 roku. Na tym spotkaniu omawiano listę gości, czyli skład delegacji. W pewnym momencie została podjęta decyzja, że dziennikarze polecą samolotem Jak. Przyjęte było, że dziennikarze lecieli jednym samolotem z Prezydentem”. Tłumacząc to z „nowomowy” zastosowanej z powodu kłamstwa smoleńskiego przyjetego przez nasze władze – oznaczało to: ustalono, że dziennikarze mieli polecieć samolotem JAK do Smoleńska, jak zazwyczaj,razem  z Prezydentem.
  4. Wg raportu Millera 10 kwietnia samolotem zapasowym zgodnie z instrukcją HEAD był drugi samolot JAK. To oznacza, że tym samolotem HEAD musiał być również samolot JAK – JAK nie mógł być z oczywistych względów (wielokrotnie mniejsza ilość miejsc pasażerskich) zapasowym dla Tupolewa.  To tłumaczy również dlaczego w ogóle wybrano JAKa. Ponieważ drugi Tupolew był w remoncie i gdyby samolotem HEAD był Tupolew M1 to nie było by dla niego żadnego zapasowego.
  5. Ostatni wpis w ewidencji/kartotece/ lotów o statusie HEAD (prowadził ją Miłosław Kuśmirek podwładny p. dyr.  Bonieckiej w Kancelarii Premiera) był taki -Samolot YK (JAK) lot do Smoleńska - dysponent Kancelaria Prezydenta RP.  Wpisu dokonano 10 marca co korespondowało ze zgłoszeniem z dnia poprzedniego, tak jak postanowiono na naradzie u min. Sasina o której piszę powyżej. Później żadnych wpisów dotyczących tego dnia już nie było.
  6. W  tym  wywiadzie  Jarosław Kaczyński mówił na  temat samolotu, którym miał lecieć Lech Kaczyński - "...Przez pewien czas byłem przekonany, że będzie to JAK". Ten dopisek "przez pewien czas" to forma autocenzury, chodziło o to, że dawał do zrozumienia, że do wieczora 9 kwietnia nic nie wiedział, iż nastąpiła zmiana samolotu którym Brat miał lecieć do Smoleńska.
  7. W raporcie komisji Millera pisze, że na skutek awarii samolotu JAK dziennikarze musieli się przesiąść do innego, zapasowego samolotu tego typu. Ale wyszła na jaw później, w trakcie badania tej sprawy po 10 kwietnia, trudna do wytłumaczenia sprzeczność. Ponieważ dziennikarze rzekomo przesiedli się – ale polecieli samolotem od początku do tego wyznaczonym. Mówi o tym numer samolotu, którym ostatecznie polecieli – taki sam jak we wniosku MSZ do strony rosyjskiej o zgodę na lot. To każe przypuszczać, że awaria była fikcyjna, nie było żadnej przesiadki, a wymyślono to po to by uprawdopodobnić jakieś zmiany tuż przed wylotem delegacji do Smoleńska. By stworzyć zamęt, by trudniej było się połapać w tym – kto jakim samolotem poleciał. W raporcie tłumaczono to w ten sposób, że to była „pomyłka w rozkazie Dowódcy 36SpecPułku.” Dodatkowo w raporcie pisze, że por. Wosztyl dokonał „samowolnej zamiany samolotu JAK na taki, który był zapasowym dla lotu o statusie HEAD”. Zbieg tych okoliczności jest zupełnie nieprawdopodobny. Ta sprawa śmierdzi na kilometr fałszerstwem. To ona ułatwiła mi w znaczącym stopniu rozpoznanie całej mistyfikacji.

  8.  8. W załączniku nr 19 do "Białej Księgi" katastrofy smoleńskiej sporządzonej przez Zespół Parlamentarny - jest zacytowany email p. Katarzyny Doraczyńskiej, która nadzorowała przygotowania do wylotu delegacji: "dziennikarzy, tak jak planowaliśmy - zabierzemy 7-miu w JAKu a 7-miu w Tupolewie".
  9. 9.  W wyniku śledztwa prokuratury cywilnej badającej proces przygotowań do wylotu delegacji nie ustalono kto spowodował, że wszyscy ważni dowódcy wojskowi i Prezydent RP polecieli jednym samolotem. Co więcej - nie odnaleziono żadnego dokumentu, który by wskazywał na to, że taka ewentualność - lot Prezydenta Tupolewem - była na etapie przygotowań rozpatrywana. Potwierdza to prawdziwość tego co piszę powyżej - nie da się udowodnić kto "wsadził" Prezydenta i generalicje do jednego samolotu.... bo nie polecieli jednym samolotem.
  10. 10. Wg raportu NIK badającej podobnie proces przygotowań delegacji do Smoleńska - organizatorzy nie dysponowali w dniu 10 kwietnia pisemną zgodą strony rosyjskiej na przylot i lądowanie w Smoleńsku naszych samolotów. Taką zgodę pozyskano dopiero..... w sierpniu 2010 roku. Uważam, że było inaczej. Tzn. - wówczas zgoda zapewne była - ale dotyczyła lotu Prezydenta samolotem JAK40. Przecież to o taką zgodę prosiło nasze MSZ, zachowały się ślady takiego wniosku. O zgode na lot JAKa z Prezydentem na pokładzie.  W sytuacji ustanowienia kłamstwa smoleńskiego zniszczono ją - a inną, w jej miejsce, pozyskano dopiero w sierpniu. Ale Rosjanie przekazali tą zgodę w bardzo dziwacznej formie. Bo to była zgoda tylko na przelot - bez zgody na lądowanie. Wszystko to wskazuje na matactwa. Bo po co pobierano zgodę na przelot Tupolewa  w sierpniu 2010 roku? To jest jak odcisk palca przestępcy na miejscu zbrodni. 
  11. 11. Po 10 kwietnia zacierano ślady u nas. Systematycznie. Dokładnie. Gruntownie. Rozwiązano 36SpecPułk. Rozwiązano Prokuraturę Wojskową, która prowadziła początkowo śledztwo w tej sprawie. Ukryto raport Millera. I większość wcześniej opublikowanej w internecie dokumentacji. Ale ślady matactw i tak pozostały. 
  12. 12. Jednak najważniejszym faktem potwierdzającym lot Prezydenta do smoleńska samolotem JAK pozostaje przywołana w punkcie 1 konferencja prasowa rzecznika MSZ. Bowiem o ile wszystkie wymienione powyżej  fakty dotyczą etapu przygotowań czy ustaleń późniejszych - na konferencji przekazano ustalenia dokonane w czasie rzeczywistym, wówczas, 10 kwietnia rano,  jeszcze przed faktem podania przez Rosjan ich kłamliwej wersji. Zachowały się ślady w internecie tej konferencji na kilku portalach internetowych (ale większość usunięto) . Można nawet znaleźć godzinę wylotu samolotu z Prezydentem 6:50 /link/  To dopiero kilka dni później  ten czas wylotu zmieniano (co najmniej dwukrotnie, była też wersja 7:00)by ostatecznie podać 7:27. Podobnie na raty powstawała lista ofiar katastrofy. Czyli pierwotna wersja rzecznika MSZ p. Paszkowskiego brzmiała - "Prezydent poleciał do Smoleńska samolotem JAK40 o godzinie 6:50".  Nie ma takiej możliwości by pomylili się we wszystkim. Czas wylotu zmieniać musieli - ponieważ Tupolew latał znacznie szybciej i musieli wszystko dopasować do godziny rzekomej katastrofy.

 

                                           2. Bezprecedensowy akt rosyjskiej agresji. Rosyjski szantaż.

Na terenie Federacji Rosyjskiej w nieznanych okolicznościach w nieznanym czasie doszło do zamachu na samolot z polską delegacją, a w jej składzie  na Prezydenta RP. Strona rosyjska nie zamierzała ukrywać  zbrodni. Około godziny 9:41 polskiego czasu rosyjskie agencje informacyjne podały informację, jaką otrzymały z rosyjskiego Ministerstwa Spraw Nadzwyczajnych, iż w okolicach lotniska Siewiernyj/Smoleńsk rozbił się polski samolot TU-154M1 ze 132 osobami na pokładzie. Wszyscy pasażerowie, w tym Prezydent RP, zginęli. Liczba ofiar 132 – niemożliwa do pomieszczenia w samolocie Tupolew, o czym Rosjanie - producenci samolotu - doskonale wiedzieli  - zdawała się  mówić: albo przyjmiecie naszą wersję albo ofiar może być więcej. Nieprawdziwość tej informacji była od początku naszym władzom znana. Przecież Prezydent nie poleciał Tupolewem – tylko samolotem JAK40. Od razu wiedziano wobec tego, że wskazane miejsce katastrofy jest miejscem fikcyjnym. Wkrótce Rosjanie, ustami swojego Prezydenta, Miedwiediewa, wyrazili oczekiwanie – „że nie wyobrażają sobie, aby polska wersja przyczyn katastrofy różniła się do wersji rosyjskiej”. Był to akt brutalnego szantażu. Polski rząd postawiono pod ścianą.

                               3. Dezinformacja. Budowa smoleńskiego kłamstwa.

Tylko przez niewiele minut po 9:40 w naszej przestrzeni informacyjnej  była jakaś niepewność. Po niedługim czasie pierwsze informacje o locie Prezydenta Jakiem zostały zdementowane i potwierdzono jego  lot Tupolewem. Weryfikacji jedynie podlegała ilość ofiar. Podawano kolejne wersje listy pasażerów – jak gdyby nie było pierwotnej jej wersji – ale jak gdyby dopasowywano  do okoliczności. Równocześnie ukryto zachowanie strony rosyjskiej po rzekomej katastrofie. Ci uniemożliwili jakikolwiek dostęp naszym oficjalnym przedstawicielom do miejsca jej wystąpienia na długie dni. Nie przekazali – do dziś  - żadnego dowodu mającego znaczenie dla ustalenia okoliczności katastrofy. Żadnej dokumentacji video czy fotograficznej miejsca zdarzenia. W istocie żadnego dowodu, mającego jakąś wartość. Nikomu z naszej strony nie zezwolono na wzięcie udziału w poszukiwaniu i identyfikacji zwłok ofiar katastrofy. Nie pozwolono na jakiekolwiek samodzielne badania. Wymuszono stosowanie takich procedur prawnych, które to uniemożliwiały. Ogłoszono katastrofę a nie pozwolono naszym przedstawicielom brać udziału w czynnościach ją wyjaśniających. Do dziś Rosjanie przetrzymują kluczowe dowody – czarne skrzynki samolotu, jego wrak. Strona polska w wyniku rosyjskiego aktu agresji znalazła się w bardzo trudnym położeniu. Wybór był jeden – albo zarzucić Rosjanom zbrodnię – i mieć otwarty konflikt z niemożliwymi do przewidzenia konsekwencjami – albo skapitulować. Na zachowanie naszych władz oczywisty wpływ miało stanowisko sprzymierzonych z nami głównych krajów NATO. Okazało się, że nikt nie chciał umierać za Polskę. Zostaliśmy sami. Można odnieść nawet wrażenie, że wszyscy uznali, iż to nieodpowiedzialne zachowanie polskiego Prezydenta było przyczyną całej sytuacji. Zapewne to z tego powodu, jako wyraz dezaprobaty, nikt ważny, pod błahym pretekstem, nie przybył na pogrzeb Lecha Kaczyńskiego.  Nie było takiej opcji byśmy mogli się przeciwstawić Rosji samodzielnie. Dziś widać, że takie założenie leżało u podstaw rosyjskiego planu agresji. W takiej sytuacji   - zamiast upominania się o prawdę, zamiast wołania o pomoc międzynarodową - zaczęto u nas budowę kłamstwa smoleńskiego = czytaj aktu kapitulacji wobec rosyjskich barbarzyńców. Zabójców bezbronnej, pokojowej delegacji. Te uściski Tuska z Putinem… te kłamstwa Kopacz „o doskonałej współpracy, o przekopywaniu na metr w głąb”  czy to musiało mieć miejsce?  Nigdy nie było żadnego memorandum  podpisanego przez Millera, nigdy rejestrator ATM nie był w Polsce. Kłamstwa na ten temat spreparowano by ukryć fakt przetrzymywania przez Rosjan naszej własności. By ukryć odmowę ich zwrotu, by ukryć fakt naszego pohańbienia.  10 kwietnia zostaliśmy zhańbieni, poniżeni , nasze państwo ujawniło swoją słabość, swoją „teoretyczność”.

                   
                                                                           4. Fikcyjność miejsca katastrofy.

To najlepiej udowodniona sprawa. Bo na podstawie niewielu, ale jednak, dowodów nie-rosyjskiego pochodzenia. W sytuacji, gdy Rosjanie poinformowali o śmierci naszego Prezydenta w wyniku katastrofy Tupolewa ani przez chwilę nie istniał problem realności wskazanego miejsca katastrofy. Od razu było wiadomo, że to fikcja. Ale przed nami tą sprawę ukryto. Tym niemniej w końcu 2013 roku prof. Chris Cieszewski dokonał analizy zdjęcia satelitarnego z 5 kwietnia – porównanie jego z obrazem miejsca katastrofy – również do takiego samego wniosku prowadzi. Miejsce „katastrofy” było przez Rosjan przygotowywane przed faktem jej rzekomego zaistnienia. Dlaczego tak można uważać - ponieważ prof. Cieszewski odkrył, że "białe plamy" widoczne na zdjęciu to nie były, jak przedtem uważano - plamy śniegu. Ale dzieło "rąk ludzkich" . Najprawdopodobniej były to płachty, folie koloru srebrzystego o podobnej do śniegu odblaskowości. Co więcej - położeniu największych "białych plam" na zdjęciu z 5 kwietnia odpowiadało położenie największych części wraku po katastrofie. Nie da się na gruncie nauki wyjaśnić takiej zbieżności. Jedynym racjonalnym wytłumaczeniem tego jest dostrzeżenie fikcyjności miejsca katastrofy. Rosjanie jakiś złom lotniczy przygotowali wcześniej, ukryli go pod plandekami maskującymi - a rankiem 10 kwietnia pokazali światu jako wrak naszego Tupolewa.

Wielu z nas zadaje pytanie - po co Rosjanie mieli by tworzyć fikcyjne miejsce katastrofy? Podejmować ryzyko, że to zostanie odkryte? To niedorzeczne, nieprawdopodobne. A jest akurat zupełnie odwrotnie. Ponieważ - jeżeli tam zdecydowano się na popełnienie tej zbrodni - to rankiem 10 kwietnia musieli coś pokazać światu. Na dowód prawdziwości swojej wersji zdarzeń. Nie mogli mieć pewności, że gdyby doprowadzili rzeczywiście do katastrofy polskiego samolotu podczas lądowania - to uzyskają obraz miejsca zdarzenia taki jaki był im potrzebny. Bo przecież w realnej katastrofie ktoś mógł przeżyć, coś mogło pójść nie tak, coś mogło kazać pytać - dlaczego wszyscy pasażerowie zginęli etc. Bo zginąć musieli wszyscy - nie mogło być żadnych świadków zbrodni przecież. To tłumaczy dlaczego musieli przygotować miejsce fałszywe.

Ponadto są inne jeszcze dowody, które na fałszywość miejsca katastrofy wskazują. Najważniejszym dowodem jest brak jakiegokolwiek dowodu, że ta katastrofa w ogóle miała miejsce. Bo przecież gdyby taki dowód był - było by od razu po sprawie a moje rozważania byłyby bezprzedmiotowe. Znamy obraz katastrofy przede wszystkim z filmów - tego nakręconego przez montażystę TVP Wiśniewskiego oraz filmu nazywanego "1:24" . Pisałem kiedyś o nich. W żadnym razie nie można na nich polegać, traktować jako dowody w sprawie. To mistyfikacje, fałszywki. Ponadto - nigdy nie udowodniono co one właściwie dokumentują. A to jest sprawa podstawowa. Czy dokumentują miejsce rzeczywistej katastrofy naszego Tupolewa czy miejsce, na którym widać złom lotniczy, który tam wcześniej położono.  Na IV Konferencji Smoleńskiej p. Grzegorz Braun zadał te swoje niewygodne pytania. Zrazu nie chciano na nie odpowiedzieć. Ale gdy je ponowił - w końcu odpowiedział aktualny p.o. szefa KBWL - Nowaczyk. Jakie było to pytanie - "skąd wiadomo, że tam leżał rankiem, 10 kwietnia, wrak naszego Tupolewa?". I odpowiedź - nie wiemy tego. Ale przyjmujemy to jako "uprawdopodobnione domniemanie". Zgroza i hańba.

Są jeszcze inne ważne dowody wykluczające zaistnienie wówczas katastrofy we wskazanym  miejscu. To relacje oczekującego na przylot delegacji naszego amb. Jerzego Bahra. Pierwsza - w rozmowie telefonicznej z CO MSZ o godzinie 9:07, a więc 20 minut po rzekomej katastrofie, gdy niczego jeszcze nie ustalono - na pytanie czy widział katastrofę odpowiedział: "nie, myśmy słyszeli tylko, jak samolot przeleciał nad lotniskiem, nisko". Skoro tak - to jak mógł się rozbić we wskazanym miejscu, które znajdowało się przed lotniskiem? Amb. Bahr kilka razy w wywiadach powiedział, że ani on ani inne osoby razem z nim oczekujące na przylot Tupolewa, nie słyszeli odgłosów katastrofy. A przecież rozpadowi blisko 80-ciotonowego samolotu, obojętne z jakiego powody; wybuchów, czy od uderzenia w ziemię - musiał by towarzyszyć wielki huk. Rozrywanie poszycia, rozpad na tysiące, dziesiątki tysięcy części jak nam wmawiano. To musiał by być odgłos podobny do wybuchu bomby lotniczej średniego kalibru. Nasi ludzie tam obecni musieli by coś usłyszeć. A nie słyszeli nic. I jeszcze jedna ważna sprawa. Amb. Bahr w wywiadzie dla Gazety Wyborczej powiedział: "jeszcze przed 9-tą byłem na miejscu katastrofy. Jak zobaczyłem ogrom zniszczeń to chciałem pomagać kogoś ratować, wyciągać pasażerów. Biegałem między częściami wraku - ale nikogo nie znalazłem".  To absolutnie niemożliwe. Samolot rozpadł się na tyle elementów, rozrzuconych na dużej powierzchni - to gdzie ciała ofiar? A przecież akcja ratunkowa jeszcze się nie zaczęła. Tam powinny znajdować się ciała blisko stu pasażerów. A nikogo nie było? To jeden z najważniejszych argumentów przemawiających za fikcyjnością miejsca katastrofy.

Inną kwestą wskazująca na nierealność przedstawionego obrazu zdarzeń jest ich czas. Jak piszę w innym miejscu pierwotnie podawano godz. 8:56. Po ok. dziesięciu dniach Rosjanie zmienili to na godz. 8:41 który do dziś jest oficjalnym czasem zaistnienia katastrofy. Tylko, że - wiele relacji podważa ten czas. Np.  - rozmowa por. Wosztyla z Dyżurnym DKL w Polsce - zapisała się o godz. 8:38 - a Wosztyl informację o rzekomej katastrofie dostał od Rosjan wcześniej. Bo tak już jest z fikcją - jak coś nie miało faktycznie miejsca a tworzy się fikcyjną rzeczywistość - to zazwyczaj jakiś fakt wychodzi na jaw co temu zaprzecza.

                                                               5. Poniżanie naszych władz.

Od samego początku strona Rosyjska prowokowała sytuacje, w których na jaw wychodziła całkowita bezradność, uległość naszych władz, poddanie się rosyjskiemu dyktatowi, kapitulacja. Pierwszym momentem  była sprawa samolotu, jaki uległ katastrofie. Rosjanie poinformowali o katastrofie nie ujawniając początkowo żadnych szczegółów. Gdy u nas poinformowano opinię publiczną, że Prezydent poleciał JAKiem – niezwłocznie przekazano informację odmienną, stawiającą w bardzo trudnej sytuacji nasz rząd. Musiano wobec tego przyznać, że to był Tupolew. Gdy nasz rząd przez szereg dni w milczeniu przyjmował rosyjski czas zaistnienia katastrofy – 8:56 – to po ok. 10 dniach Rosjanie go zmienili na 8:41, ujawniając równocześnie, że nasz rząd wiedział o tym od początku, że to był czas fałszywy. Największym przejawem poniżania polskich władz było sprofanowanie zwłok Prezydenta RP i opublikowanie jego nagich zdjęć w internecie. No i - przede wszystkim - przysłanie zamiast zwłok Prezydenta - jakichś NN - wyjaśniałem tą sprawę w swoich tekstach. Np. tutaj - /link/Takich przejawów poniżania naszych władz, instytucji prowadzących śledztwo, było znacznie więcej – inny przykład -  gdy kopiowano zapisy rejestratora MARS taśmę zakładano odwrotną stroną (relacja biegłego prokuratury), unieważniano zeznania świadków (kontrolerzy lotu) gdy polskie prawo tego nie przewiduje itp. A nasze władze co robiły? Mówiły o „ponadstandardowej doskonałej współpracy w ramach śledztwa” ze stroną rosyjską?

                                    6. Dezinformacja w sprawie Smoleńska dziś.

Mimo zmiany ekipy rządzącej sytuacja w sprawie istnienia kłamstwa smoleńskiego nie uległa zmianie. Przedstawiciele nowej władzy (głównie min. Macierewicz) informują o szeregu nowych, ważnych dowodów w tej sprawie, które dostają i już posiadają, niczego nie ujawniając. Jak gdyby zbierano wyłącznie haki na poprzedników, ale raczej ma to być zasłona dymna dalszego trwania w kłamstwie.  Przecież żadnych konsekwencji wobec ludzi, którzy są odpowiedzialni za udowodnione matactwa nie wyciągnięto. Nikogo nie oskarżono za to nawet. Widać jednocześnie, że trwa poszukiwanie nowej wersji kłamstwa. Wersję z raportu Millera zastępuje "wersja wybuchowa", to tylko inna odsłona smoleńskiego kłamstwa. Jak nie było katastrofy, to nie było wybuchów, wszystko to kłamstwo. Zauważmy przy tym, że wersja 'wybuchowa" zdejmuje całkowicie odpowiedzialność za katastrofę z Rosjan. Bo - skoro były wybuchy - to kto podłożył bombę? Przecież samolot wystartował z Warszawy. Na tą okoliczność powoływał się ostatnio Prezydent FR Putin, mówiąc "by się u was wreszcie opamiętano i zaczęto winnych szukać w Polsce". Ujawnienie prawdy mogło nastąpić miesiące temu. Nie ma żadnej nadziei by to miało nastąpić. Decydują o tym geopolityczne uwarunkowania. Nikt nie jest zainteresowany ujawnieniem faktu, że przez tyle lat okłamywano społeczeństwa tylu krajów, naszych głównych sojuszników z NATO przede wszystkim. Jeżeli nawet wykonywane są jakieś badania u nas – np. ostatnie ekshumacje – to o ich wynikach informuje się w taki sposób, by niczego istotnego nie ujawnić. Co więcej, prowadzi się osłonowe działania dezinformujące ukierunkowujące dyskusję na bezpieczne tory. Przykład – podaje się wstępne wyniki ekshumacji (głównie w formie przecieków do mediów) ale dyskusję sprowadza się do tego, kto w Polsce za opieszałość przeprowadzenia ekshumacji odpowiada. To tym się mamy zajmować. Natomiast ukrywa, zamazuje się fakt bestialstwa Rosjan, którzy nie dość, że zamordowali naszych Rodaków - to jeszcze ich zwłoki profanowali. Zaraz na początku całej sprawy Donald Tusk powiedział, że to „on osobiście definiuje interes naszego państwa gdy idzie o sprawę katastrofy smoleńskiej”. Bo jak powiedział w Sejmie, w styczniu 2011 roku - "lepiej znać prawdę i nie mieć wojny". Wg jego definicji  - można bezkarnie zamordować elitę naszego państwa a naszą odpowiedzią mogą być tylko hańbiące zachowania – uściski z Putinem Tuska, te pamiętne „żółwiki”, popijanie winka podczas sesji w ONZ przez Prezydenta-elekta Dudę wspólnie z Putinem. Kłamstwo jako fundament „dobrej zmiany”. Może komuś to nie przeszkadza, może kogoś to nie uwiera. Ale mnie - tak. Taki rząd, który trwać będzie w tym hańbiącym kłamstwie nigdy nie uzyska mojej akceptacji. Cóż, nie ma szans żadnych  na jakąkolwiek zmianę. Pozostaje wewnętrzna emigracja, bo ta zewnętrzna – już nie dla mnie.


Koniecznie przeczytaj też:  https://www.salon24.pl/u/jerzy-korytko/840600,zmowa-milczenia-wokol-smolenskiego-sledztwa-cien-jalty


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka