Jerzy George Jerzy George
14111
BLOG

Dlaczego Tokarczuk, a nie Zagajewski?

Jerzy George Jerzy George Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 122

Nagrodę Nobla dostał Henryk Sienkiewicz, ale nie dostał jej Bolesław Prus. Dali Nobla Władysławowi Reymontowi, ale nie dali Stefanowi Żeromskiemu. Potem było długo, długo nic. Nie dostała literackiego Nobla ani Maria Dąbrowska, ani żadna inna osoba z Polski. Dopiero po upływie z górą pół wieku dostał go Czesław Miłosz, ale nie dostał Jarosław Iwaszkiewicz. Później Nobla dali Wisławie Szymborskiej, ale nie dali Zbigniewowi Herbertowi. Zaś ostatnio dostała go Olga Tokarczuk, ale nie dostał Adam Zagajewski. Tak to się plotło. Dlaczego? Odpowiedź w sprawie czterech pierwszych Nobli pozostawiam fachowcom, w sprawie piątego spróbuję sam odpowiedzieć.

Krótka odpowiedź brzmi następująco: Bo Olga Tokarczuk lepiej przestrzegała poprawności politycznej niż Adam Zagajewski. Pełna odpowiedź wymaga trochę więcej czasu, choć w sumie też jest bardzo prosta. Nieskomplikowany proces dochodzenia do niej sprowadził się do uprzytomnienia sobie, jakie są kryteria przyznawania nagrody Nobla, i które spośród nich mogły odegrać decydującą rolę przy wyborze laureata. Twórczości literackiej nie ocenia się w komisji noblowskiej na wagę. Nobla można dostać za 350 niedługich wierszy, jak Wisława Szymborska, i za monumentalnych „Buddenbrooków”, jak Tomasz Mann. W samych „Księgach Jakubowych” Olgi Tokarczuk, liczących 912 stron i ważących półtora kilograma, zmieściłoby się kilka kompletów dzieł wszystkich Adama Zagajewskiego, ale dla komisji noblowskiej zapewne nie miało to rozstrzygającego znaczenia. O tym, czy dana twórczość zasługuje na Nobla, decydują inne kryteria, takie jak wartość literacka dzieł składających się na nią, ich wartość poznawcza, humanizm, ponadczasowość, uniwersalizm. Tutaj pani Olga i pan Adam idą niestety łeb w łeb, trzeba więc było wziąć pod uwagę dodatkowe kryteria. Kiedyś z pomocą przychodziło w takich wypadkach przywiązanie autora do narodowej tradycji i religii. Za te między innymi walory nagrodę Nobla otrzymał Sienkiewicz. U Prusa, który został przez Sztokholm pominięty, chyba jednak za mało było „wcielania siebie w ducha narodu”, a za dużo swobody obyczajowej i dezynwoltury wobec „naszego nieszczęsnego kraju”. Dziś, w dobie poprawności politycznej, Prusowi by to liczono jako atuty.

To, że w konkurencji o nazwie poprawność polityczna lepsza okazała się Tokarczuk, wcale nie oznacza, że Zagajewski zaniedbywał tę dziedzinę. Wprost przeciwnie, kultywował ją nawet z większą determinacją niż pani Olga. Pani Oldze zdarzyło się właściwie tylko raz z hukiem zademonstrować swe oddanie sprawie poprawności politycznej. Było to w 2015 roku, jeszcze przed wyborami parlamentarnymi, gdy dostawszy nagrodę Nike wygłosiła ona w TVP następującą opinię:

„Trzeba będzie stanąć z własną historią twarzą w twarz i spróbować napisać ją trochę od nowa, nie ukrywając tych wszystkich strasznych rzeczy, które robiliśmy, jako kolonizatorzy, większość narodowa, która tłumiła mniejszość, jako właściciele niewolników czy mordercy Żydów.”

Później już tylko tę opinię ponawiała, nie dodając nic nowego. Zagajewski, w odróżnieniu od niej, zabłysnął gromką poprawnością polityczną co najmniej parokrotnie i za każdym razem w inny sposób. Pierwsze zabłyśnięcie, jakie pamiętam, to poprawny politycznie wiersz, w którym poeta z gryzącą ironią doradzał nowo powstałemu rządowi PiS, by rozstrzelać kilku reżyserów filmowych, internować dożywotnio wszystkich profesorów prawa konstytucyjnego i wysłać większość dziennikarzy na Madagaskar.

Następne zabłyśnięcie. W książce Adama Zagajewskiego wydanej 13 maja bieżącego roku znalazło się wzruszające wyznanie:

„Gdybym był filozofem, napisałbym rozprawę o uśmiechu – o tym, jak zmienia twarz kobiety czy mężczyzny, jak sprawia, że twarde rysy twarzy kogoś nieuważnego, nieobecnego, wycofanego, niekiedy może pełnego niechęci, albo po prostu głęboko obojętnego, zmęczonego, zdeprymowanego, nagle miękną i ślą do innych sygnał mówiący: jestem człowiekiem, nie jestem taki zły. Może nawet mówi coś więcej: jestem wolny.”

Niedługo potem (9 czerwca) w ramach promocji tejże książki, poeta z całą polityczną poprawnością, na jaką go było stać, uśmiechnął się do Beaty Szydło:

„Pani Szydło jest ideałem człowieczeństwa dla pół miliona osób. Nie zna języków, okropnie się ubiera, mówi głosem przedszkolanki w depresji, najwyraźniej nie uprawia sportu i nie czyta rozpraw Carla Schmitta, jak jej tajemniczy szef – ale podoba się. Myślę, że tylko Gombrowicz mógłby nam to wytłumaczyć.”

Salon zawył z zachwytu, Sztokholm pewnie też. Nic więc dziwnego, że Adam Zagajewski zapragnął jeszcze raz przed ogłoszeniem literackich nagród Nobla zabłysnąć poprawnością polityczną. I zabłysnął, 7 sierpnia, wraz z innymi poetami:

„Z niepokojem i z bólem przyglądamy się temu, jak prezydent wolnego państwa polskiego udziela poparcia kultowi Brygady Świętokrzyskiej splamionej współpracą z hitlerowcami.”

Nic to nie pomogło. Nagrodę Nobla przyznano Oldze Tokarczuk, która rozumiała, że sama poprawność polityczna nie wystarcza. Potrzebna jest jeszcze przezorność polityczna. Nie wiem, nie znam się, ale Unia Europejska do niedawna zdaje się darła trochę koty z Izraelem. W każdym razie krytyka Izraela w oczach arbitrów poprawności politycznej przez jakiś czas nie uchodziła za koniec świata. Zagajewski chyba za bardzo w to uwierzył. Albo po prostu przegapił moment, kiedy góra nagle zmieniła instrukcję. Krytykę Izraela zaczęto odtąd uznawać w Europie za antysemityzm, on tymczasem nigdy nie odwołał swojej wypowiedzi o Izraelu z 2012 roku:

„Mnie się podoba model polski. Mnie się jednak podoba to, że była gruba kreska. Dla mnie czymś strasznym jest przykład z Izraelem, gdzie nie było żadnej grubej kreski, gdzie Żydzi, którzy byli ofiarami najstraszliwszej zbrodni w czasie wojny, zamienili się... no nie w katów, ale traktują Palestyńczyków bardzo niedobrze, i gdzie po prostu jakby nie ma chwili przerwy w procesie gwałtowności. I wolę już nawet sytuacje fałszywe, nieprzyjemne w Polsce niż ten łańcuch przemocy, gdzie za każdą zbrodnię odpłaca się dziesięciokrotnie i gdzie nie ma możliwości zatrzymania tej lawiny przemocy. Dlatego ze wszystkimi nieprzyjemnościami sytuacji polskiej uważam, że dobrze się stało, że stanęliśmy raczej po stronie zamknięcia oczu... może to jest za dużo powiedziane, bo oczy trzeba mieć szeroko otwarte, ale że nie nastąpiło przejście do czynów gwałtownych, że nie było rewolucji, wieszania komunistów - bo każde wieszanie powoduje następne wieszanie - i że ten łańcuch się tutaj zamknął, zatrzymał.”

Polityczna przezorność Olgi Tokarczuk uchroniła ją przed mówieniem podobnych rzeczy i przed konieczością późniejszego odwoływania ich. Stąd być może wziął się Nobel dla niej i brak Nobla dla Zagajewskiego. Zwycięzców się nie sądzi. Niemniej szkoda, że laureatka nie zamierza odwołać niefortunnych słów o Polakach.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura