Jerzy Żyżyński Jerzy Żyżyński
9488
BLOG

Na czym polega problem tzw. „frankowiczów” i jak go rozwiązać

Jerzy Żyżyński Jerzy Żyżyński Polityka Obserwuj notkę 1

Problem tarapatów w jakie wpadli ci, których namówiono do wzięcia kredytów we frankach szwajcarskich wyjaśnię na prostym przykładzie. Przypuśćmy, że ktoś wziął kredyt na budowę domu w wysokości 1 mln zł na 10 lat.

Rozważmy jego roczne zobowiązania, jakie wynikły z tego, że zgodził się za namową tzw. doradcy finansowego, czyli osoby, do której miał prawo mieć zaufanie, by kredyt ten i jego zobowiązania przeliczać na franki szwajcarskie w sytuacji, gdy przez pierwsze trzy lata kurs franka wynosił 2 zł/ fr (tyle mniej więcej było w 2008 r) i po trzech latach zaczął rosnąć stopniowo osiągając wartości 3, 4, 5 i kurs 5 utrzymywał się do końca okresu kredytowania. Oczywiście w rzeczywistości ostatni skok kursu do 5 zł/fr był skokowy i prawdopodobnie ten wzrost jest w ogóle krótkookresowy, ale dla uwyraźnienia przykładu załóżmy, że kurs franka ustabilizował się na 5 zł. od szóstego roku kredytowania. Oprocentowanie kredytów jest stałe, niskie, tylko 2%.

Załóżmy też najprostszy schemat spłaty kredytu, według stałych rat kapitałowych – odsetki obciążają malejący dług, a rata kapitałowa, wynikająca z podzielenia długu przez 10 (liczba lat) razem z odsetkami daje całkowitą ratę – stopniowo malejącą, jeśli liczymy we frankach. Banki co prawda na ogół stosują schemat spłat według tzw. rat annuitetowych – takich, że suma raty kapitałowej i odsetek jest stała przy niezmiennej stopie procentowej, ale w rzeczywistości zmiany stóp procentowych i tak zmieniają wielkość tych rat –  w przypadku tej metody różnice w porównaniu z metodą równych rat kapitałowych są w gruncie rzeczy niewielkie, co wyjaśnię na końcu. Efekty przedstawia poniższa tabela.

Tabela 1. Spłata kredytu „frankowego” według schematu równych rat kapitałowych

lata kapitał f kurs kapitał zł rata ods f rata ods zł rata kapit f rata kapit zł rata całk f rata całk zł
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
1 500 000 2 1 000 000 10 000 20 000 50 000 100 000 60 000 120 000
2 450 000 2 900 000 9 000 18 000 50 000 100 000 59 000 118 000
3 400 000 2 800 000 8 000 16 000 50 000 100 000 58 000 116 000
4 350 000 3 1 050 000 7 000 21 000 50 000 150 000 57 000 171 000
5 300 000 4 1 200 000 6 000 24 000 50 000 200 000 56 000 224 000
6 250 000 5 1 250 000 5 000 25 000 50 000 250 000 55 000 275 000
7 200 000 5 1 000 000 4 000 20 000 50 000 250 000 54 000 270 000
8 150 000 5 750 000 3 000 15 000 50 000 250 000 53 000 265 000
9 100 000 5 500 000 2 000 10 000 50 000 250 000 52 000 260 000
10 50 000 5 250 000 1 000 5 000 50 000 250 000 51 000 255 000
55 000 174 000 500 000 1 900 000 555 000 2 074 000

 

Kredyt  i zadłużenie we frankach przedstawia kolumna 2. Równe raty kapitałowe powodują, że kapitał we frankach stopniowo maleje co roku o 50 tys. Zadłużenie w złotych przedstawia kolumna 4, jest ono efektem przeliczenia według kursu ujętego w kolumnie 3.

W kolumnie 5 podane są raty odsetkowe wynikające z przemnożenia kapitału z kolumny 2 przez oprocentowanie 2%. Ponieważ kapitał, czyli zadłużenie we frankach stopniowo maleje, maleją i raty odsetek. Łącznie z ratami kapitałowymi dają całkowite obciążenie we frankach ujęte w kolumnie 9 – stopniowo maleją z 60 tys. franków rocznie do 51 tys. franków. Ale inaczej to wygląda po przeliczeniu na złote, co przedstawia kolumna 10 – kolumny 9 i 10 przedstawiają obciążenie kredytobiorcy. Raty całkowite najpierw maleją z 120 tys. zł do 116 tys. zł, ale potem rosną do 275 tys. i dopiero po ustabilizowaniu kursu stopniowo maleją. Oczywiście przy stabilnych złotowych dochodach kredytobiorców jest to druzgocący wzrost obciążenia – z 120 tys. zł  do grubo ponad 200tys.

Na czym polega problem – pokazują to dane w kolumnie 4, gdzie mamy wartość kapitału w złotych – jest to zadłużenie wobec banku. Okazuje się, że na początku jest to oczywiście 1 mln zł, potem stopniowo malało, ale w czwartym roku gwałtownie skoczyło do 1,05 mln, dalej rosło przekraczając znacznie początkową wartość kredytu, aż do 1, 25 miliona w szóstym roku, w siódmym roku wynosi milion, tyle, co na początku – i dopiero w kolejnych trzech latach stopniowo spada do zera – ale jak widzimy w kolumnie 8 raty kapitałowe są wysokie i szybko redukują dług.

Ostatni wiersz pokazuje efekt tego procesu – sumy wartości. Jak widzimy, obywatel we frankach spłacił dług i dał bankowi odsetki w sumie na 55 tys. franków. Ale w złotych zapłacone odsetki to 174 tys. a  kapitał 1900 tys. W sumie bank wziął od kredytobiorcy 2 mln 74 tys., a przecież pożyczył mu tylko 1 mln. Bank „za bez durno” wziął 900 tys., „ocykał” swego klienta na 900 tys.

Tu jest potrzebne jedno wyjaśnienie. Waluta szwajcarska była jedynie przelicznikiem, swego rodzaju pretekstem i usprawiedliwieniem dla niższego oprocentowania kredytów. Bank faktycznie nie kupował tych franków, bo po co, przecież klient płacił deweloperowi w złotówkach, gdyby bank franki kupował, to te  900 tys. zł można by uznać za jego koszt, który musiałby być pokryty przez kredytobiorcę. Ale faktycznie tego kosztu nie ponoszono, bo frank jest w tych kredytach tylko wirtualnym przelicznikiem, zaś 900 zł jest oczywiście niewirtualnym zyskiem banku.

Trzeba jasno powiedzieć: bank niezasłużenie zarobił 900 tys. Niezasłużenie, bo nie jest to wynik jego aktywności, jakiejś specjalnej inwencji, a jedynie niezależnych od niego zmian kursu franka.

Jeśli to zrozumiemy, to rozwiązanie problemu jest jasne: ten niezasłużony zarobek powinien być zwrócony kredytobiorcy. Ostatni wiersz podsumowania pokazuje, że suma rat frankowych to 555 tys., ale złotowych to 2 mln 74 tys. Gdyby kredyt był brany w Szwajcarii, to zysk banku wyniósłby tylko 11 proc. Ale tu zysk wyniósł 107% – tyle wyniosła w tym przykładzie nadwyżka 1,074 mln w stosunku do tego, co bank pożyczył na początku, czyli 1 mln zł. Nie ma żadnego argumentu za tym, że  zysk ten może być należnym wynagrodzeniem banku.

Gdybyśmy zastosowali w tej tabeli schemat annuitetowy, to zysk frankowy wniósłby dla banku 13% a złotowy jeszcze więcej, bo 113%, raty frankowe byłyby stabilne 55tys 663 franki, ale złotowe wzrosłyby z 113 tys. zł. do 278 tys. zł., zaś kapitał (zadłużenie) osiągnąłby w siódmym roku aż 1mln312 tys. zł.

Dyletanci, którzy wypowiadają się najczęściej, na ogół nie rozumieją kategorii finansowych i błędnie przypisują ten sukces „sprytowi i inwencji” bankierów. Zysk banku powinien pochodzić z jego aktywności zwiększającej majtek zarówno ludzi, na przykład inwestujących w mieszkania, jak i majątek produkcyjny gospodarki, gdy kredytują przedsiębiorców. Tak przez wieki rosło bogactwo społeczeństw. Natomiast najgorzej dzieje się, gdy banki usiłują zarabiać na spekulacji, czyli niezależnych od nich zdarzeń losowych – już pomijam kwestię prowokowania pozornie przypadkowych zdarzeń losowych, jak to się dzieje w przypadku tzw. operacji krótkich. Najgorzej, bo takie zarobki są zwykle efektem krzywdy tych którzy tracą majątki i bankrutują. Wtedy traci cała gospodarka.

Nie uważam, ze taki zarobek, jeśli osiągają jest efektem „geniuszu finansistów”. Dyletanci (to takie eleganckie określenie na ignorantów), że ludzie ryzykowali i muszą teraz za to zapłacić,  powinni byli wiedzieć, że „kredyty należy brać w takim pieniądzu, w jakim się zarabia”, powinni byli wiedzieć, że istnieje ryzyko kursowe. – Ja takie gadanie określam krótko: takie tam ple ple ple. To bankierzy powinni wiedzieć, co to jest ryzyko kredytowe i to doradcy finansowi, jako pracownicy banków – instytucji zaufania publicznego – powinni powiedzieć swym klientom, jakie należy zastosować instrumenty zabezpieczenia przed ryzykiem kursowym. A jeśli tego nie zrobili, to powinni zwrócić niezasłużony zarobek, oddać swym klientom – jak w tym przykładzie 900 tys.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka