Jerzy Żyżyński Jerzy Żyżyński
3329
BLOG

Bieda ci, oj bieda banków kredytujących frankowo

Jerzy Żyżyński Jerzy Żyżyński Gospodarka Obserwuj notkę 13

Gwałtowny wzrost kursu franka szwajcarskiego, w efekcie osłabienie złotego w stosunku do tej waluty, spowodowało znaczne zwiększenie obciążeń kredytobiorców, którzy muszą płacić wyższe raty spłat kredytów i do tego dowiadują się, że ich zadłużenie w stosunku do banku nie tylko nie maleje, ale nawet rośnie. Jak pokazywałem na przykładzie (Jerzy Żyżyński – Na czym polega problem tzw. „frankowiczów” i jak go rozwiązać), jest to nieuniknione, jeśli kurs waluty, w której jest denominowany kredyt, rośnie szybciej niż tempo spłaty kredytu w tej walucie – bo szybciej rośnie złotowa wartość kapitału, czyli tego, co ma kredytobiorca do zwrócenia bankowi.

W Sejmie odbyło się specjalne posiedzenie Komisji Finansów poświęcone temu problemowi, ale efekt był właściwie żaden – ot tak żeśmy sobie pogadali, a prominentne osoby z sektora finansowego miały okazję do wygłoszenia obszernych referatów. I oto dowiedzieliśmy się, że tak właściwe to banki mają tylko z tym kłopot, bo – cytuję za skrótowym omówieniem z Dziennika Gazety Prawnej (Marek Chądzyński, Przewalutowanie? Tak, ale z równym podziałem ryzyka, DGP 4 luty, str. A4) – jest to ryzykowne dla banków, bo w ich bilansach skokowo rosną aktywa, które trzeba pokryć jakimiś pasywami – np. depozytami lub pożyczkami od innych instytucji finansowych; pośredni skutek jest taki, że banki, choć dobrze skapitalizowane – nie zwiększają akcji kredytowej, bo ich aktywa rosną i nowe kredyty coraz trudniej byłoby sfinansować.  Słowem, „kredytobiorcy płacą coraz więcej, ich dług wobec banków rośnie i te biedne banki mają z tym tylko kłopot”.

Jest tu jednak niestety opowiadanie głupstw, czy mówiąc łagodniej – wiele nieporozumień, które trzeba wyjaśnić. I znowu posłużę się przykładem, bo na prostych liczbach najlepiej wszystko widać. Bilans banku jak każdej jednostki gospodarującej jest specyficznym zestawieniem, które składa z dwóch części: aktywów, w tradycyjnym ujęciu sytuowanych po lewej stronie, i pasywów po prawej stronie – to nasze tradycyjne polskie określenie uważam zresztą za niezbyt szczęśliwe, bo nie oddaje ich istoty, lepiej powiedzieć „zobowiązania”. Aktywa zestawiają to, co jednostka gospodarująca posiada, co jest jej majątkiem, w tym niektóre przynoszące dochody elementy przekazane innym, a jako, że zostały przekazane, nazywane są należnościami. Natomiast pasywa zestawiają źródła pochodzenia tego majątku, skąd wzięły się posiadane środki, wobec kogo jesteśmy zatem zobowiązani – nazywamy je kapitałem i dzielą się na kapitał obcy, pozyskany z zewnątrz i kapitał własny, czyli to, co pochodzi od właścicieli.  I jak już chyba każdy wie, bo weszło to nawet do popularnych powiedzonek, lewa strona bilansu musi się równać prawej stronie. Takie podstawowe bardzo uproszczone zestawienie bilansowe banku po wpłaceniu depozytu przedstawia poniższa tabela.

Tabela 1. Bilans banku po wpłaceniu depozytu

Aktywa

Pasywa

gotówka

1000000

depozyt A

1000000

środki własne

1000000

kapitał własny

1000000

Razem

2000000

Razem

2000000

Jeżeli ktoś wpłacił depozyt w wysokości 1 mln zł, to bank posiada 1 mln wpłaconej gotówki, którą zawdzięcza wpłaconemu przez A depozytowi – to jest źródło tych środków i są one kapitałem obcym. Ponadto bank posiada środki własne (środki trwałe i inne aktywa majątkowe), które zostały sfinansowane kapitałem własnym – są to na przykład akcje akcjonariuszy banku o nominalnej (księgowej) wartości 1 mln zł. Wszystko się zgadza, lewa strona równa się prawej.

Jeśli ten bank udzielił kredytu w złotych, to jego sytuacja bilansowa jest jasna: pozbawia się gotówki, została przekazana kredytobiorcy B, po lewej stronie mamy zapisaną pozycję „pracującą” kredyt, który przynosi odsetki będące źródłem dochodu banku i jego zysku. Sytuację bilansową przedstawia tabela 2.

Tabela 2. Bilans banku po udzieleniu kredytu

Aktywa

Pasywa

kredyt B

1000000

depozyt A

1000000

środki własne

1000000

kapitał własny

1000000

Razem

2000000

Razem

2000000

Gdy kredytobiorca spłaci kredyt, to do banku wróci gotówka i bank może zrealizować swe zobowiązania wobec deponenta, czyli oddać mu jego środki – w międzyczasie zarobił i zapłacił odsetki temu, kto powierzył mu swe oszczędności, obywatelowi A. Wszystko gra: lewa strona równa się prawej – ilustruje to tabela 3.

Tabela 3. Bilans banku po spłaceniu kredytu

Aktywa

Pasywa

gotówka

1000000

depozyt A

1000000

środki własne

1000000

kapitał własny

1000000

Razem

2000000

Razem

2000000

Załóżmy teraz, że bank udzielił obywatelowi C kredytu denominowanego w frankach szwajcarskich., których kurs wynosi 2 zł za franka. Wtedy bilans musimy uzupełnić o informację o stanie należności, czyli zadłużenia kredytobiorcy w stosunku do banku w tej walucie – wynosi ono 500 tys. franków.

Tabela 4. Bilans banku po udzieleniu kredytu denominowanego we frankach wg kursu 2 zł/fr

   

Aktywa

Pasywa

we frankach

500 tys.

kredyt C

1000000

depozyt A

1000000

   

środki własne

1000000

kapitał własny

1000000

   

Razem

2000000

Razem

2000000

Po roku klient spłacił kredyt, ale w momencie spłaty kurs franka wzrósł do 4 zł, zatem w złotych musiał oddać 2 mln., bo w nowych warunkach narzuconych decyzją banku centralnego kraju Wilhelma Tella jest to zlotowy równoważnik 500 tys. franków – i w bilansie pojawiają się kłopoty:

Tabela 5. Bilans banku po spłaceniu kredytu denominowanego we frankach wg kurs 4zł/fr

   

Aktywa

Pasywa

we frankach

500 tys.

gotówka

2000000

depozyt

1000000

   

środki własne

1000000

kapitał własny

1000000

   

Razem

3000000

Razem

2000000

 

 

 

 

Niedobór

1000000

Rzeczywiście, aktywa w osobliwy sposób „spuchły” wynoszą teraz 3 mln, a przecież zobowiązania wobec deponenta nie zmieniły się, a kapitał akcjonariuszy, za który kupiono środki własne, to nadal 1 mln zł. Bank ma zatem dodatkowe realne środki, które musi zapisać jako jakieś zobowiązania, coś musi z tymi pieniędzmi księgowo zrobić, a na dodatek ma problem z adekwatnością kapitałową.

Interpretacja tego zjawiska w znacznej mierze zależy od tego, czy w tej całej operacji w ogóle pojawiały się franki. Uważa się, że nie – i także moim zdaniem tak było – i działo się to mniej więcej tak:

Przychodzi potrzebujący miliona do banku i prosi o kredyt. To mu się mówi: – Ależ drogi kliencie, kredyt w złotych jest drogi, wysoko oprocentowany, niech pan weźmie we frankach, tam procenty są niskie, będzie pan mniej obciążony spłatami i może wziąć więcej. – OK, biorę franki. – No ale po co panu do ręki te franki, pan chce franki, 500 tys. ale zaraz nam pan je sprzedaje po 2 zł i ma 1 mln, który przelewa na konto dewelopera, do ręki panu te franki nie są potrzebne, pan tylko formalnie nam jest winien franki. – OK, biorę niby franki, faktycznie złote. Klient zatem tych franków nie zobaczył na oczy. A gdy przyszedł czas na spłatę, mówi mu się: – Niech nam pan teraz odda 2 mln. – Jakie 2 mln, przecież daliście mi tylko 1 mln! – No nie, myśmy ci drogi kliencie pożyczyli 500 tys. franków, ty nam teraz oddajesz nie 2 mln zł lecz 500 tys. franków, to kosztuje 2 mln, bo kurs franka wynosi teraz 4 zł.

No więc były te franki, czy tylko się o nich mówiło? Klient może oczywiście oddawać we frankach, pójdzie do kantoru, kupi 500 tys. franków i odda bankowi – tak niektórzy robią, trochę mogą zyskiwać na różnicy między cenami kupna i sprzedaży – ale i tak kosztuje go to ok. 2 mln zł, choć przecież pożyczył 1 mln naszej kochanej waluty.

Być może formalnie jednak w czeluściach bankowych księgowości pojawił się frank, bo przecież umowa na niego niby opiewała. Nie musiał się jednak pojawiać realnie, mógł tylko w pewnym sensie symbolicznie, wirtualnie – w dzisiejszym świecie znaleziono na to sposób dość osobliwy: jest to współpraca z tzw. funduszami hedgingowymi, wobec których bank wystawia tzw. swapy – są to osobliwe instrumenty finansowe, tzw. „wynalazki finansowe XX w.” W ten sposób księgowo wszystko gra, rośnie pozycja funduszu hedgingowego na swapach, czyli zobowiązanie banku wobec tej instytucji, która potem wypłaca sobie pieniądze. I oto w rezultacie nadzwyczajny zysk zostaje przeniesiony poza granice naszego pięknego kraju. Poza granice, bo poletka na których pasą się tłuste stada firm hedgingowych  to łany gospodarki globalnej, ale „jak wieść gminna niesie”, bydełka z tego stada są zwykle ściśle kapitałowo i własnościowo powiązane z bankami.

Tabela 6. Bilans banku współdziałającego z funduszem hedgingowym.

   

Aktywa

Pasywa

we frankach

500 tys.

gotówka

2000000

depozyt

1000000

 

 

środki własne

1000000

kapitał własny

1000000

 

 

 

 

pozycja funduszu hedgingowego

1000000

   

Razem

3000000

Razem

3000000

Zatem nic w przyrodzie nie ginie, tylko zmienia właściciela, jak mówi stare porzekadło. Instrument pochodny, podobnie jak było ze słynnymi opcjami walutowymi, staje się w ten sposób narzędziem manipulacji i wyprowadzania dochodu narodowego z Polski. A przecież nie tylko w naszej ojczyźnie to się dzieje, nic dziwnego zatem że na całym świecie instrumenty pochodne, kiedyś ważne jako użyteczny sposób na zabezpieczenie transakcji obciążonych dużym ryzykiem (głównie w handlu produktami rolnymi i niektórymi surowcami o zmiennych i nieprzewidywalnych cenach), teraz są obiektem surowej krytyki jako narzędzia manipulacji i prymitywnego naciągactwa, które nie służy gospodarce, ale pozwala wąskiej grupie wyciągać miliardy z kieszeni milionów. To niestety smutne pokłosie czegoś co przed laty, gdy nie rozumieliśmy jeszcze tego skutków, było dla nas obiektem entuzjastycznej oceny – deregulacji sfery finansów, uruchomionej w ramach tzw. reaganomiki i thatcheryzmu. Wygląda na to, że politycy pełni werwy i zdecydowania – co doprowadziło ich do licznych godnych chwały sukcesów – ale niewykształceni ekonomicznie, dali się sami naciągnąć finansowej hochsztaplerce i powołali do życia smoka, który nas teraz zżera i jest główną przyczyną światowego kryzysu.

W naszym przykładzie oczywiście gorzej by było, gdyby frank się osłabił, na przykład jego kurs spadł z 2 zł na 1 zł. Wtedy, jak łatwo zauważyć, kredytobiorca spłaciłby bankowi tylko 500 tys. zł, on by oczywiście radosny zacierał ręce, natomiast po lewej stronie bilansu pojawiłby się niedobór – jedyny sposób zaksięgowania takiej hipotetycznej sytuacji tak, aby lewa strona zrównała się z prawą to postępowanie takie jak w przypadku niespłaconych kredytów, wprowadzenie w pasywach nowej pozycji – straty nadzwyczajne -500 tys. zł – ujemna pozycja przeniesiona z rachunku strat i zysków, zrównoważy bilans, ale oczywiście bank nie byłby w stanie spłacić zobowiązań wobec klienta A – nazywa się to „niedoborem płynności” i to jest prosta droga do bankructwa. Dlatego na Zachodzie wspierano banki w ten sposób, że państwo „dokapitalizowało” je dostarczając gotówki, by mogły realizować swe zobowiązania wobec deponentów. Oczywiście księgowo musiała się pojawić gotówka po lewej stronie i źródło pochodzenia – zobowiązania wobec państwa jako nowego udziałowca kapitału własnego. Tradycyjnie rolę wspierającą pełniły banki centralne – kredytodawcy ostatniej instancji dla banków, które mają poważny niedobór – źródłem środków dla banku centralnego były rezerwy obowiązkowe odprowadzane przez wszystkie banki komercyjne.

Swapy to jednak pewna wirtualna gra, która dopiero w fazie ostatecznej ujawnia swe prawdziwe, realne skutki. Gdy natomiast pominiemy te wynalazki, i spojrzymy realnie, to przecież  w wyniku umocnienia franka pojawiła się nadwyżka, tylko na pozór kłopotliwa księgowo. A iluż chciałoby mieć takie „kłopoty”: dzięki decyzji szwajcarskiego banku centralnego z nieba spadło 1 mln zł….sorry, nie tyle z nieba, ale taki pojawił się klimat finansowy, że można było od kredytobiorcy, którego udało się zabajerować na zapożyczenie się we frankach (banki przecież doskonale wiedziały, że frank był w tym czasie niedowartościowany, dlatego wystawiły swapy na wzrost kursu), wydusić dodatkowe 1 mln zł, bo jego zadłużenie wobec banku „cudownie wzrosło” – można powiedzieć, że nowe wartości w aktywach „powstały z niczego”, taki sobie finansowy „cud”.

Ten kłopot to jest zatem całkiem przyjemny kłopot, bo podczas gdy od kredytobiorcy B bank pozyskał tylko odsetki, to od C ma mniejsze odsetki, ale za to cudowne rozmnożenie aktywów, tylko problem, jak zbilansować prawą stronę z lewą. Jest w błędzie ten, kto twierdzi, że dla zrównania prawej strony z lewą trzeba pozyskać depozyty – w błedzie, bo każde realnie pozyskane środki są zapisane w pasywach jako zobowiązanie, ale jednocześnie w aktywach jako gotówka lub papiery wartościowe (na przykład obligacje), gdy ktoś wchodzi na udziałowca wnosząc nie gotówkę lecz papiery wartościowe – w efekcie zawsze gdy rośnie prawa strona, to rośnie i lewa. Jest zatem nieporozumieniem, że można wyrównać bilans pozyskując jakieś pasywa, czyli powiększając kapitał –faktycznie wyrównanie nastąpiło w wyniku „wyrośnięcia” po cichu hodowanej roślinki na pasywach – zobowiązania wobec funduszu hedgingowego.

Jak nam pokazuje tabela 4, co najmniej dyskusyjne jest też twierdzenie, że „banki, choć dobrze skapitalizowane – nie zwiększają akcji kredytowej, bo ich aktywa rosną i nowe kredyty coraz trudniej byłoby sfinansować”. To też opowiadanie „bajerów”, bo jak widzimy, gdy nastąpiła spłata kredytu, bank dysponuje większymi środkami, dodatkowe milion „za frico”, które mógłby przecież uruchomić w akcji kredytowej, a z części może powiększyć rezerwy dla zachowania „adekwatności kapitałowej”. Tu jednak „topi” je w swapach, które stają się zyskiem powiązanej instytucji finansowej.

Gdyby nie było tych wynalazków XX w., to przepływy finansowe miałyby bardziej realny i konkretny kształt, jeśli „kłopotliwa” nadwyżka pojawiła się po lewej stronie efektywnie jako gotówka, to można by zaksięgować pozycję przeniesioną z rachunku strat i zysków – nadzwyczajny zysk – ilustruje to tabela 7.

Tabela 7. Wyrównanie bilansu banku przez zaksięgowanie zysku nadzwyczajnego

   

Aktywa

Pasywa

we frankach

500 tys

gotówka

2000000

depozyt

1000000

   

środki trwałe

1000000

kapitał własny

1000000

   

 

 

zysk nadzw.

1000000

   

Razem

3000000

Razem

3000000

Nadzwyczajny zysk, to jest właśnie to źródło pochodzenia dodatkowego miliona, wtedy dodatkowa gotówka może być normalnie opodatkowana, a jeśli zostanie podzielona między akcjonariuszy albo przeznaczona na inne wydatki. Ja myślę jednak (to taki mój „wynalazek”), że z tytułu tego nadzwyczajnego zysku powinno się zastosować w pasywach inny mechanizm absorbujący jak sprężyna ten nadmiar środków. Powinna to być korekta nominalnej wartości kapitału akcyjnego, jego waloryzacja z tytułu operacji denominowanych w obcej walucie. Ilustruje to tabela 8.

Tabela 8. Wyrównanie bilansu banku przez zwaloryzowanie kapitału własnego

   

Aktywa

Pasywa

we frankach

500 tys

gotówka

2000000

depozyt A

1000000

   

środki trwałe

1000000

kapitał własny

1000000

   

 

 

waloryzacja kapitału

1000000

   

Razem

3000000

Razem

3000000

Taka waloryzacja rozłożona na cały kapitał akcyjny według wzoru, który każdy może sobie wyprowadzić na podstawie wiedzy matematycznej ze szkoły średniej, absorbowałaby ryzyko zarówno wzrostu, jak i spadku wartości waluty, w której denominowano kredyt. Podwyższenie nominalnej wartości akcji nie dawałoby bezpośrednio nic akcjonariuszom, natomiast wymuszałoby wykorzystanie środków na inne cele niż podział zysku – choćby na działalność kredytową., albo nawet podzielenie się korzyścią z kredytobiorcą, który poniósł wysokie koszty tej aprecjacji franka i powinno mu się to częściowo skompensować – co postulowałem w swym pierwszym tekście.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka