Jacek K. Sokołowski Jacek K. Sokołowski
488
BLOG

Schengen a sprawa polska

Jacek K. Sokołowski Jacek K. Sokołowski Polityka Obserwuj notkę 2

To co stało się wczoraj jest dosyć symptomatyczne i chciałbym żeby wszyscy euroentuzjaści, wypierający istnienie egoizmów narodowych w UE przyjrzeli się temu uważnie: oto minister spraw wewnętrznych RFN - kraju, który we wrześniu 2015 otworzył granice przed falą migrantów - oświadcza, że "potrzebujemy trwałego zmniejszenia liczby uchodźców" i to "w najbliższych tygodniach". Dodaje przy tym, że Grecja musi w tym względzie "odrobić lekcje", w przeciwnym wypadku bowiem "nie można wykluczyć" wyłączenia jej ze strefy Schengen. Innymi słowy - Niemcy wycofują się z polityki "otwartych drzwi", próbując przerzucić odpowiedzialność za powstały kryzys na Grecję i starając się zmusić ją do pełnienia roli strażnika granicy zewnętrznej Unii. Naprawdę warto przemyśleć relacje silne państwa - słabe państwa w UE na przykładzie tego kazusiku. Tym bardziej, że jeszcze 4 miesiące temu, gdy Victor Orban próbował zrobić dokładnie to, czego obecnie Niemcy tak stanowczo domagają się od Grecji, to przedstawiany był przez media naszego zachodniego sąsiada jako tyran i faszysta, gwałcący prawa człowieka.

W UE są ewidentnie równi i równiejsi, rzecz jednak nie w tym, by oburzać się tym faktem, ale by wyciągnąć z niego wnioski. Czy strefa Schengen jest do utrzymania? Co jej rozpad lub redukcja oznaczają dla Polski? Jaka polityka polskiego rządu jest wobec takiej perspektywy pożądana?

Uważam że należy z dużym prawdopodobieństwem spodziewać się likwidacji Schengen w dotychczasowym kształcie. To w dużej mierze już sie stało, ponieważ kolejne kraje wprowadzają "tymczasowe" kontrole na swoich granicach. Ta "tymczasowość" będzie się utrwalać, ponieważ skuteczna ochrona granicy zewnętrznej UE jest niewykonalna, w każdym razie na pewno niewykonalna w krótkim czasie. Na przeszkodzie stoi nie tylko jej długość i niewydolność instytucjonalna państw granicznych (zwłaszca Grecji, ale również np. Włoch), ale głównie to, że skuteczna ochrona tej granicy wymagałaby środków tak brutalnych, że są one nie do przyjęcia dla opinii publicznej w większości krajów UE. Przede wszystkim zaś - z granicy zewnętrznej migrantów nie ma dokąd zawrócić. Kraje, w których wsiedli oni na łodzie będa odmawiać ich przyjęcia. Dlatego też państwa najbardziej narażone na masowy napływ przybyszów będą dążyły do stworzenia "kordonu" na swoich granicach, przerzucając w istocie problem na kraje "tranzytowe" - takie jak Grecja, Węgry ale również Polska (gdyż w niedługim czasie nalezy spodziewać się prób dotarcia do nas przez Ukrainę). Jednocześnie - jak zapowiedział to wczoraj niedwuznacznie de Maiziere - kraje te staną przed groźbą wykluczenia z Schengen.

Trzeba tu zwrócić uwagę, że wyłączenie z Schengen samo w sobie nie jest specjalną tragedią. Układ z Schengen, mimo że formalnie należy do acquis communautaire, nie stanowi jako taki jakiejś istotnej cześci unijnych polityk. Ot, daje możliwość poruszania się po tzw. krajach Schengen (nie jest to grupa tożsama z krajami UE) bez paszportu i bez kontroli granicznej. Zniesienie tych udogonień będzie oznaczać, że swoboda podróżowania po Europie nieco się zmniejszy, ale jedynie w wymiarze techniczno-biurokratycznym. Poza tym Unia Europejska nie zmieni się w żadnym zasadniczym aspekcie, zwłaszcza nie ulegnie ograniczeniu swoboda podejmowania pracy w dowolnym kraju członkowskim przez obywateli UE. Jednak likwidacja Schengen oznaczać będzie próbę  formalnego wprowadzenia podziału na państwa równe i równiejsze, ponadto zaś zostanie wykorzystana - najprawdopodobniej - do szantażowania krajów Grupy Wyszehradzkiej, aby wymusić ich zgodę na kwotowy podział uchodźców. Z wypowiedzi de Maiziere'a (oraz wcześniejszych wypowiedzi polityków niemieckich) zaczyna bowiem wyłaniać się wizja "nowego porządku", w której przywileje Schengen zarezerwowane zostają dla krajów zdolnych skutecznie chronić swoje granice zewnętrzne oraz zgadzających się na mechanizm podziału kwotowego. Innymi słowy, dla krajów prowadzących wspólną polityke imigracyjną (której elementem w przysżłości stanie się zapewne ustalanie, ilu "uchodźców" w danym roku kraje te zgadzają się wspólnie wpuścić). Nazwijmy tę przyszłą, hipotetyczną grupę krajów Klubem. Strategicznym celem Niemiec będzie przeprowadzenie powstania Klubu w taki sposób, aby był on możliwie liczny, tak by wywołać wrażenie, że jest to w istocie polityka unijna, z której wyłamują się (lub są wyrzucane) jedynie nieliczne "czarne owce". "Czarne owce" będą izolowane na forach unijnych, co więcej - ich usunięcie z Schengen stworzy niebezpieczny precedens wyłączania określonego obszaru polityki unijnej w stosunku do państwa członkowskiego. Precedens ten może prowadzić de facto do dyktatu państw silnych wobec państw słabych. Czytaj: dyktatu Niemiec.

W tej sytuacji, przed Polską stanie wybór pomiędzy strategicznymi celami, których nie da się zrealizować jednocześnie:

1) obrona suwerenności polityki imigracyjnej - ceną za co może być pozostanie poza Klubem: wyjście z Schengen i w konsekwencji izolacja (pierwsze - niezbyt kosztowne, drugie - znacznie bardziej);

2) nie dopuszczenie do powstania Klubu w kształcie opisanym powyżej, to jest de factojako grupa krajów skupionych wokół Niemiec, szantażujących pozostałe kraje członkowskie;

3) jeżeli realizacja celu 2) okaże się niemożliwa - pozostanie w Klubie na jak najlepszych warunkach (czytaj: z jak największym zakresem suwerenności imigracyjnej).

Moim zdaniem, bezrefleksyjne dążenie do realizacji celu 1) oznaczać będzie otwarty konflikt z Niemcami, którego potencjalne koszty mogą być bardzo wysokie (może np nagle okazać się, że procedura kontroli praworządności jednak kończy się nałożeniem na Polskę poważnych sankcji). Z kolei, realizacja celu 2) będzie możliwa tylko w razie powstania szerokiej koalicji krajów sprzeciwiających się demontażowi Schengen, co jak na razie jest mało prawdopodobne.

W tej sytuacji, warto przemyśleć "warunki brzegowe" kompromisu, w ramach którego Polska mogłaby zrealizować cel 3). Moim zdaniem, mogłyby one być następujące:

- zgoda na podział kwotowy migrantów uzależniona od corocznego określania limitu migrantów, którzy zostaną przyjęci przez Klub. Limit powienien być określany jednogłośnie lub wysoką większością kwalifikowaną, w razie niemożności jego uchwalenia obowiązuje limit z poprzedniego roku (i określić pierwszy limit możliwie nisko);

- zachowanie suwerenności w zakresie decyzji o wydaleniu (utracie statusu uchodźcy);

- zachowanie swobody w kształtowaniu sfery socjalnej migrantów, czyli brak wspólnego, unijnego benefit dla osób które uzyskały status uchodźcy (w ostateczności - niski benefit);

- zasada, że wydalenie osoby któa utraciła status uchodźcy następuje do kraju, w którym rozpatrzony został jej wniosek azylowy (to pozwoli wydalać niechcianych migrantów przysłanych z Niemiec z powrotem do Niemiec).

Funkcjonowanie w Klubie na określonych powyżej zasadach pozwoliłoby - moim zdaniem - znacznie zredukować ryzyko szybkiego powstawania w Polsce trudnych do zintegrowania mniejszości etnicznych. Jednocześnie, umiejętne rozegranie dyplomatyczne naszego udziału w Klubie mogłoby dać Polsce coś czego nie miała dotąd: status państwa - gracza kluczowego dla osiągnięcia porozumienia. Scenariusz wyjścia z Schengen i konfliktu z Niemcami jest bowiem niekorzystny dla Polski, ale również oznacza on pewien koszt dla Niemiec. Jeżeli udałoby się zachować wspólne stanowisko Grupy Wyszehradzkiej - ale nie jako wspólne stanowcze veto, lecz jako wspólne warunki kompromisu (np na zasadach zarysowanych powyżej) - wówczas może okazać się, że z punktu widzenia Niemiec bardziej opłaca sie ustąpić Grupie, niż ryzykować jej wyrzucenie z Schengen w całości.

http://www.welt.de/politik/ausland/article151427699/De-Maiziere-setzt-Griechenland-Ultimatum.html

Lubię prawo ale - wbrew znanemu zaleceniu Bismarcka - zawsze pragnąłem wiedzieć jak ono powstaje. Dość szybko (czyli mniej więcej w okresie doktoratu) przesunęło to punkt ciężkości moich zainteresowań z rozumianej dogmatycznie nauki prawa na studia nad polityką - bo to ona przede wszystkim wpływa na kształt norm prawnych. W ten sposób zacząłem "podwójne życie" - jako radca prawny zmagam się z praktycznym stosowaniem przepisów, a jako akademik staram się ustalić co wpływa na decyzje polityczne, których efektem te przepisy są. Od 2012 roku kieruję interdyscyplinarną jednostką badawczą - Centrum Badań Ilościowych nad Polityką Uniwersytetu Jagiellońskiego (http://www.cbip.uj.edu.pl/)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka