domena publiczna
domena publiczna
Jerzy Terpiłowski Jerzy Terpiłowski
273
BLOG

Lepsze jutro

Jerzy Terpiłowski Jerzy Terpiłowski Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

by Jerzy Terpiłowski, Paź 27, 2017

Jak Polska wolną Polską – nie było od czasu przewrotu majowego podobnej wrzawy politycznej jak ta, którą powoduje PiS, dążąc do kompleksowej zmiany systemu rządzenia krajem. Należę do tych, którzy owej zmiany oczekiwali i ją antycypowali, ale obecnie nie mogę opędzić się od wrażenia, że niektóre działania tej partii wynikają z makiawelistycznej zasady, wedle której społeczeństwo jest jak kobieta, którą wpierw trzeba skrzywdzić, aby potem pożycie z nią układało się wedle woli Księcia. Nie powtarzając argumentów stron konfliktu i nie wdając się w spory, przyzna jednak kto szlachetny, że  praktycznie nie ma dla PiS-u alternatywy na polskiej scenie politycznej, a o możliwości zaistnienia ugrupowania politycznego zdolnego do zastąpienia go w przyszłych wyborach należałoby myśleć w kategoriach utraty szansy dla Polski, a nie racji stanu.

Startując z takiego punktu widzenia, nie można tracić z oczu możliwych skutków ubocznych sprawowania władzy, które wbrew woli rządzących mogą zaszkodzić Rzeczypospolitej. Przykładem tego jest kształt reformy sądownictwa w ustawach zatwierdzonych przez większość sejmową. W wypadku uchwycenia steru rządów przez ludzi o autorytarnych ambicjach – taka legislacja mogłaby zostać wykorzystana do narzucenia Polsce dyktatury. „Rzeczpospolita” wieszczyła nawet niebezpieczeństwo lewicowej rewolucji.   Rzeczywistość zweryfikowała tę prognozę, prezydent zawetował dwie z trzech ustaw a prezes Kaczyński wyraźnie nie zamierza  podtrzymywać stanowiska swego ugrupowania par force.

Jednakże obawa przed ekstremalnie lewicowym przełomem w Polsce pozostaje nadal po części uzasadniona, choć nie dotyczy narzędzi sprawowania rządów, którymi chciał zawładnąć PiS. Wynika z bezceremonialnego, a czasami wprost prostackiego sposobu działania niektórych funkcjonariuszy tego ugrupowania. Prezes Kaczyński – uruchamiając kolejne dźwignie utrwalające jego władzę – nie zdaje sobie być może sprawy z tego, że znaczna część polskiego społeczeństwa,  po traumie półwiecznej komunistycznej indoktrynacji reaguje na propagandę tego działania jak na wezwanie do walki klas.

I tak na przykład, kiedy trzeba zreformować fatalnie działające sądownictwo, to gromadzi się przeciw pojedynczym sędziom prymitywne zarzuty uogólniane następnie na całość tej grupy zawodowej, żeby „zwykli ludzie” uświadomili sobie, że przecież w telewizji i radio mówiono… potem sędzia autentycznie rozleniwiona bezkarnością coś brzdąknie do kamery o specjalnej kaście, do której należy za o wiele więcej niż dziesięć tysięcy miesięcznie.  Klientela sądowa pamięta upokorzenia jakie zniosła od owej „kasty”–  i w umysłach „zwykłych ludzi” maluje się obraz uprzywilejowanej warstwy społecznej, której kadry  – gwoli sprawiedliwości – należy jak najszybciej wymienić. Prasa donosi o wielu przypadkach podobnej propagandy wymierzonej w poszczególnych ludzi oraz grupy społeczne czy zawodowe, zmierzającej do zohydzenia ich w narodzie. Znamy to z PRL, a takie mobilizowanie społeczeństwa do walki z urojonymi albo rzeczywistymi przeciwnikami sięga o wiele głębiej niż się może komuś wydawać

Ostatnio podobna propaganda rozszalała się z powodu głodowego protestu rezydentów – młodych lekarzy, którzy postanowili wziąć w swoje ręce – czy może raczej na swoje żołądki – tragiczną sytuację w zagwarantowanej konstytucją ochronie zdrowia.  Pomimo że każdy, kto w ostatnich latach przebywał w zwykłym szpitalu, czy musiał rujnować się na przerażająco drogie leki, przyzna, że czas wreszcie coś z tym zrobić –   winą za istniejący stan rzeczy obarcza się w końcu samych lekarzy, a nie tych, którzy tym diabelskim młynem kręcą.  Tak było zresztą także za poprzedniej ekipy, której przynajmniej nie chciało się uruchamiać zbyt daleko idących oskarżeń. Ale pozostało przecież powiedzenie: „pokaż lekarzu, co masz w garażu” .  Teraz „zwykły człowiek”, który nie ma własnego zdania, bo to wymagałoby przeanalizowania struktury zawodowej lekarzy i elementarnej wiedzy prospołecznej, słuchając o protestach rezydentów („Rezydent”, no, no!)  ma przed oczyma obraz lekarza utuczonego honorariami wieloletniej praktyki w wiejskim ośrodku zdrowia. Dochtór jeździ nowym Mercem i mieszka w odrestaurowanym dworku.  W mieście jest to profesor, który prowadzi prywatną klinikę i trzeba mu zapłacić jedną czwartą zarobków.  

Tak się składa, że sygnały o „uprzywilejowanych” dotyczą inteligencji lub nawet elity narodu, zawodów szczególnego zaufania społecznego – ludzi, którym mądre społeczeństwo  płaci więcej niż innym, ale też więcej od nich wymaga, bo więcej dostaje. Jak dotąd nie brano pod ostrzał chłoporobotników, pracowników fizycznych i wszystkich tych, dla których miano „zwykłego człowieka” brzmi dumnie. I w końcu taki potencjalny wyborca mówi “A co? To ten, co rowy kopie przez dwanaście godzin dziennie, to się mniej namęczy niż taki… rezydent?! W głowie im się poprzewracało!!” (Autentyczne). I to zostaje w pamięci iskrą, która przy sprzyjających okolicznościach może przekształcić się w pożogę.

 Podobnie jest z niewypowiadanym, ale manifestowanym hasłem „lepszego jutra”, typowym wytrychem lewicy używanym w celu zniewolenia ludzi. Potęga ojczyzny wymaga poświęceń. Lekarze, nauczyciele, prawnicy i kto tam jeszcze mają misję, a nie zawód. Nakłady na zdrowie? Ależ tak, będzie 6,8%  PKB (w roku 2025). Silna armia? Proszę bardzo – będzie 2,5% PKB (w roku 2030), będzie port centralny, połączenie Bałtyku z Adriatykiem, mieszkania +, automatyczne samochody na prąd. Czyli za dwie, trzy kadencje. Co jest teraz każdy widzi!

Lewicowa propaganda zawsze znajdzie zwolenników wśród ludzi leniwych, ociężałych umysłowo, zdeprawowanych lub dziedzicznie obciążonych utopią jedynie słusznego sprawiedliwego systemu. A propagowanie niechęci wobec jakiejkolwiek grupy społecznej, zawodowej czy religijnej, traktowanej jako całość, jest odwiecznym sposobem stosowanym w celu rozbudzenia prymitywnych instynktów. Więcej jest tych, co chcą ugrać coś kłamstwem, niż tych, którzy służą prawdzie.  A nawiasem mówiąc – populizm jest wirusem, coraz bardziej niszczącym demokrację w ogóle bez względu na ideową przynależność polityków.

W patologicznie zmienionej materii społecznej, PiS może legalnie zostać wymienione przez  ultralewicowe ugrupowanie, takie na przykład, jak talibowie szkoły frankfurckiej, wzmocnieni wiedzą o lewackiej socjotechnice Sławoja Żiżka. A stosownie do zasad demokratycznego państwa prawa rząd przydziela przecież subwencje partii Razem, która wcale się nie wypiera swych zamiarów.

Biorąc pod uwagę oznaki przeciwstawienia się zbyt rewolucyjnym posunięciom w samym PiS,  „Rzeczpospolita” zastanawia się czy „Kaczyński zszyje prawicę?” (Szułdrzyński) i stawia wydawałoby się twórczą prognozę, wedle której jedyną alternatywą dla radykalnego PiS, są liberałowie tej samej partii. Tylko, że – mimo manifestowanej przez to ugrupowanie chrześcijańsko-patriotycznej retoryki – ugrupowanie to działa jak partia lewicowa. W polityce nic nie jest do końca pewne, ale wyobrażałem sobie, że po opanowaniu przez PiS przyczółka narodowego państwa, władzę prędzej czy później  zdobędą prawicowe, propolskie gremia apelujące bardziej do naszych sumień i rozumu, niż do instynktów. Nie jest jednak wykluczone, że to sam PiS rozpocznie odwrót od haseł dogadzających wprawdzie znacznej części swego elektoratu, ale oddziałujących w dalszej perspektywie fatalnie dla rozwoju Rzeczypospolitej?  Tylko, czy wtedy nie utraci lewicowego elektoratu? W wywiadzie udzielonym w maju bieżącego roku wróżyłem, że PiS przegra następne wybory parlamentarne jeżeli nastąpi w nim rozłam. Inspirowany jakby odrobinę Machiavellim, ale przecież utalentowany polityk, taki jak prezes Jarosław Kaczyński najprawdopodobniej do tego nie dopuści. Już wie, że musi podzielić się księżycem władzy, póki ten jest w pełni. W innym przypadku, w nowiu, będzie miał pusto w worku, a rwący nurt polityczny, który reprezentuje, ulegnie rozdwojeniu na słabsze odnogi. Więc „zszyje” PiS, jeżeli mu tylko starczy zdrowia i jeżeli potrafi regulować ambicję rosnącego w potęgę pana Ziobry oraz nadludzką pomysłowość pana Maciarewicza, który ostatnio odnalazł brakujący kawałek taśmy z eksplozją i kompletuje kolejny legion. Nie można z ręką na sercu odpowiedzieć jednoznacznie na pytanie o możliwe przekształcenia w samym PiS ani o zwycięzcę przyszłych wyborów. Pozostaje nadzieja, że polityczne jutro Rzeczypospolitej będzie lepsze niż dzisiaj, ale gorsze niż pojutrze. Bo wszystko, co dobre, następuje w drodze ewolucji, a nie gwałtownych przemian, kaleczących świadomość całych rzeszy ludzi i powodujących cywilizacyjne cofnięcie się w czasie.. 

Niezależny polski myśliciel epoki cywilizacyjnego przełomu, pisarz, eseista, dramaturg, tłumacz literatury anglo-amerykańskiej, prezes Stowarzyszenia dla Ochrony Tradycji Narodowej Polskiej “Pospolite Ruszenie”, redaktor naczelny miesięcznika kulturalno-społecznego „Tradycja”, członek Société Européenne de Culture, Stowarzyszenia Tłumaczy Polskich i innych związków twórczych. Książki: Imperium obłudy, Ujrzanów, Wielkość lub zguba, Bagaż duszy. Dramaty: Izolator, Lustracja. Autor publikacji w Przeglądzie Demokratycznym, Ładzie, Solidarności , a ostatnio głównie w miesięczniku "Tradycja". Bezpośredni kontakt: jotter26@gmail.com

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka