- Krzysztof Kowalczyk - - Krzysztof Kowalczyk -
675
BLOG

Kwota wolna i bilansowanie budżetu

- Krzysztof Kowalczyk - - Krzysztof Kowalczyk - Finanse Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

W ostatnim programie „Strefa Starcia” z 16.02.2020 wywołałem temat kwoty wolnej od podatku: https://www.facebook.com/kkowalczyk.6/videos/287181555581561/ (cały program na stronie: https://vod.tvp.pl/video/strefa-starcia,16022020,46373233 ).

W kontekście mojej wypowiedzi przypominam też wypowiedź Andrzeja Dudy z debaty prezydenckiej w 2015 r., kiedy to jako kandydat PiS powiedział, że chciałby, aby kwota wolna od podatku wynosiła już od 2016 r. 8 tys. zł i była systematycznie podnoszona (czego PiS nie wprowadził): https://www.youtube.com/watch?v=11Eq4w9WFoU&fbclid=IwAR09q6hirruMIRrxJa7N48ZvMRv1c5jfwVixFp5MN4WlbwAa_aTaoYs1C4o

Co do zasady kwota wolna od podatku powinna wynosić co najmniej dwunastokrotność pensji minimalnej, czyli od osób o minimalnych dochodach państwo nie powinno pobierać podatku dochodowego. Tymczasem nawet od emerytur pobiera się podatek, choć są one opłacane ze środków, które już wcześniej podlegały podatkowi dochodowemu (klub PSL zgłosił projekt emerytury bez podatku, choć nic nie zrobili w tej sprawie, gdy byli u władzy przez 8 lat rządów koalicji PO-PSL). Z kolei osoba pracująca na pensji minimalnej przez cały 2019 rok (a więc wykazując dochód roczny ok. 31 tys. zł) będzie miała kwotę wolną od podatku dochodowego nie na poziomie 31 tys. zł, jak nakazywałaby logika, ani nawet nie 8000 zł jak obiecywał prezydent Duda w 2015 r., ale … 3091 zł. Żeby mieć kwotę wolną od podatku 8000 zł trzeba mieć dochód w skali roku do 8000 zł, czyli do 666 zł miesięcznie – w taki to szatański sposób PiS „zrealizował” obietnicę podniesienia kwoty wolnej od podatku.

Jak jednak pisałem w swoim tekście z 2016 r.: „Gdyby np. teraz jakiś poseł PiS-u powiedział prawdę i zaczął wytykać kierownictwu partii, że wbrew obietnicom wyborczym i wbrew orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego rząd PiS nie podnosi kwoty wolnej od podatku dla wszystkich, a tylko dla zarabiających grubo poniżej pensji minimalnej, co jest politycznym oszustwem, to ryzykuje niewpisanie na listę w następnych wyborach lub wpisanie na odległe „niebiorące” miejsce. Podobnie posłowie PO i PSL-u, którzy teraz mówią, że są za podniesieniem kwoty wolnej od podatku dla wszystkich obywateli, a przez 8 lat byli przeciw, mogliby powalczyć o takie zmiany dużo wcześniej niż po znalezieniu się w opozycji. Mogliby, gdyby były JOW-y. Obecny system wyborczy, który pozbawia już wybranego posła podmiotowości na rzecz partyjnej centrali, a ogółu obywateli biernego prawa wyborczego i instrumentu odwołania posła przed upływem kadencji, nie zachęca jednak do takiej uczciwości.” Źródło: http://pressmania.pl/w-polsce-nadszedl-czas-by-posel-odpowiadal-przed-wyborca/  

Nigdy dość przypominania, że wprowadzenie małych jednomandatowych okręgów wyborczych przeniosłoby ciężar odpowiedzialności posłów z kierownictwa partyjnego na wyborców. Wprowadzenie JOW-ów byłoby też jedynym sposobem, aby wprowadzić efektywny mechanizm odwołania posła (także przed upływem kadencji), o czym w tym samym programie „Strefa Starcia” z 16.02.2020 r. mówił były poseł Kukiz’15 Piotr Apel. Postulat JOW-ów wymaga jednak szerszego przybliżenia obywatelom niż jest to możliwe w tego typu programach. Dlatego zachęcam Państwa do wsparcia tego postulatu odpisem 1% podatku na rzecz Fundacji im. J. Madisona Centrum Rozwoju Demokracji – Jednomandatowe Okręgi Wyborcze (KRS: 0000208835).

Wracając jednak do podatków, to czy 3091 zł kwoty wolnej od podatku przy rocznych dochodach powyżej 13 tys. zł to są standardy podatkowe państwa rozwiniętego? Oczywiście, że nie i myślę, że powinni się z tym zgodzić zarówno ludzie o poglądach prawicowych, jak i lewicowych. Na zdrowy rozum po co potrącać ludziom o niskich dochodach z pensji w ramach podatku dochodowego, a potem te same środki zabrane tym samym ludziom wypłacać w ramach programów socjalnych (czy to 500+, czy 13 emerytura). Rząd nie ma własnych pieniędzy, ale twierdząc, że coś daje obywatelom (podczas gdy często więcej zabiera) z jednej strony generuje koszty dystrybucji środków, a z drugiej winduje inflację. Ludzie spokojnie daliby sobie radę bez tych wszystkich „plusów”, gdyby nie te wszystkie „minusy” polityki fiskalnej i chory, nienaprawiony od lat system podatkowy, który nawet emerytowi z najniższą emeryturą zabiera więcej w podatku dochodowym niż potem rząd „oddaje” w 13 emeryturze.

Mało kto też zwrócił uwagę, że budżet na 2020 r. zakłada inflację na poziomie 2,5%, podczas gdy w styczniu 2020 r. wyniosła już ona rok do roku 4,4%. Pokażcie mi taki bank, który w styczniu 2019 r. oferowałby lokatę roczną gwarantującą zysk netto 4,4 % niwelujący inflację. Nie ma takich lokat, a od dłuższego już czasu coraz trudniej nawet o krótkie lokaty trzymiesięczne oprocentowane na 3% brutto w skali roku, przy których jeszcze trzeba zapłacić 19% podatku od zysków kapitałowych (tzw. podatek Belki). Tak inflacja i podatki zżerają oszczędności Polaków – nawet środki trzymane na najlepszych lokatach tracą na wartości mimo oprocentowania.

Teoretycznie należałoby się cieszyć ze zbilansowanego budżetu państwa, pod warunkiem wszakże, że ten budżet byłby rzeczywiście zbilansowany. Jeśli zaś wykonanie budżetu za 2020 r. wiązałoby się z nierealistycznymi założeniami dotyczącymi inflacji i zwiększeniem zadłużenia samorządów poprzez niekompensującą wzrostu wydatków i cen inwestycji subwencję samorządową na takie cele jak chociażby oświata czy budowa dróg (wzrost wynagrodzeń nauczycieli, wzrost kosztów budowy dróg itp.), to trudno mówić o dobrym stanie finansów publicznych. Przykładowo: subwencja oświatowa nie pokrywa w 100% wynagrodzeń nauczycieli i część samorządów dopłaca nawet 50% do edukacji, mimo że to zadanie zlecone. Pamiętajmy też o takim geszefcie jak jednorazowe zagarnięcie do budżetu państwa nawet 26 mld zł z Otwartych Funduszy Emerytalnych tzw. opłaty przekształceniowej (de facto nowego podatku polegającego na potrąceniu 15% z pozostałych środków Polaków przelanych z OFE na indywidualne konta emerytalne w ZUS), co będzie rozłożone na dwa lata. To właśnie uchwalił PiS dla zbilansowania bieżących wydatków budżetowych kosztem przyszłych emerytur. Nie jest to więc wbrew rządowej propagandzie sukcesu budżet zbilansowany, bo rząd sięgnął po środki, po które normalnie nie powinien sięgnąć, nawet 13 emeryturę finansując z Funduszu Rezerw Demograficznych, który miał służyć na poczet wypłaty przyszłych, a nie bieżących emerytur. Widać wyraźnie, że PiS w 2015 r. obiecał za dużo, więcej niż to realnie można było osiągnąć nawet w czasach koniunktury i np. równoczesne spełnienie obietnicy kwoty wolnej od podatku powyżej 8000 zł i obietnicy 500+ dla każdego dziecka kompletnie zrujnowałoby budżet.

Realizacja postulatów opozycji takich jak emerytura bez podatku (PSL) czy kwota wolna od podatku w wysokości dwunastokrotności pensji minimalnej (Konfederacja) byłaby również dużym obciążeniem dla budżetu, dlatego jedyną realną formą ich realizacji (poza dalszym zadłużaniem państwa na koszt przyszłych pokoleń) mogłoby okazać się zastąpienie obecnych programów socjalnych równoważnymi zwolnieniami podatkowymi. I nie byłoby to wcale złe rozwiązanie, biorąc pod uwagę to ile państwo obecnie zabiera. Warto tu chociażby pomyśleć o propagowanym przez śp. posła Wójcikowskiego ujemnym podatku dochodowym, który sprawdził się chociażby w Izraelu jako czynnik sprzyjający dzietności. Polega on na tym, że od każdego dziecka obywatelowi przysługuje określona kwota, która jest odliczana od podatku dochodowego (mogłoby to być np. 500 zł), a jeśli ma liczbę dzieci większą niż kwota podatku do zapłacenia (z powodu niskiego dochodu), to wówczas państwo wypłaca wyrównanie. Po co przelewać z jednego w drugie i przy okazji tracić środki na obsługę, jak można zniwelować różnicę między pensją brutto a netto i od razu zostawić więcej pieniędzy w rękach obywateli? Do tego potrzebna jest jednak poważna merytoryczna dyskusja, a nie populistyczna licytacja na to kto więcej obieca, a potem nie zrealizuje.

Trzeba też położyć większy nacisk na opodatkowanie wielkich korporacji (można to uzyskać chociażby przez wprowadzenie podatku obrotowego, który zapobiegłby sztucznemu zaniżaniu dochodów), jak i na wydobycie krajowe surowców naturalnych. Niepokojące w tym kontekście są informacje o rekordowym imporcie węgla z Rosji, podczas gdy krajowy węgiel zalega na hałdach, jak i o udzieleniu koncesji na wydobycie dużego złoża rud miedzi i srebra „Nowa Sól” kanadyjskiej spółce, podczas gdy nie dostał jej KGHM. Warto w tym kontekście nadmienić, że np. Norwegia dbając o własne zasoby naturalne i krajowe wydobycie przez krajowe spółki, potrafiła pozyskać w ten sposób dodatkowe środki w budżecie na własne programy socjalne i inwestycje publiczne.

Krzysztof Kowalczyk

Działacz na rzecz jednomandatowych okręgów wyborczych od 2007 r. Strona poświęcona aktualnej działalności społecznej: https://www.facebook.com/kkowalczyk.6/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka