julian olech julian olech
2614
BLOG

Do przeciwników Kościoła. Mówicie, że Kościół umiera?

julian olech julian olech Kościół Obserwuj temat Obserwuj notkę 246

Co jakiś czas w mediach, a specjalizują się w ty media liberalne, pojawiają się informacje, że nadchodzi koniec Katolickiego Kościoła w naszym kraju. Nie bardzo wiem, do jakiego rodzaju mediów należałoby zaliczyć Salon pod obecną Redakcją, ale faktem jest, że i tu krytyczne wobec Kościoła wpisy są chętnie zawieszane i przez dłuższy czas trzymane na SG. Na Salonie mamy nawet pewną „specjalistkę” od spraw kościelnych, która wróży rychły upadek Kościoła, bo … to i owo, i rozpościera przed czytelnikami swoich notek perspektywę „wiecznej szczęśliwości”, która rzekomo nastanie, jak Kościół upadnie, albo chociaż utraci swoje wpływy na społeczeństwo. Owa blogerka, jak sprawdzałem w ostatnią sobotę (20.08), z pięciu ostatnich wpisów trzy poświęciła polskiemu KK i wszystkie trzy były oczywiście krytyczne. Że K.N. jest nieobiektywna wobec Kościoła, to byłaby jej sprawa, gdyby w swoich wpisach nie posuwała się do oczywistych manipulacji (o których pod koniec notatki), co raczej świadczy, że dla pewnej grupy ludzi każdy sposób, jest dobry, by Kościołowi „dowalić”, ciągle go o coś napominać, a w konsekwencji osłabić. Coś na tym osłabieniu KK zyskają? Bardzo wątpię, a nawet uważam, że niewierzący też tracą na podkopywaniu Kościoła, bo to jedna z nielicznych już instytucji, która, co by nie powiedzieć, nawołuje swoich wiernych, a to przecież znaczna część społeczeństwa, do moralnie poprawnych zachowań. Kto jeszcze to robi? Czy nie łatwiej żyje się w społeczeństwie, które przestrzega określonych reguł, niż w takim, w którym wszystko wolno? Czy „róbta, co chce ta”, to ta złota zasada, która czyni ludzi wolnymi i szczęśliwymi?

Kto zatem przypomina społeczeństwu jeszcze zasady takiego współżycia poszczególnych jednostek ze sobą, by, jako społeczeństwu żyło się nam lepiej? Tę pracę trzeba zaczynać od dzieci i prowadzić ją przez cały okres ich dorastania, ale, kto to ma robić? Rodzice? Wielu z nich twierdzi, że nie ma na to czasu, praca, dodatkowa praca (kredyty), spotkania towarzyskie, coraz więcej małżeństw rozbitych, dzieci w różnych domach, jak tu znaleźć na to wszystko czas? Szkoła? Nie bardzo, ona w wielu aspektach jest zbyt liberalna. Był taki czas, kiedy do szkół wpuszczono organizacje pozarządowe, a te zajęły się takim wychowaniem (uświadamianiem) dzieci, że trzeba było te organizacje ze szkół przegonić. To może wyższe uczelnie jakąś pozytywna rolę odgrywają w wychowaniu starszej młodzieży? Te tym bardziej do tego się nie nadają, jesienią 2020r dały temu jednoznaczny wyraz, a poza tym, tam trafiają, wg prawa, dorośli ludzie i na kształtowanie ich sumień jest już nieco za późno (choć wspólnoty akademickie KK całkiem udanie to robią). To, kto jeszcze pozostał? To może ta nieco dalsza rodzina, dziadkowie, wujostwo, kuzyni? Ale przecież rodzina, w tym tradycyjnym znaczeniu, mężczyzna, kobieta i dzieci, traci coraz bardziej na znaczeniu, „nie jest w modzie”. Teraz wiele par żyje w wolnych związkach, które są znacznie bardziej narażone na nietrwałość, niż te sformalizowane, choć i te rozpadają się coraz częściej, niż to jeszcze całkiem niedawno się zdarzało. Jak w tym bałaganie mają odnaleźć się dzieci, „przyszłość narodu”, skoro i dorośli się w tym wszystkim gubią? To dorośli ustalają „zasady gry”, a te zasady zostały już tak zdewastowane, że teraz definicja rodziny ma tyle wariantów, ile ilości płci niektórzy się doliczają, jakby i bez namnażania płci nie było to wystarczająco skomplikowane.

Od czasu do czasu w swoich tekstach, dotyczących rodziny, opisuję sytuację, jaka kiedyś mnie spotkała i wobec której poczułem się totalnie bezsilny. Przed wielu laty byłem na spacerze z czteroletnim dzieckiem bliskiego mi małżeństwa, które było w fazie rozpadu, a ich dziecko, tak, jak umiało, próbowało temu rozpadowi zapobiec. Tak, tak, czteroletnie dziecko walczyło, żeby jego rodzice zostali razem (np. chciało, żeby rodzice trzymali się za ręce, żeby się całowali, razem spali, itp.), ale czuło, że tak się nie stanie. W pewnym momencie spaceru usłyszałem od dziecka, że jest mu tak źle, że wolałoby nie istnieć. Nie wiedziałem, co mam z tą informacją zrobić, a sam wówczas miałem o rok starsze dziecko i próbowałem sobie wyobrazić, co ja bym swojemu dziecku powiedział, gdyby podobna sytuacja nam się przydarzyła. Nic nie wymyśliłem, byłem tą sytuacją wręcz przerażony, że zacząłem temu maluchowi niezdarnie tłumaczyć, że tak nie wolno myśleć, że świat jest piękny, że … , ale nie zdobyłem się na to, by go zapewnić, że rodzice zostaną razem. I kiedy słyszę o jakimś rozwodzie, czy rozpadzie nieformalnego związku, to tamta sytuacja ciągle do mnie wraca. I wracają inne sytuacje, które znam, gdzie dorośli już ludzie egzystują w tzw. patchworkowych rodzinach, zazdrościć im nie ma czego (patchworkowe rodziny, z ang. blended family, tłum. moje „wymieszana, zapakowana rodzina”(?) są też nazywane rodzinami zrekonstruowanymi lub wielorodzinnymi(sic!)). Kościół takim sytuacjom nie jest w stanie zapobiec, ale walczy o tradycyjną rodzinę, bo ta dla dzieci jest najlepszym miejscem do dorastania. Nie wierzycie? To posłuchajcie sobie piosenki „Tata” Ralpha Kaminskiego, artysty, który zrobił furorę na ostatnim Top Festiwalu w Sopocie, może jemu uwierzycie, że pełna rodzina jest ważna.

Dla wielu jednak, to Kościół jest problemem, bo chce, m.in., żeby w rodzinach „było, jak było”, a to tzw. postępowcom przeszkadza. Jak społeczeństwo ma być zdrowe, skoro niszczona jest jego podstawowa komórka społeczna, jaką jest tradycyjna rodzina? Jak społeczeństwo ma być zdrowe, skoro podważa się wszystkie tradycyjne wartości, które przez wieki kształtowały społeczne obyczaje, jak szacunek do innych osób, poważanie osób starszych, kwestionowanie naukowych autorytetów (często robią to „eksperci” z „mlekiem pod nosem”, a ja słyszę od lekarzy, z tytułami naukowymi, że ich koledzy, to idioci, którym dano lekarskie pieczątki). Niedawno w naszym mieście utrącono kandydaturę, na wojewódzkiego konsultanta, znanego lekarza, profesora w swojej specjalności, tylko dlatego, że powszechnie znany jest fakt, że ów profesor … chodzi do kościoła. Główne skrzypce w tym utrącaniu odegrał niedawno upieczony doktor, który argumentował swoje racje zacofaniem profesora, bo kościół … . Śmiać się, czy płakać, jakie gremia decydują o tym, kto jest autorytetem, a kto nim nie jest? Kościół przypomina: nie kradnij, nie zbijaj, nie mów fałszywego świadectwa, itp., co w tym złego, że to robi?

„Kościół umiera”, wielu by chciało, żeby to była prawda. Kościół przetrwał w swoich dziejach i schizmy, i antypapieży, i upadki tych, którzy kościołem kierowali i okresy okrutnego tępienia wiary i wiernych, którzy za swoją wiarę często płacili życiem. Zdarza się, że i teraz płacą tę najwyższą cenę, tylko dlatego, że są chrześcijanami. Kościół to nie tylko hierarchia i kapłani, ale przede wszystkim wspólnota wiernych, którzy ten Kościół tworzą. Kościół przeżyje, bo Kościół to my, wierni, którzy ten Kościół tworzą. W mojej parafii jest 30 wspólnot osób świeckich i to nie duchowni je tworzą, bo dla nich to dodatkowe obowiązki. W tych wspólnotach jest mnóstwo ludzi wykształconych, także tych z najwyższymi tytułami naukowymi, są studenci i świeżo upieczeni absolwenci, którzy czasami z daleka przyjeżdżają na spotkania swoich grup. Czy i oni dla przeciwników Kościoła będą „ciemnotą”? (uprzedzając pytania dodam, że ja do żadnej wspólnoty nie należę). Nie w każdej parafii jest tak dobrze, a i w naszej widać mniejszą liczbę wiernych. Covid zbiera swoje owoce, także i takie, że są jeszcze osoby unikające większych zgromadzeń, ale też i takie, które uległy i ulegają antykościelnej propagandzie, która szerokim strumieniem wylewa się z liberalnych mediów. Na koniec przypomnę jedną z wielu metod, jakimi tę propagandę się uprawia. Tą metodą jest manipulacja faktami, ale i określeniami, które mają czytelników wprowadzać w błąd. Na początku wspomniałem blogerkę K.N., która często na Salonie „obgaduje” Kościół. Zrobiła to m.in.. w swojej notatce zatytułowanej, „Dlaczego ludzie nie mają dzieci – katolicka diagnoza”. W tekście tej notatki znajdują się takie słowa: „Dlaczego my, katolicy, pikujemy w dół z rozrodczością? A może jedyna prawidłowa odpowiedź brzmi tak, że... nie jesteśmy już autentycznymi katolikami?” Moich zastrzeżeń do teorii K.N. jest więcej, ale skomentowałem to powyższe „Dlaczego my, katolicy …”, skoro K.N. do katolicyzmu się nie przyznaje, zadając jej takie pytanie: "Dlaczego my, katolicy ...?" Wolne żarty, co to znaczy "my"?... na co K.N. odpisała: „Pardon, tak mi się napisało. Oczywiście - WY. :)” Moja reakcja: „No to trzeba ten błąd poprawić, przecież to żaden problem”, korekty K.N. nie było, ani dalszej wymiany zdań między nami. Gdyby K.N. chciała swój komentarz poprawić, musiałaby zmienić i tytuł notatki na taki, z którego by wynikało, że to nie jest jednak „katolicka diagnoza”. To tylko mały przykład, do jakich metod uciekają się „przyjaciele” Kościoła, … mała manipulacyjna, cóż to takiego, jednak bez niej cały artykuł nie miałby żadnego sensu. Takich na Salonie i w mediach pełno. Wystarczy wspomnieć i D.Tuska (jego uniwersyteckie wykłady) i R. Trzaskowskiego, który co rusz przypomina, że jest „wierzący” i wielu, wielu innych, którzy o Kościół się „troszczą”. Niestety i ludzie Kościoła biorą w tym udział, wystarczy przypomnieć fakt, że i do GW, i do TOK FM, i do TVN biegają duchowni, którzy tam wypatrują ratunku. Znajdą go tam? Niektórzy, nie tylko duchowni, znaleźli …. w Kościele już ich nie ma


to tylko moje opinie, nie oceniam ludzi, opisuję ich publiczne zachowania _ komentarze: pisz co chcesz, ale bez inwektyw i wulgaryzmów, za to zalicza się wypady

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo