Yuri_B
Yuri_B
Kancermeister Kancermeister
116
BLOG

Wprowadzenie do magii. Świadomość

Kancermeister Kancermeister Rozmaitości Obserwuj notkę 6

Rodzaje odpowiedzialności

Odpowiedzialność, czyli świadomość przyczyn naszego działania, można z grubsza podzielić na cztery rodzaje:

    • Nie jestem odpowiedzialny za cokolwiek

    • Jestem odpowiedzialny za to co dobre, a to, co złe jest powodowanie przez wrogów

    • Jestem odpowiedzialny za to co złe, a to, co dobre nie jest moim dziełem

    • Jestem odpowiedzialny za wszystko, na co mam wpływ.

Pierwszy rodzaj odpowiedzialności, choć właściwsze byłoby mówienie o nieodpowiedzialności jest charakterystyczny dla osobowości całkowicie kalekiej. Aby się cokolwiek wczuć w taką postawę, proszę spróbować poczuć się z takimi twierdzeniami:

Obudzili mnie, podnieśli na nogi, przemieścili do ubikacji, wypróżnili, wytarli, przemieścili do jadalni, nakarmili, a w tym czasie za mnie także oddychali, trawili, bili sercem i tłoczyli krew…

Pasuje? Nie? No właśnie. Są schorzenia psychiczne, w których ludzie tak właśnie podchodzą do swojego wpływu na rzeczywistość.

Drugi rodzaj odpowiedzialności, który można nazwać odmianą maniakalną spotykamy u wielu osób, a jest charakterystyczna dla polityków. Każdy polityk potwierdzi, że wszystko, co dobre jest jego zasługą, a wszystko, co złe – winą okoliczności, wśród których knowania przeciwników grają główną rolę.

Trzeci rodzaj odpowiedzialności, który można nazwać odmianą depresyjną spotykamy przede wszystkim u katolików. To znaczy u tych z nich, którzy są nimi nie tylko z nazwy. Prawdziwy katolik, przyjmuje wobec siebie jako prawdę orzeczenie synodu z Orange (zatwierdzone jako dogmat przez późniejsze sobory), które brzmi: Każdy ma ze swego tylko kłamstwo i grzech. Jeśli zaś człowiek ma coś z prawdy i sprawiedliwości, pochodzi to z owego źródła, którego powinniśmy pragnąć na tej pustyni, abyśmy zroszeni kilkoma kroplami z niego, nie ustali w drodze. [1]

Czwarty rodzaj odpowiedzialności jest zaś tym, do czego powinniśmy dążyć. Gdyż powinniśmy być odpowiedzialni za to co od nas zależy i nie powinno się od nas żądać przyjęcia odpowiedzialności za to, co od nas nie zależy. To ostatnie niestety rzadko się zdarza, ponieważ członkowie społeczeństwa nie są na tyle świadomi, żeby podchodzić racjonalnie do niespełnialnych oczekiwań.

Na przykład ktoś zdaje egzamin konkursowy do uczelni, która z racji szczupłości potrzebnych do studiów pomocy naukowych może przyjąć tylko określoną liczbę kandydatów. W takich uczelniach, a zaliczają się do nich najczęściej uniwersytety medyczne, tych, którzy zdali egzamin wstępny układa się wg otrzymanych punktów i przyjmuje tylu, ile jest miejsc, poczynając od najwyżej ocenionych. Jeżeli w takiej uczelni istnieją jeszcze dodatkowe punkty preferencyjne (których założeniem jest wyrównanie „niesprawiedliwości społecznych”; np. w Kanadzie wysokie preferencje uzyska homoseksualne dziecko czarnej prostytutki i tubylca), to można wówczas precyzyjnie rozdzielić odpowiedzialność za dostanie się na uczelnię: 

  • Zdający egzamin jest odpowiedzialny za odpowiednie przygotowanie się do egzaminu. 
  • Za zdanie egzaminu są odpowiedzialne osobiste preferencje egzaminatorów, choć trzeba przyznać, że anonimizowany egzamin testowy w znacznym stopniu niweluje tę wadliwość. 
  • Z kolei za dostanie się kandydata na uczelnię odpowiedzialne jest istnienie systemu preferencji, obojętne czy jawne, czy też wewnętrzne i ukryte przed większością społeczeństwa [2].

Jak widać, odpowiedni obrachunek odpowiedzialności pozwala z jednej strony ocenić, czy mamy w ogóle szansę na otrzymanie tak dobrej notacji, żeby na pewno dostać się na uczelnię, a z drugiej strony w porę uświadomić swojemu otoczeniu absurdalność jego nieuzasadnionych żądań.

Tyle o preferencjach. Temat ten można jeszcze dowolnie długo ciągnąć, cytować i omawiać różne przykłady, nie wydaje mi się to jednak konieczne. Ważne jest, aby dla swego własnego zdrowia pamiętać przede wszystkim o tym, by brać odpowiedzialność za to, co jest od nas zależne. Aby też dobrze zrozumieć ten rodzaj odpowiedzialności, zajmę się teraz tym, co lubię nazywać rachunkiem woli.

Potrzeby i pragnienia

Człowiek musi to, co jest mu niezbędne do życia. Poczynając od spraw podstawowych: musi znajdować się w środowisku o odpowiednim ciśnieniu zewnętrznym oraz stosunku ciśnienia parcjalnego w takich proporcjach, by umożliwiać pracę płuc, czyli usuwanie z krwi dwutlenku [3] węgla i nasycanie jej tlenem. Sama obecność tlenu też jest niezmiernie istotna. Ważny jest także odpowiedni przedział temperatury otoczenia, z jednej strony niepowodujący śmiertelnego wyziębienia, a z drugiej nieprowadzący do niemożności oddawania ciepła metabolicznego. Potrzebna jest też woda i pokarm w ściśle określonym składzie chemicznym oraz możliwość eliminowania z organizmu nieprzetrawionych odpadów i produktów przemiany materii.

Istnieją też inne potrzeby, których niezaspokojenie także prędzej czy później przyniesie śmierć. Zaliczyć do nich można potrzebę snu i potrzebę (tak, tak) akceptacji społecznej.

To, co człowiek musi nazywam potrzebą. To, co człowiek chce – pragnieniem. Potrzeby muszą być spełnione. Pragnienia możemy zmieniać.

Potrzebą jest woda. Pragnieniem – picie jej w postaci herbaty. Potrzebą jest jedzenie, pragnieniem sposób jego podania. Potrzebą jest oddawanie moczu, pragnieniem posiadanie złotego nocnika.

Za spełnianie potrzeb nie jesteśmy odpowiedzialni. Musimy je spełniać, aby przeżyć.

Za spełnianie pragnień jesteśmy odpowiedzialni. Możemy wybierać między nimi do woli.

Przymus i wybór

Często nasze deklaracje woli są pełne fałszywych usprawiedliwień. Ktoś mówi: chcę z tobą pójść, ale muszę pojechać gdzieś indziej.

Doprawdy? Musisz?

O tym, co człowiek musi było kapkę wcześniej.

Aby móc wypowiedzieć tę przykładową kwestię z pełną odpowiedzialnością, przykładowe zdanie powinno brzmieć tak: Chcę z tobą pójść i chcę pojechać gdzieś indziej. Wybieram pojechanie gdzieś indziej.

Jeżeli tego nie pojmujesz, przynajmniej sam przed sobą, to oszukujesz siebie i do tej pory tkwisz w kompletnym obłąkaniu!

Jak się nie oszukiwać:

Rozważając opcje do wyboru, zamiast: ale, lecz itp. zawsze używaj: i.

Zamiast: muszę, używaj: wybieram. Albo: chcę. Chyba, że sprawa dotyczy czystych potrzeb.

Zamiast nie mogę, mów: nie chcę.

Zamiast: spróbuję mów: zrobię.

Zamiast: nie wiemznajdę.

Zamiast: możepostanawiam. Albo: decyduję.

Zamiast: dlaczego pytaj: co mi to da? Albo: po co?

Zamiast: błądokazja.

Zamiast zwrotów biernych: udało mi się, dopuszczono mnie używaj: zrobiłem, osiągnąłem. Chyba że naprawdę nie miałeś na to żadnego wpływu.

Unikaj kwantyfikatorów uogólniających, takich jak zawsze, nic, nigdy. Absoluty zachowaj dla rozważań metafizycznych. Gdy się pojawiają w ocenie twojego życia, pytaj sam siebie: co konkretnie?, naprawdę nic?, kiedy ostatnio?

Unikaj mistyki gdybania. Słowa takie jak szkoda, żałuję, gdyby zastępuj przez naprawię, zmienię, postanawiam.

__________

  1. Syn. w Orange. 529. Kan. 22: „O tym, co jest własnością ludzi.” (por. Augustyn, In evangelium Iohannis, tract. 5, 1: CCL 36 (1954) 40; PL 35, 1414).
  2. Rodzic ma znajomych w dziekanacie, kandydat(ka) podoba się komuś u władzy itd.
  3. Nie znoszę makaronizmów w rodzaju ditlenek, które są szczególnie idiotyczne w słowach złożonych, zawierających np. tlenek, będący charakterystycznie polskim.

Gdybym był racjonalistą, mógłbym upierać się, że Wszechświat jest obiektem Boltzmana, nieuchronnie powstałym w odwiecznej próżni. Co jest łatwiejsze: być czarownikiem i wierzyć w Jedynego, czy być racjonalistą i wierzyć w samorództwo?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości