Przykro mi, panie i panowie, lecz wszelkie metody modyfikacji tak głęboko zakorzenionych preferencji seksualnych wydają się być skazane na porażkę. Będąc gejem/les jesteś skazany na swoją „dewiację” i po prostu musisz się z nią pogodzić. A już posyłanie dziecka do – najczęściej chrześcijańskiego – znachora w celu zmiany jego seksualności jest czymś odrażającym, gdyż zamiast wzmacniać w nim akceptację samego siebie, narażasz je na dodatkowe cierpienie i poczucie winy.
Ja jestem dosyć skrajnym wolnościowcem, który uważa, że każdy ma prawo robić, co mu się podoba, pod warunkiem, że nie krzywdzi bezpośrednio innych ludzi (czy zwierząt). Jeśli osoba DOROSŁA nie akceptuje siebie, jeśli brzydzą ją jej własne skłonności do tej samej płci, to niech idzie do kretyna w białym kitlu i się „leczy”. Ale dlaczego rodzice mieliby tak dręczyć swoje dziecko? Gdyby moja córka była lesbijką, zaoferowałabym jej pełne wsparcie i nigdy nie starała się jej zmienić.
Niestety, niektórzy rodzice mylą miłość z zaborczością i władzą absolutną, jaką rzekomo państwo powinno dawać im nad ich potomstwem. Pełni dobrych chęci, powiększają cierpienie swoich pociech, zamiast je umniejszać. Szkoda. Ale z głupcami i religijnymi oszołomami nie ma co dyskutować. Oni już wiedzą swoje, niezależnie od setek badań, dyskredytujących skuteczność terapii konwersyjnych.
Komentarze