Karolina Nowicka Karolina Nowicka
370
BLOG

Czy powinno się leczyć dzieci z homoseksualizmu?

Karolina Nowicka Karolina Nowicka Społeczeństwo Obserwuj notkę 176


Wczoraj pojawiła się na Salonie notka o zakazie terapii konwersyjnej (z orientacji homo na orientację hetero), jaki został ustanowiony niedawno w Kanadzie. Moje zdanie na ten temat:

Jestem tutaj w poważnym, hmm, rozkroku. Z jednej strony posyłanie dzieci na taką terapię to zwykłe skurwysyństwo (polecam film "Złe wychowanie Cameron Post", jak można dziecku zrobić pranie mózgu) i należy zachęcać dziecko do akceptowania swojej tożsamości płciowej czy orientacji. Jak mi córka powie, że jest lesbijką, to mam ją nakłaniać do zmiany? W imię czego? Z drugiej wszakże strony, powinna istnieć możliwość przeprowadzenia takiej terapii dla osób DOROSŁYCH. Jeśli ktoś nie czuje się dobrze ze swoją orientacją, bo np. kłóci się z JEGO pojęciem moralności, naturalności czy ch... wie czego, to powinien mieć prawo iść do szamana i próbować się "wyleczyć".

Jedna z komentatorek zdecydowanie jednak opowiada się za prawem rodziców do „leczenia” swoich dzieci. Oto jej uzasadnienie:

Ludzkość, dla dobra potomstwa, wyposażona jest w instynkt rodzinny i macierzyński, który do czasu osiągnięcia dojrzałości - zdolności do rozumienia rzeczywistości i rozpoznawania zagrożeń oraz radzenia sobie z nimi – pełni rolę ochronną; na tym polega wychowanie: edukacja i dyscyplina. Szczególna miłość rodziców do własnego potomstwa każe sięgać nawet do drastycznych nieraz metod, by uchronić je przed ogromnym zagrożeniem, jakim jest sama przypadłość. Faktem jest, że zboczenie pozbawia możliwości założenia normalnej rodziny, co wiąże się z przykrymi konsekwencjami. W propagandzie h. brak jest informacji o konsekwencjach zdrowotnych praktyk homoseksualnych. O czym niegdyś (bo są zakazywane) przekonywały statystyki, homoseksualiści żyją dużo krócej niż reszta populacji i cierpią na typowy zestaw groźnych i śmiertelnych chorób fizycznych na czele z HIV, na który cierpi ok 60% aktywnych h. Do tego dochodzi zestaw problemów psychicznych. O wiele częściej popadają w alkoholizm i uzależnienie od narkotyków.

I tak oto przejęta „zboczoną” przypadłością swoich dzieci mamusia chciałaby je „nawrócić” na normalność, sprawić, by nie szukały dziesiątek partnerów i założyły rodziny. Niewątpliwie kierują nią szlachetne pobudki, pragnie w końcu dobra swojej progenitury. Nie bez znaczenia jednak jest to, iż wspomniana komentatorka, oślepiona swoimi przekonaniami o rzekomej (!) powszechnej szkodliwości homoseksualizmu, nie bierze pod uwagę, iż nie da się tak naprawdę na masową skalę (czyli poza nielicznymi wyjątkami) zmienić czyjejś orientacji seksualnej. Za to można takiego człowieka psychicznie zniszczyć.

W sytuacji, gdy zgłasza się do nich osoba, która ma trudność z zaakceptowaniem swojej homoseksualności, najczęściej podejmują próby pracy w kierunku jej zmiany, tworząc iluzję, że jest to możliwe. Mogą za tym stać niezgodne ze stanem aktualnej wiedzy stereotypy, mówiące o tym, że orientacja inna niż heteroseksualna jest formą zaburzenia „prawidłowej” orientacji wskutek na przykład wykorzystania seksualnego w dzieciństwie czy nieprawidłowo sprawowanych ról rodzicielskich (nieobecny ojciec i nadopiekuńcza matka). Iluzja, że zmiana jest możliwa, może dać początkowo złudną nadzieję na uwolnienie się od cierpienia przez zmianę orientacji na tę “powszechnie akceptowaną”. Jednak w dalszej perspektywie terapia taka będzie nieuchronnie prowadzić do pogłębienia cierpienia i braku akceptacji samego siebie czy nawet poważnych zaburzeń psychicznych. Orientacja seksualna nie podlega zmianie, a zaprzeczenie swojej orientacji i nawiązywanie związków heteroseksualnych nie wpłynie w żaden sposób na poprawę jakości życia. Może mieć za to trudne, czasem dramatyczne, konsekwencje dla osoby „konwertowanej” i jej otoczenia.

„Leczenie” homoseksualizmu jest szczególnie popularne wśród osób wierzących, które gorąco wierzą, iż takie zachowania są zwyrodniałe, grzeszne i niewłaściwe. I wydaje się, że to właśnie przez ich podejście, przez wmawianie homoseksualistom, że są nienormalni, jest tyle prób samobójczych i cierpienia wśród młodzieży LGBT. Młodzieży, która nie ma tak naprawdę zbytnich szans na „wyjście” ze swoich upodobań, za to ma ogromne szanse na powiększenie swojego cierpienia, jeśli (najczęściej za namową zatroskanych tatusiów i mamuś) skorzysta z usług nawiedzonych szarlatanów:

Jak wykazały badania amerykańskich psychologów, wśród 100 „pacjentów” poddanych wieloletniej terapii nie zaobserwowano prawie żadnych oznak zmiany orientacji seksualnej.[15](s. 151, 256) Wynika to przede wszystkim z błędnego założenia o patologicznych przyczynach homoseksualizmu. [...] Metody hormonalne opierają się na błędnym przekonaniu, że homoseksualizm spowodowany jest mniejszym poziomem hormonów płciowych. Terapia polega zatem na aplikowaniu androgenów u mężczyzn lub estrogenów u kobiet. W rzeczywistości poziom hormonów płciowych jest taki sam u osób homo- i heteroseksualnych. „Terapia” nie ma zatem wpływu na orientację seksualną. Ofiary tej homofobicznej „terapii”, np. ojciec informatyki Alan Turing, doświadczali wielu niebezpiecznych dla zdrowia skutków ubocznych, tj. stany zapalne układu moczowo-płciowego, uszkodzenie narządów wewnętrznych, przede wszystkim wątroby, począwszy od żółtaczki, a skończywszy na nowotworze, a także zanik jąder i ginekomastia. Przymusowa, niszcząca zdrowie terapia, połączona z homofobiczną nagonką i zakazem kontynuowania pracy naukowej doprowadziła Turinga do samobójstwa.

Przykro mi, panie i panowie, lecz wszelkie metody modyfikacji tak głęboko zakorzenionych preferencji seksualnych wydają się być skazane na porażkę. Będąc gejem/les jesteś skazany na swoją „dewiację” i po prostu musisz się z nią pogodzić. A już posyłanie dziecka do – najczęściej chrześcijańskiego – znachora w celu zmiany jego seksualności jest czymś odrażającym, gdyż zamiast wzmacniać w nim akceptację samego siebie, narażasz je na dodatkowe cierpienie i poczucie winy.

O zagrożeniach związanych z terapią konwersyjną w 2016 roku alarmowało Polskie Towarzystwo Seksuologiczne, które w oficjalnym oświadczeniu stwierdziło, że „propagowanie terapii polegających na korekcie, konwersji czy reparacji orientacji homo- czy biseksualnej w kierunku wyłącznie heteroseksualnej jest niezgodne ze współczesną wiedzą na temat seksualności człowieka i może zaowocować poważnymi niekorzystnymi skutkami psychologicznymi dla osób poddawanych tego typu oddziaływaniom”. Pomimo to ta anachroniczna i zwyczajnie nieludzka forma terapii jest w Polsce nadal stosowana. Stosują ją ci, którzy ignorują fakt, że już w 1973 roku Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne usunęło homoseksualność z listy zaburzeń psychiatrycznych, a w 1990 roku zrobiła to również Światowa Organizacja Zdrowia (WHO). Co gorsza, rodzice osób LGBT zmuszają swoje dzieci do uczestnictwa w terapii konwersyjnej nie bacząc na konsekwencje, które mogą być tragiczne. A terapie te w „najlepszym” przypadku kończą się depresją, a w najgorszym samobójstwem.

Ja jestem dosyć skrajnym wolnościowcem, który uważa, że każdy ma prawo robić, co mu się podoba, pod warunkiem, że nie krzywdzi bezpośrednio innych ludzi (czy zwierząt). Jeśli osoba DOROSŁA nie akceptuje siebie, jeśli brzydzą ją jej własne skłonności do tej samej płci, to niech idzie do kretyna w białym kitlu i się „leczy”. Ale dlaczego rodzice mieliby tak dręczyć swoje dziecko? Gdyby moja córka była lesbijką, zaoferowałabym jej pełne wsparcie i nigdy nie starała się jej zmienić.

Niestety, niektórzy rodzice mylą miłość z zaborczością i władzą absolutną, jaką rzekomo państwo powinno dawać im nad ich potomstwem. Pełni dobrych chęci, powiększają cierpienie swoich pociech, zamiast je umniejszać. Szkoda. Ale z głupcami i religijnymi oszołomami nie ma co dyskutować. Oni już wiedzą swoje, niezależnie od setek badań, dyskredytujących skuteczność terapii konwersyjnych.


Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo