mjr. Wacław Kryński
mjr. Wacław Kryński
Kerakles Kerakles
542
BLOG

Najdzielniejsi z dzielnych

Kerakles Kerakles Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 3
Szkic historii rajdu Dywizjon Kawalerii KOP „Niewirków” we Wrześniu 1939 r.

Najdzielniejsi z dzielnych!

Dywizjon Kawalerii KOP „Niewirków” we Wrześniu 1939 r.

Opracowałem „własne” wspomnienia o Kawalerii KOP.

Ze dzieciństwa doskonale pamietam opowieści ojca, o przejściu „jakiejś” kawalerii przez moją rodzinną wieś. Jednak mimo starań i poszukiwań do wiosny 2021 r. nie miałem pojęcia jaki mógłby to być oddział i skąd mógł się znaleść w mojej rodzinnej miejscowości. Dopiero po przeczytaniu wspomnień Pani Marii Filanowskiej odkryłem, że z dużym prawdopodobieństwem musieli to być KOPiści pod dowództwem majora kawalerii Wojska Polskiego Wacława Kryńskiego. Muszę zaznaczyć, że sam jestem zdziwiony, że po 80 latach udaje się jeszcze odtworzyć jakieś szczegóły dotyczące wydarzeń sprzed tylu lat. Oczywiście mało istotne dla historii Polski ale dla mnie niezmiernie istotne bo stanowiły poważną część mojej edukacji historycznej i przyczyniło się do wykształcenia antybolszewickiej postawy, która pozostała na całe życie.

Do zupełnie nieznanej historii rajdu Dywizjonu z Niewirkowa „pod prąd” pod Kock a właściwie pod Garwolin, chcę przytoczyć kilka ustalonych przeze mnie faktów. Pan major Kryński nieustannie walcząc wyprowadził swój oddział ok 500 km z kresów Wołynia, spod granicy z Sowietami w ostatnią bitwę Września 1939 roku pod Kockiem.

„Pan Major Kryński” bo tylko tak zwracali się o swoim dowódcy jego żołnierze.

Dywizjon Kawalerii KOP rozpoczął rajd w dniu 17 IX z Niewirkowa. Trudno określić wielkość Dywizjonu, spotkałem się z informacją o 3 szwadronach i 6 ckm na taczankach. 28 września pod Jabłoniem po boju w Paszenkach major Wacław Kryński podporządkował Podlaskiej Brygadzie Kawalerii dwa etatowe szwadrony rtm. Tadeusza Domańskiego i rtm. Jana Suchcickiego oraz 6 ckm-ów na taczankach. Wiemy, że po drodze do Dywizjonu dołączali ułani z Konnego Przysposobienia Wojskowego „Krakusi”. Organizacji paramilitarnej prężnie działającej na Wołyniu i ściśle współpracującej z KOP Niewirków. Prawdopodobnie to właśnie oni dostarczyli oddziałowi przewodników i swoją znajomością terenu umożliwili Majorowi przeprowadzić Dywizjon przez cały Wołyń.

Ale po kolei. Niewirków to niewielka wieś na Wołyniu w której stacjonował od 1924 roku, roku w którym powstał KOP, 4 szwadron kawalerii KOP oraz szwadron młodych koni KOP. Szwadron w Niewirkowie od 1934 roku pełnił funkcję szwadronu szkoleniowego szkoły podoficerów kawalerii KOP. W wyniku reorganizacji KOP przeprowadzonej w 1937 roku, szkolny szwadron kawalerii KOP „Niewirków” został przeformowany w Dywizjon Kawalerii KOP „Niewirków”. KOP „Niewirków” administracyjnie podlegał pod KOP „Hoszcza”, jednak od 1 kwietnia 1939 roku posiadał już własne kwatermistrzostwo. Dywizjon wchodził w skład pułku KOP „Zdołbunów”. Pod względem wyszkolenia podlegał inspektorowi południowej grupy szwadronów kawalerii KOP. (2)

Szwadron był podstawową jednostką taktyczną kawalerii KOP. Zadaniem szwadronu było prowadzenie działań pościgowych, patrolowanie terenu, w dzień i w nocy, na odległości nie mniejsze niż 30 km, a także utrzymywanie łączności między odwodami kompanijnymi, strażnicami i sąsiednimi oddziałami oraz eskortowanie i organizowanie posterunków pocztowych. Wymienione zadania szwadron realizował zarówno w strefie nadgranicznej, będącej strefą ścisłych działań KOP, jak również w pasie ochronnym sięgającym około 30 km w głąb kraju (1) Szwadron był też jednostką organizacyjną, wyszkoleniową, macierzystą i pododdziałem gospodarczym. W skład szwadronu wchodzić miały cztery plutony liniowe (po reformie kawalerii w roku 1930 i przejściu na system „trójkowy” 3 plutony) i drużyna dowódcy szwadronu. Według etatu szwadron liczyć powinien trzech oficerów, 19 podoficerów i 65 ułanów. Na uzbrojeniu posiadał 77 karabinków, 7 pistoletów oraz 82 szable (2).

Szwadron remontowy lub szwadron młodych koni zajmował się kupnem, przygotowaniem i wyszkoleniem koni do służby w kawalerii. W razie potrzeby był przeformowywany w szwadron liniowy. W takiej jednostce w Niewirkowie służył kapral pan Władysław Piątek.** „Kupowano dla kawalerii konie, które miały ukończone 3 lata, zupełnie surowe. W pułkach kawalerii przydzielane co roku młode konie były wcielane do szwadronów zapasowych, pod opiekę podoficerów ujeżdżaczy i szeregowców starszego rocznika, dobrych jeźdźców i tam powoli wdrażano je do służby w szeregach. Odbywało się to zgodnie z obowiązującą, zatwierdzoną do użytku służbowego przez Ministerstwo Spraw Wojskowych „Instrukcją ujeżdżania koni” z roku 1928, unieważnioną następnie w roku 1936 przez wprowadzenie nowej rozszerzonej wersji, zatwierdzonej do użytku służbowego przez Ministra Spraw Wojskowych, gen. dyw. Tadeusza Kasprzyckiego. Koń był przygotowywany do służby do ukończenia pięciu i pół roku. Następnie trafiał do szwadronu liniowego, jednak do ukończenia sześciu lat był oszczędzany jako koń młody, np. w ograniczonym stopniu był wykorzystywany w manewrach międzybrygadowych.” (3)

17 września 1939 roku, po południu nastąpił wymarsz Dywizjonu z koszar w Niewirkowie do Międzyrzecza. Dalej przez miejscowość Lipki, Krościatyn, Tuczyny, Kozlija, Aleksandria, Reszuck do Deraźna.

W dniu 18 IX, pod Deraźnem, połączył się z 3 Pułkiem Piechoty KOP dowodzonym przez podpułkownika piechoty Zdzisława Zajączkowskiego. „Rozkaz marszałka Edwarda Śmigłego- Rydza dotyczący zachowania się wobec agresji sowieckiej nie dotarł do wszystkich dowódców, różnie był także interpretowany. Dowódca pułku KOP „Głębokie” (stacjonującego w pobliżu Równego na Wołyniu) (pułk Głębokie nie stacjonował w pobliżu Równego tylko w Berezweczu w okolicach Głębokiego u styku granic Polski, Łotwy i Sowietów, daleko na północ od Wilna*). (W pierwszych tygodniach kampanii wrześniowej 1939 roku pułk pozostawał na zajmowanym odcinku obrony na Suwalszczyźnie, nie biorąc udziału w walkach. W nocy z 12 na 13 września pułk załadował się na transporty kolejowe na stacjach Nowa Kamienna, Augustów i Czarna Wieś. W dniach 14–17 września został przetransportowany na Wołyń, w rejon Równe–Kostopol. W nocy z 17 na 18 września skoncentrował się w rejonie Daraźne (Deraźne*). Tam do pułku dołączył trzyszwadronowy dywizjon kawalerii rtm. Bernarda Romanowskiego) (a cóż to za dywizjon rtm. Romanowskiego, tego nie udało mi się jeszcze ustalić*) (2) ppłk Zdzisław Zajączkowski na odprawie z podległymi sobie oficerami powiedział: „Nie mam żadnych rozkazów do poddania się wojskom Rosji sowieckiej. To co słyszę, że wyszedł jakiś rozkaz z Naczelnego Dowództwa Wojsk Polskich, aby nie walczyć z wojskami sowieckimi, to na pewno bolszewicka dywersja. Uważam Rosję sowiecką za takiego samego wroga jak Niemców, ale chcę uniknąć zetknięcia się z jej armią. Postanowiłem przedzierać się za Bug, gdzie jeszcze walczą nasze wojska, a wiem także, że gen. Kleeberg z Brześcia zebrał jakieś oddziały i pomaszerował na zachód. Do niego chcę dołączyć”. Doręczony nieco później do poszczególnych pododdziałów rozkaz nakazywał rozstrzeliwać na miejscu dywersantów schwytanych z bronią w ręku. Wczesnym rankiem 19 września pułk wyruszył w kierunku Bugu. Nie udało się jednak nawiązać łączności ani z gen. Kleebergiem, ani z grupą KOP gen. Wilhelma Orlika-Rückemanna. Następnego dnia pułk przemaszerował przez Trosieniec (błędnie podana nazwa: Troscianiec*). Po południu zlikwidował oddział dywersantów w miasteczku Kołki, po czym przeprawił się przez Styr i na noc zatrzymał się we wsi Kobyle (prawidłowa nazwa miejscowości to Kopyle, znajdująca się nad Styrem*). (4)

W ramach utworzonego przez ppłk. Zajączkowskiego Zgrupowania, Dywizjon prawdopodobnie zabezpiecza lewą zachodnią flankę posuwającego się na północ Zgrupowania i przez miejscowość Wólka Kotowska (zaznaczona w dzienniku Majora), Przebrodź, Troscianiec idzie na przeprawę przez rzekę Styr w Kołkach. W dniu 20 IX Dywizjon brał udział w zażartych walkach z bolszewickimi bojówkami Ukraińców i Żydów o Kołki (Колки).

Interesująca relacja kaprala 3. pp KOP pana Czesława Złotowskiego****

Niestety zanim Wojsko Polskie zajęło miasteczko bolszewicy zamordowali kilkunastu Polaków, głownie policjantów... Po opuszczeniu miasteczka Dywizjon przeszedł na prawą flankę w rejon miejscowości Hrady i ubezpieczał Zgrupowanie od strony północno-wschodniej. Zgrupowanie po spędzonej nocy w miejscowości Kopyle (internet błędnie podaje Kobyle*) skierował się na wschód w rejon miejscowości Borowicze, Huziatyn. Natomiast Dywizjon przeszedł w rejon miejscowości Uhły cały czas ubezpieczając wyznaczony kierunek.

21 IX rano w okolicach wsi Borowicze, I batalion 3 Pułku został zaatakowany przez silny patrol sowiecki 45 Dywizji Strzelców i w wyniku gwałtownej walki polski Baon zniszczył 3 sowieckie czołgi i 3 samochody. Zgrupowanie pułkownika Zajączkowskiego ponosząc dotkliwe straty w walce z czołgami, samolotami walczyło z Sowietami przez dwa dni. We wspomnieniach odnotowujemy nalot 40 sowieckich bombowców. W nocy z 22 na 23 IX z szeregów pułku zdezerterowali prawie wszyscy żołnierze z mniejszości narodowych. 23 IX rano przy próbie oderwania się od nieprzyjaciela, Zgrupowanie dostało się w Radoszynie w okrążenie i pułkownik Zajączkowski podjął decyzję o złożeniu broni i kapitulacji. Zgrupowanie złożyło broń, a niemal wszyscy oficerowie zostali póżniej zamordowani w obozach jenieckich dzieląc losy polskich oficerów w Katyniu.

 „Następnego dnia został zaatakowany w trójkącie wsi Borowicze–Huziatyn–Nawóz, niedaleko Styru, przez oddziały sowieckie z 87 Dywizji Strzeleckiej kombriga Matykina. Czerwonoarmiści ponieśli znaczne straty (300 zabitych, rannych i zaginionych), ale wyparli oddziały pułku ze wsi Nawóz i zmusili je do cofnięcia się w kierunku Kołek. W sytuacji wsparcia wojsk sowieckich przez czołgi i lotnictwo, których strona polska nie posiadała, płk Zajączkowski zdecydował o odwrocie przez Mielnicę i Wielick w kierunku na Kowel. Rankiem 23 września pułk, przerzedzony przez straty i dezercje, został otoczony przez sowieckie oddziały pancerne we wsi Radoszyn, gdzie płk Zajączkowski podjął decyzję o kapitulacji.”(4) Raz mamy w źródłach 45 raz 87 Dywizja Strzelców... należy to sprawdzić. W dwudniowych walkach poległo około 35 polskich żołnierzy i 80 rannych (5). Sowieci stracili 3 czołgi, zestrzelony samolot oraz kilka wozów pancernych, poległo, zostało rannych i zaginęło ok 300 sowieckich bojców.

Natomiast moment okrążania wojsk polskich pod Radoszynem przez sowieckie czołgi dostrzegł w porę, przez lornetkę, major Kryński ** i zdecydowanym ruchem całego Dywizjonu odskoczył od nieprzyjaciela na północ, w rejon Trojanówki.

Major Kryński szybkim manewrem uniknął okrążenia oraz rozbrojenia i postanowił przebijać się dalej samodzielnie na pomoc Warszawie. I to mamy dopiero mniej więcej połowę rajdu naszych bohaterów. W przeciwieństwie do pułkownika Zajączkowskiego, Major unikał głównych dróg i większych miejscowości słusznie przypuszczając, że zostały już opanowane przez Sowietów i pomagających im komunistycznych dywersantów rekrutującym się z mniejszości narodowych Żydów, Ukraińców i komunistów.

Kilka słów relacji**: „Omijaliśmy wsie i miasteczka, nie wchodząc do nich. Jednak końcówka lata była gorąca i musieliśmy od czasu do czasu wstąpić do wiosek aby napoić konie i uzupełnić zapasy wody pitnej. W jednym z przysiółków zatrzymaliśmy się przy studni pijąc i pojąc konie, był z nami jeden z oficerów Dywizjonu. Ukrainka podbiegła do oficera i poprosiła aby chwilkę poczekał przyniesie mu z domu dzbanek zimnego mleka. Kobieta znikła za drzwiami i dosyć długo nie wracała co wzbudziło naszą czujność. Byliśmy już po walkach w Kołkach, po licznych starciach z bojówkarzami... Pełnię straż w ubezpieczeniu z bronią gotową do strzału... naraz widzę na strychu domu pod którym czekamy, powolutku uchylają się drzwi z których wysuwa się lufą karabinu skierowana w naszego oficera. Byłem szybszy.”

Nie zdradzając swojej obecności Dywizjon przebijał się przez tereny nasycone nieprzyjacielskimi oddziałami głownie nocami, bocznymi drogami, leśnymi duktami aż do 26 września kiedy dotarli do rejonów nadbużańskich. To jak wyglądał teren przez który przechodził Dywizjon Majora Kryńskiego najlepiej opiszą słowa świadka tamtych czasów. ”Nie było poważniejszej bitwy, ale dzień i noc słychać było strzały patroli, rozpoznań. Wszędzie płonęły wsie, dwory, miasteczka. Noce były jasne od ognia, dni zaciemnione słupami dymu. Obok małych oddziałów regularnych wojsk spotykały nasze ubezpieczenia jakieś dzikie oddziały domorosłych komunistów, bandytów wypuszczonych z więzień, które robiły wojnę na własny rachunek" – wspominał płk. Adam Epler, dowódca Dywizji „Kobryń”.

Z Trojanówki Dywizjon przechodzi do lasu w okolicach miejscowość Werchy. Stamtąd 24 września idą do miejscowości Nujno. Tam bocznymi drogami aby ominąć Kamień Koszyrski idą do miejscowości Buzaki, dalej do Wydrycza, Postupla. Major w swoim dzienniku podaje kierunek Kamień Koszyrski a poźniej Żyrycze i jednocześnie Wólka Szczy...ńska. (trudno rozczytać pismo*) i tutaj niektóre źródła podają jako kolejny punkt przemarszu "Wólkę Szczecińską". Nie ma i nie było takiej miejscowości na Wołyniu jak „Wólka Szczecińska”. Zresztą przed wojną nie było Szczecina zatem nie wiem skąd się wzięła „Wólka Szczecińska” i to jeszcze na Wołyniu? Być może chodzi o Wolę Szczytyńską nad Prypecią. Ale to jest kierunek na północ w bagna Prypeci. Nie wiem po co mieliby kierować się w bagna na północ skoro szli na pomoc Warszawie? Raczej jest mało prawdopodobne aby obchodzili Kamień Koszyrski od strony wschodniej... Raczej nie weszli do samej dosyć sporej miejscowości już zapewne opanowanej przez Sowietów i miejscowe męty. Moim zdaniem poszli trasą w/w. ale to moje zdanie i mogę się mylić.

Mijają szosę na południe od Ratna i dochodzą do Żyrycza. Dalej obok miejscowości Tur,, Chocisław idą do miejscowości Orzechowo.

I tu mogła nastąpić zaznaczona w dziennik Majora, bitwa pod Zalesiem.

W nocy z 26 na 27 września gdzieś już w bliskiej odległości od Bugu w okolicach miejscowości Zalesie Dywizjon wpada w zasadzkę i ponosi dotkliwe straty w walce z sowieckimi czołgami. Poległ porucznik Jerzy Kasprzyk dowódca 1 plutonu w 1 szwadronie wraz z 14-stoma ułanami (są źrodła które podają 23 poległych ułanów, w dzienniku majora widzimy „14"*). Prawdopodobnie szedł w szpicy jako straż przednia i wpadł w zasadzkę. Wg relacji rodziny porucznika Kasprzyka, porucznik umiera 30 września. Wiemy, że 30 września Dywizjon jest już pod Parczewem. Być może został śmiertelnie ranny w potyczce 26/27 września a zmarł 30 września z ran.***

Trudno jest z całą pewnością stwierdzić o którą miejscowość Zalesie chodzi...znalazłem dwie miejscowości o takiej nazwie i obie mogłyby być na trasie przemarszu Majora. W obu przypadkach, na podstawie sztabówek sprzed 1939 roku, można przypuszczać w którym miejscu mogła mieć miejsce zasadzka.

Jedna z miejscowości Zalesie jest małym przysiółkiem w sąsiedztwie miejscowości Orzechowo, w jej okolicy na mapie sztabówki jest zaznaczona na kierunku marszu Dywizjonu grobla i mostek. Dzisiaj wzdłuż tej grobli przebiega granica państwowa między Białorusią a Ukrainą, która w owym czasie była granicą między Województwem Poleskim i Województwem Wołyńskim. Taka grobla przez Błota Piesoczne mogłaby być doskonałym miejscem do zorganizowania zasadzki i mogła być miejscem śmierci tak znacznej liczby ułanów.

Druga z miejscowości Zalesie leży w bliskim sąsiedztwie Szacka. W Szacku oddział gen. Ruckemana-Orlika stoczył walkę w dniach 28-30 września. Czy zatem Dywizjon natknął się na te same oddziały sowieckie 52 Dywizji Strzeleckiej w nocy z 26 na 27 września? Ale w takim przypadku musiałyby je minąć, minąć Szack, przekroczyć drogę wojewódzką Piszcza- Luboml. Wejść w lukę miedzy dwoma dużymi jeziorami, obszar zamknięty dwiema szosami wojewódzkimi w pobliżu większych miejscowości, które można było przypuszczać są już opanowane przez Sowietów lub uzbrojone Rewkomy... Czy doświadczony dowódca mógł ryzykować i wprowadzać swój oddział w rejon o tak ograniczonym polu manewru? Wchodzić do worka, przekraczać szosę wojewódzką aby za chwilę wychodząc z tego worka znowu narażać oddział na przekraczanie szosy wojewódzkiej Piszcza -Włodawa aby iść na północ. I czy już po przebiciu się przez oddziały wroga nie przekroczyłby Bugu w najbliższej odległości na wysokości Sobiboru a nie maszerował ponownie na północ aż pod Domaczewo, mijając od wschodu Włodawę, aby przekroczyć Bud na północ od Włodawy. Idąc taką marszrutą musiałby natknąć się na oddziały generała Kleeberga już 27 września pod Włodawą. Znowuż, będąc 26 wrzenia na południe od miejscowości Małoryta i chcąc iść na Warszawę w jakim celu odbijałby na południe w rejon Szacka? Znowuż gdyby wszelkie moje dotychczasowe przypuszczenia były błędne i Dywizjon szedłby inna drogą niż moje dywagacje to z pewnością musiałby zetknąć się z oddziałami generała Orlika-Ruckemana lub generała Kleeberga.

Zagadka o którą miejscowość Zalesie chodzi, jest już rozwiązana, Pani Maria Filanowska potwierdza, że w relacjach jej ojca, Pana Władysława Piątka padła wzmianka o „grobli” na której przygotowana była zasadzka sowieckich wozów pancernych.

Pod miejscowością Domaczewo, błędnie czasami podawana współczesna białoruska nazwa „Damaczewo”, Dywizjon stacza kolejną walkę z sowieckimi czołgami. Domaczewo leży na północ od Włodawy na trasie Włodawa- Brześć i jest mało prawdopodobne aby Major prowadził swój oddział wzdłuż tej trasy... Raczej kierował się na bród rzeki Bug. Zatem potyczka z sowieckimi wojskami nie mogła mieć miejsca pod Domaczewem ale w rejonach stacji kolejowej Domaczewo, która znajduje się w bezpośredniej bliskości brodu przez który przeprawiał się Dywizjon w miejscowości Lipinki.

W nocy z 27 na 28 września Dywizjon przeprawia się brodem przez Bug z miejscowości Lipinki leżącej na wschodniej stronie rzeki do miejscowości Dołhobrody na zachodnim brzegu rzeki. W trakcie przeprawy pod ułanem Władysławem Piątkiem w nurtach Bugu tonie jego koń **. Na zachodniej stronie Bugu wchodzą już na teren, który znam od dziecka jak własną kieszeń i na dodatek spenetrowany przeze mnie konno wzdłuż i wszerz. Po odpoczynku w lesie w okolicach Lacka Dywizjon najkrótszą możliwą drogą idzie na Warszawę.

Kilka słów o mojej rodzinnej miejscowości Pogorzelec. Nic szczególnego, mała wioska zamieszkała przed wojną głownie przez katolików co na tych terenach, byłej rosyjskiej Guberni Chełmskiej zaboru rosyjskiego, oznaczało Polaków. Mieszkańcy przed Powstaniem Styczniowym należeli głownie do kościoła greko-katolickiego. Przeszli po 1875 roku martyrologię Unitów, płacąc olbrzymie kontrybucje pieniężne dla Cara za odmowę przejścia na prawosławie i opór przed rusyfikacją. Przed wojną we wsi dosyć patriotycznie nastawionej, mieszkał autentyczny bolszewik uczestnik Rewolucji Październikowej zwany Komisarem. Ja go jeszcze pamiętam z lat 70, chodził w czarnym jakimś takim szynelu w czarnej czapce „komysarce” i bali się go wszyscy a głownie bali się go komuniści. Mało sympatyczna ta postać tuż przed wojną prowadził w okolicy działalności komunistyczną. Udało mu się zwerbować min. dwóch młodzieńców A i Z i wysłać na szkolenie do Związku Sowieckiego. Oczywiście zachowały się relację jak to robił, mamiąc młodzieńców obietnicami bogactwa i dostatniego życia w raju sowieckim. Autentycznie takie składał obietnice... Pogorzelec nie był zamożną wsią jedynie co można powiedzieć o jej gospodarce to „laski, piaski i karaski”. Otoczony od północy bagnami, od wschodu bagnami, od południa bagnami i od zachodu bagnami był jednak jedyną drogą z Polesia Wschodniego, leżącego po wschodniej stronie Bugu, na zachód. Tym samym otwierał drogę z brodów przez Bug na Bramę parczewsko-lubartowską aby w okolicach Jabłonia, łączyć się z Traktem Królewskim Kraków- Wilno. Cóż... od wieków wszyscy, którzy chcieli przejść ze wschodu na zachód lub w przeciwnym kierunku a nie mogli przejść głównymi drogami musieli iść przez moją wioskę. Zatem w czasie przejścia wojsk napoleońskich zostały po wsi same zgliszcza, po Powstaniu Styczniowym została bieda i ubóstwo, po pierwszej Wielkiej Wojnie, nic nie zostało..., jedna chata została, bo front przeszedł. W 1944 przeszli też Sowieci z czołgami artylerią kawalerią itp.

Wracając do naszych wydarzeń, otóż ci dwaj ochotnicy na bolszewików zostali omamieni i wysłani do Sowietów. Wrócili po kilku miesiącach...brudni, chudzi, zawszeni i już... nie chcieli być bolszewikami. Ku uciesze całej wsi stali się wioskowym pośmiewiskiem i ja jeszcze pamiętam z rodzinnych opowieści jak rodzice śmieli się z nich. Jednak to było tuż przed wybuchem wojny i nagle po wkroczeniu Sowietów 17 września, już odkarmieni i wymyci oraz uzbrojeni. Tak, okazało się, że bolszewicy nawet na nasze tereny potrafili przemycić i zgromadzić broń. Uzbrojeni w dwa karabiny wraz z Żydami i wiejską biedotą postanowili wypełnić instrukcje i przywitać Sowietów bramą powitalną. I jakież było ich zdziwienie gdy od wschodu wprost na przygotowaną bramę nadjechali nie Sowieci a oddział polskiej kawalerii. Mam teraz przed oczyma roześmiane oczy mego ojca opowiadające o tym. Kawalerzyści sprawnie i z wprawą przeszli do działania i szybciutko rozgonili towarzystwo. Bolszewicy przerażeni uciekli w bagna, karabiny utopili i przez tydzień siedzieli w krzakach na mokradłach. Karabiny zostały odnalezione w latach 70 w trakcie melioracji bagien. Natomiast oficerowie natychmiast udali się do sołtysa wsi i zażądali nazwisk osób zaangażowanych w „powitanie Sowietów”. Sołtys był tzw. „lepszy cwaniak” i zeznał, że to byli ludzie z innych wsi. W podzięce ci sami, których teraz uratował zesłali go w 1945 roku jako przesiedleńca na Mazury. Dywizjon w tym czasie miał już spore doświadczenie w takich przypadkach i szybko i sprawnie rozprawiał się ze zdrajcami. Przytoczę relację**: „Pojmaliśmy 3 bandytów z bronią w ręku. Szybko odbył się Sąd Wojenny. Zapadł wyrok- rozstrzelania. Bandyci otrzymali saperki aby wykopać sobie doły. Żołnierze Dywizjonu niechętnie brali udział w egzekucjach. Byliśmy młodzi i jeszcze z trudnością przychodziło nam zabijanie. Jednak nasz oddział przyjął po drodze wielu ochotników zamieszkałych na terenach opanowanych przez bandy komunistyczne, żydowskie i ukraińskie. Ludzi, którzy stracili swoje domy a i często byli świadkami śmierci swoich najbliższych z rąk bandytów. Na własne oczy oglądali gwałty i morderstwa. Oni nie mieli już wątpliwości o co jest ta wojna. Zawsze to oni zgłaszali się na ochotnika do oddziału egzekucyjnego.”

Proszę wyobrazić sobie sytuację. Wrzeszcząca gawiedź gotowa witać sowieckie wojska z jakimiś badylami kwiatów, butelką wódki w ręce, pewnie podchmieleni i radośni przy bramie a tu nagle nadjeżdżają nasi dzielni chłopcy. W tym miejscu przytoczę opis z pracy Adriana Filanowskiego o swoim Dziadku Władysławie Piątku, która cytuje książkę pt. „Ułańskie wrzosy. Opowieści o walkach ułanów w roku 1939” autor tak opisuje dyon mojego dziadzia”:

„Opowiadał mi rotmistrz Korczak o dywizjonie „Niewirków”. Widział ich parę dni temu. Co za wojsko! Nie mógł wyjść z podziwu. Mówili, że wyglądają całkiem jak Lisowczycy. W kożuszkach, obciśniętych pasami, pełne ładownice, polówki na bakier. Na koniach siedzą niby ujeżdżacze. Każdy oficer jak rasowy zagończyk, wąsaty, rosły w barach, zgrabny. Do ochrony pogranicza nie brano byle kogo. A i wyszkolenie u nich...”

Do KOP nie brano byle kogo! Wspomnijmy tylko generała Stefana Roweckiego a sam Pan Major Wacław Kryński był oficerem 1 Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego, najbardziej prestiżowej jednostki wojskowej w Wojsku Polskim. I pamiętamy, że swego czasu Pan Major odznaczony za Wielką Wojnę Krzyżem Virtuti Militari, był Adiutantem Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego!

Dodam jeszcze jedną relacje poświęcona wyglądowi ułanów we Wrześniu 1939 roku, porucznika Bogusława Cereniewicza, proszę zwrócić uwagę na to, że jest to relacja z października, już po miesiącu intensywnych walk :

 "Wojsko wyjeżdża ze skraju wsi w szykach luźnych, szeroko po całym polu rozrzuconych. Jadą dziesiątki taczanek z karabinami węszącymi lufami po niebie, jadą armatki przeciwpancerne i jadą, jadą bez przerwy polscy ułani. Wojsko jak z igły. Lśnią na koniach żółciutkie, świeżo z magazynów pobrane rzędy. Rynsztunek jest przepisowo i dokładnie stroczony. Wszystkie szeregi wyrównane i pokryte. Wszyscy żołnierze kompletnie wyposażeni i uzbrojeni. Nad ławą francuskich czółenkowych hełmów sterczą lance, proporce. Jadą na czele oddziałów oficerowie. Lśnią zatknięte przy siodłach szable. Słychać gwizdki, trąbki, widać rękami podawane znaki. Wszystko to nacechowane prawdziwie wojskowym duchem, twardą dyscypliną. Od setek koni idzie charakterystyczny, tak mile łechcący nozdrza zapach".

Oczywiście Dywizjon nie był wyposażony w dziesiątki armatek i lance a opis dotyczy Podlaskiej Brygady Kawalerii w skład której wszedł Dywizjon Niewirków.

Przez całe lata zastanawiałem się o jaki oddział „polskiej kawalerii” przejeżdżający przez moją wieś mogło chodzić. Doskonale pamiętam opowieści z dzieciństwa, nie ma żadnych wątpliwości, że oddział wszedł do wsi od strony wschodniej. Początkowo myślałem, że to był jakiś oddział kawalerii działający w ramach SGO Polesie ale wtedy raczej powinien wejść od wsi od zachodu, może północy. Kolejnym argumentem przemawiającym, za tym, że byli to KOPiści było charakterystyczne postępowanie i sprawne rozpoczęcie śledztwa aby wyłonić i ustalić sprawców. Sprawcom groziło spalenie zabudowań i rozstrzelanie, dlatego sołtys wstawił się w ich obronie. Decydującym argumentem jest czas w którym miało miejsce zajście. Rankiem. Wiemy, że po nocnej przeprawie w nocy z 27 na 28 września, krótkim odpoczynku w lesie w okolicach Lacka Dywizjon skierował się w stronę Warszawy. Wiemy, że popołudniu 28 września, z marszu wziął udział w walkach pod Paszenkami. Taką odległość z Dołhobród do Paszenek z przystankiem na akcję antykomunistyczną w Pogorzelcu mógł odbyć maszerując normalnym kawaleryjskim tempem. Obecnie nie mam wątpliwości, że kawalerzystami rozganiającymi bolszewików musieli być ułani z Dywizjonu KOP Niewirków.

Dywizjon z marszu bierze udział w Paszenkach w starciu z oddziałami sowieckimi, bitwa nosi miano Bitwy pod Jabłoniem, lub Parczewem. Paszenki są pierwszą miejscowością dawnej Korony za rzeczką Zielawą na której znajdowała się dawna granica między Wielkim Księstwem Litewskim a Królestwem Polskim. W Rzeczypospolitej na tej rzeczce stanowiła się granica między Województwem Brzesko-Litewskim a Województwem Lubelskim.

Z Paszenek 29 września Dywizjon przechodzi w rejon lasu wohyńskiego i miejscowości Suchowola, tutaj zostaje podporządkowany Podlaskiej Brygadzie Kawalerii generała brygady Ludwika Kmicic- Skrzyńskiego, która jest w składzie Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” generała dywizji Franciszka Kleeberga. Dalszy szlak bojowy Dywizjonu to już szlak walk prowadzonych przez SGO „Polesie”. 30 IX Dywizjon zostaje skierowany do Wołki Domaszewskiej. 1 października uzbrojenie Dywizjonu znacznie się zwiększa o odkopane, świeżo zakopane, w miejscowości Wierzcholina lub inne źródło Krupy działko przeciwpancerne 37 mm Bofors. Do Dywizjonu dołącza też obsługa działka pod dowództwem ppor. rez Mieczysława Pałczyńskiego dowódcy kompani przeciwpancernej 19 Dywizji Piechoty. Być może Dywizjon wszedł w posiadanie dwóch działek w tym samym dniu jednego odkopanego wraz z amunicją w miejscowości Wierzcholina a drugie odnalezione w miejscowości Krupy. 2 października Dywizjon dociera do miejscowości Krzywda zajmuje miejsce postoju w lesie gułowskim. 3 października Serokomlę i Amelin. 4 i 5 X walczą w Woli Kożuchowskiej. 6 października składają zniszczoną najczęściej uprzednio broń w miejscowości Krzywda. Działko zostaje zniszczone. Z relacji wiemy, że własną broń ukrywają i zakopują. Niemcom oddają broń niemiecką zabraną niemieckim jeńcom i to broń zniszczoną lub uszkodzoną. Niemcy dziwią się ale nic nie mają do powiedzenia. Kapitulacji towarzyszy konsternacja Niemców, którzy przez cały okres bitwy dostawali tęgie lanie od Polaków. Teraz sami nie mogą uwierzyć we własne „zwycięstwo”.

Po bitwie generał dywizji Franciszek Kleeberg nadaje Panu majorowi Wacławowi Kryńskiemu Order Krzyża Złoty Virtuti Militari IV Klasy. Krzyż Złoty, IV klasy, mógł być nadany żołnierzowi, który posiadał już Krzyż Srebrny (w wyjątkowych przypadkach ten warunek mógł być pominięty) za umiejętne i skuteczne dowodzenie oddziałem do dywizji włącznie lub za wybitną inicjatywę, zapewniającą duży sukces bojowy. Za cały okres walk w II Wojnie Światowej Rząd Rzeczypospolitej Polskiej na Obczyźnie nadał tylko 252 razy Order Krzyża Złotego (2). Komuniści nie oszczędzili złośliwości i o tym, że Pan Major otrzymał Virtuti Militari powiadomili Majora dopiero w roku 1969... po licznych interwencjach wysłali Panu Majorowi Order zwykła pocztą (!). Dekoracji Pana Majora Orderem Złotego Krzyża dokonał 10 letni wówczas wnuczek Pana Majora pan Wacław Łubkowski. Jest to prawdopodobnie jedyna w historii dekoracja Krzyżem Virtuti Militari dokonana przez osobę cywilną i to przez dziecko.

Dzisiaj niestety niewiele osób wie o budzącej mój podziw postawie Kopistów, prących „pod prąd” nieustannie walcząc... w walkę!

Na pomoc.

Na odsiecz.

Nie za granicę a walcząc w obronie honoru polskiego wojska.

Nie zostali pobici, nie zostali pokonani, walcząc nieustannie prowadzili działania wojenne i realizowali założone cele.

Złożyli broń zwycięscy.

Takich potrzebujemy bohaterów i na takich przykładach powinnismy wychowywać przyszłe pokolenia.

Nie zostaną zapomnieni i „nie damy umrzeć poległym”.

Powinniśmy ich podziwiać i zrobić wszystko aby ich wysiłek doczekał się należytego rozgłosu i szacunku. Taka postawa powinna być wzorem dla przyszłych pokoleń.

Mam nadzieję, że w jakimś drobnym stopniu przyczynie się do upamiętnienia Bohaterskich Ułanów a moja drobna relacja będzie stanowiła ilustrację w jakich warunkach odbywał się ten rajd.

Warszawa, 13 grudnia 2021 

* moje przypisy

** relacje Pani Marii Filanowskiej

*** relacje Pana Sławomira Małachowskiego

**** Czesław Złotowski s. Antoniego i Zofii z d. Zwierz ur. 14.07.1917 r. Warszawa we wrześniu 1939 r., kapral w 3. pp KOP, dowódca zapasowego patrolu łączności przy dowództwie pułku:

W okolicach Kowla, napotykaliśmy często ludność bardzo wrogo do nas nastawioną. Widzieliśmy tryumfalne bramy strojone kwiatami na powitanie wojsk sowieckich.

Niedaleko miejscowości Kołki z mojej drużyny i z plutonu zdezerterowało kilku żołnierzy Ukraińców. Gdy mijaliśmy miasteczko Kołki, zostaliśmy ostrzelani. Strzelano do nas z domów, przyległych kartoflisk, stogów siana i z drzew, gdzie byli ukryci napastnicy. Nasza jednostka odpowiedziała atakiem na napad.

W rezultacie zdecydowanej i błyskawicznej akcji wzięliśmy wszystkich napastników do niewoli. Pośród wziętych do niewoli byli moi dezerterzy przebrani już w cywilne ubrania, jak

i pozostali partyzanci-napastnicy. Jako cywile ujęci z bronią, którzy napadli na Polskie Wojsko, wszyscy uznani zostali za bandytów. Po krótkim śledztwie stwierdzono, że wszyscy pochodzą z tej miejscowości Kołki. Za zbrojną napaść cywilów na W.P. skazano wszystkich na karę śmierci przez zastrzelenie co dokonaliśmy z broni maszynowej.

Nasza kompania wychodząc z miasteczka podpaliła całą miejscowość. Na trakcie Kołki- Boziszcze (powinno być, Borowicze*) w marszu napotkaliśmy wojska sowieckie, piechotę z którą stoczyliśmy walkę, to było około 20-go września.

Wobec przeważających sił przeciwnika ponieśliśmy klęskę. Było dużo zabitych i rannych. Naszej jednostce skończyła się amunicja. Zaatakowaliśmy Sowietów na bagnety dla zdobycia ich broni i amunicji. Znów było dużo zabitych i rannych.

Z braku pomocy i amunicji dowództwo nasze zmuszone było skapitulować. Pod sowieckim konwojem zabitych układaliśmy rzędami na ziemi. Rannych znosiliśmy do jakiegoś budynku, co

z nimi się dalej działo tego nie wiem. Nas zdrowych i lżej rannych, pod konwojem dość daleko odprowadzono do torów kolejowych, gdzie załadowano do wagonów towarowych. Pod sowieckim konwojem pojechaliśmy do Brześcia nad Bugiem.

„Okruchy pamięci Wspomnienia i relacje byłych żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza”

Przypisy:

1. Korpus Ochrony Pogranicza, Falkiewicz, Stanisław (1889-1970) Red. 1925

2. Wikipedia

3. http://rotmistrz.blogspot.com/2018/02/kon-w-kawalerii-ii-rp-kilka-uwag-artyku.html - rtm.

Robert Woronowicz

4. https://1wrzesnia39.pl/39p/multimedia-1/kiedy-przyjda-podpalic/rocznica/podziekowania/

dokumenty/linki/teksty/8794,dok.html

5. Jerzy Prochwicz: Formacje Korpusu Ochrony Pogranicza w 1939 roku. Warszawa: Wydawnictwo

Neriton, 2003. ISBN 83-88973-58-4.


Skład osobowy Dywizjonu kawalerii KOP "Niewirków" we wrześniu 1939 r.

dowództwo

dowódca mjr Wacław Kryński

kwatermistrz rtm. Edmund Aleksander Krzyżanowski oficer żywnościowy chor. K. Łuniewski

lekarz kpt. lek. Wacław Kessling

lekarz weterynarii kpt. lek. wet. Jan Talecki

1.szwadron rtm. Tadeusz Domański

1.pluton por. Jerzy Kasprzyk (+30 IX 1939- zmarł z ran) 2.pluton wachm. Sławiński

3.pluton

2.szwadron rtm. Jan Józef Suchcicki (źródła podają różne dane)

1.pluton por. T. Kaczyński 2.pluton ppor. J. Hulewicz 3.pluton wachm. A. Socha

- szwadron ckm por. Kubisz- 6 ckm na taczankach

- pluton przeciwpancerny w Bitwie pod Kockiem ppor. rez. Mieczysław Pałczyński

Kerakles
O mnie Kerakles

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura