Łukasz Grysiak Łukasz Grysiak
6448
BLOG

W co gra Wojciech Sumliński?

Łukasz Grysiak Łukasz Grysiak Polityka Obserwuj notkę 19

Sprawą Wojciecha Sumlińskiego i tak zwanej „afery marszałkowej” zainteresowałem się kilka lat temu. Poza ostatnią jego książką pt. „Oficer” przeczytałem wszystko co dotąd napisał, do tego wysłuchałem kilku jego wystąpień na spotkaniach autorskich i przeczytałem ileś tam wywiadów z nim. A także to co co się pisze o tym dziennikarzu w sferze publicznej, z lewa jak i prawa. Jaki wypływa z tego wszystkiego wspólny mianownik?

Ano taki jak to z reguły bywa w polityce. Prawda zawsze leży gdzieś pomiędzy a to prawie nikogo nie obchodzi bo liczy się teza, wojna i propaganda a nie jakaś tam prawda. Czyli pomiędzy tym co mówią jego hejterzy medialni pokroju Czuchnowskiego („nie ma żadnej afery marszałkowej, to wymysł prawicowych mediów” - napisał ów pan dowcip roku!), Majewski czy inni żurnalisci mainstreamu a ślepo zapatrzeni w Sumlińskiego jego prawicowi wyznawcy, zwłaszcza na facebooku. „Panie Wojciechu, został pan przysłany przez Boga” - napisał jeden z nich w komentarzu na profilu Sumlińskiego, najwyraźniej człowiek ten dawno nie był u lekarza, podobnie jak Wojciech Czuchnowski bo ci ludzie stanowią przeciwległe bieguny tej samej choroby. Tyle, że Czuchnowski robi to z czystego cynizmu bo jako redaktor "Gazety Wyborczej" inaczej po prostu nie może, ten drugi zaś z czystej głupoty i zaślepienia.

Zresztą, internet pełen jest rozmaitych sekt, które wielbią swych guru. Swoich sekciarzy ma lewaczka Środa, ma prawicowy radykał Cejrowski, mają ich Korwin-Mikke, Balcerowicz i ma ich Wojciech Sumliński. Sekta ma to do siebie, że nie myśli tylko wierzy. Co rzecze guru z automatu staje się niepodważalnym dogmatem. Stąd wszelkie debaty z tego typu ludźmi nie mają żadnego sensu. Do sekty można należeć albo nie. Kropka.

Jeśli przyjrzeć się historii i na tyle ile to możliwe osobowości pana Sumlińskiego to sprawa wydaje się – jak to zwykle bywa – bardzo złożona. Hejterzy i wrogowie redaktora przez lata niszczonego przez mafiokrację III RP będą mu jedynie wytykać potknięcia i wpadki bądź też żonglować insynuacjami ale za żadne skarby nie wdadzą się w rzeczową polemikę z faktami, którymi operuje Wojciech Sumliński. Gdyż fakty są zbyt przerażające o czym większość, zwłaszcza hejterów opłacanych przez swe redakcje doskonale wie.

Dobrym przykładem jest artykuł Jakuba Majmurka w „Krytyce politycznej” - „Keyser Soze reportażu czyli co odkrył Sumliński?”. Autor zarzuca Sumlińskiemu wiele, zwłaszcza, że pisze, iż Bronisław Komorowski rozmawiał z oficerami wywiadu językiem znanym z kryminałów. I koniec. Teza jest taka, że Sumliński to „Don Kichot z powieści Cervantesa”, który ma urojenia. Majmurek jednak nawet słowem nie zająknie się o tym, że przesadne ubarwianie przez Sumlińskiego treści książek przez czerpanie z kryminałów (plagiat?) to jedno ale istotne jest tutaj coś zupełnie innego – to czy były prezydent RP w ogóle spotykał się i rozmawiał potajemnie z oficerami wywiadu? A wiemy ponad wszelką wątpliwość, że tak było co sam Komorowski zeznał w prokuraturze. Jednak Majmurek stawia sobie bezpieczną granicę, gdyż wdanie się w polemikę z faktami było by nie po linii jego redakcji i kazało skupić się na prawdziwym obliczu Komorowskiego a nie na ubarwieniach Sumlińskiego. Tego zaś Majmurkowi zrobić nie wolno tak jak nie wolno było puścić w szeroki obieg medialny przesłuchania Bronisława Komorowskiego w Pałacu Prezydenckim gdyż zmowa milczenia mainstreamowych mediów wokół „afery marszałkowej” i medialna ochrona Komorowskiego były celem nadrzędnym. Gdyby nie Michał Rachoń z TV Republika i jego telefon, w ogóle byśmy nie mogli ujrzeć jak potworna amnezja dręczy byłego lokatora Belwederu i ojca – koordynatora przestępczej prowokacji wymierzonej w komisję weryfikacyjną WSI, której celem pośrednim stał się Sumliński.

Jakub Majmurek i tak jest w miarę przyzwoity w pisaniu o Sumlińskim bo mimo wszystko do pewnego stopnia pisze rzeczowo i nie rzuca najgorszymi obelgami, on tylko trzyma się z daleka od meritum, które jest zbyt niebezpieczne. W podobny sposób zachowują się inni, jak choćby Dominika Wielowiejska, kolejna persona z Czerskiej, którą dopadł blady strach gdy Jarosław Gowin napisał na twitterze, że przyjdzie do TOK FM gdy Wielowiejska wcześniej zaprosi tam Sumlińskiego. Pani Dominika odparowała: „A ile osób w Polsce wie kim jest redaktor Sumliński?” zupełnie cynicznie przechodząc do porządku dziennego nad faktem, że jeśli większość Nowaków i Kowalskich o Sumlińskim nigdy nie słyszała to właśnie dzięki takim jak ona.

Tyle na korzyść bohatera tego artykułu. Opisywanie tutaj historii Sumlińskiego, działań WSI i kulis "afery marszałkowej" nie ma żadnego sensu. Teza jaką stawiam jest następująca: wrogowie Sumlińskiego jak diabeł święconej wody lękają się debaty o faktach bo układ zacząłby się chwiać i skrzypić a do tego dopuścić nie wolno, po prostu. Stąd przypinanie mu łatki „spiskowego oszołoma” i wariata cierpiącego na urojenia. A Wojciech Sumliński zrobił wiele, bardzo wiele dla ujawnienia prawdziwego oblicza post magdalenkowej „demokracji” i „państwa prawa” zwanego III RP. Przeszedł prawdziwe piekło, niszczono go latami, jego żona Monika i dzieci przeżyły traumę, którą nie każdy by przetrwał. Z tego powodu mam do redaktora Sumlińskiego duży szacunek co nie zwalnia od krytycznego myślenia. Nawiasem mówiąc, jednak podkreślam, to tylko moje przypuszczenie – nie wierzę, że Sumliński naprawdę chciał się zabić w kościele św. Stanisława Kostki w 2008 roku, co uchroniło go przed aresztem wydobywczym. Bardziej ufam znanej w kryminologii teorii o tym, że człowiek doprowadzony do ostateczności pozoruje próbę zamachu na własne życie licząc, że tym sposobem jego sytuacja ulegnie poprawie. Ale mogę się mylić, prawdę zna tylko sam Wojciech Sumliński.

Mając na uwadze wszystko co napisane powyżej i ceniąc Sumlińskiego jako dziennikarza śledczego nie sposób nie zwrócić uwagi na jego mniej jasne strony. A kilka ich jest.

Mój główny zarzut do pana redaktora jest taki, że – jak wszystko na to wskazuje – postanowił wykorzystać swą sławę w prawicowych kręgach i piekło jakie zgotowały mu służby III RP do przekucia tego w biznes.

Każda kolejna książka Sumlińskiego jest gorsza od poprzedniej. Powtarza w swych książkach całe fragmenty z poprzednich publikacji jakby nie bardzo miał czym zapełnić karty nowej. Nie sposób logicznie wytłumaczyć po co w „Lobotomii” (wydanie z 2015 roku) w rozdziale pt. „Radziecki ślad” autor po raz kolejny opisuje okoliczności w jakich poznał płk. Aleksandra Lichockiego i po raz kolejny przepisuje fragment innej swej publikacji jak to wizytował u byłego kapitana SB – szantażysty, który trzymał całą szafę haków na ważnych w Polsce ludzi. Zresztą, nowych faktów w tym rozdziale jest jak na lekarstwo, jedyny to taki, że esbek związany ze sprawą zabójstwa księdza Popiełuszki (jeśli mnie pamięć nie myli – znalazł różaniec księdza) utrzymywał kontakty z majorem GRU Igorem Onyszką. Zresztą, poza publikacją dokumentów, cała „Lobotomia” to z grubsza przepisanie po części „Z mocy bezprawia” - najlepszej książki Sumlińskiego, po części zaś „Kto naprawdę go zabił?” (te dwie publikacje uważam za świetne). Rzeczy nowych w całej tej książce jest bardzo niewiele. To tylko dwa przykłady, które w tej chwili wygrzebuję z pamięci ale podobnych jest więcej.

Sumliński wielokrotnie opisywał swoje spotkanie z ówczesnym marszałkiem sejmu Komorowskim w 2007 roku w jego sejmowym gabinecie. Z jego relacji wynika, że gdy zapytał marszałka o morderczo-złodziejską fundację „Pro civili”, ten nakazał mu opuszczenie gabinetu w minutę a zaraz potem w pół minuty. Kika miesięcy temu w programie TVP INFO „Minęła dwudziesta” prowadzący Michał Rachoń zaprezentował nagranie, które, jak wyżej relacjonował Sumliński. Okazuje się, że całe zajście wyglądało zupełnie inaczej niż relacjonował to Sumliński. Owszem, wzrok Komorowskiego sugerował, że najchętniej zabiłby Sumlińskiego na miejscu ale nie ma tam nic więcej. Żadnego „ma pan minutę na opuszczenie mojego gabinetu”. Gdy redaktor Rachoń zapytał zaproszonego Sumlińskiego o rozbieżność w tym co mówi a tym co jest na taśmie, ten... zawahał się na moment po czym rzekł, że „musi być gdzieś druga część tego nagrania”. I to zawahanie Sumlińskiego było bezcenne... Na co Rachoń odpowiedział, że przeszukali archiwum TVP i niczego więcej tam nie ma. Moja hipoteza: nie ma żadnej drugiej części a ten jeden tylko przykład dobrze obrazuje typową dla Sumlińskiego skłonność do ubarwiania faktów.

"Prawda jest po naszej stronie”, „prawda jest po pańskiej stronie” - te frazy niczym mantra przebijają się przez kolejne publikacje redaktora z Białej Podlaskiej. Na 188. stronie „Pogorzeliska” miał tak rzec do Sumlińskiego wyrzucony z MON dyrektor Krzysztof Borowiak. W „Lobotomii” te same słowa wypowiada anonimowy oficer wywiadu, który naprowadza autora na ważne tropy ws. okoliczności śmierci księdza Popiełuszki. Jeszcze gdzie indziej dokładnie te same słowa informator kieruje do prokuratora Andrzeja Witkowskiego. Operowanie tymi kliszami to w sumie żadna zbrodnia jednak w jakimś stopniu podważa wiarygodność autora książek o prawdziwym obliczu III RP. Immamentną cechą pana Wojciecha jest wciskanie własnych słów w usta bohaterów jego książek co najlepiej uwidacznia „Czego nie powie Masa o polskiej mafii?”, rozdział pt. „Gdy modlisz się o deszcz przygotuj się na błoto”. Autor opisuje tam tajemnicze spotkanie z byłym oficerem tajnych służb, który miał zapytać: „Ma pan dzieci?”. Gdy Sumliński odpowiedział, że ma ów wywiadowca odrzekł: „niech je pan zabierze i wyjedzie, to kraj bez przyszłości”. Bardzo wątpię by ten anonimowy oficer tak powiedział, bardzo zaś możliwe, że to pogląd samego Sumlińskiego, który wcisnął mu w usta. Do tego odpowiednia oprawa niczym z Roberta Ludluma, wieje grozą. Polska od 1989 roku jest krajem w wielu obszarach skrajnie patologicznym jednak teza, że nie da się tutaj żyć jest zwykłą przesadą, figurą retoryczną i niczym więcej. Bo się da, choć wiele z tego co się dzieje bardzo czasem to życie utrudnia.

Abstrahując już od treści książek Wojciecha Sumlińskiego, dlaczego, mimo wielokrotnych zapewnień wszędzie gdzie się dało do tej pory nie podał do sądu „Newsweeka”, który oskarżył go o plagiat? Czy nie jest tak, że nawet tak szmatławe pismo jak „Newsweek” czasem napisze prawdę, choćby i z bardzo niskich pobudek? Zadałem to pytanie Wojciechowi Sumlińskiego na jego facebookowym profilu, dwukrotnie, nie odpowiedział. Nie jestem znawcą literatury, jednak jak dla mnie – jak to ujmuje sam Sumliński - „czerpanie z klasyków” winno mieć swe miary i granice. Pan redaktor dawno je przekroczył. Sumliński w jednej ze swych publikacji opisuje jak to po jego tekstach we „Wprost” opisujących kulisy związków SLD z mafią pruszkowską był straszony przez Jerzego Wenderlicha ( nawiasem, jedną z najbardziej żałosnych kanalii na naszej scenie politycznej) pozwem sądowym. Jednak Wenderlich zdając sobie sprawę, że Sumliński napisał prawdę, nigdy swej obietnicy nie spełnił. Mam nieodparte wrażenie, że w starciu Sumlińskiego z „Newsweekiem” jest dokładnie tak samo.

W 2014 roku pan redaktor, m.in. w wywiadzie dla Frondy mówił, że od umierającego i nawróconego oficera WSI (podobno będącego pod wrażeniem „Z mocy bezprawia”) miał otrzymać tysiące stron tajnych dokumentów, które będą prawdziwą bombą. Ów nawrócony WSI-ok miał otrzymać pokutę od swego spowiednika by upublicznił wszystkie łajdactwa jakich się dopuścił za życia. Przekazanie tych papierów Sumlińskiemu miało być wypełnieniem pokuty. Już nawet nie chodzi o to, że trudno człowiekowi uwierzyć w takie historie. Bardziej chodzi o to, że od tamtej poty nie słyszeliśmy już nigdy ani o tym oficerze ani o tych tajemnych dokumentach. Gdzie one są panie redaktorze? Czy w ogóle są? A jeśli tak to dlaczego zgodnie z obietnicą ich pan nie upublicznił?

Szczerze mówiąc zupełnie nie rozumiem po co Wojciech Sumliński bawi się w to wszystko co opisałem w części negatywnie świadczącej o jego osobie. Trudno to pojąć gdyż zważywszy jak wiele zrobił dla odkrywania prawdy o WSI, Komorowskim, „aferze marszałkowej” etc. etc., pan Sumliński sam przez takie głupie akcje, ubarwianie i „czerpanie z klasyków” podważa swą wiarygodność. Ciężko to pojąć gdyż po prostu zraża tym do siebie ludzi krytycznie myślących. Nie jestem ani wrogiem Sumlińskiego ani hejterem. Nie jestem dziennikarzem, żadna redakcja ani w ogóle nikt mi nie płaci i nie każe pisać tak czy inaczej. Po prostu trudno się nie zrazić do człowieka, który chce uchodzić za rycerza prawdy a jednocześnie sam wplątuje się w rozmaite głupoty. Wpada we własne sidła.

Być może Wojciech Sumliński zbyt wiele przeszedł w życiu. To nie mogło nie pozostawić śladu na jego psychice. Gołym okiem widać, że jest to człowiek nadwrażliwy, nie mający ani krzty dystansu to tego co robi. Materia, w którą wszedł wiele lat temu zbytnio go przerosła.

"Panie Wojtku, pan chciał ograć tych ludzi? Z całym szacunkiem ale przy nich jest pan tylko harcerzem" - powiedział redaktorowi nie kto inny jak likwidator WSI Antoni Macierewicz.

Jest jeszcze jedna sprawa, która nurtuje. Od pewnego czasu Wojciech Sumliński ma spokój. Został uniewinniony w dwóch instancjach czego szczerze mu gratuluję (a sędziego Stanisława Zduna autentycznie podziwiam). Przeżył ogromny dramat osobisty ale to już minęło. Biorąc pod uwagę logikę działania mafii tajnych służb i rozmaitych „seryjnych samobójców” aż dziwne, że – dzięki Bogu! - redaktorowi Sumlińskiemu nie stało się nic gorszego niż zdołał dotychczas przejść. Czy tylko boska Opatrzność tu zadziałała czy może redaktor Sumliński dużo więcej wie niż mówi i pisze i to ta wiedza nie upubliczniona stanowi jego polisę bezpieczeństwa?

Niczego nie insynuuję, broń Boże, po prostu jest to zastanawiające, choćby z tej racji, że nie pasuje do całości. Jednak w sprawach, w których mamy do czynienia z mediami, polityką i służbami specjalnymi nie można wierzyć do końca nikomu a pewnym osobom wierzyć nie wolno nawet w ułamku procenta.

Umiarkowany konserwatysta, bez dogmatyzmu. Antykomunista, wróg socjalizmu i lewicowej poprawności politycznej. Krytyk III RP jako państwa powstałego w sposób patologiczny. Wróg obecnej UE. Przeciwnik postrzegania i mierzenia rzeczywistości za pomocą schematycznych ram ideologicznych oraz teoretycznych dogmatów, niezależnie od ich zabarwienia. Pasjonat dziennikarstwa, historii i filmu a także muzyki rozrywkowej oraz podróży. Pisanie jest jedną z moich pasji.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka