Zygmunt Jan  Prusiński
Zygmunt Jan Prusiński
Zygmunt Jan Prusiński Zygmunt Jan Prusiński
96
BLOG

Zatoka Intymnego Przymierza - Część I

Zygmunt Jan Prusiński Zygmunt Jan Prusiński Wiersze Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

ZATOKA INTYMNEGO PRZYMIERZA - część pierwsza

Dział: Kultura Temat: Literatura


Zygmunt Jan Prusiński



MÓJ PRZYJACIEL FRYDERYK SZOPEN
I AGNIESZKA STYŚ



Motto: "Wzięłam łyk kawy
Łyk poezji
Rozpieściła moją nadwrażliwość
Bawiła się moimi uczuciami".
- Agnieszka Styś -


Można połączyć miłość i muzykę.
Tak też czynię od lat,
bo tylko Sztuka mnie nie zdradza!

W zapasie nut które mam,
w symbiozie zgody i ugody
zapraszam ogniska i jałowce.

Roztańcuję cię Agnieszko
w melodii nie dokończonej,
w napływie nut łąkowych.

Ale po to jesteś kobietą
by rozbierać z ciebie akcenty.
Wieloznaczność pocałunków
ma odcień i kod przymierza.

Zatem Fryderyk, ty i ja
spleceni ważnością istnienia,
wybieramy dla siebie akordy
zanurzenia w dźwięku wybranym.

Posłuchajmy ciszy. Posłuchajmy ciszy.
Na samej górze gra ktoś na fortepianie
nagie zbliżenia w epoce kamienia.


23.05.2010 - Ustka
Niedziela 18:11



NIE PRZEWRÓCĘ TEJ STROFY...

Motto: "Fale Dunaju, na kiju cuda,
żelazna szczęka nadgryzła noc.
Chcesz, pokażę ci swoje linie papilarne,
zobaczysz jakim złem karmiony jest świat".
- Joanna Maziarz -



Nie chcę nieba akurat dzisiaj.
Spieszę do Joanny garść kukułek - cukierków
zanieść o poranku.

Czarna bibuła a na niej kleks,
zbawcze zaklęcia
a w środku - bo środek zawsze jest
płynie moja rachuba wisielcza.

Dostąpić szacunku nóg twoich...
Twoja męka w łonie gra nutą nieznaną.

Poznam ją dziewięć minut później,
nie spieszę się na drzewo wejść...

Joanno nie od Aniołów,
w czarnych włosach jak kruk
sterczący mi zawsze w oczach -
czyżby to był duch?

A jeśli dojdę do ciebie jak do tego drzewa
pełen soczystych owoców w lipcu wydaje każdemu,
usiądziemy pod czereśnią - ona nas kocha!

Położę się na twoich plecach,
na twoich biodrach,
na twoich pośladkach,
na twoich udach -
zamażę czarną farbą nas
żeby nikt nie widział jak się kochamy!

Twoje oddanie jest ważne jak błyskawica na niebie w nocy!


29.05.2010 - Ustka
Sobota 9:10



NIEPOKOJĄCO DRAŻNISZ MÓJ UMYSŁ

Sylwii Sobczyńskiej


Bywają we mnie rewolucje.
Ołtarze dla grzeszników a dla mnie
kobieta o uroczych kształtach.

Jestem wymagającym kochankiem.
Sam sobie trudy stawiam by zdobyć
na Polu Pokrzywowym... dzieło Szatana!

Kobieta jest jak jabłko...
Musi być stylowa i stylem grać,
jak na instrumencie naga wiolonczelistka.

Sylwio moich niepokoi w pieśniach.
Nie gub swej mądrości ciała,
skup się na Erotyku - on jest we mnie.

O zachodzie zadzwoni siedem dzwonów,
wtedy zatańczymy w sypialni madinsona
w metrum czarujących ruchów jak liście.


23.05.2010 - Ustka
Niedziela 17:02



ZAŚNIĘCIE PRZY TOBIE BYŁOBY NIETAKTEM

Joannie Maziarz


Spróbuję poukładać tę sobotę,
wczoraj był dzień dla Wagi -
prywatne złe przygody
wstydzę się o nich opowiadać.

Joanno - nie od Aniołów
zbliż się tak jak kobieta,
wiesz jak ona podchodzi
do mężczyzny - kochanka?

Rzeźbienia światła w korytarzach
ważny to wstęp,
jak Kronika Filmowa przed filmem.

Tylko nie zostawiaj mnie
w niepewności - przelej wino
z butelki do lampki,
stań naga za firanką.

Czereśnia która za oknem rośnie,
chroni cię przed niebezpieczeństwem wiatru...

- Czasem jestem wiatrem duchowym,
kędy zaczynam pieśń
o ciele kobiety pisać
moim własnym piórem...


29.05.2010 - Ustka
Sobota 8:50



W CIEPŁYCH LUSTRACH

Sylwii Sobczyńskiej


Pierwsza strona nic nie mówi,
druga strona milczy, trzecia strona
ukazuje lustra i nagość swą,
w srebrnym aspekcie moich oczu.

Tulisz się do lustra, nie przysięgałaś Bogu,
lustra mówią o powadze ciała, dostąpić
to miłosne uniesienie, ukazać światłu
cień rozkosznego zrywania szyszek z jodły.

Sylwio z kolorem spóźnionych jezior,
przywołaj pragnienie, właśnie wiersz
kończę o nagiej pannie w sadzie,
wszystko wobec ciebie i mnie nawołuje
w skarbnicy cichego spotkania,
dwa odejścia i cztery ślady na ścieżce.

Myślę o ponownym zdobywaniu
nagich luster w twoim zarysowaniu
ruchu akt ciała uwolnionego.

- Powróćmy tu jutro,
będą rozkosze i szczyty...


23.05.2010 - Ustka
Niedziela 9:09



PIĄTKOWY WIECZÓR Z MUZYKĄ BARRY'EGO WHITE'A


Gabrieli Sieradzkiej


Chodź do mnie Biała Damo, posłuchamy
"Can't Get Enough of Your Love, Babe",
będę podniecony na pewno,
jego muzyka czyni we mnie siłę.

Przytul mnie Gabrielo, czasem mężczyzna
szuka ciepła w dobrej kobiecie,
to będzie wzajemne dziękczynienie -
ja ci umyję zmęczone stopy.

Każda chwila jest cenna, nawet prośba
o naleśniki z serem czy ruskie pierogi,
pójdziemy później na spacer,
w nocne neony gościnne i motyle.

Wobec prawdy jak leszczyna przy drodze,
ucałuję twoje oczy i usta - w tobie
jestem białym wierszem - jak drogowskaz
kieruj mnie czułym szeptem.

- Chodź do mnie Biała Damo,
posłuchamy pieśni Barry White.


28.05.2010 - Ustka
Piątek 22:23



TWOJE PIERSI I MÓJ EROTYK

Gabrieli Kisickiej


Roztańcz mnie na fali miłości,
przekaż ciepło dotyku.
Zasadzę drzewko w Lesie
Kolczastym twoim imieniem.

Póki noc nad doliną się tli,
jest jeszcze w różu słońce.
Nie spocznę póki nie dotknę,
piersi soczyste w lustrze.

Gabrielo dojrzała i kobieca,
chodź do mojego lasu.
Chóralnie gałęzie śpiewają,
zatańczę z ptakami i z tobą.

Pocałunki jak błyskawice
rozpieszczą drgania ukryte.
Rozłożysz ciało na trawie,
pola pszeniczne są ciekawe.


22.05.2010 - Ustka
Sobota 22:07



Wiersze z książki "Zatoka Intymnego Przymierza"


_____________________________________________________________



Dziewczyna z krwi i kości. O poezji Zuzanny Ginczanki

Data publikacji:
16.07.2020


Agata Joanna Kornacka

Poezje zebrane (1931–1944) Zuzanny Ginczanki w opracowaniu Izoldy Kiec to kolejne wydanie wierszy tragicznie zmarłej poetki, swoiste przypieczętowanie jej powrotu do kanonu polskiej literatury i świadomości czytelniczej. Kiedy kilka miesięcy temu zostałam poproszona o przygotowanie recenzji książki Cień w cień. Za cieniem Zuzanny Ginczanki, nie przypuszczałam, że z ulotności tegoż cienia tak szybko powstanie prawdziwa dziewczyna. Że tak szybko wkroczy ona na ulice naszych miast, by swoim urokiem zachwycać nie tylko tych, którzy z pewnych względów nie chcą albo nie potrafią spojrzeć głębiej, mając przed oczami jedno i to samo przedwojenne zdjęcie Ginczanki (można chyba powiedzieć, że zrobiło furorę), ale i tych dużo bardziej ostrożnych w definiowaniu piękna. „Muszę siebie tutaj rozproszoną znaleźć” – pisze Ginczanka w jednym z wierszy. W istocie, wszystko wskazuje na to, że wróciła, wtargnęła w dwudziesty pierwszy wiek i uporczywie czegoś szuka. Czym to jest i czy w świecie wyraźnie wypłowiałych wartości poetka ma szansę to odnaleźć? Czy powinniśmy i potrafimy zrobić jej miejsce?

Rosnąca popularność Ginczanki – o ile w odniesieniu do niej wypada użyć tak wyświechtanego określenia – każe przypuszczać, że poetka nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa, że dopiero teraz – oswoiwszy się z naszą pokrętną rzeczywistością – coraz śmielej wychodzi nam na spotkanie i coraz częściej ukrywa swoje piękne oczy za takim czy innym wierszem.

Izolda Kiec zdecydowała się ująć twórczość Ginczanki w ramy czasowe – między rokiem 1931, kiedy to poetka zadebiutowała w gimnazjalnym piśmie Echa szkolne, a rokiem 1944, datą jej tragicznej śmierci. Jak literaturoznawczyni sama zaznacza we wstępie, wszelkie operacje na liryce Ginczanki przeprowadza bardzo ostrożnie, zdając sobie sprawę, że poetka wymyka się wszelkim próbom zaszufladkowania. Książka została podzielona na trzy części: Szkatuła (1931–1936), Przed Trybunałem (1936–1939) i Ucieczka (1939–1944). Każdą z nich opatrzono wstępem ułatwiającym zrozumienie kontekstu powstawania wierszy i proponującym – choć nie narzucającym – ich odautorską interpretację. Właśnie to – wyraźne uznanie mnogości odczytań twórczości Ginczanki w połączeniu z poszanowaniem odmiennych spostrzeżeń czytelniczych i prawa do osobistej lektury – stanowi jeden z głównych atutów książki, odmiennej pod tym względem od opracowań wymuszających jednotorową analizę. Warto podkreślić, że omawiane wiersze nie zostały ocyzelowane tudzież wymodelowane na wzór oczekiwań współczesnej polszczyzny, co czyni ów zbiór jeszcze bardziej autentycznym. Co ciekawe, niektóre z zebranych w opracowaniu utworów to wiersze, które Ginczanka – z sobie tylko wiadomych pobudek – przekreśliła w rękopisie albo opatrzyła dopiskiem „Do luftu!”. Izolda Kiec pozwala im wrócić z literackich zaświatów, gdzie – jak ośmielam się przypuszczać – trafiły pochopnie i niesłusznie osądzone.
Zdradzona przez urodę

Warto w tym miejscu przypomnieć, że autorce zbioru, przez niektórych zasłużenie zwanej „ginczankolożką”, zawdzięczamy również bodaj najbardziej kompletną biografię poetki, o której autorka opowiada w wywiadzie udzielonym Wydawnictwu Marginesy[1]. Badaczka wspomina w nim między o innymi o przywracaniu pamięci, o postępującym odpominaniu Ginczanki, którą trzeba wydobyć z zapomnienia i z niewoli jej własnego uroku, przez pryzmat którego zwykło się oceniać wiersze poetki jako lekkie, krotochwilne czy przesadnie kobiece. Podkreśla jednak, że rozmowa o Ginczance w oderwaniu od jej osobistego uroku tylko połowicznie przybliży nam jej postać, ponieważ to właśnie nietuzinkowa – obca, nietutejsza – uroda dziewczyny przez całe życie wpływała na jej losy, by ostatecznie obrócić się przeciw niej, zdradzając ją najokrutniej.

Autorka opracowania podkreśla również, że największą próbą dla tak zwanej „wielkiej poezji” jest możliwość odnalezienia w niej samego siebie, nawiązania więzi z podmiotem lirycznym, spotkania z nim, choćby tylko po to, żeby wymienić porozumiewawcze spojrzenia, jakby się mówiło: „Wiem coś o tym”. Wiersze Ginczanki – dzięki prawdzie w nich zawartej – potrafią sprostać tej próbie. Prawda natomiast – rozumiana przez Izoldę Kiec jako „wizerunek pogłębiony” – tym różni się od legendy, która rodzi się z samego patrzenia w piękne i utrwalone na zdjęciach oblicze poetki, że trzeba po nią sięgnąć, a więc ją wyczytać. Z wierszy, które pozwoliły Ginczance najpierw mocno zarysować swoją obecność na dość monochromatycznym tle literackiej bohemy lat trzydziestych dwudziestego wieku, a później – głównie za sprawą współczesnych interpretacji – zupełnie się od niego odciąć.

Wielu badaczy Ginczanki zwraca uwagę na jej stosunek do nurtów literackich okresu międzywojnia. Otóż nie sposób jednoznacznie zaklasyfikować wiersze poetki, przypisując je do takiej czy innej postawy twórczej, choć można w nich znaleźć mniej lub bardziej widoczne ślady obowiązujących tendencji, a nierzadko i aluzje do wierszy innych poetów epoki. Ginczanka potrafiła i nie bała się polemizować z wierszami, które czytała, nie ulegając przy tym żadnej sztucznej konwencji literackiej. Można by rzec, że poetka z kośćca wiodących nurtów – skamandryckiego i awangardowego – wybierała dla siebie najbardziej plastyczną tkankę, którą następnie urabiała swoją młodzieńczą, niezwykle wprawną ręką. Bodaj najgłębszy wyraz sprzeciwu wobec panujących i na wzór ciasnego gorsetu skrojonych mód, nie tylko literackich, ale i społecznych, znaleźć można w wierszu Spleen, w którym czytamy: „Potłukłabym na drobne szkło pobladłych markiz główki, / rozbiłabym na miałkość drzazg brzuchate osramówki”. Poetka brzydzi się formą, fasadowością ludzkich zachowań. Nie uznaje masek i skrywania pod nimi swojego prawdziwego „ja”, a podział ludzi na dobrych i złych uważa za fałszywie upraszczający, przez który społeczeństwu odmawia się prawa do życia w „ścisłym poplocie radości z krzykiem”.


Radosny prorok

Jednym z głównych tematów wierszy Ginczanki – odpowiadającym także obecnym nastrojom społecznym, bo choć od czasów drugiej wojny światowej kobiety wywalczyły sobie szereg praw, wciąż jeszcze w wielu środowiskach i dziedzinach życia pozostaje sporo do zrobienia – jest stereotypizacja kobiet i mozolne, ale wyraźne dążenie do oswobodzenia ich z tradycyjnych konotacji. Podobnym staraniom daje poetka wyraz w wierszu Kobieta, w którym pisze, że kobiecość, jak również świadomość własnej cielesności i powołanie do bycia matką, to zarazem największe błogosławieństwo i najsurowszy grzech. „A teraz otwórz oczy i babą mnie okrzyknij” – kwituje Ginczanka i tylko z pozoru poddaje się powszechnej stygmatyzacji. W rzeczywistości, co Izolda Kiec potwierdza własną interpretacją, pod pojęciem „baby” kryje się ideał nowej kobiety, wyzwolonej z okowów fałszu i dwulicowości. Poetka niejako uwalnia „babę” od negatywnych i umniejszających przymiotów, przez które ta ostatnia od wieków żyje „w milczeniu i niebycie”. Poetka ustanawia nowy porządek świata, stawiając w jego centrum kobietę. Z nieskrywaną ironią wypowiada się o wysublimowanym i zakłamanym świecie, do którego przynależy, choć nie rozumie i nie akceptuje rządzących nim prawideł i takiego rozdziału ról, który zakłada podrzędność i uległość „baby” wobec rządzących tym światem mężczyzn.

„Radosny prorok – dziewczyna” – czytamy z kolei w innym wierszu. Poetka jest prorokiem, ponieważ dostrzega Boga we własnej maluczkości, w okruchach życia lub też – jak powiedziałaby Jolanta Brach-Czaina – w szczelinach istnienia. Mesjanizm Ginczanki wyrasta z iście dziecięcego zachwytu nad światem, którego porządek zostaje zachwiany przez siły tendencyjnych konwenansów. Poetka tropi więc pierwotne ślady życia, które wydeptała Matka Natura – największa z kobiet, duchowa przewodniczka poetki. Życiowe zwycięstwo – jak czytamy w wierszu La-lita zdobywa świat – zaczyna się chociażby od spostrzeżenia roju motyli, a jedynym sposobem na tytułowe zdobycie świata jest zbieranie sepiowych, zwiędłych listków, bez strachu przed kryjącymi się w zaroślach padalcami.

„Ja” liryczne juweniliów Ginczanki to dziewczyna, która chłonie świat, gotowa się nim zachłysnąć, „tyle przeżyć – tyle zobaczyć – tyle posiąść – tyle zwyciężyć”. Przegląda się w drzewach czy kwiatach i widzi w nich podobieństwo, ten sam rozkwit i tę samą uwiędłość. Rozkłada więc materię świata na części pierwsze – na pojedyncze źdźbła trawy i nici pajęcze, a z pochwyconych w locie cudów, które „w wieczność zolbrzymia”, tworzy kategorie absolutne. W wierszu Panateistyczne – jednym z wielu utworów wykorzystujących aluzje biblijne – poetka przypomina, że człowiek nie potrzebuje objawień, gorejących krzewów i rozstępujących się mórz, że cuda – te prawdziwe – są „nadrożne” i „naszlaczne”, a my potykamy się o nie przekonani, że to kamienie. Jeśli ubogacający człowieka zachwyt nad światem bierze się z jego niedoskonałości, to najpiękniejszym z cudów jest dokonująca się na powierzchni wiersza przemiana krwi w atrament.

Fenomen literacki

Tym, co szczególnie urzeka w poezji Ginczanki mnie osobiście – i dotyczy to wszystkich jej wierszy bez wyjątku – jest pozorna przypadkowość, „przytrafność” słów, z których poetka we właściwy dla siebie sposób wyłuskuje sens. Sens, którego te słowa – każde w innym zasiedziałe kontekście – nigdy przedtem nie miały. Metaforyka jej wierszy, z uwagi na ciekawe słowotwórstwo i niecodzienne asocjacje, pozwala mi mówić o poezji Ginczanki w kategoriach fenomenu literackiego. Przedrostki i przyrostki przypominają narośla, które jednakowo szpecą i upiększają daną sytuację poetycką. Nie ma takiego słowa, którego Ginczanka – dla pełniejszego wyrażenia swoich uczuć – nie potrafiłaby wywrócić do góry dnem, po czym owinąć je wymyśloną przez siebie treścią tak szczelnie, że zaczynają nią przesiąkać. W wielobarwnym świecie Ginczanki po zimie zakwitają „wiosen przedprzebiśniegi”, a ludziom – kiedy radość rozpryska „przegwiezdno” i „przesłoneczno”, skrywając za mgłą ostatnią „bezprzystań” – zaczyna doskwierać „przedkwietniowa samotność”. Poetka miała przy tym poczucie ogromnej odpowiedzialności za wyrazy, które poddawały się jej zabiegom. I jeśli „każde słowo jest właśnie tyle warte / ile jest warte dla każdego z ludzi”, Ginczanka czyniła zeń wartość samą w sobie. W wierszu Proces ośmiela się wręcz odwrócić wywiedziony z Księgi Rodzaju porządek stworzenia. Oto słowo wraca do Boga, na powrót staje się siłą sprawczą. „Oto / ciało / stało się / słowem”.

Filozofię życia poetki najłatwiej jest porównać do znanego na całym świecie wiersza Dezyderata Maxa Ehrmanna. Liryk Ginczanki, zatytułowany Przepis na prostotę życia, musiał powstać z tęsknoty za spokojem i harmonią. Autorka przeciwstawia im uliczną kakofonię i przewlekłe zaślepienie ludzi, którzy, zamiast „liczyć wrony i łykać teraźniejszość”, bezustannie coś wspominają albo za czymś gonią. Czyż życie nie byłoby prostsze, gdybyśmy potrafili „łapać muchy i ziewać szeroko”, a wieczorami „zasypiać w prostocie”, niczego więcej nie pragnąc niż to, co zostało nam dane, nie pytając Boga, czy to już wszystko?

Ilekroć wracam do poezji Ginczanki, zastanawiam się też, czy ona naprawdę była tak boleśnie samotna, jak wynika to z jej wierszy? Liryk Wieści od obcych ludzi martwi mnie szczególnie – przywodzi na myśl piosenkę Szyba z musicalu Metro. W obu tekstach odnajduję tę samą metaforę okna, przezroczystej tafli, za którą żyją wszyscy i życie toczy się tak, jakby nas – bezimiennych i „zaokiennych” – po tej stronie w ogóle nie było. W kilku innych wierszach Ginczanki odnajduję ten sam smutny obraz dziewczyny podróżującej pociągiem z nosem przytkniętym do szkła. Dziewczyny, która pogrążona w głębokiej zadumie przegapia kolejne stacje swojego życia i nie zauważa, że oto właśnie minęła „na swoim torze zwrotnicę czyjegoś losu”. Myślę nawet – a Izolda Kiec zdaje się potwierdzać mój domysł – że w niektórych utworach pobrzmiewają echa Dziewczyny Juliana Tuwima, iluzorycznej postaci łkającej za murem, a kiedy ten w końcu legł, brzmieniu bezdusznych młotów odpowiedziała „zgroza nagłych cisz”, przerażająca i bezdenna próżnia.

Bodaj najbardziej pesymistycznym z wierszy Ginczanki jest utwór Fizjologia, w którym poetka sprowadza piękno swoich fascynujących oczu do pustych, ziejących smutkiem oczodołów, a sobie samej wróży nieuchronną śmierć. W podobnym tonie utrzymany jest wiersz Obcość, w który poetka wpisała swoje przekonanie o niewzruszoności świata wobec jednostkowych dramatów. Cokolwiek po sobie zostawiamy, czymkolwiek próbujemy ten świat oczarować, i tak przeminiemy bez echa. Żaden z pozostawionych przez nas śladów nie opowie naszej historii, każdy będzie co najwyżej błyszczeć jak „ciężki epos z brokatu”. I nawet wiersz Ucieczka, w którym „ja” liryczne czepia się życia, jakby widziało w nim jedyne remedium na śmierć, nie odpędza tej ponurej wizji.

Zuzanna Ginczanka, skazana przez współczesnych jej mężczyzn na konieczność tłumaczenia się z każdego niemalże słowa, dziś – korzystając ze swobody, jaką wywalczyły sobie kolejne pokolenia kobiet – nareszcie staje się w pełni zrozumiała. Okazuje się postacią z krwi i kości, która porusza sprawy aktualne, bo ponadczasowe. Poetka wychodzi z cienia, a tym wszystkim, którzy ośmielili się ją uprzedmiotowić, odmawiając jej prawa do bycia artystką, spogląda głęboko w oczy i mówi: „Przeżyłam”, uśmiechając się przy tym z przekąsem.

Zuzanna Ginczanka, Poezje zebrane (1931–1944), wstęp i opracowanie Izolda Kiec, Marginesy, Warszawa 2019.


https://kk-nowy-napis.s3.eu-central-1.amazonaws.com/files/inline-images/4x99906613340.jpg?ywmrdZ2Epx_wKM05hJA9C.H2uR3qxQ5j



Zobacz galerię zdjęć:

Zygmunt Jan  Prusiński
Zygmunt Jan  Prusiński Zygmunt Jan  Prusiński Zygmunt Jan  Prusiński Zygmunt Jan  Prusiński Zygmunt Jan  Prusiński Zygmunt Jan  Prusiński i Halina Kicińska

Zapraszam do Niezależnej Wytwórni Filmowej PROSTAK_____ http://korespondentwojenny.salon24.pl/_____ A teraz będą "chwalunki"..., co dzięki mnie utworzyłem jako animator kultury i działacz społeczny w polityce w Polsce i na Emigracji: 1967 - 1970 ...założyciel zespołu muzycznego "Chłopcy z Przedmieścia" w Otwocku; 1979 - 1981 ...został przewodniczącym Klubu Młodych Pisarzy przy ZLP w Słupsku; 1982 - 1985 ...kolporter pism emigracyjnych w Wiedniu; 1987 ...wydał dwa zeszyty literackie - wiersze pt. "Słowo" i "Oaza Polska" w Monachium wydawnictwo: Niezależny Związek Pisarzy Polskich "Feniks"; 1988 - 1990 ...wiedeński korespondent "Orła Białego" w Londynie; 1990 - 1994 ...założyciel i przewodniczący Korespondencyjnego Klubu Pisarzy Polskich "Metafora" i Polskiego Centrum Haiku a także pomysłodawca "Wiedeńskiej Nagrody Literackiej im. Marka Hłaski" oparty z plonu konkursu na prozę i poezję - zorganizował dwie edycje konkursu literackiego w Wiedniu; 1997 - 1998 ...członek Ruchu Odbudowy Polski - przewodniczący Komisji Rewizyjnej ROP w Słupsku; 1998 - 1999 ...korespondent radia City w Słupsku; 1999 - 2003 ...założyciel i przewodniczący Polskiej Partii Biednych na Pomorzu; 1999 - 2003 ...założyciel i sędzia Słupskiego Sądu Społecznego w Słupsku; 2000 - 2009 ...założyciel i prezes Stowarzyszenia "Biały Blues Poezji" w Ustce; 2001 - 2009 ...założyciel środowiska literackiego w Starostwie Powiatowym w Słupsku; 2001 ...wydał tomik wierszy pt. "W krainie żebraków słyszę bluesa" - ZLP Słupsk; 2004 - 2005 ...korespondent radia "Supermova" w Londynie; 2005 - 2007 ...redaktor gazety internetowej "Karuzela Polska"; 2005 - 2009 ...korespondent międzynarodowej gazety "Afery Prawa a Bezprawie" w Irlandii z siedzibą w Sanoku. ____Odpowiadam swoim podpisem - Zygmunt Jan Prusiński Ustka. 23 Grudnia 2009 r.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura