Znany Profesor Śpiewak, fot. Kancelaria Senatu RP
Znany Profesor Śpiewak, fot. Kancelaria Senatu RP
Krispin Krispin
690
BLOG

Jak znany Śpiewak falsetem śpiewał, czyli kto walczy z prawdą

Krispin Krispin Rozmaitości Obserwuj notkę 8

Osiem lat minęło od promocji książki profesora Pawła Śpiewaka „Żydokomuna”. Jest pewien problem z samym słowem „żydokomuna”, bo nie do końca wiadomo – są tacy, co jeszcze nie wiedzą – czy należy je traktować z wielką czcią, czy też unikać jak ognia. Okazuje się, że... i jedno, i drugie. Jest to czymś w rodzaju cudu łączenia wody z ogniem. Wszystko na to wskazuje, że udanym, bo Paweł Śpiewak nie wahał się użyć tego właśnie słowa jako tytułu swojej książki. Używał go też chętnie, choć w innych czasach (można nawet rzec – w całkiem innej epoce) pewien Adam, co redaktorem wielkim jest niezmiernie. Jednak ów Adam nie używa już tego słowa. Dziś chyba uważa, że tradycja żydokomuny jest jednak zbyt niewygodna, żeby się do niej odwoływać i... należy ją przemilczeć.


Jak na pewno wiecie, środowiskiem, z którego pochodzę, jest liberalna żydokomuna. To jest żydokomuna w sensie ścisłym, bo moi rodzice wywodzili się ze środowisk żydowskich i byli przed wojną komunistami. Być komunistą znaczyło wtedy coś więcej niż przynależność do partii to oznaczało przynależność do pewnego języka, do pewnej kultury, fobii, namiętności (Adam Michnik, Powściągliwość i Praca, nr 6, 1988 r.)


Najświatlejsze umysły na Zachodzie popierały komunizm. (Adam Michnik, GazWyb, 1992 r.)


Wróćmy do profesora Śpiewaka, który przyznaje: „Wzorowałem się na Grossie. Odpowiada mi jego sposób prowadzenia narracji. To historia, ale historia intelektualnie przetworzona, nie tylko suche fakty...”. Piękne wzorce. Piękne fakty (po faktach, a nieraz jakoby przed). Piękna historia. Tak socjologowie piszą sobie historie (liczba mnoga jest tu użyta intencjonalnie). Jak to w operze. Śpiewak śpiewakowi nierówny (a socjolog socjologowi), ale każdy sobie marzy, żeby zaśpiewać wyżej, mocniej, zapisać się w historii muzyki. Socjolog też może zapisać się w historii? Niektórzy próbują wymyślać „mocniejsze rzeczy”, „lepsze fakty”...


Jak skutecznie walczyć o prawdę? Po prostu mówić prawdę - twierdzi profesor Paweł Śpiewak w wywiadzie opublikowanym 25 lutego 2019 r. Ale czy mówić całą prawdę, czy może wystarczy tylko jej część? O tym ani słowa. Czyżby nie miało to znaczenia? Czy to nieistotny drobiazg? Otóż nie. To niezwykle ważne. Weźmy banalne ciasto drożdżowe. Czy trzeba dużo wysiłku, żeby je opisać? Z każdej strony wygląda tak samo, a w środku jednolita struktura. Smak i wygląd da się opisać jednym zdaniem. Ale z wielowarstwowym tortem, zwieńczonym fikuśnymi dekoracjami, byłby już mały kłopot. Czy wycięcie kawałka z jednej warstwy i opisanie go nawet długim zdaniem byłoby całą prawdą o tym torcie?


Inny przykład. Idziesz z dwójką znajomych brzegiem rzeki. Napada was kilku zbirów. Ciebie atakuje tylko jeden. Udaje ci się powalić go na ziemię i wyrwać mu nóż. Dźgasz napastnika. Koledzy mają mniej szczęścia. Jeden ginie od ciosu nożem, drugiego dobija dwóch zbirów łomem. Uciekasz na most. Na środku przystajesz, żeby złapać oddech. Niestety dogania cię jeden ze zbirów. Odwracasz się i zadajesz zaskoczonemu napastnikowi cios nożem. On pada, ty uciekasz... Jak mogłoby to zostać opisane w kronice kryminalnej gazety? „Nad brzegiem rzeki czterech bandytów napadło wieczorem trzech studentów, a których dwóch zabili. Jeden z napastników został ciężko ranny. Trzecią ofiarą śmiertelną jest napastnik, który dogonił na moście ostatniego studenta, ale ten - w obronie własnej - ugodził go nożem”. W innej gazecie mogłoby to brzmieć tak: „Wczoraj nad rzeką miał miejsce dramat. Policja znalazła zwłoki trzech mężczyzn. Świadek widział, jak biegnącego przez most mężczyznę zaatakował nożem stojący tam, dziwnie zachowujący się młody człowiek. Cios okazał się śmiertelny. Być może pozostali dwaj zabici na brzegu to ofiary tego samego sprawcy. Poszukiwania mostowego killera trwają”. Cała prawda? Czy tylko część? Jaka część? I jaka to prawda?


Teraz przykład prawdziwy, tyle że przed faktami, opisującymi autentyczne zdarzenie, notka prasowa - z tygodnika „Polityka” z 1998 r., dotycząca tego zajścia (we Lwowie 27 listopada 1932): „Przyczyną bijatyk /.../ były napaści prawicowych studentów na Żydów i na pomagających im polskich studentów. Śmiertelną ofiarą był napastnik, a źródła wymieniają znacznie więcej nazwisk zabitych Żydów oraz tych, którzy musieli się leczyć w szpitalach” (fragm. artykułu Jerzego Tomaszewskiego „Nie będziesz mówił fałszywego świadectwa...” – zaiste znamienny to tytuł). A jak było naprawdę? „Pięciu Polaków wyszło ok. godz. 1.30 w nocy z żydowskiej kawiarni Adria (byli to: Jan Grotkowski, Stanisław Pietraszko, Jerzy Szczepanowski, Tadeusz Winiecki i Mieczysław Ines). Zaczepiła ich grupa osób, proponując usługi prostytutki. Gdy odmówili, zostali zaatakowani. W wyniku pchnięcia nożem w serce ciężko ranny został J. Grotkowski (zmarł nie odzyskując przytomności). S. Pietraszko otrzymał głębokie cięcie nożem w rękę, a J. Szczepanowski w dłoń. Policja ujęła po napadzie grupę Żydów: Mojżesza Katza (rzeźnika), Szulima Kellera vel. Fellera (kelnera), Nuchima Schmera i towarzyszącą im prostytutkę Stefanię Surówkę. Sąd uznał, że Mojżesz Katz jest winny nieumyślnego zabójstwa i skazał go na 4 lata więzienia. Stenogram procesu ogłoszono drukiem”[1]. Nawet pobieżne porównanie z tekstem „Polityki” rodzi pytania: w której grupie byli studenci i kto odniósł rany? Gdzie leży prawda? Jaka to prawda? Prawda fałszywego świadectwa.


Wróćmy jednak do zatroskanego profesora Śpiewaka. Ma on pretensję o to, że „Polacy nie umieją poczuć się Żydem w lipcu 1942 roku, w dniach deportacji do Treblinki. Nie rozumieją, co to znaczy być w sytuacji nieprawdopodobnej paniki, strachu, czuć się jak zwierzyna, która za chwilę będzie upolowana”. Mówi to socjolog i historyk idei, dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego, profesor, a więc osoba wykształcona. Tak można przynajmniej podejrzewać. Ale czy to słuszne podejrzenia?


Zacznijmy zatem od początku. Głównymi założeniami tzw. Generalnego Planu Wschodniego (Generalplan Ost, GPO) – nazistowskiego planu osiedleńczego i germanizacyjnego - miały być: hegemonia III Rzeszy (od Portugalii po Ural), całkowita eksterminacja Żydów oraz... większości Słowian! Planowano wysiedlenie na Syberię lub wyniszczenie 51 milionów Słowian, W tym 80-85% Polaków. Zamierzano pozostawić w charakterze niewolniczej siły roboczej jedynie ok. 3-4,8 mln Polaków[16]. Zatem Polacy w trakcie II wojny światowej nie znajdowali się w jakiejś uprzywilejowanej kaście, nie byli nietykalni i bezpieczni, nie mogli czuć się komfortowo. Nie pili szampana w kawiarniach, ciesząc się, że rasa panów „zrobiła porządek”. Nie byliśmy w sytuacji, w jakiej znalazł się Francuz czy Belg w jego okupowanej ojczyźnie.


To nie były dwa nieprzenikające się wymiary, dwa równoległe światy, z których w pierwszym ci źli Polacy, niczym turyści w muzeum, oglądali wiszące na ścianach obrazki, śmiejąc się, dowcipkując i prowadząc dysputy o ślimakach i dzikach, gdy w tym drugim świecie – jak w jakimś czarno-białym Jurassic Park – trwała eksterminacja ludności żydowskiej, której przedstawiciele, znalazłszy się „w sytuacji nieprawdopodobnej paniki, strachu, czując się jak zwierzyna, która za chwilę będzie upolowana”, przemykali obok „polskich turystów” (z innego, równoległego świata) niezauważeni - uciekając przed nazistami (bynajmniej nie Niemcami) i szmalcownikami (pewnie bywalcami obu równoległych światów jednocześnie). Tak nie było. To przecież fikcja. Okazuje się, ze nie dla wszystkich. Magia kina?


Wychodząc z domu do pracy czy po zakupy Polak nie wiedział, czy wróci, czy zobaczy jeszcze swoją rodzinę. Mógł zostać zastrzelony na ulicy z byle powodu, mógł wpaść podczas łapanki i zostać wywieziony do obozu – np. KL Auschwitz (który początkowo był obozem koncentracyjnym dla Polaków, a dopiero dwa lata później Niemcy zaczęli mordować tam Żydów) – albo trafić do Gestapo w alei Szucha... i wcale nie jestem pewien, czy dobrze robię zakładając, że nikomu nie trzeba tłumaczyć, jakie mogły być tego konsekwencje... Myślę, że jest wielu mądrych Polaków, którzy umieją poczuć się Żydem w lipcu 1942 roku. Ale nawet gdyby żaden z nas tego nie potrafił, warto zadać inne pytanie:


Czy Żyd potrafi poczuć się Polakiem w okupowanej Polsce do lipca 1942 r.?

Czy potrafi zrozumieć Polaka, który czuje się „jak zwierzyna łowna” też docelowo skazana na śmierć, lecz chwilowo odroczoną? Czy Żyd jest w stanie poczuć się ojcem rodziny, za którym stoją: żona, trójka dzieci, a nierzadko też dziadkowie, sąsiedzi z kamienicy lub mieszkańcy całej wsi, który ryzykuje życie najbliższych[2]? Wymienionym groziła śmierć[3], gdyby wydało się, że w ich mieszkaniu ukrywa się człowiek z rodu Dawida. Moglibyśmy od Polaków pod okupacją niemiecką wymagać więcej, gdybyśmy sami byli pewni, że zrobilibyśmy na ich miejscu więcej, zachowalibyśmy się odważniej, bylibyśmy gotowi zaryzykować bardziej. Czy byłby pan gotowy na takie ryzyko? Ma pan tę pewność, profesorze?


Dlaczego w swoim pytaniu ograniczam się jedynie do lipca 1942 roku? Dlatego, że do tego czasu większość polskich Żydów mieszkała już w wyznaczonych przez Niemców żydowskich samodzielnych autonomiach terytorialnych (Selbstaendinge Autonomie), zwanych potocznie gettami, w sensie formalno-prawnym niezależnych od reszty obszaru Generalnej Guberni. Zarządzały nimi Starszeństwa Żydów (potocznie zwane Judenratami), które tym się różniły od przedwojennych władz żydowskich gmin wyznaniowych, że nie były wybierane przez społeczeństwo żydowskie, ale przez Niemców – spośród tych Żydów, którzy zdecydowali się na całkowitą współpracę z niemieckim aparatem władzy. W Warszawie, jak pisał Henryk Makower:


Gmina z niewielkiej instytucji religijnej, oświatowej i samopomocowej przekształciła się w rozległy aparat samorządowy. Na jej czele stał z władzą burmistrzowską inż. Adam Czerniakow. Niemcy chwalili się, że nigdy Żydom tak dobrze nie było, jak w okresie ich rządów![4]


Emanuel Ringelblum notował: „Dziś, 6 września 1940, przyjechał z Łodzi Rumkowski[5], nazywają go tam „królem Chaimem”. Opowiadał cuda o getcie. Jest tam państwo żydowskie z 400 policjantami i 3 więzieniami. Ma on ministerstwo spraw zagranicznych i wszystkie inne ministerstwa. Przechwalał się: „Zobaczycie, za rok, za dwa będę miał najlepsze getto w Polsce”[6].


Gdy we wrześniu 1939 roku Warszawa broniła się przed Niemcami, w gminie żydowskiej „nic nie uczyniono podczas oblężenia”[6]. Natychmiast – już od października – negocjowano warunki współpracy z okupantem, tworzenie żydowskich autonomii i powołanie ich władz, za zgodą i przy współpracy okupujących Polskę Niemców. Żydzi nie podjęli żadnych prób rozmów z polskimi władzami – ani z Rządem na uchodźstwie, ani tworzącym się Polskim Państwem Podziemnym. W kwietniu 1940 roku, realizując niemiecki nakaz, warszawski Judenrat sfinansował budowę murów (zastępujących nie dość pewne fragmenty ogrodzenia z drutu kolczastego), które na stałe odcięły teren getta warszawskiego od reszty miasta.


Budowa grubych murów na rogach Próżnej, Złotej i w innych miejscach kosztuje Gminę Żydowską ćwierć miliona złotych. [6]


„Mury są po to, aby Żydów bronić przed ekscesami”[7]. „Nawet kiedy 15 listopada [1940] nastąpiło faktyczne zamknięcie getta, nie przejęliśmy się tym zbytnio. Perspektywa odcięcia od świata stwarzała /.../ iluzję odizolowania się od zagrożeń ze strony Niemców”[8]. Czy dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego potrafi poczuć się Polakiem w okupowanej Polsce tego właśnie czasu?


III Rzesza była laboratorium zbrodni i demonstrowała, jak techniczno-organizacyjny postęp można zużytkować przeciw człowiekowi. Okupanci Polski usiłowali doprowadzić do sytuacji, w której ofiary pilnowałyby się i niszczyły nawzajem. /.../ Osoba pomagająca Żydom (albo choćby niedonosząca o ich kryjówkach) wiedziała, że na represje, włącznie z okrutną śmiercią, naraża nie tylko siebie, lecz też swoich najbliższych. Zastanówmy się i spróbujmy z pełną odpowiedzialnością zadeklarować: kto z nas podjąłby się tego ryzyka?[9]


Tylko w Polsce Niemcy wprowadzili odpowiedzialność zbiorową – za jakakolwiek pomoc Żydom kara groziła całej rodzinie (podobnie jak za zabicie jednego Niemca karano początkowo odwetowym mordem na 100 Polakach). To miało być zabezpieczeniem, bo Niemcy przeczuwali chyba, że Polacy mogą pomagać Żydom masowo(!). Z tą tezą zapewne nie zetknął się członek Knessetu, izraelski polityk Yair Lapid, który – pewnie tak, jak profesor z ŻIH – uważa, że Niemcy „wiedzieli, że ludność polska im pomoże”, a Polacy „współpracowali prowadzeniu obozów zagłady”[10], choć faktu tego nic nie potwierdza i nie ma o tym najmniejszej wzmianki w archiwach.


Marek Edelman, ostatni dowódca powstania w getcie warszawskim, stwierdził: „12 tys. Żydów przeżyło w Warszawie do Powstania. Aby oni przeżyli, trzeba było co najmniej 100 tys. [ludzi]. W Warszawie żyło 700 tys., więc co siódmy Polak był [w to] zaangażowany. Nie ma drugiego takiego miasta na świecie”. Co znaczy kilka tysięcy drzewek w Yad Vashem? Jak wielu anonimowych sprawiedliwych kryje się za tymi, których uhonorowano? Ilu zginęło? O ilu zapomniano? Ilu w ogóle nie upomniało się o medale i zaszczyty? Trudne pytania. Łatwiej doszukiwać się winy świadka, który często był bierny, i dlatego... winny. Można tu stosować odpowiedzialność zbiorową? U kogo pobierali lekcje ci, którzy ją stosują? Oskarżają wszystkich, a wina przechodzi z pokolenia na pokolenie? To obłęd.


Gdy słyszy się zarzut, że podczas wojny Polacy za mało zrobili, by ratować żydowskich współobywateli, chciałoby się zapytać: a co Żydzi zrobili, aby ratować swoich polskich współobywateli? Ile było takich przypadków na wschodzie po 17 września 1939 roku, gdy armia sowiecka wkroczyła na tereny wschodniej Polski? A jeśli ten temat jest niewygodny, bo miejsce i kontekst komuś nie odpowiadają, to zmieńmy miejsce i kontekst. Łódź, przełom roku 1941 i 1942. Wtedy to na małym obszarze terenu łódzkiego getta powstało na krótki czas Getto dla Cyganów. Getto w getcie istniało zaledwie kilka miesięcy, a przeznaczono je dla ok. 5 tysięcy Cyganów[11]. Ilu z tych Cyganów uratowali, czy choćby próbowali uratować Żydzi? Może choć jednego? Bo przecież ratując jedno życie, ratuje się...


Można zatem zadać to samo pytanie: czy Żydzi nie za mało zrobili dla ratowania innych podczas wojny? I to w okresie, gdy nikt jeszcze nie wiedział o kolejnych zbrodniczych planach Niemców, a Żydom wydawało się, że w gettach są bezpieczni. Bo tak im się przecież wydawało. Już czterdzieści lat temu Hannah Arendt wykazała w książce „Eichmann w Jerozolimie”, że getta były autonomicznymi prowincjami żydowskimi, zbudowanymi przez polskich Żydów za zgodą Niemców. Obywatelowi tego państwa trochę głupio przypominać innemu Polakowi, bądź co bądź wykształconemu, o raportach Pileckiego i Karskiego. Tudzież o tekstach z Biuletynu Informacyjnego (wydawanego podczas okupacji niemieckiej konspiracyjnego tygodnika):


Obok tragedii przeżywanej przez społeczeństwo polskie, dziesiątkowane przez wroga, trwa na naszych ziemiach od blisko roku potworna planowa rzeź Żydów. Masowy ten mord nie znajduje przykładu w dziejach świata, bledną przy nim wszelkie znane z historii okrucieństwa. Niemowlęta, dzieci, młodzież, dorośli, starcy, kaleki, chorzy, zdrowi, mężczyźni, kobiety, Żydzi-katolicy, Żydzi-wyznania mojżeszowego, bez żadnej przyczyny innej niż przynależność do narodu żydowskiego, są bezlitośnie mordowani, truci gazami, zakopywani żywcem, strącani z pięter na bruk /.../ Nie mogąc czynnie temu przeciwdziałać Kierownictwo Walki Cywilnej w imieniu całego społeczeństwa polskiego protestuje przeciw zbrodni dokonywanej na Żydach. W tym proteście łączą się wszystkie polskie ugrupowania polityczne i społeczne. Podobnie jak w sprawie ofiar polskich, odpowiedzialność fizyczna za te zbrodnie spadnie na katów i ich wspólników. [12]


A działania Frontu Odrodzenia Polski[13]? Na łamach pisma „Prawda” – organu prasowego FOP – opublikowano ogłoszenie w imieniu Rzeczypospolitej, potępiające w ostrych słowach szmalcownictwo: „Rozplakatowane zawiadomienia o dwóch wydanych i wykonanych wyrokach na zdrajcach sprawy polskiej zostały przez ludność Warszawy przyjęte entuzjastycznie. (...) Nie trzeba prawdy owijać w bawełnę. Nie trzeba dla względów prestiżowych, choćby wobec zagranicy, milczeć o tych rodzimych kanaliach, które żerują na nędzy ludzkiej i nieszczęściu. (...) podkreślamy z całym naciskiem, że jesteśmy świadkami najbardziej hańbiącego procesu żerowania na ich nieszczęściu. Dla faktu tego nie ma usprawiedliwienia. Niczyj antysemityzm nie zmieni faktu, że szantażysta jest kanalią”. Udowodnione przejawy wydawania Żydów Niemcom podlegały karze śmierci orzekanej przez tajne sądy podziemne, a wykonywane przez oddziały bojowe Kedywu.


Organizatorem i dowódcą Kedywu AK był generał August Emil Fieldorf („Nil”). Czyżby za to właśnie został skazany i powieszony w roku 1953? Sędzią w jego procesie była Maria Gurowska vel Górowska (z domu Zand), zaś apelację odrzucił Sad Najwyższy w składzie: Emil Merz (funkcjonariusz Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, syn Salomona i Reginy), Gustaw Auscaler (w 1957 wyjechał wraz z rodziną do Izraela i pracował jako prokurator rejonowy w Tel Awiwie) oraz Igor Andrejew (prawnik i nauczyciel akademicki, w 1989 r. pozbawiony tytułu honorowego wiceprezydenta Międzynarodowego Stowarzyszenia Prawa Karnego po ujawnieniu jego udziału w sprawie gen. Fieldorfa). Naciski na naczelnika więzienia na Rakowieckiej w sprawie „wydanie niezbędnych zarządzeń do wykonania egzekucji” wywierała prokurator Alicja Graff (z domu Fuks), wicedyrektor Departamentu III Prokuratury Generalnej, żona Kazimierza Graffa (syna Maurycego Graffa i Gustawy z domu Simonberg), z którym od 1946 r. oskarżała wielu żołnierzy AK. To przypadek? Kto wierzy w takie przypadki, zaiste silną ma wiarę.


Wielu działaczy nacjonalistycznych miało przed i w czasie wojny inne poglądy niż szanownemu panu profesorowi się wydaje. W obliczu okupacyjnej gehenny okazywało się, że konieczność ratowania żydowskich współbraci, traktowana jako moralny obowiązek, brała górę nad wyznawaną przed wojną doktryną polityczną. Wystarczy wspomnieć dwie osoby. Pierwszą jest Wincenty Lutosławski (1863–1954), polski filozof, profesor, poliglota, publicysta i... o zgrozo, działacz NARODOWY(!), który napisał:


Do polskiego narodu należą spolszczeni Niemcy, Tatarzy, Ormianie, Cyganie, Żydzi, jeśli żyją dla wspólnego ideału Polski. (…) Murzyn lub czerwonoskóry może zostać PRAWDZIWYM Polakiem, jeśli przejmie dziedzictwo duchowe polskiego narodu, zawarte w jego literaturze, sztuce, polityce, obyczajach i jeśli ma niezłomną wolę przyczyniania się do rozwoju bytu narodowego Polaków. („Posłannictwo polskiego narodu”, Warszawa 1939)


Drugą osobą jest pisarka Zofia Kossak-Szczucka[14], związana z katolickimi (o zgrozo!) kręgami NARODOWYMI(!), które w przedwojennej Polsce odnosiły się z dużą rezerwą do Żydów i krytykowały środowiska żydowskie (dziś to już atysemityzm). W sierpniu 1942 roku, będąc wówczas przewodniczącą Frontu Odrodzenia Polski, opublikowała swój publiczny apel przeciwko prześladowaniom Żydów pt. „Protest!”[15]. Wyrażał on zdecydowaną niezgodę polskich środowisk katolickich wobec Holocaustu Żydów na terenie okupowanej Polski. Protest wydano konspiracyjnie w nakł. 5000 szt. w Warszawie kilka tygodni po rozpoczęciu wielkiej akcji likwidacyjnej w getcie warszawskim, skąd Niemcy – w ramach Grossaktion in Warschau – rozpoczęli wywózkę ludności żydowskiej do obozów zagłady. Celem publikacji było określenie stanowiska polskich katolików wobec zagłady Żydów, dokonywanej przez władze niemieckie na terytorium okupowanej Polski. Dokument był apelem, skierowanym do polskich katolików i powoływał się na zasady wiary katolickiej oraz uniwersalne wartości moralne chrześcijaństwa – np. miłości bliźniego, niezależną od wyznawanego światopoglądu bądź religii. Pierwsza część „Protestu” ma charakter opisowy i ukazuje ciężkie warunki bytowe getcie oraz okoliczności wywózek do niemieckich obozów koncentracyjnych w ramach Wielkiej Akcji. Druga część przedstawia i piętnuje powszechne milczenie.


Świat patrzy na tę zbrodnię, straszliwszą niż wszystko, co widziały dzieje – i milczy. Rzeź milionów bezbronnych ludzi dokonuje się wśród powszechnego, złowrogiego milczenia. (...) Nie zabierają głosu Anglia ani Ameryka, milczy nawet wpływowe międzynarodowe żydostwo, tak dawniej wyczulone na każdą krzywdę swoich. Milczą i Polacy. (...) Ginący żydzi otoczeni są przez samych umywających ręce Piłatów. [15]


Ostatni wyraz brzmi „Piłatów”, nie „Polaków”, jak czytają niektórzy pozujący na historyków socjologowie. Zofia Kossak wskazywała na polski antysemityzm, określający Żydów jako wrogów Polski, którego dowodem jest fakt, że Żydzi za swój los podczas II wojny światowej oskarżali Polaków, a nie Niemców, oraz że nienawidzili ich bardziej, niż faktycznych architektów swojej zagłady[14]. Czy obecne nienawistne ataki ze strony Żydów nie są także pokłosiem tamtych oskarżeń?


We wrześniu 1942 ta sama Zofia Kossak-Szczucka z Wandą Krahelską powołała Tymczasowy Komitet Pomocy Żydom, przekształcony wkrótce w Radę Pomocy Żydom „Żegota”. Za tę działalność została po wojnie odznaczona medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. „Żegota” to tajna organizacja afiliowana przy władzach Polskiego Państwa Podziemnego – PPP podlegała Rządowi RP na uchodźstwie, którego pionem wojskowym była... Armia Krajowa(!) – mająca za cel ratowanie żydowskich współobywateli masowo mordowanych przez OKUPANTA NIEMIECKIEGO w czasie wojny. W marcu 2018 r. w holu Poczty Głównej (UP nr 1) w Warszawie podczas otwarcia wystawy pt. "Akcja+Żegota+Polski Podziemnej" (zaprezentowano kilkanaście plansz, ukazujących historię „Żegoty”) prezes IPN, Jarosław Szarek mówił, że ratowanie Żydów było aktem heroizmu i szczytem człowieczeństwa. „Musimy pamiętać, ile osób nie będziemy w stanie pokazać, ilu znikło z naszej pamięci” – podkreślił prezes IPN. „Za każdą z tych osób stały dziesiątki, które każdego dnia, każdej godziny ryzykowały życie [pomagając Żydom]”.


Profesor Śpiewak uważa, że: „przez ostatnie 30 lat dużo się zmieniło. Zaczęliśmy otwarcie mówić o problemie antysemityzmu w Polsce i odkrywać nowe wymiary prawdy historycznej”. Jeśli nowe wymiary to wysyp publikacji pseudo-historyków (głównie socjologów), którzy poczuli wenę i w dowolny, a właściwie w szczególny sposób fałszują obraz, jaki wyłania się z dostępnych dokumentów, łamiąc wszelkie zasady naukowych badań i urągając przyzwoitości, to owszem, jest to nowy wymiar, choć znany jako science-fiction.


Nierzetelne i kłamliwe paszkwile autorów pokroju Grossa, Engelking, Grabowskiego, Libionki (nieukom i „niechciejom”, którzy nadal bronią „dobrego imienia” wymienionych polecam naukowe prace polemiczne – jest wiele artykułów w Internecie: Dr Gontarczyk o „Dalej jest noc”, Zawsze stawaliśmy w obronie polskich interesów i przeciwko kłamcom historycznym, Wolność nie polega na tym, by czuć się bezkarnym w kłamaniu i wiele, wiele innych) mają być nowym „wielkim krokiem ludzkości”? Stojącej nad przepaścią? – jak w dowcipie o partii i jej planie wyjścia z kryzysu. Tylko że w tym wypadku nikomu nie jest do śmiechu. Ten, kto wymienionych wyżej nazywa „czołowymi badaczami Zagłady” musiał chyba czołowo zderzyć się ze ścianą – i to przy dużej prędkości. Żeby coś takiego powiedzieć o fałszerzach historii, trzeba naprawdę mieć tupet, bo „dorobek” tych „badaczy” to nowa szkoła upadku nauki oraz przykład zagłady etyki i uczciwości. „Większy i mniejszy oportunizm szybko się rozpowszechnia” – twierdzi Paweł Śpiewak. Jeśli chodzi o rosnące grono „czołowych”, trudno się nie zgodzić. „Walkę o szacunek świata zacznijmy od siebie, wtedy łatwiej nam będzie dać odpór oszczercom” – uważa Konrad Kołodziejski. Może warto dodać jeszcze: uczmy się historii od historyków nie histeryków.


Senator prof. Jan Żaryn, wypowiadając się na temat współorganizowanej przez Polską Akademię Nauk(!) pseudonaukowej paryskiej konferencji i kolejnych „rewelacji” z kręgów Centrum Badań nad Zagładą Żydów w Polsce (jak zwykle budzących zdziwienie i oburzenie), przepraszał obywateli Polski za to, że:


...muszą płacić za plucie im w twarz, rzucanie oszczerstw pod adresem bohaterskich członków ich rodzin, którzy ginęli pod okupacją niemiecką czy sowiecką w latach II wojny światowej. To był istny antypolski seans nienawiści. Jeśli obecny rząd straci władzę w Polsce w wyniku jesiennych wyborów, to historycy innej proweniencji, niż obecni na paryskiej konferencji, nie tylko nie będą mogli wypowiadać się podczas takich spotkań, ale będą też pozbawieni prawa do równego uprawiania nauki w Polsce. Zostaniemy – jako rzekomi antysemici – pozbawieni wszelkich grantów i praw do publikacji wyników badań, bo wtedy rzeczywiście zapanuje zamordyzm.


A propos badań, od lipca 1943 roku funkcjonował obóz koncentracyjny w Warszawie. Instytut Pamięci Narodowej szacuje liczbę ofiar KL Warschau na ok. 20 tys., w tym ok. 10 tys. Polaków. Jak to jest, że zginęło tylu ludzi, w tym kilka tysięcy Żydów, i nikt o tym nie mówi? A byli i tacy – autorytety – stanowczo zaprzeczający, że KL Warschau w ogóle istniał. Jak to możliwe, panie profesorze Śpiewak? Jak widać to możliwe. Czy te ofiary były lepsze, czy gorsze od innych ofiar? Jak pan to zmierzy? Czym? Może pani Barbara podsunie jakiś rewolucyjny pomysł – „czołowy”? Ktoś podsunął panu pomysł z „potomkiem Gaona z Wilna” w ataku na Jacka Kurskiego, czy sam pan na to wpadł? Wypominanie Tuskowi "dziadka z Wehrmachtu", w końcu postaci autentycznej, uważa pan za obrzydliwe. Ale pan może grzebać komuś w życiorysie i pouczać, co może, a czego nie może potomek Gaona z Wilna? Na pewno potomek, czy to tylko gra na ukazanie przeciwnika w innym świetle? Pan ma jakiś immunitet od zagrań obrzydliwych? Po nich też pozostaje „brzydki zapach”.


Kolejna złota myśl zatroskanego profesora śpiewu... pardon, profesora Śpiewaka: „Żydzi, jak patrzyli na Warszawę po drugiej stronie murów, to mieli poczucie, że to jest wolny kraj”. A w jaki sposób Żyd w chałacie, nie znający języka polskiego, miał się wtopić w społeczeństwo za murem, „gdzie była wolność”? Jak pan to sobie wyobraża? Może trzeba najpierw przyznać, że błędne było nie asymilowanie się z Polakami? Ale wtedy trzeba by się uderzyć w pierś. Tyle że własną. Poza tym, nie zna pan o najnowszej wykładni w tych kwestiach? Nie czytał pan „Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski”? Czyżby kwestionował pan ustalenia pańskich „wybitnych” kolegów, „czołowych” badaczy? „Obozy dawały [Żydom] największe szanse przeżycia” – teza jednej ze współautorek ww. pozycji – Karoliny Panz. Pan to neguje? To jak to w końcu było, „obozy dawały szanse”, czy „za murem był wolny kraj”, dający szansę? Ustalcie jedną wersję i informujcie się na bieżąco, żeby ciemny lud dostał i kupił to, co trzeba!


Getto tańczy. Żydzi tańczą jak przed wojną. Mimo że karnawał dawno się skończył, w getcie otwierają coraz więcej lokali rozrywkowych. Po tamtej [czyli polskiej] stronie mówią: bawi się jak w getcie. Getto tańczy. Mnoży się bezustannie liczba nowych nocnych lokali. Na Żelaznej –Palermo, na ul. Nowolipie –Casanova. Policjanci żydowscy wypełniają najelegantsze lokale. Ich eleganckie, lśniące, wysokie buty oficerskie imponują – jak widać – kobietom. [6]


Może w tym tkwi tajemnica, dlaczego do 1942 getto „dawało szansę” i dlaczego po „aryjskiej” stronie nie było bezpiecznie? W Warszawie po drugiej stronie murów getta panował tym czasie smutek, a ulice pogrążone były w ciemnościach. Tam nikt nie tańczył jak przed wojną. Polacy obawiali się egzekucji, łapanek, okrutnych tortur Gestapo i wywózki do obozu. Żydowski historyk Szymon Datner szacował, że na 10 obywateli przedwojennego państwa polskiego, zamordowanych w tym okresie (do lipca 1942) przez Niemców, 9 było Polakami. W tej części Warszawy, za murami getta był wtedy „wolny kraj”, profesorze Śpiewak?


"Uświadomiłem sobie z przerażeniem, że drażliwość żydowska nie jest tylko lokalnym stanem zapalnym, ale płynie ona z głębokiego, przerażającego przekonania Żydów o bezwzględnej wyższości „narodu wybranego”. Drażliwość jest tak wielka, że każde śmielsze wystąpienie staje się wprost niebezpieczne dla pisarza. Wolno jest u nas pisać źle o kelnerach, Czechach, Niemcach lub posłach sejmowych. Mogą denerwować pisarza rzeczy tak doskonałe, jak katedra Notre-Dame [już chyba nie, prawda? – dopisek K.], można wytykać błędy kompozycyjne Michałowi Aniołowi, ale nie wolno pisać źle i rozumnie przeciw Żydom, bo pisać głupio – znaczy to sprawiać im rzetelną satysfakcję. Jeśli pisze Nowaczyński lub Pieńkowski, jest to poniekąd na rękę Żydom, gdyż łatwo mogą ośmieszyć antysemityzm tak ordynarny i chamski. Mają przytem realne dowody swojej krzywdy i potwierdzenie opinji zagranicznej o Polsce. Z triumfalnym hałasem rozsyłają o tem wieści do wszystkich prasowych agencyj całego świata".


"Jeżeli jednak ktoś, stojący na boku życia politycznego, powie jakąś nieprzyjemną prawdę o Żydach, chętnie by go ukamienowali na miejscu. Zwłaszcza jeśli to powie właśnie Żyd, który zdawałoby się ma największe prawo do krytykowania swego narodu [doświadczyli tego choćby Hannah Arendt czy prof. Norman Finkelstein - dopisek K.]. „Odszczepieniec” – człowiek, który narusza potwornie potężną solidarność Żydów, jest najwięcej znienawidzoną jednostką. Doprawdy, gdyby nie rząd i prawo angielskie w Palestynie – mimo dwu tysięcy lat, które minęły od czasu ukrzyżowania Chrystusa – rabini jerozolimscy ukrzyżowaliby każdego Żyda-chrześcijanina, każdego członka tej nielicznej sekty, mieszczącej się po dziś dzień w Galilei. Jeżeli powiedziałem tu parę słów twardych, nie znaczy to, abym nienawidził Żydów, ale nie myślcie także, że to miłość dyktuje mi te słowa pełne goryczy"...


To głos z dalekiej przeszłości, ale nie wydaje się, aby stracił na aktualności. Tak Antoni Słonimski kończył swój tekst „O drażliwości Żydów”. Polecam panu profesorowi Pawłowi Śpiewakowi zamiast śpiewania falsetem. Polecam każdemu.


PS tekst napisany w dużej części między marcem a majem 2019 r. w spontanicznej reakcji na pełen przeinaczeń i kłamliwych zarzutów wywiad Pawła Śpiewaka.


PPS życie dopisało kolejny – smutny komentarz. 26 marca br. na łamach "New Yorkera" żydowska pisarka Masha Gessen obarczyła Polaków winą za śmierć 3 mln Żydów podczas II wojny światowej. Ponieważ wywołało to w Polsce "kontrowersje" (czy aby tylko kontrowersje?), w obronę tej pani zaangażował się... tak, tak, dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego – prof. Paweł Śpiewak. Artykuł pani Gessen powstał w intencji obrony Barbary Engelking i Jana Grabowskiego, którzy dwa miesiące temu zostali skazani przez polski sąd za zniesławienie Edwarda Malinowskiego. Przypomnę tylko, że sprawę wytoczyła wiekowa już Filomena Leszczyńska w związku z kłamliwym przedstawieniem w książce „Dalej jest noc” jej stryja, ś.p. Edwarda Malinowskiego, jako osoby współpracującej z Niemcami podczas II wojny światowej i „współwinnego zabójstwa Żydów”. Po ogłoszeniu wyroku ujawniło się wielu obrońców – w tym Ich Jad... pardon, Jad Waszem, Gazeta Wyborcza, prof. Śpiewak, a teraz pani Gessen. Sąd nakazał autorom przeprosić za „nieścisłe informacje” zawarte w książce, ale nie bójmy się nazwać tego wprost – mają przeprosić za ich antypolskie kłamstwa. Jednak różni ludzie widzą to inaczej. Informując o wyroku, jeden z polskich portali napisał w wydaniu polskojęzycznym, że „sąd nakazał pozwanym przeprosić”, ale już w wydaniu anglojęzycznym „rząd nakazał pozwanym przeprosić” – niewielka różnica, prawie to samo, prawda? Ale to „prawie” czyni właśnie WIELKĄ różnicę. Może dlatego pani Gessen uważa, że „aby uniewinnić naród z morderstw trzech milionów Żydów, polski rząd posunie się nawet do ścigania uczonych za zniesławienie”. Prawda nie ma już znaczenia. I w obronie tej pani staje prof. Śpiewak – jak zwykle śpiewa falsetem – na łamach... zaraz... na jakich łamach?


[1] Przytoczony fragment artykułu prof. Jerzego Tomaszewskiego i opis wydarzeń oraz wyroku sądowego pochodzi z książki Leszka Żebrowskiego „Żydzi, Polacy, komunizm 1939-2012. Mity przeciwko Polsce”. Swoją drogą, ciekawe, czy ze skazanym wówczas Mojżeszem Katzem jest spokrewniony obecny minister finansów Izraela, Israel Katz, który – jeszcze jako szef izraelskiej dyplomacji – w tak haniebny sposób wypowiadał się o Polakach.

[2] Od 15 października 1941 roku, zgodnie z rozporządzeniem generalnego gubernatora Hansa Franka, kara śmierci groziła każdemu Polakowi, który udzielił schronienia Żydowi lub pomógł mu w inny sposób.

[3] Okupacyjne sankcje karne, przykłady represji i zbrodni niemieckich – długa lista Wikipedii pod hasłem "Niemieckie represje wobec Polaków pomagających Żydom".

[4] Henryk Makower „Pamiętnik z getta warszawskiego”, Wrocław 1987

[5] Chaim Rumkowski stał na czele społeczności łódzkich Żydów.

[6] Emanuel Ringelblum „Kronika getta warszawskiego”, Warszawa 1983

[7] Adam Czerniakow „Dziennik getta warszawskiego”, Warszawa 1983

[8] Antoni Marianowicz „Życie surowo wzbronione” , Warszawa 1995

[9] fragment felietonu B. Wildsteina „Zwycięstwo Stalina i Hitlera. Ponure dziedzictwo systemów zbrodni”, tygodnik „Sieci”, marzec 2019

[10] Izraelski polityk ostro: antysemici patrzą, co robi polski rząd i zauważają - OK, to nam daje zielone światło, onet 

[11] Ponad siedmiuset z nich zmarło na tyfus plamisty, a resztę wywieziono do Chełmna nad Nerem i tam zagazowano. (źródło: O tym, jak Żyd Cyganowi grał na skrzypcach)

[12] Biuletyn IPN: O zwalczaniu szmalcownictwa 

[13] FOP - tajna organizacja katolicka, kontynuująca podczas okupacji dzieło przedwojennej Akcji Katolickiej

[14] Zofia Kossak-Szczucka – życiorys, Wikipedia

[15] „Protest” Zofii Kossak-Szczuckiej, Wikipedia

[16] na podstawie danych ogólnodostępnych w wielu źródłach, w tym Wikipedii

Krispin
O mnie Krispin

Jestem Polakiem. Jestem chrześcijaninem. Czy tak samo, czy bardziej? Jestem osobą myślącą. To ja, Krispin z Lamanczy. PS. Nie wierzę w przypadki.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości