Krispin Krispin
386
BLOG

Bezczelny bloger bezkarny na blogu

Krispin Krispin Polityka Obserwuj notkę 17

To jest tak ohydne, że naprawdę nie ma na to słów. Pewien starszy pan – bloger, który udziela się na wielu portalach – bezpardonowo i zaciekle atakuje lek, który pomógł wielu osobom. Atakuje też lekarza, który wypełnił swą powinność, podejmując leczenia swoich pacjentów, czego wielu lekarzy zaniechało. Ci inni nie okazali się chyba lekarzami z powołania, ale raczej tchórzami lub - w najlepszym wypadku - dorobkiewiczami, którzy przerazili się i schowawszy głowę w piasek (lub za plecy różnych Choro-banów) czekali aż wszystko minie i znowu będą spokojnie zarabiać (tymczasem liczyli dodatki do pensji).

Wśród moich znajomych jest kilka osób, które wyleczyły się Amantadyną. To osoby, które miały "spokojnie czekać w domu", "zażyć paracetamol", a „jeśli się pogorszy”, zgłosić się ponownie. Często to "ponownie" oznaczało już respirator, a potem wyjazd nogami do przodu. Amantadyna postawiła tych znajomych na nogi w trzy dni. A więc stało się odwrotnie niż w przykładzie serwowanym w różnych formach przez innego asa blogosfery, który twierdził, że jego przyjaciel czy sąsiad nie wierzył w pandemię, ale zachorował na tentam-19 i trafił do szpitala i wtedy uwierzył w pandemię. Moi znajomi wierzą (jak i ja) w istnienie wirusa, ale nie wierzą w pandemię (i jej rozmiary), a dzięki Amantadynie wyzdrowieli, więc nie trafili do szpitala (i nie uwierzyli tam w pandemię, ani w płaską ziemię, ani w to, że Kopernik był kobietą, ani... kto wie, w co jeszcze można dziś uwierzyć w szpitalu).

Pytanie o wynik badania klinicznego Amantadyny – w podtekście którego słychać śmiech: „widzicie, nie ma i nie będzie, bo badania nic nie wykażą” – zakłada, że takie badania w ogóle się toczą. Oczywiście, bo przecież żyjemy w idealnym świecie i każdy zawsze robi to, co obiecuje. Dotrzymywanie słowa (zwane niegdyś "słownością") to ani chybi największa cnota, pielęgnowana na całym świecie i w każdym środowisku - a u nas w szczególności. Kliniki i laboratoria to niezależne „wyspy”, które nie są finansowane z żadnych budżetów lub z wpływów z badań, jakie im się zleca. W idealnym świecie, w jakim żyjemy. nie ma możliwości uszczuplenia im funduszy, ani wycofania zleceń z firm farmaceutycznych na szkodę których przypadkowo by zadziałały (uszczuplając znacznie ich dochody). Ależ skąd! Ależ skąd! Panie starszy, niech pan nie straszy. Nic takiego nie jest możliwe. Wszystko dla dobra ludzi! Tylko.

W idealnym świecie, w którym żyjemy, wszyscy lekarze to bohaterowie - każdy jest jak szeryf grany przez Gary'ego Coopera. Nieustraszeni, bojownicy dobra, gotowi oddać życie za swych pacjentów. Nie ulękną się gróźb utraty pracy, pominięcia przy przyznawaniu nagród lub „grantów” i wyjazdów na szkolenia. Oni nie mają ani żon, ani dzieci, ani kredytów do spłacenia. Są wolni jak ptaki niebieskie, a ich myśli od rana do nocy (albo i jeden dzień dłużej, jak mawia ich patron – świecki „święty JerzO”) pochłaniają jedynie nauka i doskonalenie się w zawodzie dla dobra ludzkości. Cudowne, cudowne jest to poświęcenie i oddanie pracy. To chyba z miłości. Tak. Na pewno.

Mógłbym wziąć kawałek tego nasączonego jadem tekstu i napisać dokładnie coś odwrotnego, co byłoby bliższe prawdy, niż te kocopały, które tam przeczytałem, czyli na przykład:


Konflikt pomiędzy ludźmi, którzy nie chcą brać udziału w eksperymencie medycznym, a szczepionkowcami, a właściwie entuzjastami III etapu (kiedyś modna była u nas III droga, ale to było w PRL-u, panie starszy, pan jeszcze tam?) badań klinicznych, których zakończenie nastąpi pod koniec 2023 roku (a więc nie da się teraz ogłosić, że badania są zakończone[1]), to konflikt urojeń tych ostatnich z faktami, prezentowanymi przez tych pierwszych. Ale rozmowa o faktach nie następuje, bo „entuzjaści” (tak będę ich teraz tytułować) nie dopuszczają do niej, bojąc się, że będą musieli jednak ustąpić pod naporem faktów właśnie. Ustąpić choć trochę, a oni nie zamierzają ustąpić nawet na krok, ani na centymetr... mimo że niektóre ich twierdzenia są całkowicie oderwane od rzeczywistości. A jeśli fakty mówią co innego, tym gorzej dla faltów.


I mógłbym tak kontynuować, odwracając z powrotem tego odwróconego ogonem kota, aby stanął tak, jak należy. Ale naprawdę szkoda mi na to czasu. To jak walka z wiatrakami. Nie mniej pustymi. Z jednym mogę się zgodzić – z tego, co dotąd napisałem wynika niezbicie, że może nigdy nie poznamy żadnych wyników badań klinicznych Amantadyny. Nie dlatego, że lek nie działa, ale dlatego, że zbyt wielu osobom zależy, żeby nie potwierdzić faktu, że w jakikolwiek, nawet najmniejszy sposób pomaga. Stara prawda. Siła złego na...

W jednym z komentarzy pewna blogerka (tak ją nazwał pan starszy, podając za chwilę link do komentarza, co przez przypadek można by odebrać jako emanację dobrych manier lub wychowania – nic bardziej błędnego) napisała:


Wiara w szczepionki wymaga niewiary w istnienie skutecznych leków, bo gdyby EMA (europejska agencja leków) "wiedziała" o lekach nie mogłaby w ekstra trybie dopuścić na rynek szczepionek, nad którymi badania kliniczne nie zostały zakończone...


To rzeczywiście zbyt skomplikowane zdanie, żeby ów starszy człowiek był w stanie to pojąć. Dla niego to jawne „zaklinanie rzeczywistości”, co „świadczy niestety o fanatyzmie”. Czego tu można nie zrozumieć? Tego, że istnieją skuteczne leki, ale udaje się, że ich nie ma? Tego, że te leki są za tanie i nie da się zrobić na tym interesu, a na miliardach dawek tzw. szczepionek się da? Tego, że nawet świadectwa wyleczonych pacjentów nie są dowodem? Gdyby EMA przyznała się wcześniej, że "wie" o takim leku, dopuszczenie na rynek preparatów szczepionkowych, których badania kliniczne nie zostały zakończone, nie miałoby miejsca. Koniec kropka. Gdzie leży problem ze zrozumieniem? Czego pan starszy, bezradny wobec faktów, nie może skumać?

W przytoczonej przez tę samą blogerkę wypowiedzi profesora Kuny czytamy, że „szczepienia przeciw COVID-19 nie chronią przed zakażeniem”.


Pomyliliśmy się wszyscy. Szczepienie przeciwko wirusowi SARS-CoV-2 nie chroni przed ponownym zakażeniem... (prof. Piotr Kuna z Polskiego Towarzystwa Chorób Cywilizacyjnych)


Ale to już wiemy od dawna. Wiemy też, że przebieg choroby może być tak ciężki, że chory („zaszczepiony” nawet podwójną dawką) wyląduje w szpitalu. Niektórzy „zaszczepieni” mieli już okazję wyjechać stamtąd nogami do przodu. Może pan starszy będzie miał kiedyś okazję zapytać ich „jak było?”. To nie żart. Chodzi oczywiście o to, czy było lżej niż bez się „zaszczepienia”. Taka wiedza to skarb. Bo teraz o tym, że „lżej się przechodzi” mówi nam tylko „nauka”, a wtedy wiedzielibyśmy to już na pewno. Prof. Kuna mówi dalej tak:


...”natomiast chroni [„sięzaszczepienie” – dop. K.] przed rozwojem niewydolności oddechowej, zapaleniem płuc i zgonem”[2].


A zatem prof. Kuna z Polskiego Towarzystwa Chorób Cywilizacyjnych był w stanie przyznać się do jednej pomyłki. Dobre i to. Ten człowiek jednak ustąpił choć trochę, o mały kroczek, ale... w innych kwestiach brnie dalej. On nadal – jak pan starszy – uważa, że preparat szczepionkowy „chroni przed zgonem”. Najwyraźniej nie poinformowano o tym wszystkich osób, które po „sięzaszczepieniu” zeszły z tego świata. Szkoda. Może by zostały? Już nawet nie sięgam po argumenty związane z zagrożeniem życia (choćby z zakrzepami), które w przypadku innych preparatów spowodowałyby natychmiastowe przerwanie eksperymentu. Tu nic takiego nie nastąpiło. „The show must go on”. Za dużo „piniendzy” ktoś włożył i nie można już tego zatrzymać. Capisci?

Do rangi autorytetu dla starszego człowieka z blogerskim zacięciem urasta prof. Flisiak, który – jak z ambony (pytanie tylko, na co on poluje) rzuca: „to szczepienia przeciwko covid-19, a nie wiara w powodzenie prac badawczych nad Amantadyną, mają szansę zatrzymać rozwój pandemii”. Zaraz, zaraz... (nie mylić z dużym zarazkiem) spróbujmy to zrozumieć. W końcu mówi autorytet blogera, który jest chlubą tego portalu. A zatem: lek, który jest w stanie w trzy dni postawić na nogi człowieka zarażonego, będącego w początkowym stadium choroby covid-19, nie zatrzyma „pandemii”, ale zatrzyma ją „preparat szczepionkowy”, po którego zaaplikowaniu (dwu- lub trzykrotnym) można się ponownie zarazić, można trafić do szpitala, a można też umrzeć – umrzeć nawet znając wypowiedź prof. Kuny, że jest się chronionym przed zejściem? Tak właśnie mamy to rozumieć? Dzięki. Ja nadal wolę zostać przy logice, a jakby co to przy Amantadynie.


Uważam próbę ukarania Pana Doktora Włodzimierza Bodnara przez Rzecznika Praw Pacjenta jako całkowicie niedopuszczalną i skandaliczną... (Marcin Warchoł wiceminister)

Krótka wypowiedż wiceministra Marcina Warchoła>>>


Ten bezpardonowy i ponawiany cyklicznie atak na Amantadynę (lek znany przecież od dawna, dotąd skuteczny, uznany za bezpieczny, stosowany we wszystkich grupach wiekowych) oraz na lekarzy, którzy ośmielili się go zastosować, jest tak ohydny, że można go porównać jedynie z... gwałtem na niemowlęciu. Przepraszam, ale nic bardziej ohydnego nie przychodzi mi teraz do głowy.

Panie starszy, proszę sobie wytrzeć ślinę z twarzy, dobrze?


*****

[1] Właściwie można ogłaszać, że III faza kliniczna się zakończyła, można pisać cokolwiek się chce. Papier cierpliwy, wszystko przyjmie. A ciemny lud może i tak to kupi.

[2] Prof. Kuna: Pomyliliśmy się wszyscy. Szczepienie przeciwko wirusowi SARS-CoV-2 nie chroni przed ponownym zakażeniem 

Krispin
O mnie Krispin

Jestem Polakiem. Jestem chrześcijaninem. Czy tak samo, czy bardziej? Jestem osobą myślącą. To ja, Krispin z Lamanczy. PS. Nie wierzę w przypadki.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka