W poprzedniej notce dotyczącej religii napisałem, dlaczego moim zdaniem, chrześcijaństwo jest nieprawdą. Tak, ale czy to, że religia jest nieprawdziwa, oznacza, że nie pełni ważnych funkcji społecznych? W istocie rzeczy religia chrześcijańska, jak zresztą każda inna jest wielkim instrumentem adaptacji społecznej. Marks napisał, że religia to opium mas i miał rację, ale nie w negatywnym, a w pozytywnym znaczeniu. Życie zwykłych ludzi było i jest tak ciężkie, że religia ze swoimi obietnicami jest konieczna, aby ludzie mogli dobrze funkcjonować: przejść przez życie i dobrze umrzeć.
W notce nie chcę jednak pisać o funkcjach społecznych religii, a o tym jakie powinno być chrześcijaństwo, aby być dobrą, jeszcze bardziej funkcjonalną religią.
Największym problemem tej religii, generującym historycznie najwięcej wewnętrznych problemów jest alogiczne założenie, że Jezus był Chrystusem, tj. jednocześnie był Bogiem i człowiekiem, a nadto Bóg jest Trójcą Świętą. Problemy związane z intelektualnym ujęciem takiego zjednoczenia i podziału jednocześnie wygenerowały dziesiątki herezji; w VII wieku naszej ery skutkowały między innymi tym, że południowy-wschód Cesarstwa Rzymskiego podczas podboju arabskiego gładko przyjął nową religię o prostych zasadach, Islam.
Szukałem i znalazłem. Doktryna ebionitów po odłączeniu od niej elementów żydowskich to jest to! Bóg jest jeden, jest to Bóg Izraela, Jahwe. A kim jest Jezus? To człowiek, który urodził się w 6 r. p.n.e. z Marii, jego ojcem był Józef z rodu Dawida. Jezus nie był bezgrzeszny, ale dzięki swoim staraniom i miłości do Boga okazał się najdoskonalszym moralnie żyjącym człowiekiem; w wieku 30 lat podczas chrztu w Jordanie Bóg „adoptował go” i wylał na niego ducha świętego. Od tego momentu do chwili swojej śmierci, a potem wniebowzięcia Jezus był bezgrzeszny. Cała historia ewangeliczna pozostaje w zasadzie taka sama. Najważniejszym momentem działalności Jezusa jest przywrócenie go do życia przez Boga po 36 godzinach od śmierci na krzyżu – Zmartwychwstanie. To manifestacja Bożej mocy, a jednocześnie wskazanie przeznaczenia życia każdego człowieka. Działalność Jezusa od zmartwychwstania do wniebowzięcia zawiera przesłanie do całej ludzkości, ma wymiar uniwersalny. W takim ujęciu Jezus jest ostatnim prorokiem Bożym. Jego życie jest przykładem ludzkiego życia doskonałego. Jego ofiara jest tym większa, gdyż Jezus będąc człowiekiem ostatecznie nie mógł wiedzieć, że zmartwychwstanie, jego ból, strach były jak najbardziej realne, unika się tu zarzutu jak w poprzedniej notce, że Jezus-Bóg wiedział, że nie umrze, że cała jego ofiara miała charakter pozorny. Po rozszerzeniu się na Cesarstwo Rzymskie powstałaby wielka religia, będąca co do zasady do przyjęcia dla Żydów, oraz zwłaszcza dla ludów arabskich, z których wyszedł Islam. Islam by nie powstał, bo byłby niepotrzebny, albo Cesarstwo Rzymskie łatwo by go stłumiło. Elementy widoczne religii były takie same jako obecnie albo podobne. Inna zapewne byłaby nazwa – nie chrystianizm, bo Jezus nie był Chrystusem, a katolicyzm (to jest religia powszechna, uniwersalna) i Kościół Katolicki. Najważniejszym znakiem mógłby być znak krzyża albo symbol Boga, oko bożej opatrzności. W zasadzie taka sama msza święta, z pamiątką ostatniej wieczerzy, dzieleniem się chlebem przez Jezusa i apostołów, komunia rozumiana jako rytuał wspólnoty ludzkiej, braterstwa. Najistotniejsze przesłanie religii? Takie jak teraz, przesłanie miłości bliźniego. Byłby papież i biskupi, bo hierarchia to bardzo ważna rzecz. Duch Święty? Szczególna łaska boża wylewana przez Boga na poszczególnych ludzi. Zaleta – prosta, nieskomplikowana, mało podatna na dziwne interpretacje religia.
Drugie zagadnienie, które zawsze, ale szczególnie w świecie nowoczesnym odsuwa ludzi od chrześcijaństwa, to zagadnienie piekła. Kiedy człowiek poznaje, czym jest w chrześcijaństwie piekło, dociera do niego jak zakłamana, jak potworna jest to religia. Niby głoszona miłość i miłosierdzie, ale w zależności od ujęć w piekle są palone żywcem od tysięcy, przez miliony, do miliardów ludzi. We współczesnym głównonurtowym chrześcijaństwie są dwa główne ujęcia: albo ludzie dokonując pośmiertnej samooceny życia sami się tam wysyłają, albo istotnie wysyła ich tam Bóg na sądzie ostatecznym (tj. faktycznie jeszcze przed tym sądem, który będzie na końcu czasów, ale jest to zbędny szczegół). Przyznaję, piekło jest ważną instytucją, skoro jest obecne w każdej religii, która grupuje ponad milion wyznawców. Jak stwierdzili antropolodzy, powyżej tej granicy liczebnej nie jest możliwe kontrolowanie przez władzę ziemską zachowań każdego człowieka. Piekło jest to straszak, który ma ograniczać na ile to możliwe przemoc i patologie wewnątrz grupy. OK. Ale cóż jest szczególnie złego w piekle? Jego bezczasowość, wieczność. Brak jakiejkolwiek relacji zaistniałych win ludzkich w krótkim życiu do wymiaru kary i jej natężenia. Do piekła pójdzie głupia, nie mająca szans na dobre życie, niech będzie zła dziewczyna ze slumsów gdzieś w Afryce, która prostytuowała się od 14 roku życia i w wieku 17 lat zaszlachtował ją klient, do piekła pójdą dobrzy ludzie, których jedyną winą było to, że nie wierzyli w ich zdaniem nonsensowną religię. Ponadto, wieczne istnienie piekła każe przyjąć, że jest to jednak część Bożego zamysłu, że jest to specyficzna część Królestwa Bożego, a więc także po Sądzie Ostatecznym będzie istniało miejsce, w którym będzie istnieć Zło; że w takim razie Bóg jest także częściowo zły, a świat ostatecznie nigdy nie będzie idealny.
Powstaje pytanie, czy jest możliwa dobra, zadowalająca eschatologia? Przywołany na początku pierwszej notki ksiądz ateista Jean Meslier twierdził, że nie; tak również twierdzą współcześni filozofowie. Ale w tej notce chcę się zastanowić jaka powinna być dobra religia. Dlatego twierdzę, że Bogu piekło dla ludzi nie jest potrzebne. Podoba mi się ujęcie (zmodyfikowane), które dawno temu usłyszałem na lekcji religii: po śmierci Bóg zapyta się człowieka: czy kochałeś mnie, czy kochasz mnie, czy chcesz mnie pokochać? I wydaje mi się, że nawet w ludziach o złym życiorysie, pozostanie na tyle dobrej woli, takie poruszenie ku dobremu, że będą oni chcieli skorzystać z Bożej szansy. Nie znaczy to oczywiście, że pójdą od razu do nieba, ale będą musieli przejść – potrzeba zadośćuczynienia – proces oczyszczenia zwany czyśćcem, taki jak w katolicyzmie. Oczywiście ludzie bardzo dobrzy pójdą do nieba od razu. A co z ludźmi tak bardzo złymi, tak zakamieniałymi w nienawiści, że nie są w stanie odpowiedzieć pozytywnie na boże pytanie? Takich ludzi Bóg zniszczy w bezbolesnym procesie, trwającym ułamek sekundy, bo w Królestwie Bożym nie może być miejsca dla złych ludzi, a jednocześnie dobremu Bogu nie chce się bawić w torturowanie grzeszników (ujęcie jak w unitarianizmie). A czy piekło by istniało w takiej postulowanej religii? Tak, ale jako miejsce, w którym mieszkają tylko zbuntowane anioły, diabły, których rolą jest kuszenie ludzi do złego, aby ich zniszczyć. Samo piekło i diabły zostaną zniszczone przez Boga przy końcu czasu.
To dwa najważniejsze ujęcia. Krótko: spowiedź i I komunia i bierzmowanie. Spowiedź indywidualna to wynalazek bardzo późny, z II tysiąclecia, potrzebny Kościołowi do kontroli społecznej. Dręczy dorosłych i torturuje dzieci, nie ma uzasadnienia religijnego w Ewangelii. Niepotrzebna – pozostaje wspólna spowiedź na mszy świętej. Ludziom Kościół w nauczaniu przekazuje zasady wiary, człowiek sam wie, czy może przystąpić do komunii, zakaz dla jawnych, wielkich grzeszników. Komunia – pierwsza w wieku 9 lat jest za wcześnie, a bierzmowanie w wieku 16-17 lat za późno, gdy ludzie wchodzą w etap buntu. Połączenie pierwszej komunii i bierzmowania w jeden rytuał – konfirmacja – w wieku 13 lat, gdy dzieci podobno są najbardziej uduchowione.
78
BLOG
Komentarze