Kserkses0517 Kserkses0517
224
BLOG

Też byliśmy uchodźcami ...

Kserkses0517 Kserkses0517 Polityka Obserwuj notkę 10

Kiedy pojawiła się możliwość opuszczenia nazywanego "nieludzką ziemią" Związku Sowieckiego, gen. Władysław Anders nie zwlekał.

Setki tysięcy jego rodaków, wywiezionych w głąb totalitarnego państwa po 17 września 1939 roku - wraz z napaścią Armii Czerwonej na Kresy Wschodnie - widziało w bieżących wydarzeniach szansę na przetrwanie. Naczelny Wódz gen. Władysław Sikorski właśnie podpisywał porozumienie z ambasadorem Iwanem Majskim, które faktycznie przywracało polsko-sowieckie stosunki dyplomatyczne.

Nastał czas amnestii, otworzyły się więzienia i miejsca odosobnienia, gen. Anders zaczął organizować polską armię na Wschodzie. Polacy, mimo braków w uzbrojeniu i wyposażeniu, ochoczo zakładali mundury; razem z nimi do polskiego dowódcy lgnęli cywile. Niebawem zaczęła się długa, pełna wyrzeczeń i udręk epopeja, wiodąca przez wszystkie kontynenty.

IRAN

Generał podjął decyzję o ewakuacji w końcu marca 1942 roku. Trasa miała wieść przez Krasnowodzk nad Morzem Kaspijskim, gdzie kolej zamienione na statki. Drogą morską podróżowano następnie do Pahlevi w Iranie. Łącznie, w kilku fazach, na irańską ziemię przerzucono 116 tys. Polaków, z czego ok. 40 tys. cywilów. Mniej więcej połowę z nich stanowiły dzieci. Masowy exodus zorganizowali zarówno wojskowi, jak i dyplomaci - pracownik polskich placówek, a także działacze delegatur Ministerstwa Opieki Społecznej i Pracy.

Na terenie Iranu polskich cywilów rozlokowano w obozach dla uchodźców, m.in. w Teheranie, Ahwazie i Meszhedzie. Tworzono liczne placówki opiekuńcze, budowano też specjalne "polskie" osiedla. Szczególnie w Isfahanie, trzecim co do wielkości irańskim mieście, gdzie schronienie znalazły głównie polskie dzieci. Na początku 1943 roku Isfahan zamieszkiwało już ok. 2,6 tys. Polaków. Otoczono ich m.in. opieką lekarską oraz zapewniono dostęp do oświaty i kultury. Nikt nie zakazywał tu kultywowania wiary, obchodzenia świąt, wyrzeczenia się własnej tradycji.

INDIE

Indie stały się "drugą ojczyzną" dla ok. 10 tys. naszych rodaków. W negocjacjach z polskimi władzami na emigracji (rządem londyńskim) uczestniczył aktywnie maharadża Jam sahib Digvijaysinhji, przewodniczący Rady Indyjskich Książąt, który szczególną troską otoczył polskie dzieci. Blisko jego letniej rezydencji, w Balachadi (stan Gudżarat), stworzono sierociniec dla najmłodszych Polaków.

Jam sahib Digvijaysinhji, który pomógł polskim dzieciom. Dziś jest m.in. patronem I Społecznego Liceum Ogólnokształcącego w Warszawie.

Ale polskim uchodźcom pomagano także w innych zakątkach perły Imperium Brytyjskiego. W stolicy - Delhi - funkcjonował Komitet Pomocy Dzieciom Polskim; pomagał też polski konsulat i Delegatura Polskiego Czerwonego Krzyża w Bombaju. Funkcjonowało polskie osiedle w Valivade - osiadło tam ok. 5 tys. osób. Inne skupiska Polaków mieściły się m.in. w Karachi i Malir; nasi rodacy przebywali też w górskim sanatorium w Panchgani. Kierowano tam głównie chorych na gruźlicę.

Główny ciężar utrzymania Polaków ponosił emigracyjny rząd, ale część sierot finansowały władze Indii. Prywatni darczyńcy mogli też wpłacać pieniądze na specjalny Fundusz Pomocy. Maharadża tak związał się ze swymi małoletnimi podopiecznymi, że aby nie dopuścić do ich powojennej repatriacji... adoptował wielu z nich.

MEKSYK

Innym kierunkiem ewakuacji polskich cywilów z ziemi irańskiej był Meksyk. W toku rozmów między gen. Sikorskim z miejscowymi władzami ustalono, że kraj w Ameryce Środkowej, który w międzyczasie przystąpił do koalicji antyhitlerowskiej, przyjmie nawet 28 tys. polskich uchodźców. Warunkiem miało być utrzymywanie uchodźców przez polski rząd na emigracji, a także udzielenie azylu wyłącznie na okres wojny.

Pierwszy transport Polaków ewakuowanych ze Związku Sowieckiego ruszył w maju 1943 roku. Kilkaset osób dopłynęło w końcu na pokładzie amerykańskiego transportowca do Australii i Nowej Zelandii, stamtąd zaś skierowano się w stronę kontynentu amerykańskiego. Po ponad miesięcznej podróży (z przystankami), w końcu Polacy trafili do Meksyku. Przewieziono ich tam koleją spod Los Angeles w Kalifornii, gdzie dobił amerykański okręt.


Działacze amerykańskiej Polonii podnosili co prawda pomysł zatrzymania Polaków w USA, Biały Dom nalegał jednak na przestrzeganie porozumienia z Meksykiem. Mimo to miejscowi rodacy pomagali uchodźcom jak mogli, wiele dobrego zrobiła m.in. Rada Polonii Amerykańskiej.

Gdzie trafiali polscy uchodźcy? Z USA kierowano ich nad granicę meksykańską; stamtąd - przez miejscowość Leon - do osiedla Santa Rosa. Drugi etap ewakuacji Polaków do Meksyku przeprowadzono jesienią 1943 roku. Do końca roku w Santa Rosa przebywało ponad 1,4 tys. rodaków. Planowano kolejne transporty, jednak z różnych powodów ostatecznie do nich nie doszło.

NOWA ZELANDIA

Niekiedy nie tylko dobra wola, ale i zwykły przypadek decydował o przyszłości polskich uchodźców, podróżujących po całym świecie. Podczas jednego z postojów w porcie w Wellington, stolicy Nowej Zelandii, ich losem zainteresowała się Polka, żona polskiego konsula, hrabina Maria Wodzicka. Widok kilkuset wygłodzonych dzieci, stłoczonych na amerykańskim okręcie wraz z rannymi żołnierzami, musiał budzić współczucie. Hrabina, wraz z mężem Kazimierzem, rozpoczęła intensywne działania na rzecz sprowadzenia do tego odległego kraju polskich małoletnich.

I udało się - po namowach Wodzickich nowozelandzki premier Peter Fraser zgodził się przyjąć polskich uchodźców. Jego rząd wystosował do nich nawet oficjalne zaproszenie. Jesienią 1944 roku 733 dzieci wraz z opiekunami stanęły w porcie w Wellington, gdzie zgotowano im serdeczne powitanie. Później pociągiem przetransportowano ich do miejscowości Pahiatua, w której oddano do ich dyspozycji specjalny obóz. Jego wychowankowie nazywali go później "małą Polską".


Nieletni mieszkańcy Pahiatua spotkali się z ogromem pomocy i dobrej woli - wreszcie miały zagwarantowane własne, wygodne łóżka, o których na Syberii mogli tylko pomarzyć. Kiedy chciały mogły się uczyć, modlić, bawić się czy uprawiać sport. O Polsce i wielkich rodakach przypominała wydawana na miejscu polska prasa, a także patroni ulic, m.in. Adam Mickiewicz, Tadeusz Kościuszko czy Józef Piłsudski.

PORTUGALIA

W czasie wojny ok. 13 tys. Polaków i polskich Żydów przyjęła także oficjalnie neutralna Portugalia, rządzona przez reżim Antonio de Oliveiry Salazara. Najbardziej wysunięte na zachód państwo Europy wiele ryzykowało, władze w Lizbonie musiały liczyć się bowiem z niebezpieczeństwem niemieckiej agresji. Mimo to, po kapitulacji Francji w czerwcu 1940 roku, otworzyły granice dla tysięcy "obcych".

Portugalia była ważnym krajem tranzytowym - tu krzyżowały się wojenne europejskie drogi. Ale do ojczyzny Vasco da Gamy trafiali nie tylko żołnierze - z myślą jak najszybszego przedostania się do Wielkiej Brytanii i kontynuowania walki z Niemcami - ale i cywile. Wielu z nich usiłowało z Portugalii wypłynąć do USA i Kanady, niektórzy zostali w niej na zawsze.

Polaków rozmieszczono w różnych miejscowościach, m.in. Figueira da Foz, Anadia, Curia i Caldas da Rainha. Ci, którzy otrzymali wizy, mogli zamieszkać w Lizbonie. Tam też funkcjonowało polskie poselstwo, delegatura resortu pracy i opieki społecznej, a także Komitet Pomocy Uchodźcom Polskim ze Stanisławem Schimitzkiem na czele.

Stanisław Schimitzek w czasie II wojny pracował w Lizbonie jako delegat rządu RP ds. opieki społecznej.

Stanisław Schimitzek w czasie II wojny pracował w Lizbonie jako delegat rządu RP ds. opieki społecznej. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Polacy w Portugalii nie tylko drżeli o własny los, ale i zdawali sobie sprawę z horroru życia rodaków pod okupacją. Stąd pomysł wysyłania paczek żywnościowych do zajętego przez Niemców kraju. Za pośrednictwem portugalskiej poczty słano m.in. kawę, czekoladę, owoce czy puszki z sardynkami.

KRAJE AFRYKAŃSKIE

Pierwsza grupa polskich uchodźców trafiła na Czarny Ląd latem 1941 roku. Przebywali wcześniej na Cyprze, gdzie trafili z Rumunii, dokąd masowo przedzierali się Polacy po wybuchu wojny. Jednym z ostatnich przystanków był portugalski Mozambik, skąd z kolei wyruszono w drogę do Rodezji Północnej (obecnie Zambia). W stołecznej Lusace, Fort Jameston czy Livingstone zamieszkało ogółem ponad 400 Polaków.

Innym kierunkiem ewakuacji naszych rodaków - głównie żołnierzy - była Południowa Afryka. Łącznie podczas wojny przebywało na jej terenie nawet 12 tys. wojskowych.

Kolonialna Afryka była też ważnym miejscem na mapie świata, skąd przewożono polskich uchodźców, którzy wcześniej - w ogromnej liczbie - trafili do Iranu. Z nadzieją patrzono głównie na kolonie brytyjskie, liczono też na przychylność Belgów, stacjonujących w Kongo. Plany szybko przekuto w konkretne działania - w tym celu utworzono polskie placówki dyplomatyczne w Afryce Wschodniej (Kenii, Ugandzie i Tanganice). Późnym latem 1942 roku zaczęli przybywać tam pierwsi uchodźcy.

Do jesieni 1942 roku z Iranu do Afryki przypłynęło ponad 11 tys. Polaków, głównie kobiety i dzieci. Na miejscu także tworzono sierocińce, do potrzeb najmłodszych adaptowano m.in. istniejące obozy wojskowe. Jeden z nich powstał blisko miejscowości Oudshoorn w Prowincji Przylądkowej. Łącznie pod koniec 1944 roku w Afryce przebywało ponad 18 tys. naszych rodaków, z czego przeszło 13 tys. w Afryce Wschodniej.




https://natemat.pl/148383,my-tez-bylismy-uchodzcami-w-czasie-ii-wojny-swiatowej-przyjmowali-nas-na-calym-swiecie

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka