Momotoro Momotoro
1627
BLOG

Smoleńsk z perspektywy 8 lat. Rozmowa z Chrisem Cieszewskim - cz. 1

Momotoro Momotoro Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 33

Jakie miał Pan wrażenia, przeżycia, przemyślenia na temat tego, co wydarzyło się blisko 8 lat temu, tzn. 10 kwietnia 2010 roku?

W sumie mówiłem już o tym kiedyś publicznie, że to był dla mnie wielki szok, wielkie zainteresowanie, wielkie wydarzenie. Trudno teraz powiedzieć dokładnie co czułem, co sobie wyobrażałem w tym momencie dlatego, że za mało wiedziałem i niewiele już z tego czasu pamiętam. Od razu zacząłem się kontaktować z różnymi moimi znajomymi i rodziną w Polsce, żeby się czegoś dowiedzieć, ale nikt nic nie wiedział. Tak więc pierwszy moment, to nawet nie jest sprawa 6 godzin różnicy czasu i czy to, że nie dowiedziałem się wiele w momencie, kiedy się to stało, tylko że tak mniej więcej, czy tego samego dnia, czy następnego dnia, kiedy rozmawialiśmy z żoną, że to jest straszna rzecz i że byłoby dobrze wiedzieć coś więcej na ten temat. Jak zaczynałem czytać różne źródła, to zaczęło się to wszystko wydawać podejrzane. Jest tutaj jeden autor, publicysta, nazywa się Patrick J. Buchanan. Pisał on różne artykuły na Internecie i wskazywał różne rzeczy, które się nie dodawały. Zacząłem sprawdzać różne informacje, które szły w eter. Brzmiały one jak stalinowska propaganda: o prezydencie, który chciał zmusić pilota, rzeczy, które w tym momencie nie mogły być znane, więc było jasne, że ruszyła kłamliwa propaganda. Bez względu na to, czy odzwierciedlała ona prawdę, czy nie, była ona kłamstwem z definicji, ponieważ była w najlepszym przypadku spekulacją, a w najgorszym przypadku celowym zakłamywaniem.

Na sam początek jak zacząłem rozmawiać ze znajomymi i z rodziną z Polski, to tez zadziwiające było to, że oni sami nie byli w stanie uformować żadnej jasnej opinii, lub te opinie, które mieli, były bardzo wątpliwe. Nawet ci, którzy myśleli lub twierdzili tak czy owak, w taki czy inny sposób, nie umieli tego poprzeć merytorycznie, żeby to miało jakiś sens. Żeby to dawało jakoś komfort wiedzy na temat tego, o czym mówią.

Wiele też rzeczy zmieniało się z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień i trudno to opisać w parę minut. Ogólnie rzecz biorąc, był to wstrząs, od samego początku bardzo kontrowersyjna zagadka, z tego względu, że najwcześniejsi publicyści, którzy wypowiadali się na ten temat, wskazywali na rzeczy, które nie miały sensu. Później, z czasem, kiedy różne wersje się zmieniały, wszystko zaczęło być ewidentne, że jest to matactwo i nie wiadomo nic dokładnie ze względu na to, że dezinformacja była bardzo intensywna. Jak już człowiek raz wie, że coś jest mataczone, zakłamywane, to już trudno mu jest powiedzieć, co czuje na ten temat, po prostu traktuje się to trochę jak hałas i trudno się wypowiedzieć czy wierzy się w jakieś elementy tego hałasu. Trudno powiedzieć co się nawet czuje. Człowiek po prostu w pewnym momencie zaczyna czuć potrzebę robienia swojego własnego dochodzenia, czy też sprawdzania przynajmniej tych rzeczy, do których jest w stanie się merytorycznie ustosunkować. Jest tam wiele rzeczy, do których jestem w stanie się ustosunkować, wiele rzeczy, które znam od podszewki, i czasami nawet nie wiem, skąd je znam, bo się czymś mogłem interesować całe życie. Tutaj włącza się druga natura.

Na przykład właściwości drewna i jego zachowanie się przy różnych sposobach destrukcji. Drewnem się interesuje, jest częścią tego, czym się zajmuję, jako inżynier, leśnik i człowiek, który ma hobby budowania z drewna. Tak że, jak ja widzę przełom pnia, który jest zupełnie niecharakterystyczny dla ścinania, ale jest charakterystyczny dla łamania i do tego są w nim nacięcia pod różnymi kątami i wyglądają zupełnie, jak od piły motorowej, jak widzę wióry z piły motorowej rozsypane na częściach skrzydła, jakoby miałyby to być części brzozy, to dla mnie jest to groteska.

Myślę, że dokładniejszym, bardziej wiernym odtworzeniem tego, co myślałem, co czułem, byłoby moje wystąpienie w sejmie, kilka lat temu, kiedy to wszystko się zaczęło, jak zacząłem brać udział w Konferencji Smoleńskiej, bo wtedy lepiej pamiętałem. Dzisiaj zupełnie inaczej patrzę na to wszystko i pewnych niuansów mogę nie pamiętać.

Rozumiem. Jeśli chodzi o Pana uczestnictwo w pracach Komisji i wystąpień na Konferencjach Smoleńskich, to one były spowodowane Pana decyzją, czy też ktoś Pana do tego namówił?

Oczywiście decyzja była moja i nikt mnie do tego nie zmuszał, ale zostało to zainicjowane przez zaproszenie mnie przez komitet organizacyjny Konferencji Smoleńskiej, który organizował tę konferencję. Historia była taka, że jak byłem w Polsce 2012 roku, to rozmawiałem z różnymi ludźmi, m.in. dlatego, że istniejąca dezinformacja mnie bulwersowała i niepokoiła. Sytuacja ta była dość surrealistyczna, sprawiająca wrażenie masowej hipnozy. Wielu ludzi bało się wypowiadać na temat Smoleńska, wielu innych, poważnych ludzi na uczelni powtarzało głupstwa, zupełnie bez sensu. Dlatego szukałem ludzi, z którymi mogłem mieć inteligentną dyskusję na ten temat i z przykrością muszę powiedzieć, że wielu moich kolegów, profesorów na uczelniach nie było w stanie prowadzić takiej dyskusji. Powtarzali rzeczy niestworzone, co jest trudne do zrozumienia, szczególnie gdy jest to człowiek inteligentny, wykształcony, człowiek, którego się zna i się wie, że jest uczciwy i nie ma powodu, by mówił rzeczy, które są absurdalne. Ostatnią osobą, z którą rozmawiałem, przed rezygnacją z tego wszystkiego, był prof. Witakowski, który też z jakichś powodów na początku nie chciał powiedzieć nic na temat tego, co on o tym myśli. Tak jakby się asekurował lub bał.

W pewnym sensie to odzwierciedla niezdrową atmosferę, jaka panowała w Polsce, niewolnego kraju i niewolnych ludzi, taką atmosferę powszechnej hipnozy, takiego zahukania

Wyglądało to na coś w rodzaju lat 50, stalinowskich lat, których czasów nie znam z osobistego doświadczenia, bo urodziłem się w latach 50, ale z filmów mogę powiedzieć, to trochę przypominało narrację z „Człowieka z marmuru”. Jak to mówili w sądzie [śmiech], różne głupoty, o grupach dywersyjnych, szpiegowskich itp.

Trochę mi to przypomina „1984 rok”.

Tak, trochę to przypomina „1984 rok”. Orwell jest dobrym przykładem, ale szukałem przykładu czegoś, co miało miejsce w Polsce. Ten film przedstawiał dobrze tę propagandę, przekręcanie prawdy, wymyślanie głupot konspiracyjnych itp. Tak to wszystko przyjąłem jako człowiek z innego kraju, niejako z innej planety, przyjeżdżający do kraju, w którym już od bardzo dawna nie żył.

Tak jak to określałem w Sejmie, sytuacja w Polsce z kłamliwymi mediami przypominała jakby kreskówki japońskie, krzykliwe, te wszystkie media zakłamane, i jakby było państwo w państwie, z agenturą i kompradorskimi mafiami, z pomieszaniem góry z podziemiem, z użytecznymi idiotami, to wszystko jest po prostu bardzo dziwaczne i niezdrowe. Bardzo silnie zinfiltrowane społeczeństwo. To, że się tyle naiwnych ludzi tam znajduje. To wszystko jest bardzo trudne do ogarnięcia, dla kogoś, kto mieszka w normalnym kraju, choć muszę przyznać, że w Stanach ostatnio również zaczynają się dziać dziwne rzeczy

Wracając do Pana pytania, gdy rozmawiałem o tych tematach z prof. Witakowskim, on pokazał mi przygotowania do Konferencji Smoleńskiej, którą organizował. Ja tam miałem dwa typy komentarzy, pierwsze związane z teledetekcją i GIS. W takich wydarzeniach matematyka i fizyka były dla mnie drugorzędne. Najważniejsze byłoby widzieć scenę wypadku (Crime Scene). Tego mi brakowało. Druga sugestia była, że to wszystko było tylko po polsku. Problem był dla mnie taki, że oprócz Polaków nikt inny nie mógłby się nauczyć, co ta Konferencja ma robić. Chodziło o to, żeby włączyć w to język angielski, żeby to umiędzynarodowić. Komitet konferencji to przedyskutował i poprosił, żebym się w to włączył, do organizacji konferencji i żebym się tym zajął. […] Chodziło o to, żeby strona internetowa była również po angielsku ze wszystkimi istotnymi informacjami. Tak wszedłem w skład Komitetu Organizacyjnego Konferencji Smoleńskiej i tak się wciągnąłem w te badania.

c.d.n.


Momotoro
O mnie Momotoro

Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka