Mistrz pługa Mistrz pługa
5619
BLOG

Znów ta cholerna rocznica

Mistrz pługa Mistrz pługa Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 111

Podobno to czego uczy historia to to, że jeszcze nikogo nie nauczyła. Tę oklepaną ‘mądrość’ przypisuje się Churchillowi, Krawczukowi (https://lubimyczytac.pl/cytat/140049), Heglowi lub innym tytanom.

To być może jest prawda, ale zadziwia mnie dobre samopoczucie historyków którzy powszechnie uwielbiają ją przytaczać. Część pewnie jest przekonana, że to jakieś niezależne od nich fatum, coś jak choroba zawodowa, tyle że nie trawiąca ich samych, ale ich klientów – tych wszystkich bałwanów którzy się nie chcą ich słuchać.

Jako były korporacyjny analityk od dawna powtarzam, że tego typu problem swoje źródło ma nie w jakiejś przypisanej ludzkości niezdolności logicznego myślenia, czy słabej zdolności koncentracji. Dożywający już prawie setki Aleksander Krawczuk może znać spustoszenia dokonane przez smartfony jednak Hegla o to nie podejrzewam. Podobnie jak z nauki historii, tak i z analiz biznesowych często nic mądrego nie wynika. Bardzo często wręcz nie może, wystarczy że analiza oparta jest na błędnych (co oczywiste) lub niepełnych danych. To podstawowa przyczyna bezużyteczności.

Wszystko co następuje dalej nie ma już zwyczajnie sensu. Poprawne tezy, diagnozowanie problemów, błyskotliwa analiza. Wszystko można sobie darować jeśli operuje się na niepełnych danych, które nie uwzględniają ważne parametry. Podobnie jest gdy dane są celowo fałszowane.

Jeśli do pudełka wsadzasz g*wno, to kremówki z niego nie wyjmiesz. I dla efektu końcowego drugorzędne jest czy komuś coś się pomyliło, czy nie doczytał, czy jest leniem czy też zwyczajnym oszustem.

Historycy mają jednak nad analitykami biznesowymi znaczącą przewagę. Bycie historykiem to służba, więc nie ma znaczenia czy gada się do rzeczy, czy niekoniecznie. W historii się po prostu jest i nie ma znaczenia, czy jest się Heraklitem, czy Herostratesem.

Dzisiaj jest kolejna smutna rocznica rozpoczęcia II wojny światowej. Ponieważ wciąż żyją jej świadkowie (jak wspomniany Krawczuk) będziemy się nią jeszcze przejmować. Po tym jak wyglądały setne rocznice walk o polskość Lwowa, Bitwy Warszawskiej czy Powstań Śląskich nie mam najmniejszych wątpliwości, że podobnie będzie w Polsce wyglądać setna rocznica II wojny światowej. Wystarczy, że do sterów dorwą się najszczersi patrioci i zafundują nam tak huczne obchody, że zgodnie z planem nikt ich nie zauważy. Kluczowymi punktami będzie emisja okolicznościowych znaczków pocztowych i rajd katamaranu wokół Antarktydy, który zostanie odnotowany jedynie przez licznie zebrane na brzegu pingwiny.

Lepiej nie będzie gdyż nie będzie zapotrzebowania społecznego, które by pozwalało na przewalenie większych budżetów. Nie będzie zapotrzebowania, bo nikt nie będzie chciał przechodzić traumy przyznawania się do kluczowej roli Polski w rozpętaniu II wojny światowej.

Na razie to się nam może wydawać egotyczne, ale patrząc jak zmieniła się narracja zaledwie w ciągu mojego życia nie wątpię, że pokolenie millenialsów w wieku średnim będzie już miało właśnie egzotyczne przekonania na temat II wojny światowej. A wszystko odbędzie się właśnie dzięki historykom. To co bowiem wyprawiają obecnie historycy właśnie na to wskazuje.

Ktoś może mi zarzucić, że nie będąc historykiem nie mam aparatu do oceny pracy historyków. Każdy cech tak się broni. Historia to nie matematyka więc wiedza ekspercka historyków jest mieszaniną opinii z faktami. Laik musi jednak przyjąć taką mieszankę na wiarę, jako stuprocentowy destylat faktów. Ciężko jest udowodnić, że mamy do czynienia z bajkami. Jeśli mamy do czynienia z tytułami profesorskimi jest to praktycznie niemożliwe.

Są jednak takie aspekty historii, gdzie choć historia wciąż nie jest nauką ścisłą wykrycie czyjejś niekompetencji jest możliwe. Aby wykazać ją czarno na białym potrzebne jest coś konkretnego a tym konkretem są dokumenty. Jednym z najprostszych do weryfikacji jest mapa. Możemy sobie dyskutować o praworządności, demokracji itp. jednak to czy Kraków leży w Polsce, czy w Czechosłowacji wydaje się dzięki mapom bezdyskusyjne. Co więcej nie trzeba być kartografem by ocenić czy mapa z Krakowem w granicach Polski jest poprawna, czy też ta z Krakowem w Czechosłowacji.

I tak jak laik jest w stanie to łatwo stwierdzić, podobnie powinien równie łatwo poradzić sobie historyk. Laik o bardzo średnim ilorazie inteligencji powinien sobie poradzić z tego typu wyzwaniem dotyczącym świata współczesnego. Historyk o bardzo średnim ilorazie inteligencji jako fachowiec od przeszłości powinien sobie poradzić nie gorzej z tym samym, nawet wtedy gdy zadanie sięga w przeszłość. Od współczesnego świata nauczyłem się oczekiwać coraz mniej, dlatego nie zakładam, że fachowiec od Etrusków będzie ekspertem od samurajów, jednak jeśli jakiś profesor sam dobrowolnie zgłosi się do dyskusji o samurajach to zakładam, że zrobił to na trzeźwo. Jeśli potem jako profesor zacznie wygłaszać nieco ekscentryczne poglądy, że samuraje byli formacja armii napoleońskiej, to nie będę sprawdzać jego specjalności i usprawiedliwiać go, że jak na eksperta od Etrusków to całkiem nieźle mu poszło. Zachęcać go do kolejnej dyskusji z nadzieją, że się wyrobi i kiedyś rozwinie skrzydła. No niestety nie.

Po prostu założę, nawet bez oceniania jego osoby, że się myli i jego udział w dyskusji był mało wartościowy. Wiem, wiem, jestem brutalny. Taka moja podła natura.

Aby nie przedłużać daruję sobie przywoływanie tego co piszę od lat o idiotyzmach obecnych w narracji ‘historycznej’ na temat Polski. Skupię się na tym co jest tu i teraz.

We wrześniu 2021 jednym z najważniejszych źródeł wiedzy o świecie jest platforma Netflix. Na tej platformie można poznać też historię. Obecnie jest tam serial „Najważniejsze wydarzenia II wojny światowej w kolorze”. Serial kusi zapowiedzią, że są tam rzadkie zdjęcia z całego świata fachowo odtworzone w pełnym kolorze opowiadają historię w sposób nie widziany do tej pory.

Serial jest z 2019 roku ale nie poraża jakością kolorowania. Widziałem kiedyś na youtubie pokolorowanych przez jakiegoś amatora „Czterech pancernych”. Mimo iż on użył jakiegoś powszechnie dostępnego oprogramowania efekt wyglądał porównywalnie. Jakość więc tego nowatorskiego pokazania II wojny mnie malkontenta nie ujęła. To co jednak mnie załamało to mapy.

Już na samym początku, w pierwszym odcinku „Blitzkrieg”, tuż za czołówką serialu „Greatest event of WW2 in colour”, w 1 minucie 22 sekundzie, widzimy mapę Europy na której nad Niemcami pojawia się swastyka. Swastyka ta kładzie ponury cień nad Polską, od Poznania, przez Wrocław, Opole po Kraków, bo Polska na tej mapie sięga po linię Odry. Ktoś powie, że pomyliłem leki i nie zauważyłem, że to mapa powojenna.

Nie sądzę. Są na niej Prusy Wschodnie, ale sięgające jedynie po Elbląg i Ostródę. Gdańsk dziękować bogu należy do Polski. Niestety bez Lwowa, a nawet Rzeszowa, bo te znajdują się na Ukrainie.

Sytuacja prawna Ukrainy jak i Białorusi na tej mapie jest niejasna. Podobnie jak Estonia, Litwa i Łotwa są chyba integralną częścią ZSRR, w przeciwieństwie do Kazachstanu i Azerbejdżanu. Nie jestem historykiem więc nie znam statusu prawnego poszczególnych republik radzieckich. Moja ocena sytuacji Ukrainy i Azerbejdżanu w ZSRR może być błędna. Jestem jednak pewien, że przed wojną II Rzesza w anschlussie wchłonęła Austrię, ale bez Jugosławii, Grecji, Belgi i Holandii. Choć być może się mylę i to jednak twórcy mapy mają rację.

Narrator od razu po czołówce wprowadza ponury nastrój.

Po porażce w I wojnie dumny naród niemiecki jest głęboko upokorzony

Dałem tam cudzysłów bo to był cytat. Lektor czyta to nie z przekąsem, nie jako cytat, ale jako przedstawienie faktów.

Dalej jest oczywiście na smutno, bo to wstyd, że silne państwo przemysłowe jest robione w konia.

Wyjaśnia nam to potem pierwszy profesor – specjalista od historii militarnej Geoffrey Wawro z Uniwersytetu Północnego Teksasu. To jest facet który współpracuje z History Channel więc można mu zaufać.

Wielką niemiecką smutę po Wersalu opisuje też profesor Saul David, profesor o podobnej specjalizacji z Uniwersytetu Buckingham. Ten też robi takie smutne miny, opisując jak bardzo Niemcy cierpieli przez traktat, który sugerował, że to Niemcy rozpoczęły I wojnę światową, że zacząłem się zastanawiać, czy aby to w ogóle miało miejsce. Może to tylko złe języki przypisują Niemcom rozpoczynanie wojen światowych?

Potem przychodzi narrator i pyta dramatycznie:

Jak taki potężny naród mógł przegrać? I dlaczego ma oddać ziemie gorszym narodom

Cudzysłów znów pochodzi ode mnie, bo jest to cytat polskich napisów z Netflixa. Narrator nie cytuje tutaj kogoś tylko zadaje dramatyczne pytania.

W 2 minucie 4 sekundach pojawia się bardziej dokładna mapa. Niemcy są jeszcze bez Austrii. Nasz korytarz do Bałtyku jest szeroki, od Kościerzyny po Pasłęk, z naszym Gdańskiem. Za to bez Katowic, bo granica Rzeszy jest oparta nie o górną Odrę ale Wisłę. Wszystkie okupowane przez Polskę terytoria zamorskie od Lwowa, Wilna po Brześć są już oczywiście w granicach krajów czy też republik sowieckich: Litwy Białorusi i Ukrainy.

To co tu się dzieje w wyniku traktatu Wersalskiego komentuje profesor Wawro z Północnego Teksasu:

Straty terytorialne są bolesne. Wschodnie tereny oddano Polsce i Czechom…

Tym słowom towarzyszą zmiany grafiki. Na mapie Niemcy się kurczą. Tracą całe terytorium od górnej Wisły, aż po Dolną Odrę ze Zgorzelcem włącznie!

Dopiero teraz zrozumiałem ból Niemców sto lat temu.

Dalej mamy dalsze pieprzenie profesorów, aż wchodzi do akcji dr Peter Lieb z Poczdamu w Niemczech. On dołącza do ględzenia o tym jak to Hitler odnosił sukces na początku. W zasadzie nikt z 3 profesorów nie wyjaśniał, że poza złością za Wersal Niemcy mieli spore problemy ekonomiczne, nawet nie związane z reparacjami. Nie znający historii widz w zasadzie może odnieść wrażenie, że Hitler od razu po I wojnie zabrał się za sklejanie dumy Niemiec.

Znów pojawia się mapa, tym razem Niemcy odebrali Polsce Zgorzelec i znów opierają się o górną Wisłę. Polska opiera się o Bug.

Profesor Wawro przypomina, że niemiecka populacja będzie mogła się rozwijać na wschodzie.

Tu oczywiście nie mogę się powstrzymać, gdyż jak osobiście sprawdziłem, jest to przyjmowana jako fakt przez wszystkich historyków kompletna bzdura. Wszyscy akademicy przyjmują to kłamstwo Hitlera ze zrozumieniem. Jako konieczność, może niesympatyczną, ale jednak oczywistość.

Było to zwykłe kłamstwo, gdyż Niemcy po I wojnie światowej staczali się demograficznie jeszcze gorzej niż obecnie. Hitlerowi udało się zatrzymać zabójcza zapaść demograficzną, ale o żadnej potrzebie dodatkowej przestrzeni dla rosnącej populacji Niemców nie było mowy. Była to kompletna bzdura i czas najwyższy, by w końcu dotarło to do historyków – tych leniwych durni od przepisywania przypisów ich starszych kolegów.

Wawro tłumaczy też, że Niemcy potrzebowali tej przestrzeni, żeby zebrać zasoby do walki z potworem bolszewizmu, w którym Hitler miał upatrywać śmiertelnego wroga faszyzmu.

Widzimy więc w jakim kierunku to zmierza. Polska po prostu niepotrzebnie wlazła niczym jelonek na autostradę.

Za to Czesi mają przerąbane, bo mają złoża żelaza. Dziwne jednak, że nikt nie zauważa potem, że Norwegia miała złoża wolframu. Hitler atakuje Norwegię, bo potrzebuje rudy żelaza. Widać mało mu tej z Czech. W 18 minucie widzimy mapę, gdzie Niemcy zajmują Norwegię jeszcze przed zajęciem Polski i Czechosłowacji. Przyznajmy, jest to nieco zagmatwane. Hitler potrzebował żelaza i tyle.

Przyznaję za to, że przyjemnie ogląda się przemawiającego - nawet słabo pokolorowanego - Chamberlaina. W kolorze jest to polityk nowoczesny, ten rodzaj zadowolonego z siebie idioty, który świetnie pasowałby do Brukseli.

Potem do grona ekspertów dołącza James Holland, autor książki „The War in the West”. Opowiada o słynnym machaniu karteczką na lotnisku. Znów widzimy zadowolonego z siebie Chamberlaina.

Narrator mówi że Francja i Brytania martwią się, że kolejny ruch Hitlera to będzie Polska.

W napisach po polsku czytamy, że martwi się Francja ale z Belgią.

Ustalają granicę. Jeśli Hitler najedzie Polskę to wypowiedzą mu wojnę.

Hitler jednak ma się bardziej bać reakcji swojego ideologicznego przeciwnika Stalina, dlatego zawiera z nim pakt o nieagresji.

Podobno Niemcy z ZSRR ujawniają swoje plany 1 września gdy Niemcy atakują zachodnią Polskę.

Polskie wojsko na koniach nie może się równać z Niemieckimi pancernikami

Te słowa wypowiada lektor, a w tle na konikach pędzą ułani.

Wiadomo, emisja CO2 spowodowała, że niemożliwa jest już jazda kuligiem przez Bałtyk. Cóż polscy ułani mogą zrobić niemieckim pancernikom? Z tego co słyszałem nawet jeden nie dojechał do Schleswig-Holsteina, który ostrzeliwał Westerplatte.

A nie, przepraszam, to znów jakiś lapsus polskiej wersji językowej.

No nic. Polacy na konikach jadą gdzieś galopem z zaprzęgami. Pędzą na złamanie karku więc słabo widać czy wywożą armaty, czy też swój nikczemny dobytek.

Podobno bohatersko stają do walki. Nie widać jednak, żeby strzelali.

Przynajmniej lektor wie, że ZSRR atakuje Polskę 16 dni później od wschodu.

Profesor Saul David tłumaczy to tak, że „To bardzo cyniczny układ. Rosjanie mają dzięki temu wolną rękę i tereny wschodnie. Wiele z tych ziem utracili pod koniec I wojny światowej.”

Tu oczywiście nie pada to co jest istotne, że Rosjanie zagarnęli także ziemie, które poza początkiem I wojny światowej na skutek chwilowej słabości Austro-Węgier, nigdy nie znajdowały się w posiadaniu Rosji!

No ale o tym przecież nie wie 99,9% Polaków więc nie wymagajmy detalizmu od profesora Davida. Przynajmniej mówi, że Polskę podzielono po połowie.

Dalej jest Polska wspomniana, że pokonanie Polaków niemieckiemu wojsku zajęło 20 dni.

Niemcy wygrali ale dostali łomot, stracili sporo uzbrojonych pojazdów. W tle widzimy jak Niemcy chodzą z zaskoczeniem wokół wykolejonego pociągu pancernego. Na moje oko to pociąg ten wygląda dość podobnie do pociągu pancernego ‘Danuta’ ale widzę też pewne różnice i nie jestem ekspertem od pociągów pancernych. Nie zdziwiłbym się jednak, gdyby to był polski pociąg pancerny. Światowy widz oczywiście o tym nawet nie pomyśli. Co najwyżej zdziwi się jak to polscy ułani lancami wykończyli niemiecki pociąg pancerny, taki z działami, wieżyczkami itd. Polak potrafi więc możemy dumnie wypiąć pierś!

Profesor Sönke Neitzel z Uniwersytetu w Poczdamie mówi wprost, że nie mamy dobrze wyszkolonych żołnierzy, zaopatrzenia, amunicji, że Polska dowiodła, że nie jesteśmy w stanie walczyć z prawdziwej armii, a Francja ma prawdziwą armię. W polskich napisach wybrano, że z porządną armią. Tak czy siak rozumiem, że prof. Neitzel sugeruje, iż polska armia z która wygrali Niemcy przy pomocy sowietów nie była prawdziwą armią. Dopiero Francja była.

Przełknąłem to jakoś, tym łatwiej, że zaciekawiło mnie, że Neitzel mówi per ‘my’ a nie robi wrażenia nazisty.

A tak, bo zaraz potem zadaje pytanie:

Jak my, Niemcy możemy wygrać? Nie ma mowy. Przegramy.”

W tle, na spotkanie z największą armią Europy jadą na motocyklach Niemcy. Jadą ku przeznaczeniu mijając tablicę: Gromady Witkowa, Gminy Kamieniec Pomorski w powiecie Sępoleńskim.

Dr Peter Lieb tłumaczy, że biedny Wehrmacht stał się bardzo zależny od koni, jeśli chodzi o transport.

Stał się.

Zapewne po przygodzie w Polsce. Kto z kim przystaje takim się staje.

A może to jednak nie było tak, że tylko Polacy jeździli na konikach, a każdy cywilizowany zachodnioeuropejczyk samochodem?

Gdy pokazują zdjęcia ewakuacji pod Dunkierką widać tylko żołnierzy angielskich na drewnianych szalupach i bombardujące Stukasy. Nikt nie mówi jednak, że angielscy żołnierze w drewnianych szalupach nie mieli szans przeciwko metalowym samolotom Luftwaffe.

Obraz Polski jest już jednak ustalony. Nic to, że broniła się lepiej niż Francja, mimo iż była zaatakowana z dwóch stron, zamiast bronić się przed jednym przeciwnikiem z sojusznikiem u boku. To Polska jest obiektem szyderstw, synonimem nieporadnej obrony.

(Jak w filmie „Chick Fight” z 2020 gdzie główna bohaterka nie potrafi walczyć, dostaje łomot i traci przytomność, a na pytanie jak jej poszło słyszy odpowiedź, że tak jak Polsce w 39, czyli że było słabo, bardzo słabo. To wie nawet Afroamerykanka w tym filmie)

Profesory w dokumencie zgodnie tłumaczą Francję, że Niemcy wprowadzili nowe taktyki, zastosowali bombowce nurkujące, radio i zmotoryzowane oddziały. Co najmniej jakby to była jakaś nowość w 1940. Jakby w Polsce w 39 tego nie było!

Tak to przynajmniej widzi światowy, niezorientowany widz. Dzięki ekspansji Netflixa będzie za dekadę widział to tak samo widz polski. Dlatego setna rocznica będzie wyglądała żałośnie. Nie dość, że nikogo nie będzie obchodzić, to poza żałobą będzie też rocznicą wstydliwą, gdyż rocznicą nieporadności.

Nieporadność w dbaniu o własną politykę historyczną i edukację w zasadzie to uczucie usprawiedliwi. Jeżeli nie tylko nie dbamy o swoje, ale jeszcze dajemy się kulturalnie kolonizować, to na nic lepszego bym nie liczył.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura