W bimbie, czyli w tramwaju
W bimbie, czyli w tramwaju
LechGalicki LechGalicki
193
BLOG

Bimba, czyli tramwaj na miejskim torze

LechGalicki LechGalicki Kultura Obserwuj notkę 0

Lech Galicki                                                                                     



   Szczecin. Przystanek na placu Grunwaldzkim. Tłum oczekuje na tramwaje linii 1, 4, 5, 11, 12. Pan Roman S., zapytany dlaczego jeździ tramwajem, głośno medytuje: – W Krakowie, na pętli, tam ludzie skaczą koło cmentarza Rakowieckiego. Jedna pani skakała z pierwszego wozu. To było metr ode mnie. Szczęście, że tak blisko stałem i się nie zagapiłem. Chwyciłem ją w ramiona. A tak, na mur, nogi by kobiecie obcięło. Tam w Krakowie mówią, że tramwaje nie jeżdżą, tylko chodzą: z Bronowic do Rakowic, z Rakowic do Bronowic...
  Motorniczy tramwaju linii nr 1 mówi: – Staram się obserwować w lusterku kto i  kiedy wsiadaczy wysiada. To jest bardzo ważne, bo na przykład kiedy w tłumie wysiada kobieta z wózkiem– nie widać jej. Trzeba wypatrywać i bardzo uważać. Jak na ironię, po chwili, w tym samym tramwaju.

  Marek Tobolewski opowiada: – Wybrałem się z czteroletnim wnuczkiem
na wycieczkę tramwajowo - rowerową. Gdy dojechaliśmy na miejsce, próbowałem wysiąść, ale motorniczy przytrzasnął drzwiami rower. Zawołałem: stój!, a on rusza. Tramwaj przystanął dopiero po dłuższym czasie i prowadzący go długo mnie nie wypuszczał. Przez lusterko nas obserwował. Jeszcze w życiu nie spotkała mnie taka złośliwość.
  Pętla tramwajowa nad jeziorem Głębokie. Motorniczy „dziewiątki”: – Na pulpicie znajduje się wszystko: kontrolki, kasowniki, radiotelefon, woltomierz, ogrzewanie, stacyjka, światła, wycieraczki. Przed wojskiem pracowałem na kolei jako konduktor. Zostałem w Szczecinie i jestem motorniczym. Bardzo lubię jazdę tramwajem. Coś się zawsze dzieje. To kolizja, to wypadek. Niedawno wyszedł mi mężczyzna na tory. Raczej poślizgnął się na tłuszczu i upadł na szyny. Trup na miejscu. Głowę mu ucięło. Podobno głowa toczyła się po bruku i mówiła jakieś słowo. Nie chce się wierzyć. Ale tak było. Przeżyłem i jeżdżę dalej.
                                                            
image          

    – Z czym kojarzy mi się tramwaj? – zastanawia się Kazimierz Kubiak. – Tramwaj to po poznańsku bimba*. Ja jestem z Poznania i z tymi bimbami miałem do czynienia. Zielone były. Bardzo ładne. Ojciec przyjechał do Szczecina razem z profesorem Piotrem Zarembą. Do pracy.
I nas z matką po dwóch latach ściągnął. Odcinki między przystankami nie są długie, więc i rozmowy trwają czasem tylko chwilę.
  – A ja jestem samotna. Teraz mnie na nic nie stać – narzeka Krystyna Jastrzębska. – Za komuny dostałam pobory i doskonale żyłam. I dom sobie kupiłam, i dziecko wykształciłam, i matkę utrzymałam, bo mąż szybko umarł, a teraz dostaję tyle co kot napłakał. Nie starcza na
opłaty. Mam 74 lata. To nieprawda, że za komuny był w sklepach przede wszystkim ocet. Bułki też były. O, przepraszam. Tu wysiadam.
  – Niektórzy lubią jeździć tramwajami – dyszy mi do ucha pan Julian. – W tłoku próbowałem kiedyś jednej pani ustąpić miejsca. Obraziła się! Nawet chciała mi dać kuksańca. Powiedziała, że jest jeszcze młoda. I bądź tu uprzejmy, Polaku.
    Na przystanku grupa roześmianych dziewczyn. Małgorzata chodzi do liceum ekonomicznego. – W tym roku kanar chwycił mnie już trzy razy – tłumaczy. – Cały czas jeżdżę na gapę. I to nie jest tak, że nie kupuję biletów, bo nie mam pieniędzy. Po prostu – specjalnie zapominam. Wsiadam do tramwaju jak do własnego samochodu. Jeżdżę cztery lub pięć razy dziennie, to i tak na swoje wychodzę. Kanar mnie złapał. Podałam mu swoje dane. Prawdziwe. Karę zapłaciłam na miejscu. A potem zaczęliśmy rozmawiać. Pytał czy mam rodzinę, spod jakiego jestem znaku zodiaku. Na luzie. Bo wie pan, są takie chwile, gdy człowiek chce być sam, gdy coś go boli, albo gdy na wagary idzie. To wtedy wsiada do tramwaju i jeździ.

                                                                image
   Motorniczy: – Proszę spojrzeć, w lusterku wszystko widać. Ale nie ma czasu na głupie podglądanie. Niektórzy mówią, że jak się długo wytrzymuje w przedsiębiorstwie, na tramwajach czy na autobusach, to nie jest się zupełnie normalnym człowiekiem. Każdy ma jakiegoś bzika. „Siódemką” jeździ mi się bardzo dobrze, „ósemką” też – jest dużo ludzi, a ja nie lubię pustego tramwaju.
   Obok mnie kiwa się, podśpiewując sobie pod nosem, starszy mężczyzna. – Dlaczego jeżdżę tramwajem? Bo mam małą rentę. Jak mi pan nie wierzy, to pokażę odcinek. Jestem lwowiakiem. Ha, ha, proszę pana, co ja będę dużo gadał. Proszę zobaczyć mój dowód osobisty. Ja
go pokazuję ludziom. Wi pan o co mi się rozchodzi? Tu pisze: Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich. A ja się przed wojną tam urodziłem. I dlaczego mi tak wpisali? Mnie to denerwuje. Nie chciałem podpisywać sowieckiego  obywatelstwa i dlatego musiałem wyjechać ze Lwowa. Do Szczecina. Za komuny. Od 1948 roku jestem tutaj. Już nie mam zbyt dużo czasu. Niech pan słucha: – Kaj tu Jóźku, nie rób hecy, jak ty idziesz, tak se mów, ciebi tramwaj klepni w plecy, idziesz sobi zawsze zdrów.

   No, chyba teraz jasne, jestem Józiek ze Lwowa, do cholery.                                                              image

      Mówią, że gdy ludzie rozmawiają ze sobą, wówczas nie wybuchają wojny. Tak więc twórzmy pokój na ziemi, którą mamy czynić poddaną. Tyle ran jej zadaliśmy, że słów brakuje, aby to opisać. A może strach nas niewysłowiony ogarnia przed dokonaniem z czynów naszych przodków i nas samych w tej bolesnej sprawie rachunku sumienia? Potrzebne są słowa prawdy, a nie gładkie słówka. Doczekaliśmy przecież wolności słowa. Możemy bez lęku i oporu artykułować, w sposób szlachetny wyrzucać z siebie nasze myśli i przekonania - w mowie i piśmie. Ale nie przeklinać, nie przeklinać...

      Zdarzenie tramwajowe:Był rok 1967, „szóstka” jeździła w Szczecinie jeszcze trasą przez ulicę Wyszaka – snuje wspomnienie pan Ernest, mój współpasażer z tramwaju nr 9. – Wracałem z pracy. W domu czekała na mnie żona, w odmiennym stanie. Motorniczy rozpędził pojazd. Nie zatrzymał się obok kościoła narodowego, a dopiero przed samym zakrętem zaczął hamować. Potężna siła odśrodkowa wyrzuciła tramwaj z toru. Wszystko działo się bardzo szybko. Ludźmi rzucało na wszystkie strony. Wielki brzęk – pękły szyby. Właśnie przez nie wiele osób potraciło górne i dolne kończyny. Cięły jak noże. Pogotowie kursowało raz po raz. Ratowano dających najmniejsze oznaki życia.– A pan? – Obudziłem się nad ranem – mówi pan Ernest. – W kostnicy. Leżałem w otwartej trumnie, z wypisanym in blanco aktem zgonu. Z lewej strony truposze, z prawej też. Pięćdziesiąt sześć ofiar. Ja byłem pięćdziesiąty siódmy. Tyle że żyłem. Zimno. Co miałem robić? Wygramoliłem się z trumny, usiadłem na jej boku i kimałem. Chciałem zrobić jakiś ruch, dać znak, że żyję, ale nie mogłem. Potem stwierdzono u mnie: oskalpowanie, wybite zęby górne i dolne, zmiażdżony prawy bok, naruszony kręgosłup, żółtaczkę mechaniczną i kompletny zanik pamięci. Tak mi zachorowała ta pamięć, że wiem, co było przed wypadkiem, języki, których dawniej się nauczyłem – znam, a patrz pan: co jadłem wczoraj na obiad – wylatuje z głowy. Wiele spraw muszę zapisywać na bieżąco. Przed wypadkiem tramwajowym miałem gęste i czarne jak kruk włosy, a później wiadomo – oskalpowanie i blizny. Na początku dwa razy perukę dostałem, potem musiałem za swoje pieniądze kupować. Odszkodowanie dostałem takie, że można było kupić za nie buty i płaszcz ortalionowy. Pan Ernest na pożegnanie wzdycha: – Ponad dziewięćdziesiąt procent pasażerów, którzy przeżyli tę katastrofę, załamało się psychicznie. A ja pod mostem nie mieszkam, dorabiam, żyję i znowu jeżdżę tramwajem.

    Kioskarz: – My wszyscy, Polacy, tak jak tramwaj – jedziemy tą samą trasą. Taką mamy demokrację. Co mi z demokracji, gdy ja strajkowałem, leżałem na podłodze i niczego się nie dorobiłem. Niektórzy zrobili kariery. A ja, ten szary ze stoczni, siedzę w kiosku. Moje życie to 14 godzin pracy, dom, spać i codziennie tym samym torem. W tramwaju słychać: – Dzień
dobry panie inżynierze, dzień dobry panie docencie, dzień dobry panie profesorze. Kiedyś zapytałem dla żartu: – Czy jest tutaj hydraulik, bo chcę spłuczkę zamontować? A oni: – Ależ proszę pana, hydraulik jeździ dobrym samochodem. – Więc kto jeździ tramwajem? – pytam. - No, normalni ludzie chyba, ni?

  Lech Galicki  

Aneks 1. :   

    23 sierpnia 1879 roku nastąpiło w Szczecinie otwarcie pierwszej linii tramwaju konnego Łękno (Westend) – ulica Staszica (Elysium) o długości 5,03 km. W tym samym roku uruchomiono drugą linię relacji Golęcino (Franendorf) – aleja 3 Maja (Odertor) o długości 6,33 km. Tramwaje kursowały z częstotliwością co 12 minut. Do ich obsługi zbudowano dwie zajezdnie przy ulicy Piotra Skargi i na Golęcinie. 5 maja 1896 roku zawarto umowę z Towarzystwem Elektrycznym z Berlina o budowę tramwaju elektrycznego. 4 lipca 1897 roku pierwszy tramwaj o napędzie elektrycznym przejechał po trasie o długości 2,6 kilometra z Łękna do obecnej ulicy Wyszyńskiego. Była to dwutorowa trasa z szyn typu „Phoenix”. Wprowadzenie energii elektrycznej do poruszania taboru tramwajowego stało się przełomowym momentem rozwoju miejskiego transportu pasażerskiego. 4 i 5 maja 1945 roku przybyła z Poznania grupa pierwszych osadników w liczbie 678 osób. W grupie tej znalazła się delegacja poznańskich tramwajarzy, która pojęła się organizacji komunikacji miejskiej w powojennym Szczecinie. 12 sierpnia 1945 roku uruchomiono pierwszą linię tramwajową nr 3. Łączyła ona Dworzec Główny z Lasem Arkońskim przez aleję Niepodległości, plac Żołnierza, ulice Roosvelta i Arkońską12.                                                  

Lech Galicki

Aneks2.:

* Bimba, to tramwaj w Poznaniu.

- Stary lete na bimbe bo odjedzie z przystanku.

 -Zosia mów głośniej bo jak ta bimba piszczy na zakryncie to cie nie słyszę.

 - Kopsnij złotówe na bimbe bo mi sie bejmy skończyły

 -Tej, widziałeś jak tyn kanar wyskakiwał z bimby?

                                                    Aneks3.:


Tekst piosenki
Nocnym tramwajem wiozę cię
Puste przystanki - żaden nasz
Każdym neonem mówisz - nie
Przestałaś płakać
Sypią się iskry - tramwaj gna

Przeczekajmy tutaj noc
(tutaj noc)
Dzień zatrzyma tramwaj ten
(tramwaj ten)
Elektrycznie krzyczę - chciej
Ocal nas

Nocnym tramwajem porwę cię
Na pętlę samą
Po tych ciemnościach może być
Już tylko jaśniej

Przeczekajmy tutaj noc
(tutaj noc)
Dzień zatrzyma tramwaj ten
(tramwaj ten)
Elektrycznie krzyczę - chciej
Ocal nas

Przeczekajmy tutaj noc
(tutaj noc)
Dzień zatrzyma tramwaj ten
(tramwaj ten)
Elektrycznie krzyczę - chciej
Ocal nas...

 Grzegorz Ciechowski
Muzyka: Grzegorz Ciechowski, Zbigniew Krzywański                           

                                                                                                             

Serial o poszukiwaniu pracy.  W rolach głównych: Katarzyna Duda i Lech Galicki

Real. Witryna Pracy 50+ TVP Szczecin

                                                                                    K O N I E C

LechGalicki
O mnie LechGalicki

Lech Galicki, ur. 29 I 1955, w domu rodzinnym przy ulicy Stanisława Moniuszki 4 (Jasne Błonia) w Szczecinie. Dziennikarz, prozaik, poeta. Pseud.: (gal), Krzysztof Berg, Marcin Wodnicki. Syn Władysława i Stanisławy z domu Przybeckiej. Syn: Marcin. Ukończył studia ekonomiczne na Politechnice Szczecińskiej; studiował również język niemiecki w Goethe Institut w Berlinie. Odbył roczną aplikację dziennikarską w tygodniku „Morze i Ziemia”. Pracował jako dziennikarz w rozmaitych periodykach. Był zastępcą redaktora naczelnego dwutygodnika „Kościół nad Odrą i Bałtykiem”. Od 1995 współpracuje z PR Szczecin, dla którego przygotowuje reportaże, audycje autorskie, słuchowisko („Grona Grudnia” w ramach „Szczecińskiej Trylogii Grudnia.”), pisze reżyserowane przez redaktor Agatę Foltyn z Polskiego Radia Szczecin słuchowiska poetyckie: Ktoś Inny, Urodziłem się (z udziałem aktorów: Beaty Zygarlickiej, Adama Zycha, Edwarda Żentary) oraz tworzy i czyta na antenie cykliczne felietony. Podróżował do Anglii, Dani, RFN, Belgii; w latach 1988 – 1993 przebywał w Berlinie Zachodnim. Od 1996 prowadzi warsztaty dziennikarskie dla młodzieży polskiej, białoruskiej i ukraińskiej w Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej. Jest członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i Związku Zawodowego Dziennikarzy. W 1994 otrzymał nagrodę specjalną SDP za różnorodną twórczość dziennikarską i literacką. Wyróżniany wielokrotnie przez polskie bractwa i grupy poetyckie. Od 2011 prowadzi w Szczecińskim Domu Kombatanta i Pioniera Ziemi Szczecińskiej: Teatr Empatia (nagrodzony za osiągnięcia artystyczne przez Prezydenta miasta Szczecin), pisze scenariusze, reżyseruje spektakle, w których także występuje, podobnie okazjonalnie gra główną rolę w miniserialu filmowym. Jako dziennikarz debiutował w 1971 roku w tygodniku „Na przełaj”. Debiut literacki: Drzewo-Stan (1993). Opublikował następujące książki poetyckie: Drzewo-Stan. Szczecin: Szczecińskie Wydawnictwo Archidiecezjalne „ Ottonianum”, 1993; Ktoś Inny. Tamże, 1995; Efekt motyla. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 1999. Cisza. Szczecin: Wyd. Promocyjne „Albatros”, 2003, KrzykOkrzyk, Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2004. Lamentacje za jeden uśmiech. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2005. Tentato. Zapamiętnik znaleziony w chaosie. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2007. Lawa rozmowy o Polsce. Współautor. Kraków: Solidarni 2010, Arcana, 2012, Antologia Smoleńska 96 wierszy. Współautor, wyd. Solidarni 2010, rok wyd.2015. Proza, reportaże, felietony: Trzask czasu, Czarnków: Interak, 1994; Na oka dnie (wspólnie z Agatą Foltyn) Szczecin: Wydawnictwo Promocyjne „Albatros”), 1997, Jozajtis, Szczecin, Wyd. „PoNaD”, 1999, Sennik Lunatyka, Szczecin: Wyd. Promocyjne „ Albatros”, 2000, Dum – Dum. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2000, Dum –Dum 2. Tamże, 2001, Punkt G., Tamże, 2002, Dziękuję za rozmowę. Zszywka czasu. Tamże, 2003. RECENZJE Charakterystyczne dla „metafizycznych” tomów poezji Galickiego jest połączenie wierszy oraz fotografii Marka Poźniaka (w najważniejszym tomie Ktoś Inny są to zdjęcia kostiumów teatralnych Piera Georgia Furlana), stanowiących tyleż dopełniającą się całość, co dwa zupełnie autonomiczne zjawiska artystyczne, jednocześnie próbujące być świadectwem poszukiwania i zatrzymywania przez sztukę prześwitów Wieczności. Marzenia mają moc przełamania własnego zranienia, ocalenia świadomości boleśnie naznaczonej czasem, przemijaniem, śmiercią. Prowadzą do odnajdywania w sobie śladów nieistniejącego już raju i harmonii. Charakterystyczna jest przekładalność zapisu słownego na muzyczny i plastyczny. Reportaże i felietony Galickiego dotyczą zawsze najbliższej rzeczywistości: ułamki rozmów i spotkań w tramwaju, migawki spostrzeżeń, codzienność w jej często przytłaczającym wymiarze. Zapiski zaskakują trafną, skrótową diagnozą sytuacji życiowej bohaterów. Galicki balansuje pomiędzy oczywistością a niezwykłością zjawiska, powszedniością sytuacji, a często poetyckim językiem jej przedstawienia. Oderwanie opisywanych zdarzeń od pierwotnego kontekstu publikacji („Kościół nad Odrą i Bałtykiem”, PR Szczecin) czyni z minireportaży swoistą metaforę, usiłującą odnaleźć w ułamkach codzienności porządkujący je sens. Podobnie dzieje się w felietonach z założenia interwencyjnych (Dum – Dum, Dum – Dum 2): autor poszukuje uogólnienia, czy też analogii pomiędzy tym co jednostkowe a tym, co ogólne, wywiedzione z wiersza, anegdoty, symbolu, przeszłości. Galicki buduje świat swoich mikroopowiadań również z ułamków przeszłości (np. historia Sydonii von Borck w Jozajtisie), a także z doświadczeń autobiograficznych (pamięta dzień swoich urodzin, przeżył doświadczenie wyjścia poza ciało, oraz groźną katastrofę). Piotr Urbański Powyższy artykuł biograficzny pochodzi z Literatury na Pomorzu Zachodnim do końca XX wieku, Przewodnik encyklopedyczny. Szczecin: Wydawnictwo „Kurier – Press”, 2003. Autor noty biograficznej: Piotr Lech Urbański dr hab. Od 1.10.2012 prof. nadzw. w Instytucie Filologii Klasycznej UAM. Poprzednio prof. nadzw. Uniwersytetu Szczecińskiego, dyrektor Instytutu Polonistyki i Kulturoznawstwa (2002-2008), Dokonano aktualizacji w spisie książek napisanych po opublikowaniu notatki biograficznej Lecha Galickiego i wydanych. Recenzja książki Lecha Galickiego „Dziękuję za rozmowę. Zszywka czasu”. Wydawnictwo „PoNaD”. Szczecin 2003 autorstwa (E.S) opublikowana w dwumiesięczniku literackim TOPOS [1-2 (74 75) 2004 Rok XII]: Dziękuję za rozmowę to zbiór wywiadów, artykułów prasowych, które szczeciński dziennikarz, ale także poeta i prozaik, drukował w prasie w ostatniej dekadzie. Mimo swej różnorodności, bo obok rozmowy z modelkami znajdziemy np. wywiad z Lechem Wałęsą, z chaotycznego doświadczenia przełomu wieków wyłania się obraz współczesności targanej przez sprzeczne dążenia, poszukującej jednak własnych form osobowości. Legendarne UFO, radiestezja, bioenergoterapia, spirytualizm – zjawiska, które Galicki nie obawia się opisywać, niekiedy wbrew opinii publicznej i środowisk naukowych. Prawie każdy czytelnik znajdzie w tej książce coś dla siebie – wywiady z wybitnymi artystami sąsiadują z wypowiedziami osób duchowych, opinie polityków obok opowieści o zwykłych ludzkich losach. Galicki, mimo iż w znacznej mierze osadzony jest w lokalnym środowisku Pomorza Zachodniego, dąży do ujmowania w swoich tekstach problematyki uniwersalnej i reprezentuje zupełnie inny, niż obecnie rozpowszechniony, typ dziennikarstwa. Liczy się u niego nie pogoń za sensacją, a unieruchomienie strumienia czasu przy pomocy druku. Pisze na zasadzie stop – klatek tworząc skomplikowany, niekiedy wręcz wymykający się spod kontroli obraz naszych czasów. (E.S.).

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura